Anielskie włosy - UFO nad Portugalią.

 Wydarzenie, które mogło wstrząsnąć, a według innych naprawdę zatrząsnęło miasteczkiem, było połączeniem dwóch fenomenów, które należą razem i przewijają się przez annały ufologii. Miejscem wydarzenia była miejscowość Evora w Portugalii, a dokładnie był to 2 listopada 1959 roku. Stworzenie, (nie wiem, czy powinno się użyć cudzysłowie, ale pozostawmy bez) z Evory było pozaziemskim organizmem, zebranym i przeanalizowanym prawie 65 lat temu. Incydent poprzedzała obserwacja UFO nad miastem — lecz po kolei.

                                              Część dokumentacji.

Joaquim Guedes do Amaral — ówczesny dyrektor Szkoły Przemysłu i Handlu, pochłonięty swoją pracą, nawet nie zauważył, że za oknem, przy którym siedział, pojawił się dziwny obiekt. Dopiero wezwania kolegi, zmusiły go, by niechętnie przerwał pracę. Chwilę później z zaciekawieniem przecierał oczy. To coś nie było samolotem ani niczym innym co zwykle lata po niebie. Amaral pobiegł do jednego z nauczycieli, ten posiadał teleskop. Chwilę później wspólnie ustawili go na dziedzińcu szkoły, aby przyjrzeć się  z bliska temu dziwactwu. Obiekt poruszał się na znacznej wysokości mniej więcej z południa w kierunku północnym. Leciał powoli, nie zmieniał kierunku. Jose Brito wraz Amaralem notowali każdy szczegół, który udało im się dostrzec. Obiekt miał kolor metalu i błyszczał oświetlany przez słońce na bezchmurnym niebie. Kształt był trudny do określenia, kula? cylinder? - panowie nie byli zgodni, mówiąc, że w stu procentach nie byli w stanie go określić. Za to mogli stwierdzić, iż na powierzchni obiektu były ciemne miejsca, odróżniające się od reszty powłoki. UFO przeleciało nad miastem i po pewnym czasie zniknęło z pola widzenia. Pół godziny później pojawił się kolejny obiekt, tym razem, ten był podobny do meduzy. Obiekt kołysał się i poruszał po niebie z dużą prędkością, czasami zatrzymując się na kilka chwil, aby potem ruszyć dalej. Jose Brito tak przypomina sobie drugą część incydentu:

" Drugi obiekt pojawił się dokładnie nad miastem, prosto nad głowami, iż nie mogłem ustawić teleskopu pod takim kątem. Poruszał się jakby w małych zrywach, Chwilę trwało, zanim zobaczyliśmy go przez teleskop, wyglądał jak meduza. Te zrywy. Najpierw myślałem, że ktoś dotyka teleskop, ale nie, ten obiekt fazami jakby zrywał się, jakby dostawał napływ energii. Nie tylko my dwoje obserwowaliśmy to zjawisko, w międzyczasie pojawiło się coraz więcej studentów, wszyscy widzieli to samo. Górna część była w kształcie spodka, dolna raczej okrągła. "

Obiekt zatrzymał się, pozostając stabilnie w powietrzu przez około pół godziny, po czym ruszył dalej z dużą prędkością. Chwilę później, rzadkie białe galaretowate nici zaczęły spadać z nieba. Prawie całkowicie pokryły wszystko białą warstwą. Uczniowie ze zaciekawieniem bawili się tajemniczą pajęczyną, dopiero nauczyciele zakazali im, by rękoma nie dotykali nosa lub ust. Sprawa wyglądała tajemniczo, niektórzy mieszkańcy tak się wystraszyli że pozamykali się w swoich domach. Lecz nie tylko Evora była świadkiem dziwnych wydarzeń. Sto kilometrów od miasteczka, nad bazą militarną "Sintra" od rana spadała ta sama substancja. Tomas George Silva, były dowódca bazy wspomina:

" Staliśmy z kilkoma pilotami na zewnątrz, kiedy niespodziewanie coś białego jak nici zaczęło spadać z nieba. Nie widzieliśmy na niebie żadnego obiektu lub źródła, tylko owe dziwne pajęczyny".

