Zniknięcia? Dematerializacja?

 Są pewne miejsca, gdzie ludzie dosłownie znikają z powierzchni ziemi. Gdzie takie incydenty zdarzają się częściej niż w innych miejscach. Na przykład w Meksyku istnieje pewna droga prowadząca w góry, która naprawdę jest tylko ślepą uliczką i używana jest sporadycznie, ale właśnie tam miało w sumie zaginąć 17 ludzi. W USA niesławna Interstate 80 przez lata miała "połknąć" kilkudziesięciu ludzi. Oczywiście zwykłe przypadki kryminalne będą przeważać, lecz pozostaje część incydentów niewyjaśnionych, jakby ludzie ci zapadli się pod ziemię. Route 29, czy  drogi biegnące wzdłuż Szlaku Appalachów są tak samo niebezpieczne, jak sam szlak. Wierzyć świadkom, niekiedy ich towarzysze znikali w ciągu chwili i nie było mowy, aby ten ktoś mógł się oddalić z ekwipunkiem, będąc niezauważony lub niesłyszany. Ale czy to możliwe, aby ludzie mogli w taki sposób znikać? Czy to możliwe? Przypadek poniżej nie ma nic wspólnego z zaginięciem, ale jeżeli ów nastolatek potrafił stawać się niewidoczny, to może w jakiś sposób inni zaginieni przeżyli coś podobnego? Nie sugeruję, że musieli kogoś spotkać jak w incydencie poniżej, chodzi mi tylko o sam fakt zniknięcia.



Pewnego wrześniowego popołudnia w 1951 roku 13-letni Cornelio Closa wraz ze swoim przyjacielem Rudolfo wracał do domu ze szkoły podstawowej w Manili na Filipinach. Gdy szli przez otwarte pole, Cornelio nagle się zatrzymał. Rudolfo, spojrzał na swojego przyjaciela i zobaczył, że przyjaciel zbladł, a na jego twarzy malował się wyraz czystego strachu, wpatrując się w coś, czego Rudolfo nie mógł dostrzec. Zapytany, co się dzieje, Cornelio powiedział, że widzi dziewczynę w białej sukience z długimi blond włosami unoszącą się nad trawą, był zdumiony, że Rudolfo jej nie widzi. Wtedy Cornelio po raz pierwszy zniknął, stał się niewidoczny, zostawiając na polu, zaskoczonego przyjaciela. To był początek dziwnych wydarzeń, opętania i teleportującego się chłopca z Manili.

                                          Cornelio Closa - często w artykułach jako "nieziemski chłopak"

Rudolfo biegł do domu w przerażeniu, na miejscu, zupełnie zdumiony zobaczył, że Cornelio już tam był, w jakimś dziwnym stanie oszołomienia, nie wiedząc za bardzo, co się stało. Powiedział, że dziewczyna przemówiła do niego i dotknęła jego ręki, po czym poczuł się lekko i nagle znalazł się przed swoim domem. Chłopcy w tym momencie zatrzymali to dla siebie, ale to był dopiero początek. Od tego momentu zachowanie i osobowość Cornelia uległy zmianie. Zwykle wesoły chłopiec stał się ponury i kłótliwy, wdawał się w bójki, opuszczał lekcje i sprawiał kłopoty. Znikał i pojawiał się w innych miejscach, często na oczach przerażonych świadków. Pewnej nocy zdematerializował się tuż na oczach swojej rodziny. Innym razem zniknął z zamkniętego pomieszczenia podczas lekcji w obecności całej klasy. Później powiedział, że działo się to zawsze, gdy pojawiała się tajemnicza dziewczyna w bieli, która zdawała się również dawać mu inne zdolności i tendencje. Jedną z takich był okropny śmiech. Nie należał do chłopca. W rzeczywistości nie wydawał się nawet być ludzki. Jeden z nauczycieli opowiedział później amerykańskiemu misjonarzowi o imieniu Lester Sumrall o swoich doświadczeniach z chłopcem, które zostały zawarte w książce Alien Entities:

