Khamar - Daban, śmierć w górach.

 Niedaleko jeziora Bajkał, które aż wprost słynie z tajemniczych incydentów, znajduje się malownicza kraina - Khamar-Daban - to pasmo górskie należące do tajkalidów. Średnia wysokość szczytów wacha się pomiędzy 1500 a 2400 m n.p.m. - najwyższy z nich to Subutuj, który mierzy prawie 2400 metrów. Region jest bardzo lubiany i chętnie odwiedzany przez turystów. Góry nie są wysokie, nie jest tu potrzebny jakiś specjalny sprzęt alpinistyczny, jedynie należy pamiętać (jak i w każdych górach), że na szczytach zawsze może zrobić się bardzo zimno i niespodziewanie spaść śnieg. Region to typowa tajga, w której przeważają takie drzewa jak jodła, limba, modrzew i topola. Drzewa kończą się na wysokości ok. 1700 m n.p.m. Powyżej porastają zarośla karłowatej limby, tundra górska, łąki i skaliste piargi. Mamy tutaj także górskie stepy, doliny i kaniony, wodospady i polodowcowe jeziora.

                                    Ofiary incydentu, źródło https://dyatlovpass.com/hamar-daban

Incydent ten jest dość szczególny, nie tylko dlatego, że grupa była prowadzona przez doświadczoną instruktorkę, która zginęła, jak również pięciu pozostałych, ale dlatego, że ocalała 17-letnia Walentyna Utoczenko mogła zrelacjonować przebieg wydarzeń. Uczestników kilkudniowej wędrówki łączyła pasja gór, należeli do klubu turystycznego o nazwie "Azymut", rok wcześniej wędrowali na masywie Tienszan. W sierpniu 1993 roku ta sama 6-osobowa grupa złożona z 3 mężczyzn i tyle samo kobiet zawitała pociągiem do Murino, miejscowości na wybrzeżu jeziora Bajkał. Przewodziła im Ludmiła Iwanowna Korowina — mistrzyni sportu, uprawiała nawet turystykę ekstremalną, w skrócie bez przesady można powiedzieć, że jedna z najlepszych. Następnymi uczestnikami byli: Tatiana Juriewna Filipenko — jej zamiłowaniem była turystyka piesza. Aleksander Gennadijewicz Krysin, student, od 11 lat członkiem klubu "Azymut", jego narzeczoną była córka Korowiny. Denis Wiktorowicz Szwaczkin, 19-latek, który nie był przewidziany na wyjazd. Wskoczył na miejsce kolegi, któremu rodzice nie pozwolili na wycieczkę. Walentyna Utoczenko — rocznik 1975, instruktorka turystyki szkolnej. Wiktoria Zalesowa lat 17, Korowina nie chciała jej zabrać ze sobą z powodu złych doświadczeń z nią (szybkie wyczerpanie fizyczne i psychiczne). Jednak za namową matki Walentyny, zgodziła się. Timur Bałgabajewicz Bapanow aktywny uczestnik klubu "Azymut"

Grupa miała wziąć udział w tzw. Turiad, serii popularnych wędrówek przez lasy i góry. W sumie było to niecałe 230 km, trasa była uznawana za III stopień w kategorii trudności. Po drodze mieli się spotkać z inną grupą, w której uczestniczyła córka Korowiny Natalię. Wyruszyli ze wsi Murino. Pogoda jednak nie sprzyjała wędrownikom, szybko zmieniła się w deszcz ze śniegiem i przenikliwy wiatr. Ci jednak, pomimo trudnych warunków, pokonywali kolejne etapy. Wędrowcom udało się wejść na Chan-Ula i przejść wzdłuż grzbietu, po czym zeszli na płaskowyż, a zarazem zlewni dwóch rzek. Pogoda pozostawała nieprzyjemną, cały czas z opadami. 5 sierpnia rano znów padał deszcz a później deszcz ze śniegiem.

