Fenomen UFO i badania nad dziwnymi pozostałościami.
Słynny francusko-amerykański astronom i informatyk Jacques Vallée jest znany ze swoich pionierskich badań w dziedzinie ufologii. Vallée, który był zafascynowany zjawiskiem UFO już w młodym wieku, poświęcił swoje życie badaniom tajemniczych zjawisk. Jego praca charakteryzuje się rozwojem hipotezy międzywymiarowej, która interpretuje UFO jako przejawy pozaludzkiej świadomości z innych wymiarów. Vallée wykracza poza tradycyjną hipotezę, uważając, że zjawisko UFO jest wyrazem wyższej inteligencji, która wchodzi w interakcje z naszą rzeczywistością w złożony, lecz niezgłębiony sposób. Niestrudzone wysiłki Vallée, aby rzucić światło na zjawisko UFO i jego innowacyjne myślenie sprawiają, że jest on centralną postacią w historii ufologii. Jego praca zachęca nas do kwestionowania granic naszego zrozumienia i bycia otwartym na to, co niezwykłe. Nie tak dawno Jacques Vallée przekazał swoją pracę i osobiste dokumenty Uniwersytetowi Rice, aby zachować swoje dziedzictwo, ale także, aby uchronić ją przed komercjalizacją. Położyło to podwaliny pod Archiwum Niemożliwego (Archives of the Impossible), archiwum poświęcone dokumentacji badań naukowych zjawisk paranormalnych. Z czasem archiwum wzbogaciło się o prace innych znanych badaczy i autorów, którzy również chcieli podzielić się swoimi odkryciami i zachować je dla przyszłych pokoleń unikalnymi zbiorami. Należą do nich między innymi John E. Mack, Whitley Strieber czy Stanley Krippner.
Mural przedstawiający incydent nad Maury IslandDziś chciałbym zostać przy Vallée a dokładnie przy pracach dotyczących badań materiałów pochodzących od hmm? jakby to najtrafniej opisać? … powiedzmy tak: materiałów powstałych podczas manifestacji zjawiska UFO. Co to mogą być za materiały?, Pomijając ów dziwny fenomen "anielskich włosów" o których pisałem w art. "Anielskie włosy — UFO nad Portugalią", materiały te są przeważnie metaliczne, niekiedy bardzo lekkie, to bardzo dobre przewodniki (w naszym rozumieniu mając na myśli prąd), lub szlaka zawierająca składniki metalów. Może trzeba zaznaczyć, że w takich przypadkach, gdy materiały trafiły do badania, prowadzono również całą dokumentację zajścia, przepytano świadków, jeśli było to możliwe teren przeszukano i również badano pod kątem możliwego promieniowania. Nie zawsze jest to możliwe, lecz priorytetem była przynajmniej relacja naocznego świadka.
Nasz pierwszy przypadek pochodzi z początku lat 30. ubiegłego wieku, wydarzył się nad plażą w Ubatuba w Brazylii, Do literatury ufologicznej trafił jednak dopiero w 1957 r. za sprawą dr. Olavo Fontesa i Jima Lorenza — fundatorów grupy ufologicznej. W tym incydencie kilku świadków widziało na niebie niezidentyfikowany dysk, który zanurzył się w morzu, a potem wspiął się na wysokość 30 metrów, po czym eksplodował. Chwilę później, morze, jak i płytki obszar przed plażą został pokryty opadem malutkich fragmentów metalu. Kilka z nich zostało przekazane dr. Luisie Barbosa w Brazylii. Laboratorium, w którym pracuje, specjalizuje się nad badaniami minerałów i produkcji. Mineralogowie zidentyfikowali materiał jako czysty magnez, czystszy niż nasz produkowany komercjalnie, lecz nie tak czysty, jaki można by uzyskać przez zwielokrotnioną sublimację. Późniejsze badania pod dyrekcją profesora Petra Sturrocka na Uniwersytecie w Stanfordzie potwiedziły, że był to magnez i tlenek magnezu z małą częścią zanieczyszczenia, którym były ślady aluminium żelaza i wapnia. Inne, francuskie laboratoria potwierdziły te wyniki.
