Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.

 Muszę przyznać, że kiedyś myślałem, iż ludzie, którzy całe życie spędzają w lasach, górach, ogólnie na łonie natury, tacy się nie zgubią. Mają wspaniały zmysł orientacji, i to nie przypadek, to zdolność wyrabiana przez lata, potrafią sobie poradzić i nie panikują. Jeżeli są tak dobrze przystosowani, a niektórzy mają jeszcze ze sobą prowiant, namiot i telefon, to dlaczego nagle znikają bez śladu? Poszukiwania są niekiedy łatwe, ale nie można znaleźć denata, dopiero za jakiś czas pojawia się ciało i to w miejscu, które zostało przeszukane. Niekiedy zaginiony i jego ekwipunek znikają na zawsze, nawet po wielu latach nie odkryto żadnych pozostałości, tak "jakby ziemia ich pochłonęła", "jakby rozpuścili się w powietrzu". Powiedzenia te mają dosłowne swoje odpowiedniki w wielu językach, znaczy chyba, że taki fenomen jest dobrze i wszędzie znany...



36-letni Mike Herdman był strażakiem w Arcadii w Kalifornii. W piątek, 13 czerwca 2014 r. wybrał się na czterodniową wycieczkę z plecakiem w Los Padres National Forest ze swoim przyjacielem  z pracy, Tylerem Byarsem. Ich wycieczka rozpoczęła się na szlaku Tar Creek, planowali go przebyć w całości. To typowo kalifornijski teren, potargane głazy, niskie krzaki, sucha półpustynna gleba. Mike jest atletą i wyśmienitym outdoorowcem, kocha naturę i wiele czasu spędza na podobnych wypadach. Wieczorem drugiego dnia wycieczki, panowie zrobili ognisko, kolację, a następnie przy otwartym piwie odpoczywają w zupełnej ciszy. Niespodziewanie pies Mike'a biegnie w ciemność, bez szczekania, jakby czymś zaciekawiony, a jego właściciel nie zastanawiając się wiele i bez obuwia, tylko w koszulce i szortach, udaje się za nim. Mija czas, a Mike nie wraca, jego kumpel zaczyna wołać, lecz w odpowiedzi tylko cisza, nie słychać ani kolegi, ani psa. To bardzo ciemna noc, w obozie przy ognisku jeszcze coś widać, ale już parę metrów dalej zupełna ciemność. Mike powinien przynajmniej widzieć ognisko i wrócić, lecz tak się nie dzieje. Tyler całą noc woła za przyjacielem, aby wskazać mu kierunek, ale nic, cisza i tylko cisza. Także pies nie wraca. Następnego ranka bez zmian — Mike i jego pies nie powracają, Tyler wyrusza, by sprowadzić pomoc, niestety po drodze się zgubił i zanim poinformował strażników, minął cały dzień. Szeryf organizuje poszukiwania. Szukają ludzie i psy tropiące, a helikopter z kamerą termowizyjną pomaga z powietrza. Wykorzystuje się kilka dronów, które również "widzą" w podczerwieni. Wykrywają nawet minimalne różnice temperatur, tworząc dokładny, dwuwymiarowy obraz, powinny znaleźć zaginionych, psa, jak i człowieka. Po paru dniach sprowadzono psy trenowane w szukaniu zapachu rozkładającego się ciała, ale i te nie potrafią pomóc. Wielu strażaków z południowej Kalifornii przybyło na miejsce, aby szukać kolegi, w sumie przeczesali 75 km² dziczy. Niektórzy musieli przerwać z powodu wyczerpania, innego ugryzł grzechotnik, lecz wynik pozostał niezmienny. Uważa się, że Mike musiał doznać poważnej kontuzji, był wysportowany i obeznany, na pewno by nie spanikował, nawet gdyby się zgubił. To, że nie daje znaku życia, nie odpowiada na wołania, znaczy, że nie jest w stanie, ale dziwne, że od samego początku zaginięcia nie odezwał się ani razu. Po 9 dniach Duke — pies zaginionego wraca na parking, gdzie wtedy zaparkowano samochód, wygląda tak, jakby czekał na swego pana. 6 dni później, czyli po dwóch tygodniach poszukiwań, załoga helikoptera odnajduje ciało zaginionego. To teren, którego nie przeszukano wcześniej — wiele głazów i urwisk, nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się w ten teren. Ponadto to 400 metrów powyżej obozu mężczyzn, w przeciwnym kierunku, w którym pobiegł pies. Koroner nie potrafił stwierdzić przyczyny śmierci, a gazety pisały o hipotermii i wycieńczeniu. Późniejsza sekcja zwłok wykazała słabe wartości amfetaminy, jak i 0,56 promila alkoholu we krwi. Co dla mnie znaczy, że Mike nie mógł długo żyć, po tym, gdy pobiegł za psem, ponieważ organizm już po kilku godzinach uporałby się z taką wartością alkoholu. Wydaje się trochę dziwne, że helikopter dopiero po 2 tygodniach udał się w to miejsce, chociaż w linii prostej to tylko 700 metrów od obozu zaginionego. To teren tak trudny, że mówi się o wspinaniu, o chodzeniu tam, nie mam mowy, lecz dlaczego Mike miałby się wspinać? Za psem? Psy nie nie potrafią się wspinać. Po co miałby się wspinać, w nocy, w zupełnej ciemności. A może jego ciało tam podrzucono? Przeważnie zaginionych odnajduje się w okolicach, gdzie można w jakiś sposób przeżyć, na przykład przy potokach, rzekach, gdzie przynajmniej mają wodę. Załóżmy, że się zgubił, przecież mógł wołać, jak jego przyjaciel to robił. Mógł czekać do świtu aż będzie widno. Co mu kazało w zupełnej ciemności wspinać się po skałach? Bez butów, to chore. Ale nie, on nie spadł, koroner nie stwierdził typowych ran, uszkodzeń ciała. Nawet ukąszenie żmii byłoby jeszcze widoczne. To znów przypadek, kiedy nie można określić przyczyny zgonu. Dlaczego nie wołał o pomoc? To znów miejsce, gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie udałby się bez butów. To tak uderza, porównując inne enigmatyczne zaginięcia. To miejsce, gdzie nikt o zdrowych zmysłach nie miałby w głowie, aby tam pójść i to w zupełnej ciemności. Może został tam tylko odłożony? Mike Herdman był strażakiem, wiedział jak się pracuje pod presją, potrafił rozważać ryzyka, to ważne w jego pracy. Silny fizycznie i mentalnie, a jednak jego wszystkie atrybuty jakby w momencie zniknęły. Już po kilku metrach powinien ocenić sytuację i wrócić po latarkę i buty, wtedy mógłby skuteczniej kontynuować poszukiwania. Ale jak pies tak i on udali się w ciemność, żeby zaginąć na dobre, by ani nie zaszczekać, ani odpowiedzieć na wołania. To tak jakby wszystko w tym momencie zostało zrobione źle, nieodpowiednie, dokładnie tak jakby nie powinno. Był to tylko zbieg okoliczności? I jeszcze coś: jego przyjaciel powiedział, że wołania Mika ( za psem) słyszał tylko przez chwilę, gdy wybiegł z obozu. Krótki czas później już nic nie było słychać ani mężczyzny, ani psa, tylko cisza. Mike nigdy więcej nie wołał, nie widziano również psa, który pojawił się dopiero po 9 dniach. Gdzie był, kiedy przeszukiwano okolicę?