Zdaniem Leonida Izmalova, który na początku lat 90. był ratownikiem w regionalnej placówce — doświadczony lider popełnił rażący błąd przy wyborze miejsca na nocleg, co jest nietypowe dla przewodników na tym poziomie. Teren biwaku znajdował się między szczytami Golets Yagelny (2204 m) i Tritrans (2310 m). "To zupełnie naga część gór — są tam tylko kamienie, trawa i wiatr" - powiedział Izmajłov dla lokalnej gazety. Tajemnicą pozostaje, dlaczego liderka zadecydowała się właśnie tutaj zatrzymać, a nie zejść w dół gdzie rosną drzewa, jest mniej wiatru i można rozpalić ognisko. Szczegóły następnych wydarzeń znane są z relacji Utoczenki, która dziś odmawia kontaktu z dziennikarzami, tłumacząc to zachowanie "niechęcią do wspomnień tego koszmaru". Jedynie w komentarzach broni Koroviny, którą wielu ekspertów uważa za winowajcę tragedii. Według Utoczenki instruktorka grupy była profesjonalistką, a to, co się stało, nie było jej winą. W nocy na 5 sierpnia w górach nadal padał mokry śnieg, a wiatr powodował dodatkowy dyskomfort. Turyści w mokrych ubraniach marzli w wilgotnym namiocie, nie mając możliwości zrobienia ogniska. To, co się stało, trudno byłoby ustalić, Utoczenko — jedyna która przeżyła, opisała to tak:

"4 sierpnia zatrzymaliśmy się na bezleśnej otwartej przestrzeni, rozbiliśmy dwa namioty. Nad ranem wiatr potargał nam namioty. Trochę to poreperowaliśmy, ale o 6 rano wyrwało stelaż. Wszystko wraz ze śpiworami było mokre. Rankiem przyszedł do nas Krysin, powiedział, że są mokrzy i marzną. Padał tak gęsty śnieg, że nie można było zobaczyć żadnych punktów orientacyjnych. Spakowaliśmy plecaki i zaczęliśmy schodzić po zboczu w kierunku rzeki Śnieżnej. Po przejściu paru metrów nagle upadł idący na końcu Krysin. Próbowaliśmy go podnieść, ale znów zemdlał. Korowina nakazała nam kontynuować zejście, a sama została obok niego. Chwilę później odwołała decyzję. Tanya rozbiła namiot, aby pozostali mogli się schronić. Podeszłam do liderki. Oczy chłopaka były ogromne i bez świadomości. Z jego oczu i uszu sączyła się krew, a z ust piana. Korowina stwierdziła, że nie żyje. Poprosiła mnie, żebym zajęła się Wiktorią. Gdy próbowałam ją odciągnąć, ta mnie ugryzła. Nagle Tatiana zaczęła uderzać głową o kamienie. Denis schował się za kamieniami i zamknął się w swoim śpiworze. Powróciłam do Korowiny, ale ta już nie oddychała. Nikt z reszty grupy się nie ruszał, nie wiedziałam, co się stało, byli martwi? Zeszłam na dół do linii drzew, tam położyłam się w śpiworze i okryłam siebie namiotem. Rano wróciłam na górę, zobaczyłam Tanię, Denisa, Timura, Wiktorię. Powyżej leżał Sasza i Korowina. Wszyscy nie żyli”.

Walentyna zabrała żywność i mapę, a następnie zeszła do doliny, gdzie płynie rzeka Angita, tam spędziła następną noc. Rano ruszyła w drogę, orientując się tak, aby dojść do wieży przekaźnikowej na wysokości 2310 m. Tam jednak nikogo nie zastała, przynajmniej nie musiała się zmagać z wiatrem, tu spędziła kolejną noc. Następnego ranka schodziła w dół w kierunku słupów linii energetycznej, wiedziała, że tam są ludzie. Jednak okazało się, że domy te były opuszczone. Spędziła tam kolejną noc. 9 sierpnia kontynuowała wędrówkę wzdłuż rzeki Śnieżna, kiedy grupa kajakarzy z Kijowa zauważyła dziewczynę. Ukraińcy nakarmili dziewczynę, podali jej antybiotyki i zabrali ze sobą. 18 sierpnia zgłoszono tragedię. Ratownicy zamówili śmigłowiec, jednak pogoda nie pozwalała na start. Helikopter wyleciał dopiero 3 dni później, następną przeszkodą było to, że nie było wiadomo, w którym dokładnie miejscu szukać martwych. Władimir Zinow, jeden z ratowników wspomina:

"Pogoda była zła, niskie chmury, cały czas padało, ale najgorsza była ta mgła. Wiedzieliśmy, że Utoczenko przykryła ciała folią celofanową, to w pewnym sensie pomogło ich znaleźć."

