Karl Haushofer - tajemnicza postać III Rzeszy.

 Na początku XX wieku japońskie Stowarzyszenie Zielonego Smoka wywarło ogromny wpływ na późniejszy bieg historii nazistowskich Niemiec. Nie tylko w pewnej mierze wpłynęło na powstanie NSDAP, a tym samym umożliwiło przejęcie władzy przez Hitlera. Wierzyć niektórym źródłom to oni udostępnili niezbędną wiedzę do skonstruowania latających dysków i innej cudownej broni, która gdyby była wyprodukowana wcześniej, mogłaby zmienić losy II wojny światowej. Ta wiedza była również aspektem powstania elitarnego kręgu Thule.

Jaskinia Krubera, marzenie Juliusza Verne i centrum  powieści " Podróż do wnętrza Ziemi". Także marzenie podróżników i poszukiwaczy przygód💓 ( Copyright: www.thebillyleepontificator.com/fine-structure-constant/)

Centralną postacią w procesie pozyskiwania technologii antygrawitacyjnej dla nazistów miał być słynny weteran I wojny światowej Karl Ernst Haushofer. Mimo że Niemcy przegrały wojnę, on wyszedł z niej z doskonałą reputacją. Haushofer został zawodowym żołnierzem, w 1887 roku, w wieku 18 lat. Ukończył szkołę artyleryjską oraz szkolenie oficerskie w Akademii Wojennej Królestwa Bawarii. Następnie awansował w szeregach niemieckiej armii cesarskiej, aż w 1903 r. w wieku 34 lat został nauczycielem w Akademii Wojennej. W tym czasie armia niemiecko-pruska cieszyła się wysoką reputacją za granicą, dzięki zwycięstwu nad Francuzami w wojnie francusko-pruskiej. W 1908 roku, po pięciu latach pracy jako nauczyciel w Akademii Wojennej, został wysłany do Japonii. W Tokio miał studiować japońskie praktyki wojskowe i pracować jako instruktor artylerii. Japońska armia cesarska, która została scentralizowana pod rządami cesarza, była wzorowana na armii pruskiej i w początkowej fazie konsultowała się z doradcami francuskimi, włoskimi i niemieckimi. Do 1890 r.  była najnowocześniejszą armią w Azji, dobrze wyszkoloną i wyposażoną, o wysokim morale. W porównaniu do europejskich armii tamtych czasów, była to jednak głównie piechota z niewystarczającą kawalerią i artylerią. Broń zakupiona w Ameryce i różnych krajach europejskich miała dwa problemy: po pierwsze, brakowało jej, a po drugie, ta nieliczna, która była dostępna, była różnych kalibrów, co prowadziło do problemów z zaopatrzeniem w amunicję.