Ani wojsko, ani szkoła nie byli wyjątkiem, okazało się bowiem że tajemnicza substancja pokryła całą okolicę, dziesiątki, jak nie więcej kilometrów kwadratowych. Joaquim Amaral pobrał próbki dziwnej substancji z terenu dziedzińca szkoły. Udało mu się pomimo tego, że struktura była krucha i trudna do zebrania bez uszkodzenia. Znał człowieka, zapalonego naukowca i chciał jak najszybciej pokazać niecodzienny fenomen. W drodze zastanawiał się usilnie nad obserwowanym zjawiskiem, obawiając się trochę reakcji znajomego. Nie wiedział, że ów znajomy tak samo, jak on był świadkiem opadu anielskiego włosa, który przez 4 godziny spadał z nieba. Ów znajomy był naczelnikiem bazy wojskowej — Silva, panowie od razu przeszli do rzeczy. Ku zdziwieniu okazało się, że jest to organizm jednokomórkowy, prawdopodobnie mikrob o nieznanych cechach. Skąd się wziął? Panowie przeprowadzili testy dziwnej substancji, która wydawała się żywym stworzeniem. Na przykład, kiedy substancję umieszczono pomiędzy płytki, okazało się, że ta wykazywała oporność. Z tego badania panowie sporządzili zapisy, stwierdzając między innymi:

"Mikroorganizm 'Evora' miał rozmiar 4 mm, składał się z macek. Aktywnie wykazuje reakcje ochronne, będąc umieszczonym pomiędzy płytkami laboratoryjnymi".

Późniejsze badania wykazały, że macki mogą wytrzymać nacisk do 350 gramów. Mikrob posiadał różne kolory. Centralne ciało było żółte, macki intensywnie czerwone, zmieniając się, dając brązowo-żółty kolor, który stawał się coraz ciemniejszy. Macki tworzyły równoległe włókna połączone galaretowatą substancją. Każda nić była przezroczysta. Wewnątrz można było zobaczyć małe ciała, które z czasem stawały się coraz większe. Nici tworzyły idealnie wyprofilowaną linię styku. W środku centralnego korpusu znajdował się otwór w kształcie ust (?), wokoło bardzo delikatne struktury. Substancja wykazywała  fałdy i pęknięcia, może w skutku upadku, lub nieostrożnego zbierania. Obserwacje zagadkowego mikrobu prowadzono przez 2 lata, aż macki i centralny korpus ostatecznie się rozpadły.

W międzyczasie Joaqim Amaral niezmordowany badacz, widząc, że jego możliwości się kończą, przekazał resztę próbek naukowcom Uniwersytetu Lizbońskiego. Jednak nawet najwięksi portugalscy naukowcy nie byli w stanie stwierdzić, czym było stworzenie z Evory. W swoim oświadczeniu napisali między innymi:

Próbki materiału są nieznane ówczesnej biologii lądowej. Nie wyklucza się, że mogą pochodzić ze sfery pozaziemskiej a może z sąsiadujących planet".

Być może była to za duża sensacja, być może jak twierdzą inni, niewygodne dowody. W sumie profesorowie Wydziału Nauk w Lizbonie przerwali studia mikrobu, a także zobowiązali się do nieprzekazywania żadnych informacji prasie. W 1978 roku na Wydziale Nauk Przyrodniczych w Lizbonie wybuchł pożar, niszcząc dowody na istnienie istoty z Evory. W tajemniczy sposób strażacy nie byli w stanie ugasić płomieni, które pochłonęły próbki mikroorganizmu. Do tej pory nie wiadomo, co lub kto spowodował pożar.



Nie chcę wchodzić głębiej w różne teorie spiskowe, bo być może wytłumaczenie jest prościejsze, niż niektórzy by chcieli. Jeden z badaczy zasugerował, że może to jakiś niezbadany organizm, który żyje w górnych warstwach atmosfery. Nasze pojęcie o tym, co tam na górze kończy się zwykle na 14 km, tam też toposfera ma swoją granicę. Inne — mezosfera, stratosfera rozciągają się aż do 100 km, gdzie potem zaczyna się umowna granica Kosmosu. Czy to możliwe, że na wysokości kilkudziesięciu kilometrów żyją organizmy, których jeszcze nie znamy? Ktoś inny zasugerował, że być może były to morskie mikroorganizmy zassane przez trąbę powietrzną, a potem spadły, jak już nieraz i inne przedmioty, nie tylko ryby i żaby. Przyznam, że byłoby to najlepsze wytłumaczenie, ale czy tak łatwo daliby się wszyscy zwieść? Amaral był naukowcem, a inni z Lizbońskiego Uniwersytetu też na pewno wpadliby na ten pomysł, w końcu miasteczko leży niecałe 100 km od Atlantyku.

