Ranczo Skinwalkera 2006 - 2020r. cz. I

 Ranczo skinwalkera — to chyba mój najbardziej ulubiony temat. Książka Knappa i Kellehera oraz raporty grupy badawczej NIDS napędzały moją chęć nauki angielskiego, aby móc się bardziej zgłębić w wątku. I choć fenomen w pewnym momencie jakby zamarł, a Bigelow w 2016 roku po dwóch dekadach sprzedał ranczo, to od czasu powstania pierwszej książki działo się tam wiele. W tym artykule chciałbym się skoncentrować właśnie na późniejszych wydarzeniach. Zainteresowany czytelnik znajdzie w internecie choćby na naszym byłym "forum Infra" artykuł opisujący wydarzenia na podstawie książki z 2005 roku. Przyznam, że zawsze było moim marzeniem, aby odwiedzić to miejsce, a najchętniej spędzić tam kilka tygodni urlopu. Jednak z czasem, a zwłaszcza w ostatnich latach pojawiło się wiele informacji ukazujących nieprzychylne aspekty — ba! wręcz niebezpieczne.



Najpóźniej po ostatniej książce "Skinwalkers at the Pentagon", Kellehera Knappa, i Jamesa T. Lacatskiego, czytelnicy dowiedzieli się oficjalnie, o tym co wśród zainteresowanych krążyło jako pewne plotki. Chodzi mianowicie o zaskakujący związek pomiędzy magnatem hotelarskim i właścicielem rancza Roberta Bigelowa a Programem Zastosowań Zaawansowanych Systemów Broni Kosmicznej Agencji Wywiadu Obronnego (AAWSAP). Agencja Wywiadowcza Departamentu Obrony ( DIA) z wiadomych powodów była zainteresowana tym, co się dzieje na ranczu. Fenomen, który powoduje, że dorośli, silni ludzie w przeciągu kilku chwil stają się płaksami w największym stanie depresji, wydaje się być dla wojskowych łakomym kąskiem — dlaczego nie dowiedzieć się jak to funkcjonuje? Myślę, że to chyba najlepszy moment wejścia w nowsze wydarzenia (chociaż starsze incydenty nadal są bardzo ciekawe   ale  już oklepane). To właśnie dr inż. James T. Lacatski — agent wywiadu wojskowego, miał za zadanie omówić bliższą współpracę z właścicielem rancza, a fenomen   jakby tylko na to  czekał.:

Przyjechałem do Bigelowa, skąd jego samolotem polecieliśmy na słynne "Ranczo Skinwalkera". Poszliśmy do domu zarządcy rancza i usiedliśmy. To była zwykła rozmowa. Zauważyłem, że na ścianie jest kilkanaście różnych krzyży i krucyfiksów, trochę dziwny widok. Prowadzimy miłą rozmowę, a potem Bob i zarządca rancza wdali się, w nazwijmy to najlepiej, dyskusję o finansach osobistych, podczas której było mi trochę niezręcznie. Poczułem się jakby oszołomiony, pospacerowałem po pokoju i holu. Wtedy w kuchni w powietrzu pojawił się ten obiekt. Był dość wyraźny. Odwróciłem wzrok na chwilę, ale on nadal utrzymał swoją pozycję i pozwolił mi, jak sądzę, przyjrzeć się dokładniej. To nie było złudzenie, to nie była plamka w moim oku. Był wyraźny, trójwymiarowy, miał około 18 cali wysokości, 18 cali szerokości, unosił się na środku kuchni. Tylko ja z mojego miejsca mogłem go widzieć. Po prostu pojawił się znikąd, wyglądał jak wstęga Möbiusa i po chwili zniknął. Wiesz, w moim zawodzie miałem nieraz do czynienia ze zdjęciami obiektów UFO, niewyraźne fotografie, nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś paranormalnego, a tutaj będąc 20 minut na ranczu, w odległości 3 metrów manifestuje się przede mną wyraźny obiekt, który później znika. Nie było w tym nic dramatycznego. Wróciłem do pokoju, wskazałem na krzyże na ścianie: "Czy to jest twój styl dekorowania?" Jean odpowiedziała: "O tak, to moja dekoracja. Dziwne, wiesz, zanim się pojawiliście, z łazienki wyleciał krzyż, lewitował poziomo, aż wpadł do kosza na pranie, który stoi na pralce". Poszliśmy sprawdzić to miejsce, po czym zwiedziliśmy resztę domu.