Następny ciekawy przypadek miał miejsce nad wyspą Maury w stanie Waszyngton. Popołudniem 21 lipca 1947 roku (3 dni, zanim doszło do słynnej obserwacji Kennetha Arnolda) czterech świadków obserwowało z łódki manewry 6 dziwnych, niezidentyfikowanych obiektów. Obiekty w kształcie pączków "donatów" znajdowały się na wysokości około 600 metrów nad morzem. Centralna dziura tych donatów miała wynosić 7 metrów, kolor przypominał świecącą mieszankę złota i srebra. Jeden z obiektów sprawiał wrażenie, jakby miał jakieś problemy. W pewnym momencie obniżył się i zawisł jakieś 150 metrów nad łódką czterech mężczyzn, kołysząc się, gdy reszta pozostała nieruchoma. Chwilę później jeden z nich podążył w dół "aby pomóc" (jak to opisał świadek). Usłyszano eksplozję, a potem arkusze lekkiego, cienkiego metalu zaczęły spadać z kołyszącego się obiektu. Na łódkę wystraszonych świadków spadło coś, co wyglądało jak kawałki zastygłej lawy, lub jakiejś szlaki. Niefortunnie, pies właściciela łodzi został zabity takim odłamkiem. Według Vallée historia ta miała kontynuację przez badanie przypadku przez FBI. Ci panowie skonfiskowali materiał, który został zebrany na brzegu przez człowieka o nazwisku Fred Crisman. Chodziło tu o srebrną folię i szklaną szlakę. Wojsko, jak i FBI bardzo zagmatwanie komentowało wyniki badań, w końcu zostając przy oświadczeniu, że chodzi o żużel z pobliskiej huty w Tacoma. Jednak oficjalnej analizy badań nigdy nie ujawniono. Publicysta Ray Palmer opublikował analizę badań tych próbek, które miały mu zostać osobiście przesłane przez Crismana. Materiał miał zawierać wapń, żelazo, cynk i tytan. W mniejszej ilości: aluminium magnez, mangan, miedź, krzem, nikiel, ołów stront i chrom.
Inny przypadek, który jakoś przez te wszystkie lata uszedł mojej uwadze, miał miejsce W Campinas w Brazylii. 14 grudnia 1954 roku kilku świadków obserwowało przelot trzech obiektów w kształcie dysku. I znów jakby jeden z nich miał jakieś kłopoty. Najpierw zaczął się dziwnie kołysać, by chwilę później stracił na wysokości. Dwoje pozostałych obiektów podążyły za nim i jakby ustabilizowały go, wisząc teraz na wysokości około 100 metrów nad miastem. Obiekt, który wydawał się mieć problemy, zaczął wydzielać strumień srebrnej cieczy. Jak to opisano później "ciecz pokryła, dachy domów, ulice, chodnik, a nawet ubrania na podwórkowych suszarkach". Analiza laboratoryjna, niestety bez podania nazwy gdzie i kto ją prowadził, wykazała, że głównym składnikiem była cyna. Inna, prywatna analiza, którą wykonał chemik, dr. Risvaldo Maffei potwierdziła ten wynik, w 90% była to cyna. Niestety nie wiemy, czym było, lub mogło być pozostałe 10 %.
Także ciekawym fragmentem metalu może pochwalić się profesor Sturrock, a opowieść świadków przypomina klasyczne spotkanie z UFO. Stig Ekberg i Harry Sjöberg, jechali drogą do Väddö, na północ od Sztokholmu, kiedy zauważyli na niebie coś w rodzaju spłaszczonej kuli. To były ciemna noc, godzina 22 00, ale w listopadzie słońce już od kilku godzin schowało się za horyzontem. Obiekt miał około 8 m średnicy i 3 m wysokości. Świadkowie byli zgodni do tego, że UFO znajdowało się nie wyżej niż 100 metrów nad ziemią i około kilometra przed ich fordem V8. Niespodziewanie obiekt, skręcił w kierunku samochodu, zbliżając się bardzo szybko. Silnik auta zakrztusił się, a światła reflektorów zgasły. Powoli obniżył się, a potem bujał się nad środkiem drogi, mniej więcej 1 m nad jezdnią i 100 metrów przed autem wystraszonych Szwedów. Poświata emitująca z UFO nie tylko oświetlała obszar dookoła, ale nawet stodołę w odległości 500 metrów. "Była tak dobrze widoczna jakby słońce świeciło" - zeznał później jeden ze świadków. Także w powietrzu unosił się zapach ozonu i coś jakby tlącą się izolację. Po dziesięciu minutach światło obiektu zyskało na intensywności, po czym obiekt podniósł się i odleciał na lewo, a po kilku sekundach zmienił kierunek, wracając na północny kurs, skąd przyleciał. Teraz Ekberg potrafił zapalić silnik, a światła samochodu znów zaczęły świecić. Mniej więcej w tym miejscu, gdzie obiekt miał znajdować się nad ziemią, trawa była tam spłaszczona, ale to nie wszystko. Mężczyźni znaleźli lśniący kawałek "kamienia", był gorący w dotyku. Znalezisko było wielkości pudełka zapałek, ale cięższe niż się wydawało na taką kubaturę. Metal okazał się trudny do zidentyfikowania, prowadzone badania w "SAAB airline", nie dały satysfakcjonujących odpowiedzi. Inne testy w laboratoriach w Szwecji, Danii i Niemiec wykazały, że jest to węglik wolframu i kobalt. Według niemieckiego ufologa i naukowca von Ludwiger: " technologia i sposób wytworzenia takich twardych metalów, jest taka sama na całym świecie.... Jakość materiału jest wyśmienita, lecz nie było to niczym nadzwyczajnym na tamte (1950)lata."
