Tajemnicze zaginięcia - Jacob Gray.
Rzadko się zdarzy, aby na podstawie jednego zaginięcia, tajemniczego zaginięcia człowieka powstała dość pokaźna książka. " The Cold Vanish: Seeking the Missing in North America’s Wildlands" to opowieść autorstwa Jona Billman´a opisująca poszukiwania Jacoba Grey'a. Autor w swojej pozycji wspomina również o kilku innych zaginięciach — podobnych lub z owego regionu, co jeszcze okaże się pomocne, aby zrozumieć trudności w poszukiwaniach. Jon Billman poznał ojca Jacoba — Randy Grey´a wkrótce po zaginięciu. Od tego momentu spędzili razem wiele dni i tygodni poszukując, i sprawdzając możliwości, dokąd mógł udać się młodociany tramp. Lecz po kolei.
Jacob Gray kochał przyrodę, kochał z ojcem surfingować, czy po prostu spędzać czas na plaży w Santa Cruz w Kalifornii z kubkiem kawy w ręce podziwiając zachód słońca. Wypady w okoliczne góry i bezdroża nie były mu obce, ba to było jego życie! Jeżeli nie mógł być na plaży, to przebywał w pobliskim sklepie z gadżetami turystycznymi.
5 kwietnia 2017 r. 22-letni Jacob wyruszył na wycieczkę rowerową do parku narodowego Olympic w północno - zachodniej części stanu Waszyngton. Jego celem był obszar zwany: "Daniel J. Evans Wilderness", bezdrożna kraina bez zabudowań i jakiejkolwiek cywilizacji. Rower był zbyt mały jak na rosłego 22-latka, jego ojciec wygrał go na tomboli, a później przerobił zbyt wąskie pedały, aby Jacob mógł nim podróżować. Młody mężczyzna wyruszył rowerem z przyczepką, zaopatrzony we wszystko, co mu było potrzebne. Jednak już następnego dnia zaprzęg zauważono zaparkowany w nietypowym miejscu, nie było to miejsce na biwak, ale też nie był ukryty — dobrze widoczny z drogi. Co dziwne, łuk Jacoba leżał na ziemi a strzały, przynajmniej kilka z nich były wbite do gleby. Wieczorem tego dnia ranger John Bowie zainteresował się niecodziennym znaleziskiem. Rower był sprawny, tylko właściciela nie było widać. 2 dni później rangersi sprawdzili jeszcze raz to miejsce, wszystko bez zmian. Przeszukano torbę, gdzie znajdował się notatnik i numery telefoniczne, po czym niezwłocznie powiadomiono rodzinę. Szybko okazało się, że wyposażenie jest prawie kompletne, brakowało tylko plecaka, z którym nigdy się nie rozstawał oraz butelkę z filtrem na wodę. Biuro szeryfa mozolnie zorganizowało pomoc - 30 ludzi, wolontariuszy i ratowników. Akcja poszukiwawcza ruszyła 12 kwietnia, a więc nie tak szybko, jak to się dzieje podczas zaginięcia no.: dzieci. Jeden z ochotników znalazł ślad, jakby ktoś szedł brzegiem rzeki, potknął się i zjechał do wody. W sumie to od początku zakładano taki scenariusz, bo gdzie miałby pójść Jacob, zabierając tylko butelkę z filtrem na wodę? Musiał iść przefiltrować wodę, a więc do rzeki. Gdyby wybrał się na dłuższy wypad, wziąłby śpiwór i inne akcesoria. Inna opcja była taka, że być może rowerzysta pojechał autostopem do gorących źródeł? Ranger Bowie zadzwonił tam do swojego kolegi i poprosił go o sprawdzenie okolicy. Jednak nic nie wskazywało, aby ktoś zauważył młodego mężczyzny w innym miejscu. Także Randy Gray, ojciec zaginionego był już na miejscu, szukając syna na własną rękę. Randy przemierzał rzekę, szukając za wodospadami, w głębokich dziurach i pod kłodami. Gdy z powodu zimna opuszczał wodę, przedzierał się w deszczu przez gęste zarośla i cierniste krzaki. Randy nie miał odpowiedniego sprzętu ani ubrania, nosił bawełnę pod kombinezonem przeciwdeszczowym z PVC, więc szybko był tak samo przemoczony od wewnątrz, jak i z zewnątrz. Od mokrych skarpet cierpiał na stopę okopową — puchnące stopy, jak kiedyś żołnierze co było skutkiem ucisku przez buty oraz długotrwałą ekspozycją na mokre środowisko. Nigdy nie narzekał. Im dłużej szukał Jacoba, tym większe miał nadzieje, że syn wciąż żyje. Strumień Sol Duc w tym rejonie nie jest specjalnie głęboki ani szeroki, jedynie wartki nurt może być zagrożeniem. Eksperci od ratownictwa wodnego byli przekonani, że jeśli spadł lub wskoczył do wody, jest mało prawdopodobne, aby przepłynął więcej niż milę. Jacob miał na sobie wełniany płaszcz i płócienne ogrodniczki. Nie jest to strój, w którym chciałoby się wpaść do rzeki, ale był silnym pływakiem, jako surfingowiec na kalifornijskiej plaży nie takim wyzwaniom podołał. W wodzie wiedział, kiedy się zrelaksować i płynąć z prądem, a kiedy bić jak diabli. Niedaleko od roweru znajdowały się kłody, na których mógł wylądować i dopłynąć do brzegu. Ostatecznie w zimnej wodzie — trzy tygodnie, miesiąc lub dłużej — procesy rozkładu wytwarzają gazy, które powodują wzdęcie ciała, a wtedy, jeśli to możliwe, wypływa na powierzchnię. Ale najważniejsze pytanie pozostawało: czy on wpadł do wody? Gdyby Jacob rzeczywiście wpadł do rzeki, miałby 20 minut, zanim wyziębnięte ciało odmówiło posłuszeństwa. Gdyby dopłynął do drugiego brzegu, szybko dotarłby do drogi używanej przez drwali ale i rekreantów. Psy tropiące dwa razy zaalarmowały prowadzących, że coś znajduje się w rzece pod zatopioną kłodą. To było już po tygodniu od czasu zaginięcia, psy te nie tropiły zapachu zaginionego, to zwierzaki szkolone w tropieniu zapachu rozkładającego się ciała. Randy przekonywał, że to miejsce przeszukał już kilka razy, w sumie godzinami brodził w strumieniu, szukając pod każdym zwalonym drzewie, w każdej namacalnej dziurze. Psy mogły wyczuć także padlinę, mogła to być sarna, piżmak czy coś innego, tego nie wiemy. 15 kwietnia w rzece znaleziono szorty marki Bunside. Jacob posiadał podobne, dostał w prezencie pod choinkę, czy były to jego? Wysłano je do laboratorium kryminalistycznego w Seattle w celu przeprowadzenia testów DNA. Randy, a także przyjaciele jednocześnie wraz z ratownikami spędzili tam setki godzin, wędrując przez śnieg i zarośla. Poszukiwania ojca poszerzyły się o inne możliwości. Jacob był trochę zagubiony w swoim życiu, nie znalazł jeszcze tej właściwej drogi, którą chciał iść. Był także religijny, co w ocenie niektórych badaczy ma mieć wpływ na spotkania, uprowadzenia przez byty, demony, wróżki lub inne "magiczne" istoty. Muszę przyznać, że to prawda, w literaturze znajdziemy dużo takich przypadków, do tego aspektu wrócę jeszcze później. Jacob był pomocny, był wrażliwy, to co się dzieje na świecie, bardzo go przygnębiało. Odpowiedzi szukał w Biblii. Biblia Holmana znaleziona wraz z rzeczami Jakuba miała zakreślone cytaty w księdze Izajasza 34:14 „Spotkają się dzikie koty ze zwierzętami pustynnymi, satyrowie będą nawoływać się wzajemnie; tam odpocznie Lilith i znajdzie sobie miejsce do odpoczynku” — Lilith jest demoniczną istotą, demonem, który ma w pewnym sensie żeński wygląd i jest kojarzony z pustynią. Randy rozważał możliwości, iż Jacob dołączył do ludzi jakiejś sekty, a może nawet został porwany przez takich? Wraz z autorem książki odwiedził takie grupy ludzi, rozpytując, pokazując zdjęcie syna. Nie było mu trudno odwiedzić Port Angeles. O drugiej nad ranem, rozmawiał z bezdomnymi, także narkomanami, tu i tam pojawiły się jakieś informacje, ale w sumie nic się nie potwierdziło. I znów Randy wracał tam, gdzie Jacob pozostawił swój rower i na nowo szukał w rzece i lesie.