Haushofer miał ogromną wiedzę o artylerii i ogólne doświadczenie w pruskiej wojskowości. Po przyjeździe został przyjęty przez cesarza i cieszył się wysoce uprzywilejowanym statusem społecznym. Znając już biegle rosyjski, francuski i angielski, z łatwością dodał japoński i koreański do swojego repertuaru językowego, zyskując akceptację w najwyższych kręgach japońskiego społeczeństwa. Utrzymywał kontakty towarzyskie z najważniejszymi osobami w kręgu imperatorskim. To właśnie tutaj zetknął się z tajnym stowarzyszeniem japońskiej władzy politycznej, które otaczało cesarza jako figuranta. Było to Kokuryu-Kai, lepiej znane jako Stowarzyszenie Czarnych Smoków. Stowarzyszenie — ultranacjonalistyczne, militarystyczne i faszystowskie — kontrolowało Japonię, infiltrowały ośrodki władzy we wszystkich krajach Azji Wschodniej, a nawet w Stanach Zjednoczonych. Nie stroniło od zamachów i propagandy, by osiągnąć swój cel — światową dominację. Wewnętrznym rdzeniem organizacji było Stowarzyszenie Zielonego Smoka. Z pozoru Zielone Smoki były małą buddyjską sektą klasztorną, choć mnisi odprawiali również ceremonie szinto (droga bogów). W XVI wieku wybrali Kioto na swoje centrum. W XIX wieku szeptano, że Zielone Smoki utrzymywały bliskie relacje z tajemniczą grupą zwaną Towarzystwem Zielonych Ludzi, żyjącą w odległym klasztorze. Była to podziemna społeczność w Tybecie, która komunikowała się z Zielonymi Smokami wyłącznie na płaszczyźnie astralnej. Zieloni Ludzie mieli posiadać ogromne moce psychiczne i okultystyczne. Nie było dla nich trudnością kontrolować Stowarzyszenia Zielonych Smoków, ci jednak pomimo tego postrzegali ten związek jako korzystny. Nie wiadomo za bardzo co z tego mieli, ale widocznie do pewnej granicy im to pasowało. Nieziemscy mistrzowie znali podobno przyszłość, a nawet potrafili podróżować w czasie. Ich plany sięgały aż do roku 5000. Dokładna lokalizacja Stowarzyszenia Zielonych Ludzi jest nieznana, przynajmniej francuskim autorom książki "Poranek magów " i jest mało prawdopodobne, by Haushofer ją znał. Jednak z perspektywy czasu okazało się, że ta nieziemska cywilizacja miała mieszkać w jaskiniach połączonych tunelami od południowo-zachodniego Tybetu przez subkontynent indyjski do Benares w Indiach. W mitologii hinduskiej królestwo to nazywane jest Patala lub „Światem Węża” i uważa się, że jest domem legendarnych Nagów, wężopodobnej rasy. Przez niektórych czczonej a przez wszystkich obawianej jako okrutne demony. Według legend żyją oni w ogromnym kompleksie jaskiń i tuneli z siedmioma poziomami głęboko pod ziemią. Podobno istnieją co najmniej dwa wejścia do świata Nagów. Jedno znajduje się przy źródle Sheshna w Benares, a drugie w górach nad jeziorem Manasarovar, około 800 kilometrów na zachód od Lhasy. Znajduje się ono na wysokości 4580 metrów nad poziomem morza i jest najwyżej położonym słodkowodnym jeziorem na świecie. Podobno jezioro było ulubionym miejscem kontemplacji Buddy. Miejsce bardzo ciekawe, tu i tam w książkach ufologicznych spotykamy na opowieści, że miejscowi nad tym jeziorem rzekomo widzieli reptoidów oraz ich bezskrzydłe statki, lądujące i startujące w górach.

 Powracając do tematu, Stowarzyszenie Zielonych Smoków zaprosiło Haushofera, do swojego grona, a także wtajemniczyło go w swoje niektóre sekrety. Obiecali technologie, które  znali tylko wtajemniczeni. Mieli nadzieję wykorzystać go jako narzędzie faszystowskiego państwa niemieckiego, które zawarłoby sojusz z Japonią. Wspólnie podbiliby Rosję i zdominowaliby ogromny obszar lądowy Eurazji, stawiając się w pozycji do konfrontacji z sojuszami zachodnioeuropejskimi i anglo-amerykańskimi.

Członkowie grupy Czarnych Smoków byli przekonani, że z pomocą Niemiec mogą podbić Rosję, atakując z dwóch stron. Haushofer był dopiero trzecim człowiekiem z Zachodu, którego inicjowano do Stowarzyszenia Zielonego Smoka, co było czymś wyjątkowym. Gdy powrócił do Niemiec, był już innym człowiekiem. Tutaj zacytuję pewnego autora: 

„Haushofer był w zasadzie tajną bronią wypuszczoną na niczego niepodejrzewające Niemcy. Wypuszczonego przez Dugpów, czarnych magów tybetańskiego podziemia, w celu realizacji ich wizjonerskiej globalnej strategii budowy światowego imperium w 50. wieku. Był on pociskiem wymierzonym w serce europejskiej polityki, choć jest bardzo prawdopodobne, że on sam nie zdawał sobie sprawy z prawdziwej natury swojej misji. Bardziej niż prawdopodobne jest to, że został zahipnotyzowany i poddany praniu mózgu przez mnichów Zielonych Smoków, aby uwierzył w to, co robi."

