Objawienia maryjne w Beauraing.

 Może się wydawać, że objawienia Maryjne doświadczają osoby o nienagannej pobożności lub że proroctwa odnoszą się wyłącznie do spraw związanych z wiarą i doświadczania Boga, tak jak przekazywano nam to na lekcjach religii. Jednak takich objawień, które nie zostały uznane "za prawdziwe" jest dość kilka i może tylko dlatego nie zostały ukochane przez tamtejszych selekcjonerów, ponieważ wizjonerzy — po prostu, zbyt dużo rozmawiali ze świetlistą postacią o sprawach "mniej ważnych". Lecz to może pozostawimy dla innej okazji rozmyślań. Dziś chciałbym zapoznać czytelnika z objawieniem maryjnym w belgijskim Beauraing, które mnie jakoś umknęło i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek o nim słyszałem. W archiwum i to w jakim !!!!!! archiwum teologa Andreasa Resch znalazłem wywiad z panią Gilberte Degeimbre, ostatnią żyjącą wizjonerką objawień maryjnych w Beauraing. Resch nazwany nieraz "błaznem Kościoła" przez wiele lat badał dla Watykanu zagadkowe zjawiska, cuda, objawienia — wszystko co paranormalne. W 1980 r. założył Instytut Pogranicza Nauki, ale już 7 lat wcześniej został inicjatorem Kongresów Imago Mundi oraz redaktorem kilku czasopism i serii wydawniczych. Poniższy tekst jest tłumaczeniem artykułu z jego archiwum.



Objawienia maryjne w Beauraing.

29 listopada 1932 r. pięcioro dzieci, Andrée Degeimbre (14 lat), Fernande Voisin (15 lat), Gilberte Voisin (13 lat), Gilberte Degeimbre (9 lat) i Albert Voisin (11 lat), doznało niesamowitej przygody, twierdziły, że ukazała im się   Maryia Dziewica. Niedaleko kościoła parafialnego, w ogrodzie  dzieci zobaczyły  postać ubraną na biało, spacerującą w powietrzu nad grotą Matki św. z Lourdes. Co nastąpiło, można sobie wyobrazić, niedowierzanie, posądzenie o oszustwo, a nawet surowe odrzucenie przez własną matkę. Podczas następnych objawień, a trzeba zaznaczyć, że dorośli nie potrafili zobaczyć zjawy, dziesiątki, a potem setki ludzi czekało na znaki lub cuda, bacznie obserwując dzieci. W sumie do 3 stycznia 1933 r. doszło do 33 objawień. Już następnego dnia (30.11.1932 r.) ponownie ujrzano "piękną panią", tym razem poruszała się jak "żywa osoba". Podczas trzeciego objawienia dzieci były tak przytłoczone pięknem postaci, że uklękły i odmawiały różaniec. Innym razem jakby uderzone gwałtownym ciosem, jednocześnie upadły na kolana. 2 grudnia po zakończonej wizji dzieci podały następujący opis: wygląd 18-20 lat, średniego wzrostu, stopy niewidoczne, niebieskie oczy, różowa cera, ciemne brwi. Od 11. objawienia piątka wizjonerów była rozdzielana natychmiast po wizji. Później każdemu towarzyszył wybrany świadek, wizjonerzy byli oddzieleni od siebie tak, że komunikacja między sobą była niemożliwa. Niemniej jednak  przesłuchania wykazały zdumiewającą zgodność relacji. Niekiedy dzieci były rzucane na kolana, że rozrywały się pończochy, a uderzenie o bruk było słyszane przez osoby stojące w pobliżu. Podczas gdy lekarze nie zauważyli niepokojącego wyglądu kolan, Albert skomentował to tak: "Czułem się, jakbym spadał na poduszki".

Rozmowa z Gilberte Degeimbre odbyła się z okazji 80. rocznicy objawień w Beauraing.

Pytanie. Jak to się wszystko zaczęło?