Zdarzenie niewątpliwie wywołało wielkie wrażenie na Lacatskim, być może dlatego starał się, aby DIA wydał sporą sumę na kontrakt badań na ranczu. Można sobie zadać pytanie, czy fenomen rancza zrobił to umyślnie? Iż jest ciekawy nowych przybyszy, to akurat było już znane i niekiedy naukowcy grupy NIDS nawet wykorzystywali ten fakt, będąc wtedy bardziej wyczuleni na obserwacje dziwnych anomalii. Może i pojawienie się wstęgi Möbiusa zostało specjalnie wybrane? Ktoś zwykły nie za bardzo skojarzyłby ten fakt, ale Lackatski jest naukowcem i zna ów model opisany pierwszy raz przez matematyków w XIX wieku.

Co DIA dokładnie robiło na ranczu? pozostanie na pewno tajemnicą, małego rąbka uchylili autorzy Knapp, Kelleher i Lackatski. Także były security — Chris Marx opowiadał o tym fakcie, chociaż on sam dokładnie nie wiedział lub nie chciał powiedzieć nazwy organizacji. Marx kilka razy występował w austriackim radiu "Cropfm" opowiadając o zdarzeniach na ranczu. Swoją tożsamość potwierdził dokumentami o zatrudnieniu przez firmę Bigelowa, ale także później i Knapp zaświadczył istnienie tego jegomościa i jego zażaleń do firmy miliardera. Marx zaczął pracować na ranczu, gdy fenomen prawie że wygasł i grupa badawcza NIDS została rozwiązana. Do jego zadań należało nie tylko ochrona posiadłości przed ciekawskimi, ale także dokumentowanie niezwykłych wydarzeń, jak i w pewnym stopniu eksperymentowanie, aby wywołać reakcję fenomenu. Później, gdy AAWSAP sfinalizował kontrakt z właścicielem, ochroniarze musieli swoje dzienne raporty przesyłać nie tylko do siedziby właściciela, ale kopię także pod adres "partnera" - jak go Marx nazywa, dziś wiemy, że była to Wojskowa Agencja Wywiadowcza. Prowokowanie fenomenu na ranczu przez ochroniarzy wyglądało raczej jak zabawa. Wiadomo było, że anomalie najczęściej miały miejsce w pobliżu "Homestead 2"— dawny budynek mieszkalny, dziś ruina, i to tam rozkładano na przykład drewniane klocki ze symbolami, które po krótkim czasie zmieniały swoje pozycje. Przygoda Marxa z nieznanym fenomenem zaczęła się już pierwszego dnia po przyjeździe. Po wypakowaniu plecaka i zamknięcia swojego kempingu udali się na pierwsze spotkanie zapoznawcze. Po powrocie oczom ukazał się widok jakby wybuchła tam bomba, ubrania były porozrzucane, gadżety wisiała na szafie i oknie, widocznie fenomen godnie przywitał nowych przybyszy. Innym razem jego filiżanka z kawą zmieniła pokój, jakby fenomen drwił z ochroniarza szukającego swojej kawy. Pewnego razu, gdy wieczorem pisał raport, jego drzwi wejściowe otwarły się z hukiem jakby potraktowane potężnym kopniakiem. Znając swój domek bardzo dobrze, Marx usłyszał kroki i skrzypienie podłogi w przejściu, a potem w głównym pokoju gdzie przebywał. Jednak ów coś było niewidoczne, słychać było tylko kroki i skrzypienie podłogi. To coś przeszło przez pokój, a potem  otwarły się drzwi na werandę i następne skrzypienie desek. Znów innym razem zaobserwował dziwną zabawę psów, dopiero gdy przyjrzał się bliżej, zauważył, że psy jakby komuś niewidocznemu przynosiły rzucony niewidoczny patyk. Cały przebieg wyglądał tak, że pies biegł kilka metrów, po czym jakby z ziemi coś podniósł i wracał do tego samego punktu. Dramatycznym wydarzeniem był nocny patrol, który mocno zapadł w pamięci strażnikom. Marx doznał czegoś w rodzaju bezsilności i nagłej głębokiej depresji, ów wysportowany, silny mentalnie człowiek siedział na drodze, szlochając jak małe dziecko. Nigdy przedtem ani później nie doznał podobnego załamania, jego partner musiał mu pomagać i prosić, żeby opuścili to miejsce i faktycznie mężczyzna szybko wrócił do siebie. Próba zrobienia zdjęć podczas incydentu wykazała, że były całkowicie zamazane, a bateria po kilku fotkach przestała działać. Widocznie coś musiało oddziałać na aparat foto. ponieważ przy pełnym naładowaniu (co było rutyną każdego wieczoru), można było zrobić ponad 500 zdjęć. Podczas swoich nocnych patroli security poznało dość dobrze całą okolicę, jak i zwierzęta, których przez dzień raczej nigdy nie widziano. Ranczo odwiedzały także zwierzęta, trochę inne — żeby tak to określić. Kiedyś psy zostały zaatakowane przez trzy ogromne wilki, dziwne było nie tylko że w okolicy praktycznie nie ma wilków, ale też ich nienaturalna wielkość. Psy nie stanowiły dla nich wielkiego problemu, gdy jeden z nich z ujadaniem rzucił się na napastnika, ten złapał go za bok i podrzucił w powietrze. Strzały ostrzegawcze nie zrobiły wielkiego wrażenia, dopiero naboje ze śrutem z odległości paru metrów skłoniły wilki do opuszczenia miejsca. Łuski pozostawiono na swym miejscu, by następnego dnia w pełnym świetle wrócić na miejsce wydarzenia. Nic! — żadnych śladów krwi. Z takiej odległości nie jest trudno trafić, tym bardziej takim rodzajem naboju, jednak wilków nie zraniły. Tobi był częstym gościem na wzgórzu nieopodal głównego budynku. Tak nazywano lisa, a raczej mieszankę różnych ras, niekiedy zachowywał się jak kojot lub hiena. Unikał ludzi i psów, jednak niekiedy udało się go podejść. Marx opisuje swoją przygodę, gdy zauważył jego wystające uszy za kamienia.