Po powrocie do Niemiec Haushofer cierpiał na kilka chorób i nie był w stanie pracować przez trzy lata. Był jednak na tyle zdrowy, że w tym czasie ukończył doktorat z geopolityki na Uniwersytecie w Monachium. Jego praca doktorska na temat „Potęgi obronnej Wielkiej Japonii, pozycji na świecie i przyszłości” jest świadectwem jego trwałej fiksacji na punkcie tego kraju. W 1914 r. jako generał w I wojnie światowej został wyznaczony do dowodzenia siłami na froncie zachodnim. Jego wojenne wyczyny stały się legendarne, ponieważ był w stanie dokładnie przewidzieć alianckie bombardowania i manewry oraz zainicjować odpowiednie środki zaradcze. Niektórzy autorzy (specjalnego nurtu książkowego) są zdania, że była to wyraźna demonstracja mocy przewidywania, którą nauczyli go mistrzowie Stowarzyszenia Zielonych Smoków. W rezultacie wyszedł z przegranej wojny jako bohater ze stopniem generała majora, będąc szanowany w powojennych Niemczech.

W latach między rozejmem a 1933 r. Haushofer czekał na kogoś, kto mógłby stanąć na czele Niemiec i przekształcić je w faszystowską potęgę militarną. Ktoś, kto mogłaby sprzymierzyć się z Japonią i podbić Rosję, a tym samym zdominować cały obszar lądowy Eurazji. Był bardzo szanowany i dobrze znany, w tym czasie został profesorem nadzwyczajnym geopolityki na Uniwersytecie w Monachium. To stawiało go w wyjątkowej sytuacji doradzania wybranemu kanclerzowi. Jako skromny nieznany naukowiec nie miałby szans na tak ambitną polityczną rolę. Może to tylko przypadek, może własne niestrudzone zaangażowanie, a może jak twierdzą inni to działania japońskiej grupy, że mu się udało. Podobno był aktywnie wspierany i doradzany przez swoich mentorów ze Stowarzyszeń Czarnych i Zielonych Smoków. Przygotowując się do mianowania nowego niemieckiego dyktatora, Haushofer odegrał kluczową rolę w utworzeniu dwóch tajnych organizacji powiązanych ze Smokami. Wraz z Rudolfem von Sebottendorfem był zaangażowany w założenie zorientowanego na okultyzm Towarzystwa Thule w Monachium w 1918 roku. W czasach świetności organizacja liczyła około 1500 członków w Bawarii, z których wielu było zamożnych i wpływowych w niemieckim przemyśle i prawicowej polityce. Thule przekształcono w NSDAP i w ten sposób utorowano drogę do poparcia nowego przywództwa. Haushofer pomógł również założyć Towarzystwo Vril, które było powiązane z tybetańskimi mnichami. (Chociaż tak naprawdę, nie ma ani jednego oficjalnego dokumentu, że takie Stowarzyszenie istniało.) To w ściśle tajnym rdzeniu Towarzystwa Thule, opracowano plany przedstawiające pierwsze niemieckie latające dyski. Technologia antygrawitacyjna miała pochodzić od owych mistycznych Zielonych Ludzi z Patali, to ona właśnie napędzała ich latające urządzenia. Haushofer podobno zaaranżował   późniejsze sprowadzenie do Berlina grupy mnichów z Towarzystwa Zielonych Smoków, a nawet i Zielonych Ludzi w celu utworzenia naukowej grupy doradczej. Towarzystwo Thule przyjęło swastykę, czyli hakenkreuz za swój symbol, umieszczając go w kole z pionowym sztyletem. W 1920 roku, postępując zgodnie z sugestią dra Friedricha Krohna z Towarzystwa Thule, Hitler umieścił hakenkreuza w białym kole w centrum flagi partii nazistowskiej. Na jej tło wybrał kolor czerwony, co stanowiło wyraz rywalizacji z partią komunistyczną, której flaga była czerwona. Czyżby przypadek, lub naprawdę coś się szykowało? Wydaje się bardzo prawdopodobne, że Haushofer wykorzystał rozpowszechnienie swastyki w Indiach i Tybecie, i tym przekonał Hitlera, że przodkowie rasy aryjskiej wywodzą się z tego regionu. Chociaż uważa się, że Haushofer nie spotkał Hitlera do roku 1923, a flaga nazistowska powstała już w 1920 roku, jest prawdopodobne, że swoimi listami inspirował młodego buntownika. Pod wpływem pism Nietszchego i Towarzystwa Thule, Hitler zaczął wierzyć, że chrześcijaństwo jest błędną religią, skażoną żydowskimi korzeniami. Postrzegał nauki chrześcijańskie o wybaczaniu, trumfie słabych i wyrzeczeniu się jako antyewolucyjne. Steiner wykorzystał obraz Antychrysta i Lucyfera jako przyszłych duchowych przywódców, którzy odnowią chrześcijaństwo – rozwinie się ono w nowej, czystej formie. Hitler poszedł znacznie dalej. Postrzegał siebie jako kogoś, kto uwalnia świat od zdegenerowanego systemu i – dzięki aryjskiej rasie nadludzi – doprowadza to postawienia nowego kroku w ewolucji. Nie mógł tolerować żadnych konkurencyjnych Antychrystów, ani teraz, ani w przyszłości. Jednak tolerował buddyzm, czyżby Niemcy nie chcieli zepsuć stosunków ze swoim buddyjskim sojusznikiem, Japonią? Już w 1919 roku Towarzystwo Thule podobno wprowadziło Hitlera do wewnętrznego kręgu, ucząc go metod opanowywania legendarnej mocy vril. Mocy, która miała na celu stworzenia aryjskiej rasy nadludzi. Hitler miał pociąg do mistycyzmu już od czasów młodości, kiedy to studiował okultyzm i teozofię w Wiedniu — tu ziarenko trafiło na odpowiednią glebę.