Gilberte: Poszliśmy odebrać naszą przyjaciółkę Gilberte Voisin, która była stażystką w klasztorze i dlatego musiała zostać tam po szkole do 18:30. Zwykle odbierał ją ojciec, ale ponieważ pracował na kolei, nie zawsze był w pobliżu. W takich przypadkach zabierało ją jej rodzeństwo Fernande i Albert. Tego dnia, Gilberte poprosiła mnie, żebym także przyszła, jednak wiedziałam, że to będzie trudne, że mama mi nie pozwoli. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, zgodziła się — pod jednym warunkiem, że moja starsza siostra Andrée będzie mi towarzyszyć. Poszliśmy więc odebrać Gilberte. Jak to dzieci lubią płatać psikusy, Fernande i Andrée, wpadły na pomysł dzwonienia do drzwi i ucieczki. Nie brałam w tym bezpośrednio udziału, byłam za mała i nie potrafiłam tak szybko uciekać, dlatego chowałam się i obserwowałam, co się dzieje. Tego wieczoru, 29 listopada 1932 r., nasze towarzystwo zadzwoniło do dwojga drzwi, a żeby Gilberte również mogła się zabawić w drodze powrotnej, zostawiliśmy dla niej jeszcze kilka innych domów. Dotarliśmy do szkoły sióstr, Albert natychmiast rzucił się do dzwonka na drzwiach. Wtedy odwrócił się do nas i nagle krzyknął: "Patrzcie tam Matka Boska!". Nie potrafię opisać jego okrzyku, ale to nie było udawane, więc w momencie odwróciliśmy się we wskazanym kierunku. "Szybko! Patrz!" Rzeczywiście zobaczyliśmy niesamowicie promienną postać. Nie szła, ale unosiła się 50-60 cm w powietrzu. Chmura zasłaniała jej stopy. Byliśmy strasznie przerażeni tym, co zobaczyliśmy. Nie potrafię nawet opisać mojego strachu. Byliśmy sami i było ciemno. Były tam duże drzewa, a pośrodku ścieżka, poza tym dookoła były tylko krzaki i jodły. Nigdzie nie było światła, nawet droga była ciemna. Byliśmy bardzo przestraszeni i chcieliśmy jak najszybciej dostać się do szkoły. Drzwi były zamknięte i Albert zadzwonił kilka razy, aż wreszcie dyżurna otworzyła drzwi. Tym razem nie czekaliśmy na pozwolenie, natychmiast wbiegliśmy do budynku. "Co się z wami dzieje?" zapytała siostra . - "Nie widzi pani? Tam, za mostem!" "Nic nie widzę" — odpowiedziała. Następnie zapaliła światło, które nie można było porównać do poświaty postaci, która była tak nieskończenie jasna. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego włączyła światło; i że w ogóle nic nie widziała. W międzyczasie  przyszła Gilberte, ale zamiast się przywitać, powiedziała tylko "Och!". Ona również dostrzegła zjawę. Jedynie siostra dyżurna jej nie widziała: "Idźcie do domu i skończcie z tym nonsensem! Może widzieliście poruszającą się gałąź" - powiedziała. Wróciliśmy na drogę, musieliśmy iść w kierunku promiennej pani unoszącej się w powietrzu. Szłam między moją siostrą Andrée i Gilberte Voisin, z zamkniętymi oczami, żeby nic nie widzieć — tak bardzo się bałam! Chociaż myślałam sobie, jak piękna jest ta dama, nie odważyłam się na nią spojrzeć. Przed domem, w którym obecnie mieści się sklep Pro Maria, przewróciłam się. Instynktownie spojrzałam w stronę mostu i zobaczyłem, że Matka Boska wciąż tam jest. Nie poruszała się, stała ze złożonymi rękami, obserwując nas. Przestraszyliśmy się i uciekliśmy. Matka wysłuchała naszej historii, po czym powiedziała: "Wystarczy! Nie chcę tego więcej słuchać!". Kiedy mama podnosiła głos, musieliśmy być posłuszni. Była kobietą pełną szacunku, mądrą, ale bardzo surową. Nie rozmawialiśmy o tym więcej, ale nie mogłam przestać myśleć. Nawet między sobą, z moją siostrą nie rozmawiałyśmy tego dnia, pomimo tylu wrażeń. Kiedy następnego