Księżyc świecił na tyle, że można było je zauważyć, gdy codziennie patrolujesz tę samą drogę, obserwujesz okolicę, z czasem znasz każdy kamień i jeżeli coś w obrazie zostało zmienione, rzuca ci się w oczy. Podszedłem go z boku, widziałem jego boczną część futra, ubrałem termowizor, lecz o dziwo Tobi uciekł, gdy go zdjąłem, nie wierzyłem własnym oczom, on tam nadal był. Powtórzyłem czynność, termowizor pokazywał zimne miejsce, a przecież ciało zwierzęcia, jak i człowieka ma określoną temperaturę i odpowiedni zapis, a tu nic. Czy Tobi był czymś w rodzaju hologramu?

Innym incydentem było zderzenie samochodu z tajemniczym zwierzęciem na pobliskiej drodze. Security z rancza mieli możliwość zbadania tego przypadku. Kobieta, która prowadziła pojazd, relacjonowała, iż owa kreatura pojawiła się przed samochodem tak niespodziewanie, że nie zdążyła nacisnąć hamulec. Oględziny pojazdu potwierdziły przebieg, z pękniętych części osłony zderzaka udało się uzyskać sierść, którą zapakowano do torebek i oddano do analizy. Miejsce kolizji okazało się zagadką, leżał śnieg, lecz nie było tam żadnych śladów stóp zwierzęcia. Nie wiadomo także, co wykazała analiza sierści, przynajmniej z tego, co wiemy, informacja taka nie została do tej pory opublikowana.