Pozostańmy w Kalifornii, niecałe 140 mil na wschód od miejsca wydarzeń powyżej, znajduje się malownicze jezioro o nazwie Arrowhead. Rok 2013, niemiecki profesor z Uniwersytetu w Magdeburgu, Alois Krost jest gościem międzynarodowej konferencji naukowej. 1 października, 62. letni Krost, ojciec czwórki dzieci zakłada koszulę z długim rękawem, dżinsy i lekkie buty. Przygotowuje się do wędrówki. Ma ze sobą również butelkę wody. Zapowiedziana wycieczka w to wolne od konferencji popołudnie odbywa się pod okiem przewodnika. 20 innych kolegów również dołączyło na wycieczkę w malowniczy górski region na północ od jeziora Arrowhead. Szlak turystyczny jest trudny, "jest wymagający, ale nie wyjątkowo niebezpieczny" . Dwóch przewodników oprowadza grupę, w tym jeden zawsze idzie jako ostatni — dla bezpieczeństwa. Okolice przypominają Park Narodowy Yosemite, dominuje tu granit. Jezioro położone jest w malowniczej kotlinie z wieloma małymi zatokami, są tak przepiękne, przypominają fiordy. Grupa wspina się szlakiem przy którym płynie strumyk, ot taki niepozorny, spokojna woda a głębokość nie przekracza kilkudziesięciu centymetrów. Turyści zbliżają się do końca wycieczki, kiedy jeden z przewodników skarży się na złe samopoczucie, i nie jest sam — także profesor Krost czuje się nie za dobrze. Panowie postanawiają zrobić krótką przerwę, podczas gdy reszta towarzystwa idzie dalej. Po 10 - 15 minutach profesor czuje się znacznie lepiej i postanawia kontynuować resztę drogi. Za to przewodnik potrzebuje jeszcze chwilę. Panowie postanawiają się rozłączyć, Krost mówi, że dogoni grupę, pójdzie szlakiem, on jest dobrze oznaczony, nie ma szans, żeby się zgubić... Profesor Krost już nie dotarł do swoich towarzyszy.