Niecałe półtora roku później, w piątek, 10 sierpnia 2018 r., późnym popołudniem, zespół biologów, którzy wybrali się w góry, aby zbadać świstaki, znalazł ludzkie kości, ubrania, sprzęt i portfel. Wszystko w jednym miejscu, niedaleko jeziora Hoh, 5,300 stóp nad poziomem morza i około 15 mil od miejsca, w którym zostawił rower. Pozostałości znaleziono daleko od szlaku; w kwietniu teren ten byłby jeszcze zaśnieżony i podatny na lawiny. Szczątki zaginionego znajdowały się na bezdrzewnym grzbiecie, a ubranie, jak napisano: " ...mogło być widoczne z powietrza". Strażnicy przeszukali teren i znaleźli więcej szczątków szkieletu. Według Penny Wagner, rzeczniczki Olympic National Park, ubrania pasowały do tego, co według rodziny miał na sobie Jacob. Tożsamość szczątków została potwierdzona 18 sierpnia 2018 r. przez Biuro Egzaminatora Medycznego Hrabstwa King. Uważano, że nie doszło do zabójstwa a tylko zwykłej śmierci z powodu wychłodzenia. Randy nie godził się z tym zapisem, opisywał syna jako zapalonego miłośnika outdooru, który lubił samotnie biwakować - "on wiedział jak sobie dać radę". Ciało można było zidentyfikować jedynie na podstawie dokumentacji dentystycznej. Oczywiście, po tak wielu miesiącach nie było mowy o sekcji zwłok, ale nie zauważono żadnych śladów urazów, połamania kości i tym podobnych. Na miejscu znaleziono również zapalniczkę, ciepłą odzież i jedzenie. Czy tak postępują ludzie, którzy chcą popełnić samobójstwo? Raczej nie, ale podobnych pytań bez odpowiedzi jest więcej.
-Dlaczego powiedział rodzinie i znajomym, że jedzie na wschód, a potem pojechał na zachód, nie mówiąc nikomu o zmianie planów?
-Dlaczego rower był zaparkowany w miejscu, w którym się znajdował, niezabezpieczony, na widoku, z rozłożonym sprzętem?
-Co znaczyły cztery strzały wbite w ziemię?
-Dlaczego udał się w ten rejon - 15 mil (24 km. ) od miejsca, w którym zostawił rower bez śpiwora, namiotu ?
-Dlaczego doszło do hipotermii, skoro był dobrze ubrany?
Pytań tego rodzaju może być więcej. Zastanawiam się, czy on w ogóle chciał udać się tam, gdzie go znaleziono? Dlaczego (jeśli to on) wbił strzały do ziemi? Gdyby chciał pójść w tak dalekie miejsce, wziąłby przecież namiot i śpiwór. Gdyby poszedł tam by popełnić samobójstwo, nie zabierałby ze sobą jedzenia. Rozmawiałem o tym przypadku z kolegą, który nalegał, aby uwzględnić teorię, że coś mężczyznę zwabiło w to miejsce. Trzeba przyznać, że po lekturze pana Marczenko pt.: "Disembodied Voices: True Accounts of Hidden Beings" (Bezcielesne głosy: prawdziwe relacje o ukrytych istotach), czytelnikowi przypominają się inne przypadki z folkloru, baśni i innych źródeł. Ludzie, już od zawsze mieli być wabieni głosami tzw. syren, dżinów, wodników i wielu innych postaci. Ci, którzy posłuchali i poszli w kierunku głosu, o ile wrócili, opowiadali o rzeczach niesłychanych. I tu trzeba podkreślić, że relacjonowali tylko ci, którzy wrócili. Pozostaje spora część przypadków, kiedy ów człowiek przepadł jak kamień w wodę. Kuszenie Jezusa na pustyni lub inne interakcje z demonami opisane np.: w staro-hinduskich tekstach to tylko ogólnie znane przykłady. Fairies — owe dziwaczne wróżki także upodobały sobie napastować ludzi i z relacji wiemy, że przeważnie nie wychodziło to istotom ludzkim na zdrowie. Nie są to tylko stare legendy, sam autor Tim Marczenko opisuje swoją własną przygodę. Jako nastolatek usłyszał głos przypominający głos jego ojca wołający go, aby poszedł do lasu. Ojciec Tima przebywał w tym czasie poza domem i nastolatek o tym wiedział. Zabawa ta trwała kilka minut, głos "ojca" zapraszał go do lasu, "ojciec" coś znalazł i chciał mu pokazać. Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby tam się udał. Inny przypadek z tej książki mówi o rodzinie, która nocowała..., tu już nie pamiętam dokładnie czy chodziło o stary dworek, lub coś podobnego. W każdym bądź razie dorośli spali osobno, a chłopcy mieli swój pokój. Wtedy w nocy jeden z braci usłyszał głos, który wydawał się podobny do głosu ojca. Oczywiście młodzik nie posłuchał perswazji opuszczenia pokoju. Jak się okazało, rodzic stanowczo zaprzeczył, aby tej nocy, czy kiedykolwiek w nocy wołał syna. Także w przypadkach tajemniczych zaginięć można zauważyć wątek bezcielesnych głosów, nie wpada aż tak w oko, bo takich incydentów nie ma aż tak dużo, ale są. Tu można by zaryzykować pytanie, czy może coś, ktoś zwabił Jacoba w to odległe miejsce? Coś, co spowodowało później śmierć mężczyzny. Miał dość jedzenia, miał zapalniczkę, mógł się ogrzać, hipotermia wcale by mu nie zagrażała. Widać tu wiele podobieństwa do innych przypadków, ale i do różnych starszych opowieści o charakterze folklorystycznym. W innym artykule wspomniałem o kilkunastoletnim chłopaku, który odnaleziony po kilku dniach nagle zmarł w szpitalu. Nic mu wiele nie dolegało, ot tylko podwyższona temperatura. Lekarz postanowił zostawić go w ośrodku, aby doszedł do sił, ale następnego dnia dziecko zmarło. Ile podobnych opowieści znajdziemy we folklorze. Niektórzy z tych, co wrócili z cudownego świata wróżek, umierali bez widocznego powodu. Proszę nie zrozumieć mnie źle, nie twierdzę, że ci ludzie znaleźli się w świecie krasnoludków i wróżek. Chociaż w jakiejś czasoprzestrzeni w innym wymiarze coś takiego może być. Nie, mnie chodzi o to, że ten fenomen formuje się, albo maskuje się odpowiednio do danej epoki i naszego ducha czasu. Te rzekome uprowadzenia przez "kosmitów", to także inna odsłona tego samego fenomenu. Kto śledzi ufologię, na pewno zauważył, iż czas tych masowych uprowadzeń trafił na dekady, kiedy temat pozaziemskich cywilizacji był na czasie i wiele się o tym pisało. Ale to może temat na inne rozważania. Koroner nie potwierdził uszkodzeń kości zaginionego Jacoba, zabójstwo nie wchodzi w rachubę, a nawet jego portfel znaleziono w pobliżu. Jacob nie był krzepkim, głośnym osiłkiem. Przeciwnie, cichy i wrażliwy, bardzo religijny (na wyprawę zabrał dwie biblie). Był podatny na sugestie, może był i naiwny? Był pomocny, także wobec nieznajomych. Mnie wydaje się, że to typ człowieka, który dałby się skusić takiemu głosowi, który by naśladował kogoś z jego rodziny, albo też w mgnieniu oka uciekłby z tego miejsca. Jacob nie wziął ze sobą telefonu, nikomu nie wspomniał, że chce odwiedzić to miejsce. To daleko od szlaku turystycznego, w trudnym terenie, czy błądzi i znalazł się tam przypadkowo? Niestety, tego chyba nigdy się nie dowiemy.
O, nowy post! Super :)
OdpowiedzUsuńTa sprawa wydaje się podobnie irracjonalna do wielu innych zaginięć. To pozostawianie istotnych rzeczy za sobą, znaczne oddalanie się od miejsca porzucenia ekwipunku, psy niemogące podjąć właściwego tropu (zakładam, że wcześniej były też psy przy poszukiwaniu, a nie tylko te od szukania zwłok), po czym znalezienie szczątków danej osoby, niewskazujących ani na racjonalne wyjaśnienie przyczyn tego, że znalazła się w danym miejscu, ani tego, czemu w ogóle zmarła – cały czas się powtarzają w sprawach dziwnych zaginięć.