Za pośrednictwem Hessa, Haushofer mógł być blisko Hitlera, nie jest tajemnicą, że wszyscy trzej panowie mieli wspólne hobby. Rozdziały Geopolityki w "Mein Kampf" Hitlera miały zostać napisane przez Haushofera. Od 1922 roku Haushofer zaczął organizować coroczne wycieczki do Tybetu. Brali w nich udział studenci, jak i inni zainteresowani zwolennicy, co oczywiście obejmowało jego powiązania ze Stowarzyszeniem Smoków. Kiedy Hitler doszedł do władzy w 1933 roku, Haushofer miał zorganizować porozumienie między nim a .....? No właśnie, Japończykami? Mnichami z Tybetu? a niektórzy nawet twierdzą, że z ową pozaziemską rasą. Hausofer operował również propagandą, że Niemcy są rasą panów, wywodzącą się od Aryjczyków ocalałych z potopu na Atlantyku. To on powołał termin „Lebensraum”, aby usprawiedliwić nieuzasadnione przejęcie przez Niemcy sąsiednich „gorszych” krajów. Światowej klasy japońska marynarka wojenna miała panować na morzach, a nieustraszony Wehrmacht na lądzie. Wszystkie szczegóły zostały starannie opracowane przez japońskie Stowarzyszenie Czarnych Smoków, a Karl Haushofer wykonał swoją misję perfekcyjnie. Był jednak jeden nieprzewidziany element, który, jak się okazało, pokrzyżował całą operację. Nie byli w stanie kontrolować Adolfa Hitlera, który po prostu odmówił działania jako marionetka i ostatecznie okazał się szaleńcem. Walka z dwoma potężnymi przeciwnikami na dwóch frontach w tym samym czasie, ale i wiele innych czynników doprowadziły do klęski i upadku samozwańczej "Herrenrasse" (Rasa Panów). Hitler odwrócił się od swojego mentora, aresztował, a następnie wysłał Haushofera i jego rodzinę do obozu koncentracyjnego. Ostatecznie, gdy Niemcy legły w gruzach, Haushofer jak na ironię został uniewinniony przez Trybunał Norymberski. Jednak nie planował spokojnego życia, on i jego żona popełnili samobójstwo na początku 1946 roku.

                                                      Generał Haushofer i Rudolf Hess.