Następny przypadek wydarzył się w połowie lat 70. ubiegłego wieku w Bogocie, Kolumbii. Około godziny czwartej nad ranem, dwóch studentów usłyszało dziwny zgrzyt metalu nad ich wynajmowanym domkiem. Gdy wyszli na zewnątrz, zobaczyli na niebie dysk, który oszacowali na niecałe 3,5 m średnicy. Wprawdzie ich twierdzenie, że obiekt znajdował się na wysokości ponad 1000 metrów, należy traktować z uprzedzeniem, ponieważ w ciemności prawie niemożliwe jest ustalenie wysokości i rozmiaru świecących obiektów. Cztery inne światła wyglądały tak, jakby asystowały, poruszając się wokół tego pierwszego. Zauważyli, jakby wypływała z niego ciecz. Młodzi mężczyźni schowali się pod drzewem, przyglądając się jak owa ciecz, spadając na chodnik, powodowała kłęby pary. Obiekt, jak i inne wkrótce schowały się w chmurach, pozostawiając zdumionych świadków w gęstym deszczu. Po około 10 minutach materiał na tyle wystygł, że studentom udało się oderwać od chodnika dwa kawałki, nie były wielkie, około 10 × 2 cm. Pierwsze badania materiału przeprowadzono w Ameryce Centralnej. Ekspertyza wnioskowała, że jest to stop aluminiowy z dodatkiem magnezu i cyny. Zawierał jeszcze śladowe ilości czegoś, co nie potrafiono zidentyfikować. Całość była niemagnetyczna. Materiał można było z łatwością przeciąć, a granulacja była bardzo drobna. W 1985 r. Vallée przywiózł ową próbkę do USA. Analiza wykonana wraz z dr. Haroldem Puthoffem ujawniła, że 93% materiału to aluminium, 4,8% fosforu i 0,9% żelaza. Także śladowe ilości fosforu i trudna do wytłumaczenia — warstwa tlenku węgla. W próbce nie odkryto śladów fluorku i wody, który używa się do produkcji aluminium. Ów fluorek glinu jest naturalnym "odpadkiem" podczas produkcji aluminium. Eksperci mogli także potwierdzić, że wygląd próbki wskazywał nie na ukończony proces tworzenia materiału, lecz na "przegrzanie", "eksplozję, przy której doszło do stopienia materiału". Pobrano więcej próbek, które w sumie potwierdzały się, w innych znaleziono także ślady magnezu, co zauważono już we wcześniejszych badaniach.