Co prawda nie chcę się tutaj bardzo rozpisywać, bo to nadal jedno z moich rozważań, odkąd na serio zainteresowałam się tematem i przestałam udawać, że go nie ma w moim życiu, wypierając i racjonalizując – ale jak już jesteśmy przy temacie tego, co może się kryć za maskami Faeries/UFO, to pozwolę sobie na trochę prywaty i dodam, że ja również sympatyzuję z koncepcją, że to jedno i to samo zjawisko, tylko w różnych formach.
Przez cały 2024 byłam bardzo wciągnięta w środowisko OBE i ich koncepcję postaci opiekunów. Sama zaczęłam ich spotykać w swoich świadomych snach (i nieświadomych też) i byłam tymi postaciami totalnie zachwycona – nie dość, że powtarzali mi, że znamy się od bardzo dawna, to do tego cały czas czułam przy nich silne wrażenie, że to moi dawni serdeczni przyjaciele. Traktowałam ich zgodnie z tą koncepcją – jak części mnie samej.Jednak z czasem zaczęłam zauważać zgrzyty. Kiedy omawiałam to z obenautami, mówili mi, że znają te zachowania i mają na nie swoje interpretacje – ale dla mnie to po prostu się nie kleiło.Najpierw zdziwiło mnie to, że „opiekunowie” nie znoszą być dotykani, kiedy się tego nie spodziewają – i dostałam za to raz ochrzan w LD w iście hollywoodzko-biblijnym stylu. A że nigdy nie byłam wierząca i stronię od takich „stylistyk”, to mocno mnie to zastanowiło – to nie wyglądało jak reakcja „części mnie”.
Potem zaczęłam zauważać, że pojawiali się też jako potwory i dopiero na moich oczach przybierali znane mi „opiekunowe” postaci, uśmiechając się do mnie itd. Przez miesiące wywierali na mnie tak mocny wpływ emocjonalny, że nie mogłam się doczekać kolejnych spotkań. Aż któregoś dnia – kiedy to nie ja ich zaprosiłam do snu, tylko sama się do nich udałam – usłyszałam od przewodzącej „opiekunki”, że to koniec, że nie mogą już ingerować w moje sny. I od tamtej pory spotkałam ich tylko bardzo epizodycznie.
Bardzo źle się z tym czułam – że nagle moi „serdeczni, odwieczni przyjaciele” zniknęli. Czułam naprawdę ogromną pustkę. Zaczęłam wtedy jeszcze uważniej analizować, kim właściwie są te postacie. I dopiero po czasie zauważyłam, że przejawiały identyczne schematy co te „ciemne postacie”, które spotykałam w snach od dziecka – te, których się bałam, bo próbowały mnie zastraszyć. Przez kontrast ich nie skojarzyłam od razu.
(cdn. w kolejnym komentarzu)
W końcu doszłam do wniosku, że te wszystkie moje doświadczenia – od dziwnych istot, przez dźwięki znikąd, zapachy, światła na niebie, ściąganie kołdry w nocy (często te zjawiska były w obecności innych świadków), aż po świadome sny – to jedno i to samo zjawisko. Wiele rzeczy mi na to wskazuje.Myślę, że tym bytom zależy na generowaniu w ludziach jak najsilniejszych emocji – i nie ma znaczenia, czy to jest strach, czy euforia (upiór czy objawienie maryjne, itd.). Dla nich to jakaś forma zabawy. Wydaje mi się, że po prostu nie rozumieją, co to znaczy mieć fizyczne ciało i jakie mamy w związku z tym ograniczenia.
UsuńCo ciekawe – kiedy doszłam do takiego wniosku, to tej samej nocy miałam sen, w którym latałam nad ulicami miasta, niewidoczna dla wszystkich (dość częsty motyw u mnie), i nagle pojawiłą się grupa autonomicznych postaci (czyli tych/takich samych jak opiekunowie) złapała mnie za nogi i zaczęła wbijać w moje ciało masę małych przedmiotów, jak bardzo grube igły. Zareagowałam wycofaniem emocjonalnym, bo jedna z cech charakterystycznych tych „opiekunów” (dobrze znana również obenautom, z którymi rozmawiałam) to właśnie nagłe pojawianie się we śnie i gwałtowne wbijanie noży, igieł itp. w senne ciało. Doświadczałam tego przez całe życie i nauczyłam się to „ignorować”. Ale w tym śnie zrobili coś nowego – wbili mi te „igły” u podstawy kręgosłupa i puścili przez to prąd. Tego nie dało się zignorować – wrażenie było potworne, jakby prąd szedł przez cały kręgosłup, spinając mięśnie pleców w drgawkach. W obronie oddzieliłam się od tego ciała i uciekłam w postaci czystej świadomości do czarnej przestrzeni między snami, skąd rozpoczęłam nowy sen. Kiedy się obudziłam stwierdziłam, że uznaję to za ichniejszą odpowiedź na moje rozważania na ich temat i fakt, że zaczęłam to wszystko powoli spisywać i sortować.