W tym samym czasie, 17 sierpnia zaginęło dwóch innych 18-latków, wyszli na rekonesans i już nie wrócili. Miejsce zaginięcia znajdowało się także w górach Khamar-Daban, pozostała reszta wróciła do Irkucka i powiadomiła ratowników. 24 sierpnia, kiedy ratownicy szukali martwych turystów z Pietropawłowska, odnaleziono zaginionych zwiadowców. 18-latkowie znajdowali się przy rzece Śnieżna gdzie rozciągli niebieską płachtę. Gdy zabrano ich na pokład, a helikopter przelatywał nad zboczem Tetrans, zauważono ciała poszukiwanych turystów. Do granicy lasu dzieliło ich najwyżej 300 metrów. Ciała leżały w pewnej odległości od siebie: najbliżej leżał Krysin a przy nim Korowina. Nieco dalej znaleziono ciała Zalesowej i Timura Bapanowa, jeszcze dalej leżeli Filipenko i Szwaczkin. Ciała już zaczęły się rozkładać, ich oczodoły były puste. Trzy ofiary były ubrane w cienkie trykoty: Denis, Tania, Wiktoria. Timur i Tania byli boso. Najbardziej zagadkowe wydawało się jednak, że nikt z nich nie próbował się ogrzać, śpiwory, ciepłe ubranie i plandeki leżały spakowane w plecakach. Drugi helikopter zabrał ciała do Ułan Ude, gdzie przeprowadzono badania kryminalistyczne. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano hipotermię — obniżenie temperatury wewnętrznej. Najczęstszą przyczyną hipotermii są warunki, w jakich znajdowali się wędrownicy, to zimne i wilgotne powietrze. Badania histochemiczne tkanek oraz wątroby i serca u zmarłych wykazały całkowity zanik glikogenu. Glikogen wątrobowy zapewnia utrzymanie prawidłowego poziomu glukozy we krwi. To charakterystyczny obraz hipotermii. Inne badania w pełni potwierdziły tę diagnozę. Co też bardzo dziwne to to, że w tak krótkim czasie pięciu wędrowców zmarło z powodu hipotermii, jedynie Korowina doznała zgonu przez atak serca.

W sumie to Korowinę uznano za winną śmierci podopiecznych. Była wprawdzie nieprzeciętną atletką, prowadziła szkołę przetrwania i co za tym idzie, była surowa. Według niektórych ludzi, którzy ją znali, jej metody wychodziły poza granice przyzwoitości. Nawet to wykazało śledztwo, podczas feralnej wyprawy, jedli tylko tyle by przeżyć. Ile w tym prawdy trudno powiedzieć. Faktem jest, że nastolatkowie chętnie spędzali czas w jej towarzystwie i od wielu lat należeli do klubu "Azymut". Także Utoczenko, nawet po tym, co się stało pozostała lojalna wobec Korowiny i nie krytykowała jej zachowania.

Co mogło być przyczyną tragedii? Niektórzy badacze są zdania, że doszło tutaj do zatrucia. Nikołaj Tarasow, traumatolog jest na przykład przekonany, że grupa zatruła się oparami kwasu siarkowego. Z powodu temperatury wyziewy nie uległy rozproszeniu, a wraz z deszczem dotarły w region, gdzie biwakowała grupa turystów. Krysin pluł krwią i miał pianę na usta, to typowe objawy takiego zatrucia. Jewgenij Olchowski, przyjaciel Korowiny stwierdził, że grupa mogła dostać się pod wpływ wysokiego stężenia ozonu. Takie zjawiska występują przy silnym froncie burzowym. Nie jest mi jednak znane czy Utoczenko wspominała o burzy. Teoria grzybów także wydaje się możliwa. Być może uczestnicy znaleźli jakieś grzyby, które może źle zidentyfikowano. Zatrucie może wywołać psychozy, konwulsje, ale także dziwne zachowanie, które doprowadziło do hipotermii. Ciekawą teorią jest ta, że grupa mogła stać się ofiarami tzw. "nowiczoków" - gazów bojowych. W tamtych latach był testowany w rejonach gór Chamar-Daban. Objawy kontaktu są podobne do tego, co opisała Utoczenko. Być może ulewne deszcze wypłukały z ziemi pozostałości po wcześniejszym testowaniu? A może infradźwięki? Vladimir Borzenkov jest przekonany, że przyczyną śmierci turystów były fale akustyczne.