Kilka lat temu słuchałem wypowiedzi dr Colma Kellehera, który, opisywał wydarzenia na ranczu jako bardzo destruktywne dla badaczy. Wtedy nie wchodził w szczegóły, ale ostatnio  w audycji dla niemieckiego serwisu "Exopolitik" ponownie podjął temat:

Podczas mojej pracy na ranczu spędziłem tam w sumie kilkaset dni, od tego czasu moja żona zaczęła opowiadać o cienistych postaciach pojawiających się w naszym domu a specjalnie w sypialni. Nie były to katastrofalne wydarzenia, ale przed moją pracą w grupie NIDS nic takiego nie miało miejsca. Dla innych ludzi jednak sprawa wygląda o dużo gorzej. Kiedy w ramach programu AAWSAP na ranczu przebywało kilkunastu naukowców, było tam pięciu agentów Wywiadu Wojskowego, agentów wysokiej rangi, tacy, którzy nie przedstawiają się nazwiskiem. Każdy z nich, wszyscy pięciu doznali dramatycznych przeżyć, ale nie tylko oni, to coś zabrali ze sobą do swoich domów na Wschodnie Wybrzeże, mówimy tutaj o 2500 do 3000 mil. Nazywamy to efektem autostopowicza, jakby jakiś uporczywy duch czy coś w tym rodzaju prześladował cię na każdym kroku, ale nie tylko ciebie, twoją rodzinę i znajomych. Ludzie ci zauważali mgliste czarne coś, na zewnątrz przy oknach pojawiały się dziwne kreatury, lub kolorowe orby pływające w powietrzu w sypialniach. Żaden z tych ludzi nie miał przedtem podobnych problemów, dopiero po przebyciu pewnego czasu na ranczu, jakby coś się ich uczepiło. Coś, co wzięli do swoich domów, a tam rozpanoszyło się na dobrze wśród rodziny i przyjaciół. Schemat przypomina rozprzestrzenianie się wirusa, anomalie najpierw pojawiały się w domu, a później coraz bardziej się rozrastały, dzieci opowiadały, jak w szkole dochodziło do dziwnych zjawisk, to samo relacjonowali przyjaciele.

Bigelow i George Knapp także "zabrali" coś ze sobą, żona miliardera przeżyła chwile grozy, kiedy czarne coś jakby usiadło na jej klatce piersiowej, pozbawiając dopływu powietrza. To był także jeden z powodów, dlaczego Bigelow po 20 latach eksperymentowania na ranczu postanowił je sprzedać. Knapp w nowej książce wspomina między innymi incydenty owych agentów DIA:

Pewnego wieczoru moja żona obserwowała niebo, kiedy nad jej głową pojawiły się dwa niebieskie orby, chwilę później było ich więcej. Wołała mnie, lecz zanim wyszedłem z mojego biura w piwnicy, te rozpłynęły się w powietrzu. Innym razem zauważyła w sypialni cienistą postać wielkiego człowieka. Podczas badań AAWSAP na ranczu przebywała pewna agentka — kobieta jak żeński James Bond, wyszkolona przez wojsko, w swoim życiu wykonała tuzin specjalnych zadań na całym świecie — można powiedzieć jedna z najlepszych. Kiedyś podczas wędrówki na ranczu z dr. Kelleherem napotkali jedno z tych przedziwnych stworzeń — mieszanka bobra, małego dinozaura i czegoś jeszcze. Ów coś przebiegło koło nich, prawie że się ocierając. Kilka dni później, gdy powróciła do swojego domu, zaczęły dziać się dziwne rzeczy, prawdziwy fenomen poltergeista. Butelki z winem przemieszczały się w powietrzu, rozwalając się o ścianę, w domu było słychać ciężkie kroki, pojawiały się cieniste postacie, humanoidalne zarysy niewidzialnych istot. Jej przyjaciel był tak wystraszony, że się wyprowadził. Efekt ten utrzymywał się w domu przez kilka lat,  nie zawsze w tak dramatycznym stylu.