17 grudnia 1977 r. w Council Bluffs (Iowa), doszło do ciekawego incydentu, którego świadkiem było kilka osób, w tym także policjant. Krótko przed dwudziestą w parku o nazwie "Big Lake", coś uderzyło w wał przeciwpowodziowy. Chwilę później płomienie ognia sięgały prawie trzech metrów, ci, którzy byli w pobliżu i zobaczyli ogień, podążyli na miejsce zdarzenia. Świadkowie opisali później " duże ilości stopionego metalu, nadal gorące, w kolorze czerwono-pomarańczowym. Trawa wokół została doszczętnie wypalona". Policja i straż pożarna dotarła na miejsce w kilka minut. Jeden z policjantów napisał później: "stopiona masa metalu nadal bulgotała i spływała w dół wału przeciwpowodziowego" Strumień stopionego metalu wynosił około cm 160 cm długości i 120 cm szerokości, co wcale nie tak mało, wykluczając później możliwe wyjaśnienia jako hoax lub "stopienie metalu przez znudzonych nastolatków". Część grobli pokryta tą wrzącą cieczą pozostała jeszcze gorąca przez następne dwie godziny. Dwóch świadków miało zaobserwować obiekt zawieszony nad tym miejscem, "nie poruszał się, tylko wisiał...., z biegnącymi dookoła światłami". Dziwną rzeczą było to, że w odległości 9 metrów znajdowało się miejsce również pokryte zagadkowym metalem, tym razem mniejsze - 40 na 60 cm. Pobliska Baza Sił Powietrznych poświadczyła tylko, że z ich strony nie było żadnych incydentów, kolizji, albo jakichkolwiek operacji. Analiza materiału na Uniwersytecie w Iowa wykazała, że głównym składnikiem było żelazo z niewielką ilością chromu i niklu. Wykluczono, aby był to meteoryt. Nie było także typowego krateru, który wskazywałby na takie kosmiczne ciało, jedynie kilkucentymetrowe wgłębienie, co wskazuje na coś, co w tym miejscu miało swoją określoną wagę. Materiał byś częściowo wtopiony w glebę, co jest normalne w procesie stygnięcia. Ponadto teren był pokryty wieloma małymi kulkami metalu. Materiał nie był czymś niezwykłym, dlatego wielu sceptyków wskazało na możliwości bardziej przyziemne. Najbliższa huta metali znajdowała się wcale nie tak daleko, lecz wierzyć odpowiedzialnym, w tym dniu piece były wygaszone, produkcja była zakończona. Ale nawet gdyby, myślę, że huta, ma inne możliwości niż wywieźć na wał przeciwpowodziowy kilka kilogramów gorącej szlaki.... aby spowodować pożar. Raczej nikt z prywatnych osób nie posiada takiego pieca i możliwości transportu gorącego żelaza, ta możliwość wydaje się trochę naciągana. Czy mogła być to katastrofa samolotu pobliskiej bazy? Cóż, po eksplozji, gorące kawałki metalu szybko tracą temperaturę. Eksperci wykluczyli to, ponieważ w przeszłości nie było przypadków, aby samolot spadł na ziemię i zdematerializował się, rozpuszczając się do płynnego metalu.
W 1967 r. w Maumee (Ohio) doszło do kolizji samochodu z niewidzialnym obiektem, tutaj pozyskany materiał także okazał się magnezem o czystości 92 procent. Przypadek, którego była świadkiem rodzina Ohlson, w 1982 roku jest fascynujący. Obiekt zdawał się rozpadać na kawałki tuż na oczach świadków. Zebrane później odłamki w kształcie rurek, pochodzą bez wątpienia od dziwnego obiektu, ponieważ spadając jako gorący metal, pozostawiły wytopione dziury w zaspach śniegu. Do tego przypadku wrócę obszerniej w następnym artykule.
Co można by powiedzieć? pomyśleć? uwzględniając owe materiały. Co czyniło je niezwykłymi? A jednocześnie niekoniecznie przekonującymi, że to coś pochodzi z innej planety, wyobrażając sobie, że mamy tu do czynienia z typowymi odwiedzinami poprzez pozaziemską rasę istot. Vallée:
„Znaleźliśmy coś bardzo ciekawego. Analizując stosunki izotopowe tych próbek minerałów, nie były one zgodne z oczekiwanymi stosunkami, jakie znamy, ale ani pozaziemskimi, które także znamy, które przywędrowały do nas z kometami lub jako meteoryty. Wydaje się, że izotopy te zostały przeprojektowane przez oddzielenie ich i nadanie im nowego stosunku przez ponowne wprowadzenia ich do stopu metalu. Nie wiemy wprawdzie dlaczego, ale i my robimy coś podobnego. Oddzielanie izotopów uranu, co się stało po raz pierwszy w ramach projektu Manhattan, znamy, ale oddzielanie izotopów „zwykłych” metali, takich jak magnez? To kosztowałoby miliony dolarów. I nawet gdyby ktoś to zrobił to DLACZEGO?, po co to zrobić? Wygląda na to, że mamy do czynienia z inteligencją zdolną do manipulowania kontinuum czasoprzestrzennym, że ów materiał został sztucznie wytworzony, do celów, których nie jesteśmy w stanie pojąć."