"Cornelio zaczął powodować awantury w szkole. Pomimo tego, że był niewielkiego wzrostu, bił się z trzema lub czterema chłopcami większymi od siebie, a oni nie mogli go powstrzymać. Miał nadludzką siłę. Kiedyś wezwałem go do przepytania. Podszedł do tablicy, stał tam przez kilka chwil, a potem po prostu zniknął. Byłem strasznie zbulwersowany tymi wydarzeniami. Zdecydowałem, że zanim całkowicie stracę rozum, to powinienem się wycofać. Pamiętam, jak coś rozśmieszyło Cornelia. To był okropny śmiech. Nie należał do chłopca. W międzyczasie rodzice Cornelia skarżyli się, że ich syn często wpadał w niemal zwierzęcy stan, jakby był opętany, a pewnego dnia nawet zaatakował własnego ojca. Innym niesfornym zachowaniem, jakie wykazywał, było ukrywanie rzeczy, aby nikt nie mógł ich znaleźć, rozbijanie mebli lub naczyń, kradzież pieniędzy i warczenie. W tym czasie rzekomo pojawiał się i znikał nawet wtedy, gdy wszystkie drzwi i okna były zamknięte, mówiono, że po prostu przechodził przez solidne obiekty, takie jak ściany lub drzwi, tak jakby ich tam nie było. Czasami towarzyszył temu nieprzyjemny zapach. Po zniknięciu czasami nie było go wiele godzin, a nawet dni, zanim pojawił się ponownie, nie pamiętając, gdzie był. Rodzice powiedzieli mi kiedyś, że pewnego razu, gdy cała rodzina przebywała przed domem, Cornelio znów po prostu zniknął. Pozostałe dzieci zaczęły kaszleć i wymiotować z powodu smrodu, który zdał się pochodzić znikąd. Kiedy znikał, mogło go nie być przez dwa lub więcej dni. Potem pojawiał się przeważnie w łóżku, śpiąc. Po prostu nagle tam był".

Cornelio wydawał się tracić rozum w tym wszystkim, niekiedy przez dłuższy okres nie potrafił spać. Nawet on nie wiedział dokładnie, co się dzieje. Nie rozumiał, dlaczego był podatny na takie zachowanie. Później opowiedział o tych dziwnych czasach:

"Spanie było dla mnie prawie niemożliwe. Nigdy nie byłem sam. Obficie się pociłem, tak, jakby moje ubrania płonęły. Kiedy otwierałem oczy, widziałem twarz dziewczyny, która patrzyła na mnie i namawiała mnie, bym za nią poszedł. Za każdym razem, gdy dotykała mnie dłońmi, czułem się, jakbym unosił się w powietrzu. Nie było mnie w domu przez wiele dni. Nie mogłem wyjaśnić rodzinie, co dokładnie się dzieje. Nieznajoma kazała mi obiecać, że nic nie powiem. Za każdym razem w moim ciele czułem ogromny gorąc".

Cornelio był konsultowany przez psychologów, lekarzy i ekspertów ds. zdrowia psychicznego, ale nikt nie był w stanie ustalić, co mu dolega. To wszystko było trochę za dużo dla jego rodziców. Uważając, że nie mają innego wyjścia, wysłali go do ośrodka opieki społecznej, gdzie okazał się tak niekontrolowany i tak kłopotliwy, że został odesłany ponownie do domu. Także zakład poprawczy nie potrafił sobie poradzić z chłopakiem, skąd go szybko odesłano do rodziców. Nie wiadomo czy był to przypadek, czy rodzice szukali pomocy w osobie duchownej, w każdym razie tutaj drogi zetknęły się z misjonarzem L. Sumrall'em. Ten zaprosił Cornelia do kościoła, tu od razu stało się jasne, że chłopiec czuł się bardzo nieswojo, już tylko wchodząc do budynku. Cornelio twierdził później, że gdy wszedł do kościoła, zobaczył dziewczynę stojącą na progu, tylko że nie była wtedy ładna jak zawsze, jej rysy były wykrzywione i przerażające. Dla Sumralla był to znak, że dziewczyna, o której mówił, była w rzeczywistości demonem. Przeprowadzony egzorcyzm widocznie uwolnił Cornelia z uścisku "dziewczyny", który teraz już  nie doznawał dalszych wizyt. Tu zakończyło się również enigmatyczne znikanie chłopca. W 1965 roku Cornelio udzielił rzadkiego wywiadu dwóm korespondentom United Press International i to właśnie oni nagłośnili cały incydent. Oczywiście wielu sceptyków miało własne zdanie, jednak ludzie, którzy na własne oczy widzieli Cornelia, który rozpływał się w powietrzu, do końca byli przekonani, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wprawdzie trudno mi policzyć ilu było świadków, wychodzę z założenia, że przynajmniej kilkunastu, i to w większości obcych, niemających nic wspólnego z rodziną.