ranka poszłam do szkoły, bacznie obserwowałam most. Nic tam nie było. W drodze powrotnej również. O wpół do szóstej wieczorem Albert i Fernande znów przyszli i zapukali do okiennic, żeby nas odebrać. Wyszłyśmy razem z siostrą. Ramię w ramię, poszliśmy odprowadzić Gilberte. Nie odzywaliśmy się ani słowem, ale wszyscy myśleliśmy o tym samym. Dotarliśmy do szkoły, Albert zadzwonił do drzwi i wszyscy spojrzeliśmy w stronę mostu. Promienna postać szła przez most. Miała złożone ręce. Zawróciła, teraz szła, wciąż ze złożonymi rękami, w przeciwnym kierunku. Tak jak dzień wcześniej, wyglądało, jakby unosiła się na chmurze. Byliśmy bardzo przestraszeni, ale mniej niż poprzedniego wieczoru, może ponieważ byliśmy na to przygotowani. Dyżurna i tym razem nic nie widziała. Nie mogłam tego zrozumieć, ale tak właśnie było. Nigdy nie słyszałem nic o objawieniach. Moi rodzice byli pobożnymi ludźmi, chodzili na mszę świętą, modliliśmy się co wieczór, ale ja modliłam się do Dzieciątka Jezus, a nie do Maryi Dziewicy. To wszystko było dla mnie takie nowe, niezwykłe! Wróciliśmy do domu i opowiedziałyśmy matce o zjawisku. Mama stwierdziła tylko: "Pewnie ktoś ukrywa się w krzakach i straszy dzieci. Jutro pójdę z wami i jeśli kogoś tam złapię, to będzie jego ostatni raz!". Tak więc trzeciego wieczoru matka poszła z nami. Ale nie była sama, byli tam też inni ludzie, nasi znajomi także rozpowiedzieli w domu co widzieli. Spojrzałam na most, ale nikogo tam nie było. Albert zadzwonił dzwonkiem, a kiedy Gilberte podeszła do drzwi, Matka Boża pojawiła się kilka metrów od nas, około metra nad ziemią, obok ostrokrzewu, który jest tam do dziś. Ponownie miała złożone ręce. Staliśmy przygwożdżeni do ziemi, wpatrując się w Nią — to było wszystko. Powoli otworzyła ramiona, spojrzała na całą naszą piątkę i uśmiechnęła się. Potem zniknęła. Od tego momentu już się nie baliśmy. Przeszlibyśmy przez ogień, żeby tylko znów ją zobaczyć. Nie wyobrażacie sobie, co czuliśmy, gdy tak uśmiechnięta spojrzała na nas. Krzyknęliśmy: "Mamo, ona tu jest!". Matka wzięła gruby kij i zniknęła z nim w krzakach, oczywiście nikogo nie znalazła. Po chwili wróciła: "Jeśli nic nie widzę, to znaczy, że nic tam nie ma! Nie chcę o tym więcej słyszeć. Wystarczy!" Poszliśmy do domu. W kolejnych dniach przychodziło coraz więcej ludzi, którzy chcieli zobaczyć lśniącą postać. Zostaliśmy wezwani do siostry Théophili, przełożona, od razu przeszła do rzeczy: "Ludzie mówią, że widzicie posąg Matki Boskiej chodzący po moście?". Tak, ona wyglądała jak figura z groty w Lourdes, ale była o wiele piękniejsza. Siostra Théophile zganiła nas: "Co to ma być? Mówicie ludziom, że porusza się tam posąg ?! Nigdy nie słyszałam takich bzdur. Jesteście niemożliwi... I do tego małymi kłamcami. Nie chcę żebyście tutaj więcej przychodzili. Następnym razem zadzwonię na policję".Obiecaliśmy, że już tu nie wrócimy. Co innego mogliśmy zrobić?! Ale gdy tylko nastał wieczór, schowaliśmy się niedaleko mostu. Przyciągnęła nas tam jakaś niewiarygodna siła. Myślałam o tym cały dzień: "Musimy iść tam, żeby ją zobaczyć. Niezależnie od tego, czy jest na moście, czy obok krzaków, musimy tam być!" Staliśmy na ulicy, patrząc na most i w kierunku ostrokrzewu, gdy nagle pojawiła się nad krzakiem — gdzie obecnie stoi posąg — bardzo blisko nas. Unosiła się około 50-60 cm nad ziemią. Upadliśmy na kolana, jakby jakaś siła chwyciła nas za ramiona i pchnęła na ziemię. Była taka piękna, taka piękna. Nie potrafię opisać tego słowami.