Poszukiwania zaginionego zaczęły się natychmiast, wprawdzie są tam wielkie głazy i skały, ale nie wiele możliwości, żeby się ukryć, lub zostać ukrytym. Akcję poszukiwawczą  szybko przerwano, pogoda się pogorszyła a wiatr ze szybkością do 80 km/h uniemożliwiał lot helikoptera. Mija kilka dni, zanim helikoptery ze swoim sprzętem wyruszyły ponownie na poszukiwania, lecz kamery termowizyjne nie pokazały spragnionego zapisu. Około 70 ludzi, w tym wielu ochotników przeszukało teren, psy jednak nadal nie potrafiły odnaleźć zapachu. Po tygodniu bezradność udziela się wszystkim, przeszukano cały teren, także ów skromny ciek, mała rzeka nie jest taka trudna do penetracji, a jednak nic. Alois Krost pozostaje zaginiony do dziś.

Pomimo 72 lat, albo raczej jego wiek może być uznany za awantaż, Krost umiał na siebie uważać, był wyśmienitym traperem, był myśliwym — to ludzie, którzy na łonie naturę spędzają wiele, wiele czasu. Nie można powiedzieć, że mógłby w jakiś lekkomyślny sposób narazić się na wypadek, ludzie jak on wiedzą i potrafią oszacować sytuacje, on należał do tych bardziej ostrożnych. Profesor Krost należy do tej grupy, która często gości w art. o temacie "Missing 411" - nadprzeciętne wykształcenie, tytuł akademicki, wyczynowiec. To inteligenty mężczyzna, wykształcony, znający siły przyrody, ostrożny. Oczywiście można założyć, że został zamordowany, iż ów przewodnik mógł się do tego przyczynić. Nie ma jednak motywu, a z drugiej strony, domniemany zabójca nie mógł wiedzieć, że Krost tego dnia będzie uczestniczył albo że będzie chciał odłączyć się od grupy. Porwanie także odpada, ponieważ nigdy nie zostały przedstawione żadne żądania. Zajmował się fizyką półprzewodników, jeżeli kogoś interesowała jego wiedza, mógł po prostu zaproponować dobrze płatną współpracę, zamiast ryzykować poprzez uprowadzenie. Widzimy również coś, co dobrze znamy z innych przypadków, a mianowicie rozdzielenie grupy, a w efekcie tajemnicze zaginięcie. To jeden z najdziwniejszych aspektów — często ktoś czuje się gorzej, pozostaje, żeby odsapnąć, albo wraca do samochodu, to ostatni raz, kiedy jest widziany. W mieście nie jest inaczej, ludzie chwilę wcześniej bawią się dobrze w towarzystwie, aby zaraz wyjść w samotną i co pokazują kamery bardzo dziwną wędrówkę. Okolice Arrowhead nie są jakąś puszczą, jest tam wprawdzie parę szczelin, gdzie można wpaść, ale wszystkie zostały przeszukane. Nawet psy tropiące nie potrafiły pomóc, a warunki do tego były dobre. Podszycie leśne prawie tam nie istnieje, a gdzie jest to raczej skromne. Powinno się odnaleźć ciało, sprzęt, lub ślady wleczenia zamordowanego, ale jeżeli nawet wytresowane psy nie podejmują zapachu, to o czym tutaj rozmawiać? Wygląda na to, że zaginiony po prostu wyparował. Dlaczego profesor Krost miałby w ogóle zejść ze szlaku? Nikt z reszty grupy nie słyszał, aby ten miał plany zwiedzić jakieś inne miejsce.