Oczywiście pozostaje wiele pytań, co się tutaj działo? Cornelio wykazywał objawy opętania. Jeśli tak, to kim była ta dziewczyna i dlaczego wybrała jego. A może to mistyfikacja innego fenomenu, który przez tysiąclecia pozostaje nieuchwytny, a towarzyszy nam dostosowując się do danej epoki, wierzeń, a nawet rozwoju technologicznego. Myślę, że to jeden z najlepiej udokumentowanych przypadków. Lester Sumrall skrupulatnie badał wydarzenia, zbierając oświadczenia świadków. Dotarł do wszystkich, którzy w jakiś sposób zetknęli się z chłopcem w tym czasie i mogli poświadczyć jego zachowania, a nawet znikanie będąc świadkiem naocznym. Były też takie wydarzenia, które nie można było jakoś poświadczyć. Cornelio opowiadał, że stając się niewidzialnym, mógł odwiedzać wszystkie kina w mieście, chodził do restauracji, gdzie objadał się do syta, a gdy przyszło do zapłacenia rachunku, po prostu znikał. Będąc niewidzialnym, wchodził do domów sąsiadów, gdzie kradł pieniądze, ale także u siebie w domu stając się niewidocznym, nabijał się, zwłaszcza ze swojego ojca, chowając przed nim jego rzeczy. W późniejszych latach Cornelio Closa tylko raz spotkał się z dziennikarzami, żeby opowiedzieć co się działo, nie wziął za to pieniędzy, a inne propozycje wywiadów odrzucał, chociaż mógł na tym zarobić. Pewien amerykański misjonarz o nazwisku Baker miał za zadanie potwierdzić to i owo, ale także i on po spotkaniu wielu świadków, mógł tylko afirmować incydenty.

Pozostawmy na boku wątek religijny. Już samo to, że gdy chłopak po raz pierwszy zobaczył ową dziewczynę, a jego kompan, stojąc obok już nie, wydaje się dziwne. Dematerializacja człowieka jest naprawdę czymś niesamowitym i naprawdę trudno mi trochę z tym. Wygląda także na to, że Cornelio teleportował się z miejsca na miejsce. Odnośnie do tajemniczych zaginięć, mamy przecież także przypadki, kiedy dzieci znikali w towarzystwie opiekunów. Jak przypadek Jimmego Duffy, który zniknął z zamkniętego kempingowca. Rodzice usłyszeli krzyk, gdy dobiegli do samochodu, chłopca już nie było, a siostra i kot nadal smacznie spali. Później podczas zeznań, powiedzieli, że głos jakby pochodził z powietrza — był tak dobrze słyszalny, a nie jak z zamkniętego samochodu. W październiku 2006 roku coś podobnego wydarzyło się panu Boehlke. Gdy dojechali do Parku Narodowego Crater Lake, jego ośmioletni syn, autystyk zaraz po opuszczeniu samochodu pobiegł do urwiska na skraju drogi, gdzie zniknął jak kamfora. Zanim ojciec wydostał się z samochodu i próbował go dogonić, było już za późno. Albo przypadek z 26 marca 1962 roku, kiedy zachorowało jedno z dziewięciu dzieci Crawfordów. Rodzice z najmłodszym i trzyletnią Faye udali się samochodem do lekarza. Gdy wrócili, Faye smacznie spała w aucie. Pozwolono jej trochę pospać, resztę towarzystwa weszła do domu. Gdy po kilku minutach rodzice wyszli, aby zobaczyć czy mała może się już obudziła, zastali puste auto. Trzydzieści minut po poinformowaniu szeryfa, pierwsi ratownicy przybyli na miejsce. Sprawdzono samochód i przeszukano najbliższą okolicę. Artykuł w "Kingsport News" z 28 marca 1962 r. opisuje dziwną sytuację:."Funkcjonariusze zbadali samochód, z którego zaginęła trzyletnia Faye. Obie wewnętrzne klamki drzwiowe na dwójce drzwi były wyłamane. Jedynym sposobem na otwarcie drzwi będąc wewnątrz, było opuszczenie szyby i otwarcie klamką od zewnątrz. Policjanci nie wiedzieli, jak trzyletnia dziewczynka mogła to zrobić."Przepytano sąsiadów, zatrzymano dwóch młodych mężczyzn, jednak po złożeniu zeznań wypuszczono ich. Szukano całą noc i poranek, psy i wolontariusze nie znaleźli nic. Jeszcze przed południem następnego dnia, dziewczynka dotarła do gospodarstwa leżącego prawie 5 km od swojego domu. Była bez butów, miała zadrapania na twarzy, rękach i nogach. Zabrano ją do szpitala na obserwację, niestety nie potrafiła opowiedzieć, co się stało.