Jak niebezpieczne mogą być spotkania z tym fenomenem, pokazuje przypadek z Oregonu, kiedy do przejeżdżającego samochodu zbliżyły się trzy orby, a za chwilę dwa z nich pojawiły się wewnątrz pojazdu. Jak relacjonował pasażer — świetlista kula przepłynęła przez ciało kierowcy, pojawiając się z powrotem na tylnym siedzeniu. Ten człowiek w ciągu kilku dni poważnie zachorował, a symptomy były podobne do objawów odczynu popromiennego, dokładnie chodziło o wypadanie włosów. AAWSAP był zainteresowany tym incydentem, ów jegomość miał poważne problemy zdrowotne, jednak na szczęście to, co przepenetrowało jego ciało, nie przyczyniło się do powstania nowotworu. Takie efekty były znane już wcześniej, strażnicy rancza regularnie byli wysyłani na badania, tu i tam znajdowały się odpowiednie czujniki, a także rośliny, które reagowały na radioaktywność. Brandon Fugal nowy właściciel rancza także relacjonował zmienne wartości czujników, on sam jest zainteresowany działaniem fenomenu, a próby nawiązania kontaktu pozostały jak na razie mierne. Fenomen jest tak kapryśny, że rzadko daje się sprowokować, Marx relacjonował, że tylko jeden raz przez kilka lat pracy na ranczu, podczas prób, fenomen był na tyle łaskawy, że odpowiedział mu, używając włączania i wyłączania jego własnej latarki. Parę lat wcześniej dr Colm Kelleher i pewien fizyk patrolowali część rancza, gdzie znajduje się "Homestead 2" kiedy zauważyli ciemną masę poruszającą się w powietrzu. Jak dotąd odważne psy schowały się za nogi naukowców, a ów ciemne coś zbliżyło się na kilka metrów. Dr Colm Kelleher uzyskał telepatyczny przekaz, żeby "zaprzestać", po czym obaj panowie usłyszeli, że nie są w tym miejscu pożądani. Był to bezcielesny głos, który brzmiał jak głos obecnego fizyka, który powiedział dość wyraźnie: "Nie jesteś tu mile widziany. Obserwujemy cię" To wystarczyło, aby panowie szybko opuścili to miejsce. Podobna obserwacja wydarzyła się podczas nocnego patrolu, kiedy naukowcy zauważyli gwałtowny spadek temperatury — szacowany na 20 stopni różnicy. Naprzeciwko nich stała ciemna masa o humonidalnym kształcie i wysokości dwóch metrów. Wszystkich trzech panów opanował gwałtowny niepokój, uczucie którego w takiej mierze jeszcze nigdy nie znali. Szybko zawrócili, a temperatura znów się podniosła. Po dłuższej naradzie postanowili wrócić i zbadać to miejsce, jednak gdy temperatura znów zaczęła się obniżać, uczucie strachu wzięło górę, i zaprzestano. Ryan Skinner który prowadzi blog i forum dyskusyjne na temat "Rancza Skinwalkera" zaprezentował kilka lat temu skan artykułu mówiący o nieproporcjonalnej dużej ilości zachorowań na choroby autoimmunologiczne. Być może to tylko przypadek, jednak informacje pozyskane przez NIDS i AAWSAP są niepokojące, być może naprawdę stoi za tym jakaś nieznana, niebezpieczna siła.

W rozdziale ósmym nowej książki Knapp wspomina latające kule:

Widziano je tam od przynajmniej 200 lat, miały różne kolory, ale gdy zbierzemy razem wszystkie relacje, możemy zauważyć podobieństwa. Białe kule są niegroźne, jakby tylko obserwowały, nie widać u nich zamierzonego celu. Czerwone kule jakby się specjalizowały w pogoni za bydłem, wiele razy widziano, jak wpadały w środek stada, terroryzując zwierzęta. Raz pogoniły zwierzęta w dół ze wzniesienia, przy czym kilka z nich zostało poważnie poturbowanych. Niebieskie orby wielkości piłki do tenisa pojawiły się w okolicy dopiero w latach 90., te jednak okazały się za najbardziej niebezpieczne. Wyglądają, jakby w środku nich przelewała się atramentowa substancja, i tak jak wszystkie rodzaje, wykazują inteligentne właściwości. Niebieskie mają specjalne właściwości jak np.: uaktywnienie u ludzi uczucia strachu, jak i reakcję na ostry stres, jako fizjologiczną odpowiedzią organizmu na niebezpiecznego zdarzenia. Jakby im to sprawiało przyjemność lub w inny sposób potrzebowały strachu ludzi. Za czasów właścicieli Gormanów, na ranczu wydarzały się różne dziwactwa i z czasem przyzwyczajono się do tych fenomenów. Jednak niebieskie kule umiały zawsze tych dorosłych ludzi posłać na kolana. Niekiedy byli tak wystraszeni jakby "odebrano im rozum", całkiem bez widocznej przyczyny, gdy kule znikły, wszystko powracało do normy.