"Wiatr hulał pomiędzy szczytami w miejscu, gdzie nie można się było schronić, namiot był ciągle poddawany przepływem ogromnych mas powietrza. Myślę, że najprawdopodobniejszą przyczyną śmierci zarówno tutaj, jak i na "Przełęczy Diatłowa" jest teoria infradźwięków".

Nikołaj Fiodorow, ratownik górski podziela to zdanie:

"Silny wiatr. Tu powstawają wibracje magnetyczne, które niewątpliwie oddziałują na psychikę. Skały mogą wzmacniać, mogą modulować infradźwięki. Człowiek doświadcza niepokoju, paniki, a nawet horroru i nie wie nawet, czym jest to spowodowane. Utoczenko wspomniała, że przyjaciele byli niespokojni, a nawet mówili niezrozumiale."

Ale być może początek feralnych wydarzeń mógł się zacząć wcześniej? Ratownik Izmailov zwrócił uwagę na szereg dziwnych zachowań grupy.

"Najdziwniejsze było to, że po długim marszu, podczas którego porządnie zmokli, nie próbowali się nawet rozgrzać. Każdy z nich miał śpiwór i folię, ale pozostały nietknięte, jak i suche swetry, wszystko było w plecakach. Nie wiadomo dlaczego przewodniczka nie podjęła żadnych kroków".

Nie brakowało im ciepłych ubrań, wszystko mieli w plecakach, jednak zagadką jest, że jeżeli byli aż tak wychłodzeni, to dlaczego tych ubrań nie założyli? Utoczenko zwróciła także uwagę na to, że nie zachowywali się jak w letargu, byli w dobrej kondycji i mieli wystarczająco dużo czasu, by się ubrać. Nie wyglądało to na śmierć z powodu wychłodzenia, niektóre zachowanie wprost przeczy tej teorii. Także masowa panika po pierwszej śmierci zdaje się tajemnicą. A Utoczenko? Jej nic się nie stało. Oczywiście na pewno ogarnął ją paniczny strach, widząc jak ludzie wokół niej oszaleli, umierając w krótkim czasie. Turyści chyba nie byli aż tak bardzo wygłodzeni i wyziębieni, żeby 6 osób umarło w tak krótkim czasie, a siódma uczestniczka miała tyle sił, że przez kilka dni nadal była w stanie pokonywać niemałe odległości. Teoria śmierci przez wyziębienie jest, jakby to najlepiej wyrazić? - wygodna, to jedna z najczęstszych przyczyn śmiertelnych wypadków w górach. Musimy jednak zauważyć, że piana na ustach, czy uderzanie głową o skałę nie należą do tych symptomów. Hipotermia wpływa na zdolność oceny sytuacji, możemy przeoczyć to i owo, można coś za późno zauważyć, można utracić orientację, lub zachowywać się irracjonalnie. Dochodzi do spowolnienia reakcji, jeżeli oziębienie organizmu następuje dalej, dezorientacja przechodzi w zobojętnienie. Jest to niebezpieczne, ponieważ ofiara przestaje się interesować własnym losem. Utoczenko mówiła o masowym szaleństwie, co jest przeciwnością spowolnienia reakcji. Jest jeszcze jedna ważna sprawa odnośnie do hipotermii, która występuje w zależności od kondycji. Każdy wędrownik był indywidualnie zmęczony, jeden mniej, inny więcej. Ciało każdego z nich w swój własny sposób walczyło ze skutkami zimna. To, że sześciu z nich jednocześnie doznaje podobnych symptomów, jest bardzo nieprawdopodobne. Jak w każdym takim dziwnym przypadku, także tutaj możemy zauważyć, że teorie wyjaśniające są w stanie wytłumaczyć tylko niektóre okoliczności, jednak nigdy całego zajścia. Dziś w miejscu tragedii stoi pamiątkowy obelisk z nazwiskami ofiar.


Wykorzystano  między innymi.

https://dyatlovpass.com/hamar-daban

https://youtu.be/hGvJ0mtGfYs?si=yvm30uDH2ZilX3HU

https://www.kp.ru/daily/26849.5/3891095/

Komentarze

  1. https://wszechocean.blogspot.com/2025/01/tajemnice-lodowego-wierchu.html?m=1 Wypisz wymaluj podobna lecz krotka historia o klopotach w gorach...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O policjantach i ich paranormalnych przygodach.

Tajemnicze zaginięcia - Mount Shasta po raz drugi.

Zaginięcie nad jeziorem Anjikuni.