Przeglądając notatki, to i owo z ostatnich lat znów trafiam na Charlesa Forta i jego słowa: "Jeżeli wejdziesz trochę głębiej w temat, nagle znajdziesz się w obliczu wydarzeń, które przysporzą ci gęsią skórkę. Jak niewidzialny rybak z innego wymiaru lub skądkolwiek, niezrozumiałe coś lub nieznana siła natury wydaje się wyławiać ludzi z naszej płaszczyzny istnienia". To on na początku XX wieku podburzał naukę racjonalnomaterialistyczną, konfrontując ją z tysiącami dziwnych doniesień ze wszystkich zakątków świata — historii wyklętych przez uczonych, które wydawały się zbyt dziwne, by mogły być prawdziwe. Historie takie jak ta o Owenie Parfitcie, który zniknął z wózka inwalidzkiego. Jego siostra zawiozła go sparaliżowanego na werandę, gdzie znajdował się w polu widzenia robotników drogowych, pracujących przed domem. Kiedy pogoda zaczęła się pogarszać, chciała zabrać go z powrotem, jednak ten zniknął w niezrozumiały sposób. Młody Charles Ashmore, jak donosił "Examiner" z San Francisco w 1888 roku, nigdy już nie wrócił po wyjściu po wodę. Jego ślady były doskonale widoczne na śniegu — do momentu aż nagle się urwały. Jeszcze dziwniejszy jest przypadek Jamesa Tetforda, jednej z siedmiu osób, które w niewytłumaczalny sposób zniknęły z obszaru Vermontu w latach 1945-1950. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się tam coś podobnego. Kilku świadków widziało, jak Tetford wsiadał do autobusu, po wizycie u krewnych, ale nikt nie widział, jak wysiadał. Nie znaleziono po nim żadnego śladu, jakby rozpłynął się w autobusie. Podobnie jak po Pauli Weldon, która zniknęła dokładnie w ten sam dzień trzy lata wcześniej. Mały Paul Jepson rozpłynął się w powietrzu, gdy jechał z ojcem samochodem. Rodzic zatrzymał się na poboczu, żeby wyjść za potrzebą, kiedy po dwóch minutach chciał znów zasiąść za kierownicą, Paula już nie było. Szeroko zakrojone poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem — psy nie podjęły nawet tropu. Myślę, że można założyć, czysto hipotetycznie, że coś nieznanego jest odpowiedzialne za znikanie ludzi — nieważne czy to nieziemski rybak rzucający w nas sieciami, czy też drzwi pułapka otwierająca się bez ostrzeżenia do innych wymiarów. Prawdopodobnie już Neandertalczycy znikali w ten sam sposób, bo nic nie wskazuje na to, że to ówczesny fenomen. Także ataki znikąd mają na pewno coś wspólnego z tym fenomenem. W 1951 r. był taki przypadek Clarity Villaneuvej, który wywołał nie lada sensację, kobieta została ugryziona na oczach świadków — ślady ugryzienia były wyraźnie widoczne, lecz napastnik pozostawał niewidzialny. Lecz to może pozostawmy na inny raz, chciałbym jeszcze wrócić do pewnego przypadku niewidzialności zaginionej osoby.