W sumie materiały te to nic tak egzotycznego jakby wielu chciało, z drugiej strony czy naprawdę czekamy na kawałek latającego obiektu z napisem, że został wyprodukowany gdzieś w Kosmosie? Ów materiał może nie jest tak spektakularny, ale daje wiele do myślenia. Próbka z Ubatuby jest bardzo, bardzo czystym magnezem, a ta z Bogoty nie wykazuje używanej wody do produkcji — coś czego nie znamy. Niektórzy autorzy powołują się na naukowców, którzy ciekły metal uważają za przyszłość, ponieważ dobrze przewodzą prąd. Takie urządzenia budowano już 40 lat temu, jednak problem w tym, że w temperaturze pokojowej tylko rtęć pozostaje ciekła, inne metale trzeba stopić. Więc co do diabła? Czyj to wynalazek wisiał tam na niebie? Niestety zainteresowanie naukowców trochę upadło, to i owo przeanalizowano, Vallée mógł wypytać najtęższe głowy, jakie pozyskał dla swoich badań, ale nie było tego "super odkrycia" - tej nowiny, która obiegłaby nagłówki gazet na całym świecie. Jedynie można powiedzieć, że to, co zaobserwowali świadkowie, nie było ich wymysłem, doszło do jakiegoś fenomenu, skutkiem tego pozyskano materiał. To coś dzieje się naprawdę, niekiedy w sposób, który trudno pojąć. Mam na myśli obserwacje UFO, gdzie wydawało się, że obiekt zmienia kształt, czy jakby to coś, tam się dopiero formowało. Albo także przypadki jak chociaż ten słynny z Iranu gdzie z jednego obiektu "robi się" drugi i trzeci, także tej samej wielkości, przy czym pierwotne światło nie traci na wielkości. Takie powielanie może sugerować, że nowe obiekty tak samo, jak pierwszy formują się w naszej czasoprzestrzeni, przybierając masę, wykorzystując przy tym materiał kosmiczny, który znajduje się na miejscu materializacji. Ale to oczywiście tylko teoria, tak samo, jak podróże międzyplanetarne.
Wygląda na to, że tak jak tysiące lat temu ludzie nie do końca potrafili zrozumieć zorze polarne, czy zjawiska astronomiczne, tak my dzisiaj główkujemy się nad problemem zjawiska UFO. Ten fenomen ciągnie się przez wieki, objawienia Maryjne, mistyczne postacie, które wykazywały dużo bardziej zaawansowaną wiedzę, jak na tamte czasy. Ba! Te różne zmiennokształtne postacie, które towarzyszyły nam w średniowieczu, elfy, wróżki. Kawalarz lub z angielskiego prankster towarzyszył ludziom przez wieki, budząc strach, ale również ciekawość i chęć współpracy, bo jak zawsze chodziło o kasę i władzę — to do czego wielu ludzi ciągnie. A dziś uganiamy się za zjawiskiem UFO, myśląc, że gdyby warunki były korzystne, na pewno rozwiązalibyśmy zagadkę. Tylko sprawa ma się tak, że wyciągając rękę, by w końcu złapać zajączka, wydarza się coś, co stawia nas w osłupienie, a zajączek rozpływa się w powietrzu. Tak było i tak pozostało....
Wykorzystano:
https://news.rice.edu/news/2024/decade-discovery-10-years-rices-archives-impossible
Journal Of Scientific Exploration - Physical Analysis
Cześć Arkadiuszu,
OdpowiedzUsuńDawno tu nie zaglądałam, ponieważ na parę miesięcy wciągnęło mnie drążenie tematów powiązanych z LD/OBE. Byłam bardzo ciekawa czy ludzie twierdzący, że regularnie doświadczają stanów, które określają jako wyskakiwanie z ciała, mają jakiekolwiek informacje powiązane z tematami, które poruszasz tu na blogu, a które i mnie bardzo ciekawią.
Sama eksperymentowałam z wypytywanie postaci w świadomych snach o te tematy, ponieważ podobno, niektóre z sennych postaci to coś więcej niż wytwór umysłu śniącego, jednak nie uzyskałam żadnej sensownej odpowiedzi i testując sensowność owych sennych postaci odniosłam finalnie wrażenie, że jednak i one są po prostu częściami psyche śniącego.
Wygląda na to, że kiedy ma się bardzo konkretne pytania i neutralne nastawienie do odpowiedzi, a osobą kieruje jedynie ciekawość, to brew temu co twierdzą obenauci, wcale nie podróżuje się na życzenie na Rancho Skinwalkera i inne jemu podobne miejsca, oraz nie dostaje się magicznie owych odpowiedzi. Więc ani nie udało mi się osobiście tą drogą nic wskórać, ani owi rzekomo sprawnie fruwający obenauci nie mieli żadnych odpowiedzi.