Te przypadki niewątpliwie wpisują się do księgi tych o najdziwniejszych aspektach. Dlaczego tak trudno znaleźć zaginionych? Dlaczego psy tropiące nie potrafią tu pomóc? Nie wiem, widocznie ciał nie ma tam wtedy w danym momencie, bo jak to inaczej rozumieć? Trudno uwierzyć, ale chyba tak musi być. Być może fenomen Niezidentyfikowanych Obiektów Latających ma coś z tym wspólnego — tej możliwości nigdy się nie wyparłem. Z literatury znamy wiele przypadków, kiedy ludzie, będąc na pokładzie ufo, widzieli tam innych ziomków. Zwykła konkluzja — jeśli byli tam to musieli zaginąć w innym miejscu. Czy ich ciała zostały później podrzucone w te samo miejsce? W przypadkach okaleczeń bydła w USA, ale i gdzie indziej, widzimy ten sam wzór. Trzoda hodowlana musiała zostać zabrana (na co wskazują ślady), a potem odstawiona w to samo pastwisko. Inna sprawa to zagadkowe zniknięcia, dosłowne jakby rozpuszczanie się w powietrzu osób, niekiedy nawet w towarzystwie innych ludzi. Fenomen rzadki, ale ciągnący się przez stulecia, najczęściej obwinia się nim złe duchy, wróżki, lub czary itp. Czytam ostatnio o pewnym chłopaku, który zdematerializował się w towarzystwie swojej rodziny, czy przyjaciół lub podczas lekcji w szkole, aby za jakiś czas, niekiedy nawet po kilku dniach znów pojawić się w "naszym świecie". Nie wiedział co się z nim działo — w sumie to przypadek opętania, ale co ważne, tutaj mamy wielu świadków, którzy potwierdzili, że "znikał, stawał się niewidoczny". Jeżeli jest to możliwe, iż ciało ludzkie potrafi pomimo swojej gęstości po prostu zniknąć, tak że inni go nie widzą, mogłoby to być wskazówką, dlaczego podczas poszukiwań nie odnajduje się zaginionych, a później ciało pojawia się " w miejscu wielokrotnie przeszukanym". To jedna z głównych cech tajemniczych zaginięć. Popatrzcie tylko na przypadek owej pani z Anglii — Nicoli Bulley, gdy oglądałem teren za pomocą Google maps, nie mogłem się nadziwić, to taki łysy teren, jak oni nie mogli jej przez tyle dni znaleźć? Albo przypadek Arnolda Archambeau i Ruby Bruguier, którzy mieli wypadek samochodowy i wylądowali w rowie. Ludzie przeczesali cały teren i nic, a za kilka miesięcy ciała pojawiły się w miejscu przeszukanym. Można by powiedzieć, że nie szukano należycie, że policja ma inne sprawy na głowie i nie zawsze wkłada się całe serce, można to i owo przeoczyć. Jednak prawie zawsze także  rodzina szuka i nie można uważać, że robią to "po łebkach", rodzice w desperacji spędzają całe dni i tygodnie na poszukiwaniach. I tak też było w przypadku Arnolda i Ruby, ten rów był tak często przeszukany, oczywiście, że nie mogło być tam ciał, przecież psy by je znalazły.

 Drugi dzisiejszy incydent zawiera podmiot, który już nieraz był dyskutowany. To znów Niemiec, jak i wielu dziwnie zaginionych z niemieckimi korzeniami. Paulides wiele razy wspomina o tej dziwności, ja nie wiem jak to ugryźć, ale odnotowuję. Z ciekawości czytałem trochę o emigrantach w USA i częstotliwości nazwisk. Jednak zdziwiłem się, ponieważ niemieckie nazwiska nie są tam nadprzeciętne, a raczej w mniejszości, częściej znajdziemy nazwiska wskazujące pochodzenie środkowoamerykańskie, co jest znaną dynamiką od kilku już dekad. A jednak takie nazwiska nie znajdujemy na liście dziwnych zaginięć, dlaczego więc tak dużo ludzi pochodzenia niemieckiego? Na pierwszy rzut oka także nazwisko Herdman zabrzmiało mi typowo niemieckie, jeżeli wykluczyć prawidłową pisownię. Sprawdzając w internecie, okazało się, że nie — to typowo szkockie nazwisko. W prywatnej wiadomości kolega prosił, żeby zrobić coś dłuższego o takich powiązaniach z zaginionymi o niemieckim pochodzeniu, jednak to nie takie łatwe. Co innego podać kilka przypadków zaginięć obywateli danej nacji, ale nie posiadam takich informacji ani hipotez, żeby coś nakreślić. W sumie to dziwne, że chociaż Ameryka Płn. pełna jest ludzi ciemnoskórych, jaki i emigrantów z Meksyku i innych hiszpańskojęzycznych przybyszy, to w przypadkach typu "Missing 411" praktycznie się nie pojawiają. Jeżeli kiedyś znajdę coś rzeczowego, to na pewno do tematu wrócimy — wątek pozostaje gorący. A co Wy o tym myślicie?