To przypadek opisany przez Diarmuda A. MacManusa (1892 - 1990) który mówi o pewnej młodej kobiecie służącej u innej rodzinie. Pewnego dnia była w drodze do rodzinnej wsi. Po drodze przechodziła przez wzgórze, które według mieszkańców zamieszkane było przez wróżki. Ze szczytu miała ładny widok na swoją wieś i zatrzymała się na chwilę, aby nasycić się krajobrazem. Po chwili zeszła w dół i jedynie głęboki rów oddzielał ją od opuszczenia feralnego miejsca. Dziewczyna szukała odpowiedniego przejścia przez rów, a gdy go znalazła, coś musiało zaprzątnąć jej uwagę, ponieważ teraz zauważyła, że zamiast wydostać się z tego miejsca — szła w przeciwnym kierunku. Wróciła do przejścia, żeby przedostać się przez rów, jednak chwilę później znów złapała się na tym, że idzie w przeciwnym kierunku. Teraz już wystraszona, szła wzdłuż rowu, aby dotrzeć do przejścia. Jakaś niewidoczna ściana przeszkodziła jej w tym, że znów musiała zmieniać kierunek, ponadto, jak to później określiła, atmosfera, okolica jakby emitowała, negatywną, nieprzychylną siłę. Minęło parę godzin, a sytuacja nie uległa zmianie, w tym czasie kilku ludzi ze wsi ruszyło na jej poszukiwania. Kobieta widziała ich latarnie, zaczęła wołać i machać rękami, wyglądało, że zbliżali się w jej kierunku. Ale tylko tak wyglądało, ponieważ szukano wszędzie dookoła, kobieta powiedziała, że stała może 20 m od nich wołając głośno, jak tylko mogła, a oni jej nie widzieli. Po kilku godzinach bariera, "zauroczenie" jakby minęło, a służąca mogła opuścić nieprzychylne wzgórze.

Ta anegdota jest tak popularna, ale w sensie, że podobne przygody wydarzają się ludziom na całym świecie. Na Bawarii mówi się, że ów człowiek nadepnął na korzeń — w skutku czego godzinami błądzi po lesie. Tu na blogu w komentarzach ktoś opisał podobne zdarzenie z Polski, z małym urozmaiceniem — wtedy były to dwie osoby (dzieci), które nie potrafiły wrócić do domu, chociaż go widziały. Za każdym razem podczas marszu, nagle okazywało się, że znów idą w przeciwnym kierunku. Być może takich przypadków jest o wiele więcej, tylko o nich nie wiemy, bo gdy człowiek zawieruszy się w takiej innej rzeczywistości, wtedy przynajmniej według legend pozostaje tam na zawsze. Większość z was na pewno kojarzy sławne zaginięcie Boeinga 777 pod nazwą MH-370. Samolot malezyjskich linii zniknął z radarów, jednak nie do końca stał się "niewidoczny". Nikt go nie widział, chociaż miał przelatywać nawet nad bazą wojskową, ale tu i tam satelity i inne urządzenia komunikacyjne dawały znaki funkcjonowania, przesyłając odpowiednie sygnały. Samolot miał jeszcze (po zniknięciu) przez 7 godzin przemieszczać się w powietrzu, i chociaż przebył korytarze powietrzne 5 państw, nigdzie nie został zarejestrowany ani na radarze, ani wizualnie. Czy to możliwe, że Lot MH-370 wpadł w jakąś anomalię, przedostając się na jakiś czas do innej czasoprzestrzeni? Trudno powiedzieć, lecz takie i podobne zagadki towarzyszą nam od zawsze.



