Tajemnicze zaginięcia - Jacob Gray.
Rzadko się zdarzy, aby na podstawie jednego zaginięcia, tajemniczego zaginięcia człowieka powstała dość pokaźna książka. " The Cold Vanish: Seeking the Missing in North America’s Wildlands" to opowieść autorstwa Jona Billman´a opisująca poszukiwania Jacoba Grey'a. Autor w swojej pozycji wspomina również o kilku innych zaginięciach — podobnych lub z owego regionu, co jeszcze okaże się pomocne, aby zrozumieć trudności w poszukiwaniach. Jon Billman poznał ojca Jacoba — Randy Grey´a wkrótce po zaginięciu. Od tego momentu spędzili razem wiele dni i tygodni poszukując, i sprawdzając możliwości, dokąd mógł udać się młodociany tramp. Lecz po kolei.
Jacob Gray kochał przyrodę, kochał z ojcem surfingować, czy po prostu spędzać czas na plaży w Santa Cruz w Kalifornii z kubkiem kawy w ręce podziwiając zachód słońca. Wypady w okoliczne góry i bezdroża nie były mu obce, ba to było jego życie! Jeżeli nie mógł być na plaży, to przebywał w pobliskim sklepie z gadżetami turystycznymi.
5 kwietnia 2017 r. 22-letni Jacob wyruszył na wycieczkę rowerową do parku narodowego Olympic w północno - zachodniej części stanu Waszyngton. Jego celem był obszar zwany: "Daniel J. Evans Wilderness", bezdrożna kraina bez zabudowań i jakiejkolwiek cywilizacji. Rower był zbyt mały jak na rosłego 22-latka, jego ojciec wygrał go na tomboli, a później przerobił zbyt wąskie pedały, aby Jacob mógł nim podróżować. Młody mężczyzna wyruszył rowerem z przyczepką, zaopatrzony we wszystko, co mu było potrzebne. Jednak już następnego dnia zaprzęg zauważono zaparkowany w nietypowym miejscu, nie było to miejsce na biwak, ale też nie był ukryty — dobrze widoczny z drogi. Co dziwne, łuk Jacoba leżał na ziemi a strzały, przynajmniej kilka z nich były wbite do gleby. Wieczorem tego dnia ranger John Bowie zainteresował się niecodziennym znaleziskiem. Rower był sprawny, tylko właściciela nie było widać. 2 dni później rangersi sprawdzili jeszcze raz to miejsce, wszystko bez zmian. Przeszukano torbę, gdzie znajdował się notatnik i numery telefoniczne, po czym niezwłocznie powiadomiono rodzinę. Szybko okazało się, że wyposażenie jest prawie kompletne, brakowało tylko plecaka, z którym nigdy się nie rozstawał oraz butelkę z filtrem na wodę. Biuro szeryfa mozolnie zorganizowało pomoc - 30 ludzi, wolontariuszy i ratowników. Akcja poszukiwawcza ruszyła 12 kwietnia, a więc nie tak szybko, jak to się dzieje podczas zaginięcia no.: dzieci. Jeden z ochotników znalazł ślad, jakby ktoś szedł brzegiem rzeki, potknął się i zjechał do wody. W sumie to od początku zakładano taki scenariusz, bo gdzie miałby pójść Jacob, zabierając tylko butelkę z filtrem na wodę? Musiał iść przefiltrować wodę, a więc do rzeki. Gdyby wybrał się na dłuższy wypad, wziąłby śpiwór i inne akcesoria. Inna opcja była taka, że być może rowerzysta pojechał autostopem do gorących źródeł? Ranger Bowie zadzwonił tam do swojego kolegi i poprosił go o sprawdzenie okolicy. Jednak nic nie wskazywało, aby ktoś zauważył młodego mężczyzny w innym miejscu. Także Randy Gray, ojciec zaginionego był już na miejscu, szukając syna na własną rękę. Randy przemierzał rzekę, szukając za wodospadami, w głębokich dziurach i pod kłodami. Gdy z powodu zimna opuszczał wodę, przedzierał się w deszczu przez gęste zarośla i cierniste krzaki. Randy nie miał odpowiedniego sprzętu ani ubrania, nosił bawełnę pod kombinezonem przeciwdeszczowym z PVC, więc szybko był tak samo przemoczony od wewnątrz, jak i z zewnątrz. Od mokrych skarpet cierpiał na stopę okopową — puchnące stopy, jak kiedyś żołnierze co było skutkiem ucisku przez buty oraz długotrwałą ekspozycją na mokre środowisko. Nigdy nie narzekał. Im dłużej szukał Jacoba, tym większe miał nadzieje, że syn wciąż żyje. Strumień Sol Duc w tym rejonie nie jest specjalnie głęboki ani szeroki, jedynie wartki nurt może być zagrożeniem. Eksperci od ratownictwa wodnego byli przekonani, że jeśli spadł lub wskoczył do wody, jest mało prawdopodobne, aby przepłynął więcej niż milę. Jacob miał na sobie wełniany płaszcz i płócienne ogrodniczki. Nie jest to strój, w którym chciałoby się wpaść do rzeki, ale był silnym pływakiem, jako surfingowiec na kalifornijskiej plaży nie takim wyzwaniom podołał. W wodzie wiedział, kiedy się zrelaksować i płynąć z prądem, a kiedy bić jak diabli. Niedaleko od roweru znajdowały się kłody, na których mógł wylądować i dopłynąć do brzegu. Ostatecznie w zimnej wodzie — trzy tygodnie, miesiąc lub dłużej — procesy rozkładu wytwarzają gazy, które powodują wzdęcie ciała, a wtedy, jeśli to możliwe, wypływa na powierzchnię. Ale najważniejsze pytanie pozostawało: czy on wpadł do wody? Gdyby Jacob rzeczywiście wpadł do rzeki, miałby 20 minut, zanim wyziębnięte ciało odmówiło posłuszeństwa. Gdyby dopłynął do drugiego brzegu, szybko dotarłby do drogi używanej przez drwali ale i rekreantów. Psy tropiące dwa razy zaalarmowały prowadzących, że coś znajduje się w rzece pod zatopioną kłodą. To było już po tygodniu od czasu zaginięcia, psy te nie tropiły zapachu zaginionego, to zwierzaki szkolone w tropieniu zapachu rozkładającego się ciała. Randy przekonywał, że to miejsce przeszukał już kilka razy, w sumie godzinami brodził w strumieniu, szukając pod każdym zwalonym drzewie, w każdej namacalnej dziurze. Psy mogły wyczuć także padlinę, mogła to być sarna, piżmak czy coś innego, tego nie wiemy. 15 kwietnia w rzece znaleziono szorty marki Bunside. Jacob posiadał podobne, dostał w prezencie pod choinkę, czy były to jego? Wysłano je do laboratorium kryminalistycznego w Seattle w celu przeprowadzenia testów DNA. Randy, a także przyjaciele jednocześnie wraz z ratownikami spędzili tam setki godzin, wędrując przez śnieg i zarośla. Poszukiwania ojca poszerzyły się o inne możliwości. Jacob był trochę zagubiony w swoim życiu, nie znalazł jeszcze tej właściwej drogi, którą chciał iść. Był także religijny, co w ocenie niektórych badaczy ma mieć wpływ na spotkania, uprowadzenia przez byty, demony, wróżki lub inne "magiczne" istoty. Muszę przyznać, że to prawda, w literaturze znajdziemy dużo takich przypadków, do tego aspektu wrócę jeszcze później. Jacob był pomocny, był wrażliwy, to co się dzieje na świecie, bardzo go przygnębiało. Odpowiedzi szukał w Biblii. Biblia Holmana znaleziona wraz z rzeczami Jakuba miała zakreślone cytaty w księdze Izajasza 34:14 „Spotkają się dzikie koty ze zwierzętami pustynnymi, satyrowie będą nawoływać się wzajemnie; tam odpocznie Lilith i znajdzie sobie miejsce do odpoczynku” — Lilith jest demoniczną istotą, demonem, który ma w pewnym sensie żeński wygląd i jest kojarzony z pustynią. Randy rozważał możliwości, iż Jacob dołączył do ludzi jakiejś sekty, a może nawet został porwany przez takich? Wraz z autorem książki odwiedził takie grupy ludzi, rozpytując, pokazując zdjęcie syna. Nie było mu trudno odwiedzić Port Angeles. O drugiej nad ranem, rozmawiał z bezdomnymi, także narkomanami, tu i tam pojawiły się jakieś informacje, ale w sumie nic się nie potwierdziło. I znów Randy wracał tam, gdzie Jacob pozostawił swój rower i na nowo szukał w rzece i lesie.