Wykorzystano między innymi:

Missing 411-The Devil's in the Detail : Paulides, David

Verschwundene Menschen - Leonard Löwe 


Komentarze

  1. cześć, bardzo ciekawe jak zawsze i zastanawiające. Myślałem że tym razem będzie o zaginięciach na wodzie. Pozdrawiam i dzięki za ciekawe wpisy Kosmitek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. A wiesz że miałem taki zamiar. Usiadłem i zacząłem szukać . Miałem już kilka wytypowanych i zadaniem było żeby znależć jak najwięcej informacji, tak jak są prezentowane w przypadkach "Missing 411". Jednak szybko okazało się, że pomimo internet pełen jest art. o tych statkach, to jednak informacje na temat poszukiwań są bardzo skromne. I w sumie tylko jeden odpisuje od drugiego, to przeważnie kilka linijek, ot cały incydent. Mało aby coś z tym zrobić. Mary Celeste jest wyjątkiem, lecz czy to typowy przypadek zaginięć? Trudno powiedzieć bez dodatkowych informacji. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ten temat jest fascynujący. Ja za pomocą holograficznej struktury wszechświata i teleportacji cząstek z wykorzystaniem splątania kwantowego rozwiązałam problem swoich przeskoków w inne miejsce, inny czas, wręcz w inną rzeczywistość także. Nauka tutaj się nie myli, a te możliwości są dla mnie niepodważalne, ponieważ sama ich doświadczyłam w sposób rzeczywisty. Nie dziwi mnie odnalezienie się ludzi w innych miejscach, a nawet ich ciał, zwierząt i przedmiotów. W takich zupełnie nie zamierzonych, by ktoś świadomie się tam udawał. Biorę tutaj pod uwagę zmienność terenu zachodzącą w czasie, kiedy coś co jest bardzo niebezpieczne na dziś do przejścia kiedyś po jakimś czasie staje się bardzo łatwe, lub odwrotnie. Dochodzą do tego zmienne warunki atmosferyczne itd. Jak jednak połączyć to z drastycznymi przypadkami, z UFO, z dziwacznymi postaciami, z folklorem? To dzięki dwóm Panom Arkom :) się i nad tym zatrzymałam. Wiem, że sami takich zjawisk, które ja opisywałam nie wywołujemy, no więc co, lub kto? Dołączam do swoich rozważań dziwne zajścia i spotkania opisane w Biblii, anioły, wzięcia do Nieba i np. Jakuba i Ezawa z wywalczeniem pierwszeństwa dla siebie przez jednego z braci przez autentyczną bójkę z aniołem( uznanym za Boga).. Bardzo dziwne, bo nasuwa się mi tutaj pytanie, zatem kto tak naprawdę kręci tymi hologramami i naszą rzeczywistością?? W terenie, w którym często przebywam jest mnóstwo dziwaczności i takich że zasłyszanych relacji od ludzi. Są dziwne energie wpływające na zakłócanie informacji telekomunikacyjnych i telewizyjnych, aż po nietypowe zjawiska atmosferyczne. Ja tam się wstydzę opowiadać o tym jak chciałam złapać dziwnego stworka w lasku nad rodzinnym domem, u którego najbardziej zapamiętałam wygląd jego niezwykłych hipnotyzujących oczu.. Ale tak rozmyślam choć sama nie chcę stwierdzać, bo ten sposób myślenia sprowadza mnie naprawdę na typowo bajkowy przebieg, a ja w bajki nie chcę uwierzyć... Jednak to widzenie dziwoląga w lasku i moje kucanie przy stercie gałęzi i wpatrywanie się w jego oczy poprzedziło to wydarzenie z moim rozdwojeniem się( bilokacją) i ubraniem tego mojego dwójnika w skórzane spodenki.. Rozpatrujcie to dalej, a ja ze swojej strony co tylko z tego jeszcze wyłapię postaram się Wam podpowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam i dziękuję za komentarz. Tak , to prowadzi w opowieści innych ludzi którzy znależli się w "innych" światach, spotykali ludzi, ówczesnych ludzi którzy jakby nie należeli do naszej rzeczywistości. W pewnym sensie przejście ludzi do tzw. krainy wróżek też nie było aż takim szokiem jakby mogło się wydawać. W większości opowiadań przewija się wątek wielkiej imprezy z tańcami itp. W każdym bądż razie było to realne przeżycie, dokładnie tak jak pani to opisuje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W realnym przeżyciu nie znalazłam się w krainie wróżek, ale w tamtym czasie tych moich realnych a dziwnych wydarzeń miałam takie sny. Bardzo mnie niepokoi to miejsce, nazwałam go miejscem mocy, ale naprawdę coś tam jest z nim nie tak. Chodzi o to Grodzisko i Diabelski Kamień. W Piekiełku od paru lat są dni, w których co jakiś czas wydobywa się z ziemi jakiś śmierdzący gaz.. Kamienne płyty piaskowca, z których woda zmyła gliniastą ziemię tworzą wyraźne schody na szczyt góry, itp. rzeczy, niesamowite zakłócenia GPS-ów, sieci telewizyjnych i telekomunikacyjnych. W tych snach wchodziłam na ogromne drzewo po linach z trawy do domku dziwnych istot. Rzecz w tym, że ja nie czytałam ani nie oglądałam przed nimi filmu "Wiedźmin", bo było to bardzo dawno , a były to coś podobne istoty do elfów z tego filmu tylko bez takich uszów.. Charakteryzowały ich ubrania z naturalnych włókien i skór.. tak samo prezentowało się wyposażenie domku na tym drzewie.. Miejsce rozpoznałam, ale takiego drzewa tam nie ma.. Ostatnio znowu śniły mi się dwa ogromne nieistniejące w czasie rzeczywistym drzewa ma mojej granicy posiadłości tam z bratem, po mojej i po jego stronie.. Symbolikę tego snu próbuje rozpoznać po czasie.. jest osobista, więc nie będę się rozpisywać. Co mnie zaskakuje to te istoty siedziały potem ze mną pod taką wielką wysuniętą z ziemi skałą( też takiej tam nie ma) i pokazywały mi czas przeszły daleki też właśnie gdzieś XIV wiek jak potem też w snie ten kosmiczny przybysz oraz czasy współczesne i tunele podziemne na jedną i drugą stronę tej góry. Ludzie powiedzą cóż mamy różne sny, ale.. te były wtedy kiedy jeszcze nie interesowałam się historią tego miejsca. Zanim odkryto zasypany tunel w stronę Dobczyckiego Zamku, zanim usłyszałam legendy i odczytane zapisy z kronik np. o podróżach Kazimierza Jagiellończyka z kasztelankami stamtąd po wróżby tunelem do jakiejś wiedźmy.. Po drugiej stronie Grodziska tunelu nie odkryto, ja tam nie byłam nigdy, ale widok ze snu był współczesny i zgadza się z rzeczywistym, bo skonsultowałam to z osobami, które ten teren znają. Stare legendy tego miejsca spisał też K. Bunsch polski historyk.. Obym tylko nie pomyliła, ale to chyba w jego książkach czytałam o Ściborze bracie Mieszka I który zasnął na polanie pod tym grodem i też śniły mu się jakieś elfy, czy krasnoludki, lecz po przebudzeniu zostawiły mu tam realny ślad tego spotkania - złoty miecz.. Wierzyć czy nie wierzyć, ale coś tu za tym się kryje, tylko co?