Reasumując – zorientowałam się, że przez 40 lat nazbierałam ogrom materiału do analizy. I naprawdę jestem zaskoczona, że wcześniej się za to nie zabrałam. Ostatnio zaczęłam szukać podobnych schematów do moich doświadczeń, więc poopisywałam je ChatGPT Plus i w odpowiedzi dostałam sporo książkowych sugestii, w których autorzy lub świadkowie relacjonują zaskakująco podobne obserwacje – właśnie mam zamiar usiąść do Johna Keela. I tutaj również nie mogę się powstrzymać od nawiązania, bo od około 5. roku życia spotykałam postać, którą nazwałam „Kapelusznikiem” – najpierw widywałam go „na żywo”, a później już tylko w snach. Zawsze był w czarnym garniturze i kapeluszu. Przyznam, że mocno się uśmiałam, kiedy trafiłam na temat MIB – mój 'Kapelusznik' bardziej by pasował do charakteru Indrida Colda.
Odpłynęłam w tym komentarzu od głównego wątku posta, ale że ostatnio dużo spisuję i analizuję, to chciałam się podzielić moimi obserwacjami w temacie rozważań nad naturą tych zjawisk:)
Serdecznie pozdrawiam!
Ah zapomnialam dodać, że przez lata strzelałam z łuku (oczywiście amatorsko) i zwykle wbija się strzaly w ziemię, żeby mieć je pod ręką, kiedy się stoi w jednym miejscu z któego chce się strzelać do celu, to wygodniejsze niż kołczan:)
UsuńGwyllion, serdeczne dzięki za jakże ciekawe komentarze (a autorowi za nie mniej ciekawy wpis na blogu, wreszcie!).
OdpowiedzUsuńPiszesz o dyskusjach z obenautami, czy to jest gdzieś na jakimś forum do przeczytania? Jeśli tak, to możesz podać link?
Ja nieco ponad tydzień temu też miałem dziwne i bardzo nieprzyjemne (mało powiedziane...) doświadczenie.
Nieraz mam tak, że gdy leżę dłużej i nagle wstanę, to robi mi się ciemno przd oczami - normalna sprawa, każdy tak ma. Nieraz graniczy to u mnie z utratą przytomności, choć do niej nigdy nie doszło, ale wiele razy musiałem szybko usiąść w obawie przed upadkiem. Ostatnio leżałem dłużej i nagle wstałem, ale tym razem to nie nastąpiło. Wróciłem z łazienki i znowu się położyłem, lecz po jakichś 2 lub 3 minutach musiałem znowu wstać. I tym razem się stało. Ledwo zdążyłem opaść na krzesło, inaczej bym się wywrócił. Ale teraz oprócz znajomego chwilowego poczucia prawie utraty przytomności przeżyłem coś okropnego, coś, co nazwałbym prawdziwie piekielnym doświadczeniem. Nikomu tego nie życzę. Nagle, bez (jak się wydaje) żadnej przyczyny znalazłem się w stanie świadomości, który do dziś pamiętam, ale którego nie można nawet opisać, i co najlepsze nie mogłem go opisać już kilka sekund po tym, jak się skończył, na co od razu zwróciłem wtedy uwagę. To trzeba przeżyć, niemniej jednak spróbuję jakoś dać temu wyraz.
Nagle poczułem absolutną rozpacz, beznadzieję, prawdziwe piekło, a wszystkie te uczucia nie miały żadnego powodu. Nie było tak, jak można sobie wyobrazić że np. musi czuć coś podobnego ktoś, kogo spotkało coś bardzo złego, strasznego (np. matka przeżywająca śmierć dziecka itp.). To była beznadzieja w stanie czystym, niespowodowana niczym konkretnym, lecz jakby wyekstrahowana jej sama esencja i podana do przeżywania, czysta abstrakcja, a przez to tak realna, że nie do opisania. Tak musi się czuć ktoś doświadczający piekła i mający absolutną świadomość tego, że to się nigdy nie skończy. To właśnie poczucie braku końca było tam najbardziej przejmujące. Wiedziałem, że tak już będzie zawsze.