Być może niektórzy z was przypominają sobie zdarzenie opisane w pierwszej książce. To właśnie niebieskie orby agitowały psy ranczerów do zabawy, aż zostały zwabione do lasu. Właściciel usłyszał tylko skowyt, lecz nie odważył się opuścić werandy. Na drugi dzień znalazł trzy zwęglone pozostałości.

Czy można jakoś podsumować wydarzenia na ranczu? Trudno, ponieważ miejsce te ofiaruje cały wachlarz prawie wszystkich fenomenów — UFO, okaleczenia bydła, fenomen poltergeista, bezcielesne głosy, nieznane zwierzęta i manifestacje przedziwnych obiektów i kreatur. Można by tak wyliczać bez końca, lecz już w innym artykule, ponieważ tego nowego materiału jest tak wiele, że trudno wszystko tutaj zmieścić. Jedno jest pewne, cały fenomen, nie ważne pod jaką postacią, jest inteligentny i wybiórczy. To on się przyczynił także do tego, że Wywiad Wojskowy przybył na ranczo, aby go badać. To głównie agenci Wywiadu doznali fenomenu autostopowicza, dlaczego? Czy może dlatego, że są to najlepsi w swoim fachu, silni umysłowo? Czy dlatego fenomen ich wybrał? Bawienie się w kotka i myszkę nadal trwa, nowy właściciel — także miliarder kupił ranczo, aby móc dalej badać i rejestrować fenomen. AAWSAP rozwiązano, w Pentagonie roiło się od różnych plotek, iż wojsko bada poltergeisty i demony, nie będąc nawet w stanie w jakiś sposób zabezpieczyć własnych ludzi. Być może to tylko przykrywka i badania trwają pod inną nazwą i w taki sposób, że tylko nieliczni o tym wiedzą.

Jeszcze taka ciekawostka, w innym art. https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/2021/06/dziwne-aspekty-tajemniczych-zaginiec.html opisałem napad na nowo narodzonego cielaka i dosłowne pożarcie całej tkanki miękkiej. Ten link z blogu Georga Knappa ukazuje krótki segment video z miejsca zdarzenia, a więc dla ludzi którzy nie boją się widoku rozczłonowanego zwierzęcia. https://www.hunttheskinwalker.com/  kliknąć "Hunt the Skinwalker" w lewym górnym rogu.

Komentarze

  1. Super . Mnie ciekawi co za tym stoi. Tylko zmiennokształtny skinwalker to trochę za mało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Ranczo Skinwalker to jedna wielka niewiadoma. Tam się manifestowało chyba wszystko, kryptydy, NOL, portale do innej rzeczywistości.. Ciekawe czy kiedyś będzie nam dane dowiedzieć się co/kto za tym stoi. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Myślę że chyba nie. Na pewno nie tak szybko. Fenomen ten drwi z wszystkich, którzy chcieli go zbadać. Nawet jakby wiedział które miejsca są monitorowane i tam albo unikał swojej prezentacji, albo wybierał sztuczki jako niewidoczna postać. Na myśli mam wyrwanie drutów z jednej z kamer, która była w zasięgu filmowania innej, i chociaż była dobrze widoczna i znano dokładny czas, nie można było zobaczyć winowajcy. Jak na razie nie widzę szans, aby ludzie na ranczu byli w stanie choćby troszkę stawić czoła tej nieznanej sile. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Anonimowy. Moim zdaniem, skinwalker to tylko jedna z odsłon fenomenu. Oczywiście legendy o skinwalkerze nie muszą być podstawą tego, co się tam dzieje, ów coś wybrało tę postać tak samo, jak obiekty UFO pojawiające się nad ranczem, ów coś może przybrać każdą postać. Ciekawe jest że przez remote viewing, jeden z najlepszych w tej dziedzinie opisał podziemne instalacje i łysego humanoida. Wielkim sukcesem było to że chociaż nie wiedział, co ma oglądać, ten człowiek w swojej wizji znalazł się na ranczu i je opisał tak, że można było je zidentyfikować. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz rozwinąć o tym gościu od zdalnego postrzegania?