      Usuń
  4. Tak, to naprawdę ciekawe, jakieś wspomnienia z alternatywnych terażniejszości? a może inne anomalie które trudno wytłumaczyć? Spostrzeganie w snach, wizjach lub na jawie rzeczy których nie powinno się widzieć, bo na przykład z innych epok lub w miejscach gdzie nigdy się nie było, jest rzadkie ale dobrze opisane . Tutaj na blogu także inni koledzy i koleżanki dzielili się takimi podobnymi wrażeniami. Ciekawe z Twoich przeżyć można by następną książkę napisać :) Pozdrówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dziesięć książek :). Ale to pozbierać by trzeba było ze wszystkich moich komentarzy na żywo w różnych miejscach. A potem się zająć poprawianiem błędów, bo ja piszę już odruchowo tak jak najęta :) a może przejęta przez inne rzeczywistości? Proszę zerknąć na mój profil obecnie zastanawia mnie to umieszczone tam zdjęcie, dałam też do niego komentarz. Skomentuje tak przy okazji też dawne posądzenia o przyczynie moich doświadczeń spowodowanej niby uciskiem tętniaka. Ludzie nie biorą na poważnie moich opisów często biorą je tylko za wizje podczas kiedy wyraźnie pisałam jak i kiedy co wyglądało. A przy tym oddzielałam i to z wyraźnym naciskiem te sprawy. Czy ci ludzie nie rozumieją, że ja potrafię odróżnić przewidzenia, sny, wizje i odczuć normalne działanie swojej świadomości, kiedy ona trzeźwo odbiera rzeczywistość, a kiedy nie? Więc kiedy piszę, że coś było prawdziwe to takie było, to po co mi dodawać takie otoczki? Załamałam się kiedy osoba, której zaufałam poczuła się takim ekspertem od moim przeżyć i napisała coś takiego, że ona już tak zapanowała nad wielowymiarowością, ze takich rewelacji jak moje to ona może doświadczać codziennie.. No cóż powodzenia :). A tętniak po dziesięciu latach czyli w 2015 pojawił się następny ratowali go przed pęknięciem embolizacją. I jakoś nie miałam przy tym takich doświadczeń, a teraz to może i mam jeszcze następne przy tak silnej miażdżycy. Po tamtej operacji wyłączono mi fragment mózgu, a on nadal działa poprawnie.. Zresztą widzenie zwielokrotnionego obrazu to ja widziałam po wylewie przez miesiąc czy dwa i zaświadczam - To widzenie od razu wiedziałam że jest nieprawidłowe np. nie ma dziesięciu mężów, ale jeden przy moim łóżku.. To co oni mi tutaj imputują?