To był stan umysłu, nie żadne miejsce z diabłami. Tam nie było niczego, osób, przedmiotów - nic, tylko ja z tym stanem umysłu pogrążonego w wiecznej rozpaczy, nieszczęściu, piekle. Horror.
Wraz z napływem krwi do mózgu (tak to tłumaczę) stan ten zaczął zanikać i zaraz zacząłem czuć się normalnie. Całość trwała jak myślę z 10-15 sekund, ale to nic nie znaczy, bo ja wtedy doświadczyłem wieczności. Już wiem jak to jest. Wieczność kojarzy nam się z czymś, co musi trwać stale i ma to sens, ale jednak mimo to można jej doświadczyć, ale nie opisać. Doświadczyć i z niej wyjść. Tuż po wyjściu z tego stanu stał się on dla mnie czymś tak odległym, jakby nigdy nie miał miejsca. Od razu stał się on nie do wyobrażenia (dzięki Bogu).
Nie wiem co to dokładnie było, ale myślę, że są stany umysłu, kiedy można przeżywać różne rzeczywistości, a mnie przypadło akurat doświadczyć piekła.
PS
Czy istnieje polskie tłumaczenie „Disembodied Voices: True Accounts of Hidden Beings” Marczenki?
Hej!
UsuńTo były prywatne rozmowy, więc tego nie ma nigdzie na forum :)
Odnośnie poczucia rozpaczy, jak nagłe wpadnięcie w studnię smutku bez dna, to chyba miałam kiedyś coś podobnego, raz w życiu. Szłam ze znajomymi, jeszcze w czasach liceum, obok starej spalonej piekarni (spory obiekt), podobno dużo żuli tam pomieszkiwało i umierało. Akurat na tym odcinku nie działały latarnie. Szliśmy, śmiejąc się i opowiadając sobie żarty – kumpel po lewej, a przyjaciółka po prawej. Nagle zobaczyłam przed nami, zaraz przed linią oświetlonej latarniami dalszej drogi, coś, co wyglądało jak jakiś ciemny kłąb dymu wiszący nad ziemią. Nadal się śmiejąc, zaczęłam się temu przyglądać, zastanawiając się, co powoduje tę iluzję. W pewnym momencie uważnego przyglądania się poczułam, że to jest jakaś "osoba", która zwróciła na mnie uwagę, bo ja się jej przyglądałam. W tym momencie ten kłąb się wyciągnął pionowo, bardziej przypominając kształtem człowieka, bardzo szybko ruszył w moją stronę i przeleciał przeze mnie. Odskoczyłam do tyłu i za chwilę już klęczałam na ziemi i płakałam, bo wrażenie było takie, jakbym nagle odczuła czyjś ogromny smutek i beznadzieję – były tak głębokie, że przez chwilę nie czułam nic więcej. Ta intensywna część trwała krótko, ale aż do położenia się spać miałam w sobie jakby powidok tych odczuć.
Znajoma w pierwszej chwili myślała, że zaczęłam się aż tak spazmatycznie śmiać, bo jej siostra potrafiła upaść na ziemię w trakcie ataku śmiechu, natomiast znajomy stał zaskoczony. O ile przyjaciółka niczego nie zauważyła, to kumpel stwierdził, że poczuł przeszywające mu ramię lodowate zimno w chwili, kiedy odskoczyłam do tyłu. Nic później się nie stało, po prostu zaskoczeni wróciliśmy do domu.
Nie wiem czy to, to samo co Ty odczułeś, ale ciekawe, skąd się takie rzeczy biorą.
Witajcie!!!! Dziękuję za komentarze lecz trudno mi coś do nich wnieść. Nigdy nie praktykowałem OOBE ani mnie jakoś nie ciągnęło w tym kierunku. Nie znaczy to że ignoruję, przeciwnie, bardzo chętnie czytam o tym co ludzie doświadczyli podczas takich przeżyć. Jedynie co mogę potwierdzić to to, że i w folklorze lub podczas spotkać z załogantami UFO często się mówi, że wprawdzie nie do końca wiemy o co tam chodzi , ale widocznie coś jest z tym że oni jakby chcieli naszych emocji. Nieraz czytałem że te istoty potrzebują, że posiłkują się naszymi emocjami. A może są tylko bardzo ciekawi bo sami ich nie posiadają? No cóż.... niby mówi się że miłość to najwyższy stopień emocji. Tego raczej nie da im się uzyskać, ale strach jest już zaraz jako następny. Hmm, trudno mi to w jakiś sposób ugryźć, Zbyszek miałby tu swoje pole do popisu, on w takich tematach siedzi od lat. Dzięki za wasze posty . Pozdrawiam. Ps: Jeszcze nie widziałem książek J. Marczenki w polskim tłumaczeniu.