Niecałe półtora roku później, w piątek, 10 sierpnia 2018 r., późnym popołudniem, zespół biologów, którzy wybrali się w góry, aby zbadać świstaki, znalazł ludzkie kości, ubrania, sprzęt i portfel. Wszystko w jednym miejscu, niedaleko jeziora Hoh, 5,300 stóp nad poziomem morza i około 15 mil od miejsca, w którym zostawił rower. Pozostałości znaleziono daleko od szlaku; w kwietniu teren ten byłby jeszcze zaśnieżony i podatny na lawiny. Szczątki zaginionego znajdowały się na bezdrzewnym grzbiecie, a ubranie, jak napisano: " ...mogło być widoczne z powietrza". Strażnicy przeszukali teren i znaleźli więcej szczątków szkieletu. Według Penny Wagner, rzeczniczki Olympic National Park, ubrania pasowały do tego, co według rodziny miał na sobie Jacob. Tożsamość szczątków została potwierdzona 18 sierpnia 2018 r. przez Biuro Egzaminatora Medycznego Hrabstwa King. Uważano, że nie doszło do zabójstwa a tylko zwykłej śmierci z powodu wychłodzenia. Randy nie godził się z tym zapisem, opisywał syna jako zapalonego miłośnika outdooru, który lubił samotnie biwakować - "on wiedział jak sobie dać radę". Ciało można było zidentyfikować jedynie na podstawie dokumentacji dentystycznej. Oczywiście, po tak wielu miesiącach nie było mowy o sekcji zwłok, ale nie zauważono żadnych śladów urazów, połamania kości i tym podobnych. Na miejscu znaleziono również zapalniczkę, ciepłą odzież i jedzenie. Czy tak postępują ludzie, którzy chcą popełnić samobójstwo? Raczej nie, ale podobnych pytań bez odpowiedzi jest więcej.
-Dlaczego powiedział rodzinie i znajomym, że jedzie na wschód, a potem pojechał na zachód, nie mówiąc nikomu o zmianie planów?
-Dlaczego rower był zaparkowany w miejscu, w którym się znajdował, niezabezpieczony, na widoku, z rozłożonym sprzętem?
-Co znaczyły cztery strzały wbite w ziemię?
-Dlaczego udał się w ten rejon - 15 mil (24 km. ) od miejsca, w którym zostawił rower bez śpiwora, namiotu ?
-Dlaczego doszło do hipotermii, skoro był dobrze ubrany?