Wykorzystano między innymi:

The Awful Thing in the Attic - Brad Steiger

An Incredible Case of Possession - spiritdailyblog.com

https://youtu.be/y0h-tv3VPIM?si=wLkasCI0Mgcsymh7




Komentarze

  1. Te historie do dzisiaj bywają wyklęte i nie mogę tego zrozumieć z jakiego powodu. Przecież inne rzeczywistości, a dokładnie czasoprzestrzenie są faktem i komu by tu zależało tak silnie i uparcie na tym żeby te sprawę ukryć? To tak jakby odwiecznie ktoś trzymał nas w klatce, mieczem i batem strzegł jej bram i wskazywał, że odtąd - dotąd to jest wasza rzeczywistość, więc cieszcie się i zarządzajcie nią tu i teraz, bez żadnego wyglądania za okno. Artykuł Pana Arka jest bardzo dobry i dzięki takim uwagom i mnie nie odechciewa się na ten temat pisać. Kiedyś zauważyłam, że nauka odkrywa fundamenty budowania rzeczywistości, bo echa takiej właśnie budowli dostrzegłam w swoim życiu i przygodach. Obecnie i współautorka od takich naukowych objaśnień moich przygód próbuje je zaszyfrować i zmienić im kierunek. Po co to jest robione? Jaka i czyja władza za tym stoi? Zauważyłam tu wielki ogłupiający ludzi podstęp i dlatego apeluję do wszystkich szeroko myślących - Wizualizacje, przewidzenia, sterowanie przepływu informacji czy to dźwiękiem, czy chemią ( tą całą szyszynką gospodarującą hormonami odpowiedzialnymi za utrzymanie w równowadze naszej świadomości i widzenia) nie mają kompletnie nic wspólnego z takimi zdarzeniami jak w artykule czy też z tymi moimi, które już wielu i chyba także Pan Arek zna! To jest wręcz próba odwrócenia od tych prawdziwych przypadków uwagi. Czy one były znane już prastarej magii i wykorzystywane w celu sterowania pozamykanymi w tym więzieniu ludźmi, a ich niewiedza dawała tym wtajemniczonym władzę? Intrygujący jest tu ten przypadek zdemoralizowanego chłopca. Nie jest lubiane, gdy cytuję coś z Biblii i łączę z tym tematem, ale wiedzy potrzeba nam szukać wszędzie. Także w folklorze, czy wcale nie tylko folklorze ludowym, tak jak to robi dwóch Panów Arków.. "Niech będzie przeklęty każdy kto przechodzi przez ogień"- I o co w tym chodzi, bo zapewne nie o tańce przy ognisku. Błądzenie i jakby lustrzana ściana, dostrzeżenie udawania się wciąż w przeciwnym kierunku. Co te kierunki myli? Czym jest ten ogień, w którym otwiera się odwrócony po L-ce żywy obraz naszej przestrzeni? Przecież ja to widziałam i nie był to wcale żaden zwid. Mało z tego działo się to przy spotkaniu ze starą Romką, a przez ognie, czy raczej z tych ogni wyszła żywa zjawa dziewczyny. Po mojej obronie przed tym widzeniem, otrząśnięciu się zespoliła się ona znowu z tą Cyganką w jedną osobę. Była to dziewczyna bardzo zdemoralizowana, która bardzo szkodziła i nie tylko mnie w życiu, potrafiła doskonale zmieniać ludziom widzenia i mogła by się tak przechwalać jak ten chłopiec, że przecież potrafi pojawiać się i znikać. Chociaż ja uważam po dokładnym śledztwie mojej sprawy z nią, że operowała tylko zmienianiem widzenia innym siebie na jakąś osobę np. któregoś z domowników, czy innego ucznia w klasie i dlatego wchodzić spokojnie do czyichś domów, lub stać się niewidzialna, bo ta moja tak właśnie robiła. Odwrotną sytuację zauważył mój kolega podczas naszego wychodzenia razem z tą dziewczyną z kościoła. Uśmiechnięcie się, ale tak było :) - przy kropielnicy znowu ta owa dziewczyna zamieniła się w starą Cygankę dosłownie na parę sekund Romka czerpała jednak informacje z taśmy mojej przyszłości bardzo dokładnie, a tu też radzę nie uważać kogo popadnie za