Wprawdzie nie zamierzam tutaj wchodzić w świat historyjek o niemieckich latających dyskach, to temat, który mnie bardzo interesował przez kilka lat, ale jeśli czytelnicy by chcieli, to możemy coś w tym kierunku zrobić. W sumie to Haushofer miał być   pośrednikiem, który sprowadził do Niemiec tę technologię i miał kontakt ze Stowarzyszeniem Zielonych Smoków a tamci z ową tajemniczą pozaziemską rasą. Oczywiście nie jest łatwo zbudować coś, czego się nie rozumie. W 1944 r. Reichsführer SS Heinrich Himmler całkowicie usunął pieczę nad rozwojem tej technologii spod kontroli Hermanna Göringa i przekazał ją inżynierowi i generałowi SS Hansowi Kammlerowi. Co mnie bardzo interesuje i to nie są informacje z różnych podejrzanych stron internetowych, ale fakty ogólnie znane, to to, że różnego rodzaju ekspedycje i poszukiwania miały miejsce. Ernst Schäffer, niemiecki myśliwy i biolog, wziął udział w dwóch ekspedycjach do Tybetu w latach 1931-1932 i 1934-1936 w celach sportowych oraz aby przeprowadzić badania zoologiczne. W latach 1938-1939 Schäffer pokierował trzecią ekspedycją do tego kraju. Zaprosił ją oficjalnie rząd tybetański, a sfinansowało Stowarzyszenie Ahnenerbe. Wizyta zbiegła się z odnowieniem kontaktów tybetańsko-japońskich. Z jakiegoś powodu była tu chęć utrzymania dobrych stosunków z Japończykami i Niemcami, czyżby stali za tym mnisi ze Stowarzyszenia Zielonych Smoków? Albo nawet enigmatyczni Zieloni Ludzie? Japonia i Niemcy w 1936 roku podpisały pakt antykominternowski, deklarując się przeciwko rozprzestrzenianiu się komunizmu na świecie. Hmmm, nie chcę spekulować, naprawdę, bo w tym momencie tyle myśli kołacze się w głowie. Te plany bycia Nadludźmi.... Filozof Fryderyk Nietzsche (1844-1900) napisał kiedyś tak, a na nim naziści kreowali swoje chore poglądy: ""stado” (w znaczeniu: zwykli ludzie) walczy o zapewnienie bezpieczeństwa w ramach stada, tworząc moralność i zasady, podczas gdy nadludzie mają wewnętrzną siłę witalną, która pcha ich do przekraczania ograniczeń stada. Ta siła wymusza na nich okłamywanie stada w celu ochrony swojej niezależności i wolności od "mentalności stada”". Ta siła wewnętrzna, moc, nazywana jest vril. I jeżeli pójdziemy tym tropem, to znów jesteśmy pod ziemią, znów w krainie istot ponadludzkich, którzy mają większą wiedzę, zdolności, żyją o wiele dłużej niż my.

 W pewnym stopniu muszę myśleć o tych tajemniczych tunelach w Austrii. Tutaj także mamy podziemną rasę, która utrzymywała stosunki z ludźmi. Te istoty miały większą wiedzę, mówi się nawet o teleportacjach, ale już same tunele są majstersztykiem. Groty i tunele datowane na tysiące lat temu, kiedy w tym regionie żyło mało ludzi, i którzy byli zajęci przeżyciem i wykorzystaniem tych kilku ciepłych miesięcy, aby paść zwierzęta. Kogo interesowałoby kucie tuneli, młotkiem i dłutem? Bo po co? A jednak powstały i zostały sztucznie wykonane. I jeszcze coś. Gdyby ktoś wykuł takie tunele, to w pobliżu musiałby znajdować się ów materiał, tysiące ton kamienia, ale tego nie ma. To, co znaleziono w środku tunelu to kawałki stopionego kamienia a w nim nawet metalowy wiór. Lecz kto posiadał kiedyś maszyny, które topiły skały? Nasza technologia to nie była, i znów na myśl przychodzą owe istoty, owe legendarne istoty.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.

Zniknięcia? Dematerializacja?