OdpowiedzUsuńCześć Arku!
UsuńTrochę z tym wątkiem wyskoczyłam jak Filip z konopi ;)
Odnośnie odczucia miłości – z mojego doświadczenia (i z tego, co wygrzebałam przy pomocy czatu) wynika, że jak najbardziej to też potrafią wywołać.
Najdziwniejsze, co mnie w tym temacie spotkało, to natychmiastowe przełączenie z poczucia zwierzęcego przerażenia we wrażenie właśnie miłości – totalnie bliskiej, starej przyjaźni.
Dodam, że temat emocji bardzo mnie ciekawi i na bazie moich obserwacji oraz tego, co teraz czytam, próbuję rozważać, o co w tym może chodzić – oczywiście zakładając, że zasób dostępnych informacji w ogóle może wystarczyć do szukania odpowiedzi na to pytanie.
Zastanowiłam się, czy w moich doświadczeniach te postacie wykazują doświadczanie emocji – i stwierdziłam, że tak. Udało mi się je parokrotnie zaskoczyć i obserwować ich zdziwienie oraz próby zrozumienia tego, co robię. Więc raczej nie badają emocji dlatego, że sami ich nie posiadają.
Oczywiście mogę zupełnie niepotrzebnie miksować te dwa zjawiska – spotykania autonomicznych postaci w snach i spotkań z ufo/faeries itp. – ale na mój obecny zakres wiedzy uważam, że zbieżność schematów zachowań obu grup postaci/zjawisk jest zaskakująco podobna.
Serdecznie pozdrawiam!:)
Do "Info" - miałam podobne przeżycie rozpaczy, ale dłuższe (około godziny) i kilka razy. Nazywam ten stan "odcięciem od Źródła" (Boga) albo "Smutkiem znikąd". Na szczęście jest to stan odwracalny (trzeba jednak wykonać profesjonalny egzorcyzm/oczyszczanie). Z moich doświadczeń wynika, że jest on skutkiem obecności i działania istot negatywnych w naszej przestrzeni, lub też działaniem jakiegoś rodzaju czarnej magii. Albo i tego i tego jednocześnie. Wiem, jaki ten stan jest straszny, wszystko traci sens, wszystko ogarnia pustka. Nie życzę nikomu!
OdpowiedzUsuńRaz miałam też tak, że cofnęłam się jakby w czasie do emocji z wczesnego dzieciństwa, czułam lęk, niedojrzałość i bezradność małego dziecka, mając jednocześnie fizycznie 35 lat. Byłam wtedy w procesie oczyszczania moich "warstw" energetycznych i różne rzeczy się działy. Po około 2 dniach ten stan minął.
Powyższy komentarz jest mój. Jeszcze dodam, że odczuwania energii uczył mnie świecki egzorcysta, stąd moje przeżycia, obserwacje i wnioski. Generalnie warto pamiętać, że modlitwa, a szczególnie psalmy (np. 91, 121) pomagają na wiele rzeczy i można się tym wspomagać.
OdpowiedzUsuńNakłuwania ciała energetycznego przez byty niefizyczne doświadczyłam wiele razy będąc w ciele fizycznym w normalnym stanie świadomości. Nie musiałam w tym celu wychodzić z ciała/robić OOBE. To wszystko są bóle (czy nawet całe choroby) fantomowe możliwe do odwirowania (oczyszczenia).
Dzięki za odzew. Możesz polecić kogoś wiarygodnego, kto zajmuje się takimi sprawami? Nasze doświadczenia mają punkty wspólne, ale też się różnią. U mnie to było wywołane gwałtownym wstaniem, Ty nie piszesz jak było w Twoim przypadku, ale chyba było inaczej. W każdym razie chętnie skorzystałbym z usług osoby mającej wgląd w przyczynę takiego przeżycia. Pozdrawiam.
Usuń