Dodam, że to było w sumie zabawne, że obenauci (przynajmniej ci z którymi rozmawiałam) twierdzili, że na pewno nie istnieje żadne zjawisko ufo, a za zaginięcia z Missing 411 odpowiadają seryjni mordercy etc.:) Sama (i w towarzystwie innych osób) nie raz widziałam obiekty, które można nazwać 'ufo', nawet na długo przed erą dronów, jak również trochę innych, zwyczajnie dziwnych rzeczy, których nawet nie umiem nazwać, również temat świadomego śnienia towarzyszy mi w praktyce od ponad 30 lat. Na podstawie moich doświadczeń jestem daleka od stwierdzenia, że rozumiem o co w tym wszystkim chodzi, dlatego tak mnie to interesuje, aczkolwiek po tych ostatnich miesiącach skłaniam się ku temu, że przynajmniej większość koncepcji obenautycznych to naciąganie doświadczeń ze świadomych snów, choć oczywiście zawsze się mogę mylić:)
Także niestety nie wniosę tu żadnej ciekawostki na jaką liczyłam przez te miesiące zwiedzania tematu. Liczyłam też dlatego, że Paulides ma w swoich archiwach trochę wątków z zaginięciami mieszczącymi się w schemacie Missing 411, powiązanych z zaskakująco trafnymi snami, gdzie osoby śniące (skorelowane z zaginionym, bądź nie) miały pokazywane w snach miejsca w których znajdowały się ciała, włącznie z wieloma detalami otoczenia i samej pozycji ciała.
Niemniej cieszę się, że na Twoim blogu wciąż się pojawiają świetne artykuły, które z przyjemnością dziś przeczytałam jednym ciągiem (z tych zaległych):)
Serdecznie pozdrawiam!
Witam serdecznie.
UsuńHmmm. Tak oobe i wielostronność fenomenu. No niestety tak to jest. Z jednej strony niekiedy wydarzają się takie dziwności, że to nie może być przypadek, a innym razem takie różne proste rzeczy nie działają lub sobie przeczą. Dawno temu interesowałem się channelingami. Tu podobnie występują te same problemy, pomijając już to, że kondycja odbierającego wbrew pozorom nie ma znaczenia. Niekiedy wypoczęci i z super nastawieniem nie potrafili się połączyć z zaświatem, tak jakby chcieli. A innym razem osoba zmęczona chciała "tylko pół godzinki" a potem przesiedziała całą noc pisząc i rysując, a potem powiedziała " czegoś takiego jak zmęczenie, albo czas w ogóle nie odczuwałam". Z drugiej strony, trzeba przyznać, że owe przekazy nie (zawsze) pokrywają się, tak jakby owa wiedza czy prawda zależała od przekazującego. To samo widać w ufologii, ilu uprowadzonych, tyle różnych relacji. Nawet tak chwalona hipnoterapia straciła na uroku, ponieważ nie wiemy do końca czy to, co opowiada dana osoba miało naprawdę miejsce, albo zostało jej wgrane, lub po prostu własna podświadomość macza w tym swoje paluchy. Podświadomość to ogromny potwór, potrafi zrobić z nami wszystko, a nasze życie, jeśli jedziemy na autopilocie, kierowane jest wyłącznie przez podświadomość. Zmusza nas do nawyków, takich jak każdego dnia te same przekonania i myśli. Jest wielkim potworem, ponieważ umie dobrze się ukryć, a nawet nas przekonać, że to my jesteśmy panem naszego życia i myśli. Nieraz zastanawiam się, że jeśli podświadomość potrafi tak dużo, to ile informacji uzyskanych przez obe lub channeling, będzie zależeć od naszego psyche? Myślę, że bardzo dużo. Każda sytuacja, obraz, film itd. zostaje przekazane do podświadomości, my tego często już nie pamiętamy, ale tak samo, jak niekiedy udaje nam się coś przypomnieć, tak samo te wszystkie inne informacje mogą być wykorzystane przez podświadomość, aby zadowolić ego. Dlatego to wszystko jest tak zawiłe, że nawet nie chcę sądzić, że ktoś to do końca umie pojąć. Myślę, że gdybym próbował wnikać w temat zaginięć właśnie w ten sposób przez oobe albo automatyczne pisanie, to często to, co bym "przekazał" byłoby mieszanką wiadomości pochodzących z głębi potwora. Niestety na ten temat także nie potrafię pomóc.
Pozdrawiam serdecznie. Wesołych świąt.