Pięć lat wcześniej, we Florencji miał miejsce inny incydent, który tak samo można znaleźć w książkach ufologicznych. Wydarzenie miało miejsce podczas meczu piłki nożnej, kiedy tysiące entuzjastycznych kibiców nagle zobaczyło UFO na niebie nad stadionem. Doszło nawet do burzliwych scen na stadionie, a mecz musiał zostać na chwilę przerwany. Kiedy obiekt zniknął, nagle z nieba spadł deszcz przypominający płatki wełny, lub watę. Ludzie opowiadali przedstawicielom lokalnych mediów, że czuli się tak, jakby byli owinięci pajęczyną. Dziwna substancja była wszędzie: na drzewach, dachach domów, szybach samochodów, ulicach. Żaden z naocznych świadków nie potrafił wyjaśnić, skąd wzięła się ta puszysta substancja, nie mówiąc już, co to było. Zebrane próbki i przekazano do instytutu chemicznego Uniwersytetu we Florencji. Końcowe orzeczenie profesora Giovanniego Canneriego stwierdza, że materiał jest włóknistą strukturą o dużej wytrzymałości mechanicznej. Raport stwierdza również, że materiał twardnieje po podgrzaniu, pozostawiając topliwą i przezroczystą pozostałość. Według Canneriego pozostałość ta zawiera głównie bor, krzem, wapń i magnez, a także liczne substancje o nitkowatej, wielkocząsteczkowej strukturze. Z fizycznego punktu widzenia mogło to być szkło zawierające borokrzem.

O tym, że anielskie włosy nie są zjawiskiem współczesnym, świadczy incydent, który wydarzył się we wrześniowy poranek 1741 roku w angielskiej wiosce Selborne we wschodnim Hampshire. Tego jesiennego poranka ogrodzenia i całe pola zostały pokryte substancją przypominającą pajęczynę. Według naocznych świadków krajobraz wyglądał tak, jakby był pokryty nakładającymi się na siebie siatkami na włosy. Czytam obecnie książkę J. Vallee pt.: "Wonders in the Sky" (Cuda na niebie) gdzie autor wskazuje na przypadek z Japonii w dniu 27 września 1477 r. , gdzie wato-podobna substancja spadała z nieba przez kilka godzin. To era, kiedy nie było jeszcze samolotów, a pojęcie chemtrails było jeszcze nieznane, chociaż nawet w dzisiejszych przypadkach nie wierzę, aby za fenomenem anielskiego włosa mogliby stać przedstawiciele jakiejś tajemnej grupy, czy wojsko itp.

Trudno jest potwierdzić w stu procentach, że anielskie włosy są bezpośrednio związane z UFO. Amerykański badacz  i autor J. Brian Boldman zakłada w swojej książce pt.: "Angel Hair: Evidence for UFO Technology", że rzeczywiście istnieje związek między pojawieniem się anielskich włosów a UFO. Boldman pisze, że anielskie włosy to substancja, która pojawiła się kilka razy po lub w trakcie obserwacji UFO, według jego badań ostatnio 11 listopada 1999 r. na północ od Sacramento w amerykańskim stanie Kalifornia. W swojej pracy Boldman dochodzi do wniosku, że anielskie włosy są zdecydowanie dowodem na istnienie nieznanych obiektów latających i zasługują na dalsze badania naukowe. Wielu innych badaczy UFO również podziela założenie Boldmana i wierzy, że ta dziwna substancja tworzy się w zjonizowanym powietrzu,  w takim przypadku   otoczone polem elektromagnetycznym.