Pytań tego rodzaju może być więcej. Zastanawiam się, czy on w ogóle chciał udać się tam, gdzie go znaleziono? Dlaczego (jeśli to on) wbił strzały do ziemi? Gdyby chciał pójść w tak dalekie miejsce, wziąłby przecież namiot i śpiwór. Gdyby poszedł tam by popełnić samobójstwo, nie zabierałby ze sobą jedzenia. Rozmawiałem o tym przypadku z kolegą, który nalegał, aby uwzględnić teorię, że coś mężczyznę zwabiło w to miejsce. Trzeba przyznać, że po lekturze pana Marczenko pt.: "Disembodied Voices: True Accounts of Hidden Beings" (Bezcielesne głosy: prawdziwe relacje o ukrytych istotach), czytelnikowi przypominają się inne przypadki z folkloru, baśni i innych źródeł. Ludzie, już od zawsze mieli być wabieni głosami tzw. syren, dżinów, wodników i wielu innych postaci. Ci, którzy posłuchali i poszli w kierunku głosu, o ile wrócili, opowiadali o rzeczach niesłychanych. I tu trzeba podkreślić, że relacjonowali tylko ci, którzy wrócili. Pozostaje spora część przypadków, kiedy ów człowiek przepadł jak kamień w wodę. Kuszenie Jezusa na pustyni lub inne interakcje z demonami opisane np.: w staro-hinduskich tekstach to tylko ogólnie znane przykłady. Fairies — owe dziwaczne wróżki także upodobały sobie napastować ludzi i z relacji wiemy, że przeważnie nie wychodziło to istotom ludzkim na zdrowie. Nie są to tylko stare legendy, sam autor Tim Marczenko opisuje swoją własną przygodę. Jako nastolatek usłyszał głos przypominający głos jego ojca wołający go, aby poszedł do lasu. Ojciec Tima przebywał w tym czasie poza domem i nastolatek o tym wiedział. Zabawa ta trwała kilka minut, głos "ojca" zapraszał go do lasu, "ojciec" coś znalazł i chciał mu pokazać. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby tam się udał. Inny przypadek z tej książki mówi o rodzinie, która nocowała..., tu już nie pamiętam dokładnie czy chodziło o stary dworek, lub coś podobnego. W każdym bądź razie dorośli spali osobno, a chłopcy mieli swój pokój. Wtedy w nocy jeden z braci usłyszał głos, który wydawał się podobny do głosu ojca. Oczywiście młodzik nie posłuchał perswazji opuszczenia pokoju. Jak się okazało, rodzic stanowczo zaprzeczył, aby tej nocy, czy kiedykolwiek w nocy wołał syna. Także w przypadkach tajemniczych zaginięć można zauważyć wątek bezcielesnych głosów, nie wpada aż tak w oko, bo takich incydentów nie ma aż tak dużo, ale są. Tu można by zaryzykować pytanie, czy może coś, ktoś zwabił Jacoba w to odległe miejsce? Coś, co spowodowało później śmierć mężczyzny. Miał dość jedzenia, miał zapalniczkę, mógł się ogrzać, hipotermia wcale by mu nie zagrażała. Widać tu wiele podobieństwa do innych przypadków, ale i do różnych starszych opowieści o charakterze folklorystycznym. W innym artykule wspomniałem o kilkunastoletnim chłopaku, który odnaleziony po kilku dniach nagle zmarł w szpitalu. Nic mu wiele nie dolegało, ot tylko podwyższona temperatura. Lekarz postanowił zostawić go w ośrodku, aby doszedł do sił, ale następnego dnia dziecko zmarło. Ile podobnych opowieści znajdziemy we folklorze. Niektórzy z tych, co wrócili z cudownego świata wróżek, umierali bez widocznego powodu. Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie twierdzę, że ci ludzie znaleźli się w świecie krasnoludków i wróżek. Chociaż w jakiejś czasoprzestrzeni w innym wymiarze coś takiego może być. Nie, mnie chodzi o to, że ten fenomen formuje się, albo maskuje się odpowiednio do danej epoki i naszego ducha czasu. Te rzekome uprowadzenia przez "kosmitów", to także inna odsłona tego samego fenomenu. Kto śledzi ufologię, na pewno zauważył, iż czas tych masowych uprowadzeń trafił na dekady, kiedy temat pozaziemskich cywilizacji był na czasie i wiele się o tym pisało. Ale to może temat na inne rozważania. Koroner nie potwierdził uszkodzeń kości zaginionego Jacoba, zabójstwo nie wchodzi w rachubę, a nawet jego portfel znaleziono w pobliżu. Jacob nie był krzepkim, głośnym osiłkiem. Przeciwnie, cichy i wrażliwy, bardzo religijny (na wyprawę zabrał dwie biblie). Był podatny na sugestie, może był i naiwny? Był pomocny, także wobec nieznajomych. Mnie wydaje się, że to typ człowieka, który dałby się skusić takiemu głosowi, który by naśladował kogoś z jego rodziny, albo też w mgnieniu oka uciekłby z tego miejsca. Jacob nie wziął ze sobą telefonu, nikomu nie wspomniał, że chce odwiedzić to miejsce. To daleko od szlaku turystycznego, w trudnym terenie, czy błądzi i znalazł się tam przypadkowo? Niestety, tego chyba nigdy się nie dowiemy.
Komentarze
Prześlij komentarz