      Usuń
  5. Ja najmniej jestem ekspertem od takich spraw, dlatego jak dyskutujecie ze Zbyszkiem to czytam ale się się nie wypowiadam, ponieważ nie mam zielonego pojęcia. Jednak nie mam problemu zaakceptować takich dziwacznych rzeczy jak jak owe równoległe światy, rzeczywistości itp. Pod tym względem badano już wiele i dlatego wiem że nie można tego zaszufladkować chorobą czy wymądrzaniem się. Ted Serious i inni - badania w kontrolowanym otoczeniu, gdzie nie można było oszukiwać, o tym mówię, i wyniki były. Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  6. Być może przypadki dotyczące (zwykle) uboższej części ludności są gorzej badane i mniej nagłaśniane, stąd wrażenie, że skupiają się tylko na jednej grupie? A może społeczności będące bliżej ich natywnym praktykom i wierzeniom lepiej wyczuwają niebezpieczeństwo i skuteczniej unikają ładowania się w tarapaty?
    Wciąż sympatyzuję z myślą, że to wszystko jest powiązane z przebijaniem się do innego wymiaru, czasem być może jest to spontaniczne naturalne zjawisko, które wciąga przypadkową ofiarę, a później wyrzuca w tej samej, bądź innej lokacji. Jednak, samego procesu człowiek z jakichś przyczyn nie przeżywa, lub jeśli przeżywa to jest totalnie skołowany doświadczeniem.
    Może takie wyrwy czasoprzestrzenne bywają portalami z których korzystają istoty bardziej obeznane z tym zjawiskiem.
    Jestem niezmiennie bardzo ciekawa wyjaśnienia tych wszystkich fenomenów i cieszę się, że wiedza o tych zjawiskach jest opisywana również w polskiej przestrzeni internetowej, na łamach Twojego bloga Arkadiuszu, co zawsze zwiększa szansę, że ktoś wreszcie pozna odpowiedź i będzie w stanie się tą wiedzą podzielić.
    Z mojej strony dodam, że przy jednym ze spotkań z moimi Opiekunami w LD, zapytałam o to, co stoi za tymi zaginięciami 'Missing 411' i dostałam odpowiedź - 'a co jeśli Ci powiem, że nie stoi za tym żadna inteligencja?'. Trudno stwierdzić, czy jest to tylko jedna z wielu odpowiedzi, których lepiej nie brać zbyt serio, czy jednak faktycznie odnosi się do tego zjawiska - być może będącego jednym z naturalnych fenomenów, których jeszcze nie poznaliśmy.