takiego specjalistę - a to przechodzenie przez biblijne ognie jest też powiązane z wróżbami. Gdzie niektórzy przełażą, jakim sposobem i w jakim celu? Ja staram się przez tyle lat ściągać z ich twarzy maski, walczę i wiem, że o słuszną sprawę dla nas wszystkich, o wiedzę nie o wiarę i o prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Historie wyklęte, bo sprzeczne z tym, czego nas w szkołach uczyli. Nie ma tego i nie ma tamtego, bo tak nam nauka mówi. Tylko gdy popatrzymy wstecz to wiele rzeczy kiedyś niemożliwych, dziś jest uznane, bo udowodnione. A śmiałe hipotezy pokazują, że ludzie myślą, bez takich nadal byśmy siedzieli przed jaskinią, słuchając przemądrzalskich " a po co nam to? już nasi ojcowie tak robili" Burkhard Heim, jak i inni fizycy, w swoich modelach wykazali, że naszą czasoprzestrzeń można manipulować, to tylko kwestia czasu kiedy to zaczniemy robić. Chociaż kto to wie, może już w tajemnicy to robią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy pamiętasz Arku, ile było hejtu na mnie na wiadomym forum kiedy tylko zaczęłam wychodzić z tym co samodzielnie wywnioskowałam ze swoich przygód? Tak właśnie się dzieje jak piszesz, a najgorsze jest to, że teraz kiedy w moim widzeniu zatriumfowałam, bo rzeczywiście udowodniono hipotezy mechaniki kwantowej takie jak teleportacje, splątanie kwantowe, czy te z kosmologii jak zarejestrowanie fal grawitacyjnych, czy czarne dziury próbuje się łączyć moje doświadczenia z doświadczeniami tych ludzi, z którymi najbardziej się wtedy tam kłóciłam. Ezoteryka, New Age, channeling i okultyzm.. Brak mi jest słów. Jestem zwykłym prostym człowiekiem, ale myślącym. Dużo przeżyłam i doświadczyłam. Nie mam problemów z rozpoznaniem dobra od zła i przez to uważam, że najgorsza w naszym życiu społecznym jest manipulacja ludzkim rozumem, ale nikt inny tylko ludzie ludziom to robią. W tajemnicy jak piszesz i to od wieków. Nauka okrywa możliwość, ale takiej jak najbardziej prawdziwej manipulacji naszą czasoprzestrzenią a przez to ludzkim losem i to jest jak najbardziej nie na rękę tym na poważnie wtajemniczonym manipulatorom. Jak myślisz po co te wszystkie naciski na niecielesne podróże poza ciałem, wysławianie hipnoz jako drogi do wielkiej wiedzy, podjudzanie do ludzkiej tęsknoty do niby wielkich bardzo rozwiniętych duchowo i technologicznie wspaniałych cywilizacji? Bo według mnie po to, by tłum pozostał dalej głupi, nie umiał rozpoznać iluzji i ułudy od prawdy i nie zrozumiał co naprawdę się tutaj dzieje. Jak wielu ludzi dotąd wysławia np. niejakiego Wolfa Messinga... choć z samej historii o nim opisanej wynika mi jedno, lecz oni dziwnie jakoś tego nie dostrzegają. A to co się dzieje z ludzkim widzeniem i rozumem nie ma żadnego pokrycia w faktach i nie jest prawdziwe. Podobnie do innych kitów o cudotwórcach, uzdrawianiu, czy wypraszaniu dla siebie łask. Za to ludzie, którzy przeżyli choćby tego o czym piszesz : zniknięć, przeskoków w czasie dostrzegli ruchomość czasoprzestrzeni wyklina się i uznaje za chorych psychicznie, bo to im się miałoby coś pomieszać w głowie, a nie tamtym :). A dlaczego im? - Dlatego, że jest to dla nich zaskoczeniem, no i nie są tymi wielkimi magami, oczywiście, sami nie potrafią czasoprzestrzenią kręcić.

      Usuń
    2. Wczoraj były święta :) przepraszam za błędy oczywiście miało być " ludzi, którzy doświadczyli..."

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Dogman - spotkania w lesie.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.