Istnieje jednak również możliwość, że zjawisko to jest spowodowane pewnymi procesami chemicznymi i fizycznymi powodowanymi przez minerały, które rozpuszczają się w chmurach i spadają w postaci substancji podobnej do tkanki. Zjawisko odegrało nawet niemałą rolę w słynnej obserwacji UFO w małej portugalskiej wiosce Fatima w dniu 13 września 1917 roku. Wtedy świadkowie opisali fenomen jako płatki śniegu, albo jak małe kwiaty, które topiły się, spadając na ziemię.  W 196 roku naszej ery historyk Kasjusz Dio, sam był świadkiem tego zjawiska, pisząc w swoim dzienniku:

„Drobny deszcz, który wyglądał jak srebro, spadał z czystego nieba. Nie był widoczny podczas opadu, dopiero gdy spadł już na ziemię. Zachował się przez trzy dni, ale czwartego dnia cała substancja zniknęła”.

Do dziś anielskie włosy są zjawiskiem mistycznym i być może jeszcze przez jakiś czas nim pozostaną. Jak wiemy, fenomen UFO może mieć wiele przyczyn i celów. Czy taki dziwny opad to skutek uboczny? Zamierzone działanie? A jeśli tak, co to ma znaczyć?


Wykorzystano:

https://www.dailymotion.com/video/x7sdxid

Komentarze

  1. Może to zrzut śmieci, produktów ubocznych działania napędu z pojazdów UFO, szukamy niewiadomo jakich przyczyn a to się wydaje najprostsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może być. Tak jak wspomniano, my nie wiemy za dużo o rodzajach napędzania, lub innych energiach które działają wokół UFO. Być może te energie wraz z składnikami atmosfery wytwarzają ubocznie to co potem w postaci takich włosów, płatków spada. Pozdrawiam

      Usuń
    2. A może po prostu od czasu do czasu, w różnych miejscach na ziemi, celowo lub nie, otwiera się okno do innego wymiaru i przez nie wpadają do nas istoty pochodzące z niego.
      Czasem wciągną one kogoś stad do siebie, czasem tylko mamy okazje je zobaczyć, czasem są to okna "losowo" powstające w jakimś miejscu, czasem pewne miejsca sprzyjają powstawaniu takich okien i stąd przypadki są częste w danym rejonie.
      Oczywiście z cala pewnością nie mogę tego powiedzieć ale używanie organizmów jednokomórkowych do napędu ufo jest mało prawdopodobne

      Usuń
    3. Tak, to mogą być "rzeczy" które wpadają, kiedy otwiera się taki portal. Tak jak się zdarzają deszcze dziwnych przedmiotów. Może teoria, że trąba powietrzna coś tam zassała, a potem to coś spadło gdzie indziej, wygląda prawidłowo naukowo, lecz tu następuje ignorancja faktów. Były przypadki, że takie opady są punktowe, że spadły na stosunkowo niewielkim obszarze, kilka na kilka metrów, jakby coś się u góry otwarło i stamtąd coś się wysypało. Albo jak zimą przy Warszawie spadł deszcz dżdżownic, wtedy to były jeszcze mroźne zimy i gleba zmarznięta, więc skąd? W USA w rezerwacie Nawaho jest tam taka święta góra, nad którą niekiedy manifestuje się jakby jakiś portal, wiele światła, błyski, wszystko to się jakby miesza, wałuje. Nieraz opisywane i nawet fotografowane, cały region doznawał paranormalnych wydarzeń. I to już od zawsze, nie teraz, gdy mamy drony i samoloty. Wszystko to już opisywano wieki temu. Czytam jeszcze Vallee "Cuda na niebie", on specjalnie wziął tylko raporty i opisy do ery, kiedy powstały pierwsze nasze balony i inne cuda prototypy. Szok i niedowierzanie co ludzie widzieli na niebie, jakie obiekty, uprowadzenia ludzi przez dziwnych "ludzi z nieba", obiekty, które były tak nisko że wpływały na otoczenie - były tak nisko, że ludzi zostali poparzeni. Portale na niebie. Wszystko, co i dziś.

      Jeszcze jest taka możliwość, że ocierają się dwie różne czasoprzestrzenie, i że coś w takim przypadku wpadnie do nas lub odwrotnie. My to właśnie widzimy jako otwierający się portal.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.

Zniknięcia? Dematerializacja?