      Usuń
    2. @Anonimowy. A więc w wypowiedzi Knappa, to jeden z najlepszych w USA. Nazwiska nie napiszę teraz, bo już nie pamiętam, dostałem ostatnio książkę i tam na pewno jest to opisane, ale tak naprawdę jeszcze jej nawet nie rozpakowałem. W którymś art. powrócę do rancza i wtedy zrobię to, jak powinno być. Tak w skrócie, to ów pan dostał koordynaty (nie wiem jakie, różnie to się robi, niektórzy numerują cele liczbami od 1 - .... Mam nadzieję, że te koordynaty nie były długościami i szerokościami geograficznymi ; )). Podczas swojej sesji opisał to i owo, które pasuje do rancza. Ponadto widział podziemną bazę i kogoś łysego — Knapp użył określenia: "tak przecież wygląda typowy szarak".

      Kiedyś na blogu Ryana Skinnera był inna sesja zdalnego postrzegania. Podaję link: https://www.skinwalkerranch.com/files/

      Zaraz pod numerem 1. A i B — rysunek i tekst z sesji.

      Usuń
  3. Ale orby to nie ufo. Już wielkości obiektów są tak różne A jeszcze manifestacja zwierzaków i ptaków które tam wcale nie występują Pozdrówko Arku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Anonimowy : Zgodnie z definicją orby to jak najbardziej UFO, przynajmniej dopóki ktoś ich nie zidentyfikuje ;-)
      @Arkadiusz Czaja : No widzisz Areczku, to już wiadomo dlaczego był zakaz prac ziemnych bez pozwolenia poprzedniego właściciela, coś tam musi być pod ziemią na tym ranczu. Czas wyciągnąć łopatę z piwnicy, załatwić wizę i jechać sprawdzić.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. @Max Pain. Właśnie!!!!. Prace były zabronione jeszcze przez poprzedniego właściciela. Później NIDS nawet używał ciężkiego sprzętu, dokładnie koparki, żeby sprowokować fenomen, ale nie pamiętam, jaki był skutek. Kiedyś podczas robót, Gormanowie kopali dziury, aby postawić słupki, wtedy mieli niezłą przygodę, jak coś im zabrało narzędzia, a materiał spod nosa został przemieszczony w inne miejsce.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. przeciez juz dawno udowodniono ze to wszystko zwykle klamstwa, ktore lykacie jak pelikany...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę w takim razie o jakieś rzetelne opracowania lub artykuły wyjaśniające ze stuprocentową pewnością, że mamy do czynienia ze "zwykłymi kłamstwami".

      Usuń
    2. Całe szczęście, że mamy ciebie. Jaśnieoświeconego specjalistę który nie da sobie wmówić, że czarne jest czarne. Jak pożyjesz na świecie tyle lat co ja, to może się dowiesz na jakiej zasadzie działa dezinformacja. A nawet jeśli jesteśmy pelikanami to nie twoja sprawa, ale jak mawiał Ferdek Kiepski - są na tej ziemi rzeczy które nie śniły się fizjonomom. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Już kiedyś pisałem że śp. F. Kiepski mówił raczej, że nie śniły się fizjologom. "Fizjonomom" też jest zabawne ale wygląda na przekręcenie kogoś, kto niedoslyszał rozmnożone następnie przez Internet. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz mieć rację, Ferdka Kiepskiego to ja łohohoho temu ostatnio oglądałem, z biegiem lat już nie śmieszy jak kiedyś. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.