    Pozdrawiam serdecznie!:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Panie Arku wiem , że jest Pan osobą otwartą i szanuję takich ludzi! Ja napisałam to tak ogólnie jak sprawa wygląda. Podejrzewam, że nawet, ci którzy opowiadają o swoich dziwnych przypadkach nie mówią badaczom do końca prawdy. Coś tam na pewno pamiętają, ale wolą ukryć to, by nie narazić się na ośmieszenie. A przecież w tym tkwi całe sedno. Ja wiem to sama po sobie. Dopóki nie postanowiłam przerwać tej blokady. I proszę zauważyć ja nie jestem żadnym fizykiem i zanim jeszcze ruszyły te eksperymenty potwierdzające mechanikę kwantową intuicyjnie wyczułam, że to musi być to. W jaki sposób mogłabym je sobie wyobrazić bym tak idealnie zobrazowała całą sprawę z późniejszych laboratoriów na świat rzeczywisty? A Pan wie jak dawno o tym pisałam. Te moje przygody nie dotyczą też czasów obecnych. Nawet gdy książka powstała nauka tego nie wiedziała to profesorowie ogłaszają dopiero teraz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Gwyllion - bardzo trafnie ujęte! Sny nam też dużo podpowiadają, ale potrzeba dobrze zinterpretować ich symbolikę poprzez łączenie ich treści z całą naszą indywidualną świadomością a nie poprzez ogólne senniki. Wczoraj śniła mi się zmarła dawno temu mama. I podobny wniosek wyciągam z tego snu. Wyraźne przebijanie się tutaj innego świata. Na pytanie czy wie co się u nas działo po jej śmierci ona odpowiedziała mi, że wszystko wie i pamięta. Potem oglądałyśmy nasz ogródek i pojawiły się w nim zmieszane kwiaty - naprawdę tam posadzone z jakimiś nieziemskimi coś jak rozkwitnięte kosze i inne. Na jednego ona wskazała, ze tam nie powinno go być. A i źle się czuje ponieważ zapomniała wziąć tutaj stamtąd jakichś tabletek. Pan Arek zapytał o moje teraźniejsze doświadczenia - nie są nasilone jak wtedy i aż tak dobitne. Pewnie został jakiś jeden wplątany w moją rzeczywistość kwiatek a dawniej bardzo splątane były z sitowiem szprychy rowerowe. 30 października na cmentarzu spotkałam znowu dziwną kobietę i znowu sporo ode mnie starszą. Znowu nie załapałam ze mogła być mną z przyszłości, więc na nic to moje uświadomienie. Ona zaczepiła nas i spytała czy wiem gdzie znajduje się blok i podała dokładny numer mojego bloku z miejsca zamieszkania łamany przez numer mojego mieszkania - na cmentarzu znajdującym się za miastem w polach i lasku. Kiedy się opamiętałam kobiety już nie znalazłam wzrokiem. :) I tak to jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani doświadczenia są niesamowite. Czy próbowała Pani je kiedyś  ugryźć również od strony koncepcji wyskakiwania z ciała (OOBE, LD)?
      Trudno to wszystko tak po prostu nakreślić w komentarzu - myślę, że nasza rzeczywistość fizyczna, jest dość oryginalnym tworem, lecz nie sądzę, że jedynym (choćby różne linie czasowe), a lokacje, które odwiedzamy w stanie snu/transu/po psychodelikach etc. są często dość wiernymi kopiami, jednak można tam spotkać i zaskakujące miejsca, np. takie w których żyją mali ludzie i nie są wygenerowani przez ludzką świadomość. Może czasem tego typu lokacje w jakiś sposób nakładają się na fizyczny świat?
      Odnośnie spotkań z nieżyjącymi członkami rodziny, to miałam parę takich i dość mocno się wyróżniają na tle zwykłych postaci ze snu, to samo dotyczy Opiekunów - ale to gruby temat i sekcja komentarzy tutaj nie jest raczej dobrym miejscem do tego:)

      Jeśli chodzi o fizykę, to myślę, że miną jeszcze gruube lata zanim ktoś oficjalnie zwróci swoje spojrzenie na tego typu fenomeny. Chyba, że kolejny sezon Rancha Skinwalkera, zaskoczy nas jeszcze mocniejszym materiałem niż ten ostatni, gdzie najprawdopodobniej namierzyli portal unoszący się nad ranchem.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Tak, to nie jest miejsce na takie dyskusje, ale myślę że Pan Arek nas stąd nie wygoni :) Bo to naprawdę wszystko razem się pięknie ze sobą łączy. Specjalistą od OOBE jest Zbyszek M. i z nim uwielbiam prowadzić dyskusje od lat. Ale my nie idziemy w tym od strony modnej koncepcji. Miałam OOBE, doświadczyłam hipnozy, oddziaływania cudzej sugestii aż po zmienianie mi widzenia, czyli jak by to ktoś powiedział, magii na siebie. Nie dajemy się w to wkręcić i rozpatrujemy razem skrupulatnie o co w tym chodzi. Robertem Monroe zainteresowali się wojskowi naukowcy, podobnie jak tym całym Wolf Messing -iem Stalin. I cóż zaprzestano współpracy, bo wymyślonych efektów zawojowania nad rzeczywistością tym sposobem się nie osiągnie. Ale za to można odkryć jak naturalnie powinna działać rzeczywistość oraz jak łamie się jej zasady i kto to robi. Dlatego ludzie idący za fałszem będą zawsze chcieć odwrócić naszą uwagę od prawdy a kierować ją w stronę wygenerowanych naszą świadomością pułapek. A kiedy zwrócą uwagę na anomalie i prawdziwy fenomen Natury? Nie wiem, warto by już, ale ludzie są temu oporni. Myślę, że nawet wtedy kiedy będą doprowadzać już do podróży w czasie nie przyznają że będzie to tylko łamaniem tych ZASAD, ale zaczną szpanować swoją mądrością i w dalszym ciągu proponować władzą nad światem, której nigdy nie zdobędą.

      Usuń
    3. władzę #

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Dogman - spotkania w lesie.