Pytanie: Nadprzyrodzona piękność?

Gilberte: Nie powiedziałabym "nadprzyrodzona", nie znałam wtedy tego słowa. Ona była po prostu poza wszelką wyobraźnią. Po raz pierwszy przemówiła do nas i poprosiła, abyśmy byli grzeczni , a my przyrzekliśmy: "Tak, zawsze będziemy grzeczni!". Byliśmy pewni, zwłaszcza moja siostra Andrée, że jeśli inni jej nie widzieli, to teraz musieli ją przynajmniej słyszeć, skoro my ją słyszymy. Nasza matka skomentowała to później: "Już wam nie wystarcza, że coś widzicie, teraz słyszycie jak do was mówi!". Była wściekła. Nie wyobrażacie sobie, przez co przeszliśmy, mama nie chciała nas  widzieć, nawet przy stole. Mówiła: "Jak możecie być tacy spokojni, mając na sumieniu takie kłamstwa! Odejdź od stołu! Nie chcę cię tu więcej widzieć. Nie toleruję kłamców przy moim stole". Co mieliśmy zrobić. Wyszliśmy. Moja siostra zabrała swój chleb do obory z krowami, a ja poszłam do swojego pokoju. Druga, starsza siostra Jeanne nigdy niczego nie widziała. Była bardzo pobożna, ale tak jak inni nie widziała pojawiającej się postaci. Czas mijał. To były najpiękniejsze wspomnienia, ponieważ tego, czego doświadczyliśmy, nie da się opisać słowami... To było uderzające i nadal mnie porusza. Dwa psy Matki Théophile, które normalnie zachowywały się dość dziko, skacząc na druciane ogrodzenie, warcząc i skowycząc na ludzi, gdy tylko pojawiła się dziewica, zachowywały się jak baranki. To był dla mnie cud, ponieważ poskromienie wściekłych psów nie jest łatwe. Każdego wieczoru, kiedy dochodziło do objawienia, kładły się i były spokojne. A kiedy Dziewica znikała, znów zaczynały szczekać. To było piękne! Po prostu piękne! Później za każdym razem ludzie natychmiast zadawali nam pytania, chcieli wszystko wiedzieć... Mama powiedziała nam pewnego razu: "Cóż, powiedz swoje kłamstwa biednym ludziom, którzy też ci wierzą! Jak można być tak pozbawionym sumienia!" Tak trwało to aż do ostatniego objawienia.

Pytanie: Dziewica najpierw prosiła was, abyście byli dobrzy, a potem mówiła o innych sprawach?

Gilberte: Tak, kazała nam być grzecznymi, a potem zapytała: "Czy będziemy grzeczni ?" Odpowiadaliśmy, że tak. Podczas jednego spotkania Fernande zapytała: "Dlaczego pani tu przychodzi?" A ona odpowiedziała: "Żeby ludzie tu pielgrzymowali". Wyobraź sobie: Dziecko zadaje pytanie Matce Bożej, a Ona mu odpowiada. Do dziś mnie to wzrusza. Poprosiła o kaplicę. Starsi mówili, ja nie. "Co chciałabyś, abyśmy dla Pani zrobili?" Odpowiedziała: "Kaplicę" Zawsze mówiła krótkimi zdaniami. Prosiła nas o modlitwę, zawsze o modlitwę. Mówiła: "Nawrócę grzeszników". "Jestem Matką Bożą, Królową Nieba. Módlcie się zawsze". "Jestem Niepokalaną Dziewicą". Innym razem zapytała Fernande: "Czy kochasz mojego syna? Czy kochasz mnie? Więc poświęć się dla mnie". Gdy mówiła, widać było ruch jej warg. Gdy mówiła do wybranej osoby, inni nic nie słyszeli, widzieli tylko ruch warg. Ostatniego wieczoru powiedziała nam " Żegnajcie ". Kilka dni wcześniej zapowiedziała: "Wkrótce przyjdę po raz ostatni". Ale nie uwierzyłam jej, kiedy powiedziała "adieu", po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Ponieważ myślałam, że to tak jak misjonarze, którzy mówią "adieu" wszystkim dookoła, ale potem wracają. Więc ona też wróci. I przez lata, każdej nocy, miałam nadzieję, że znów ją zobaczę. Dziś tęsknię za nią w inny sposób.

Pytanie: Pod koniec objawień, kiedy rozłożyła ręce, zobaczyłaś jej serce.

Gilberte: Zobaczyłam jej serce dwa wieczory później niż inni. Pytałam się: "Dlaczego nie mogę zobaczyć jej serca tak jak inni?". Opiszę ci. Miała ubraną białą suknię, która była stopiona razem z otaczającą ją chmurką, dlatego nigdy nie widzieliśmy jej stóp. Taka niebieska poświata sięgała od szyi aż do dolnego końca sukni. Miała złożone ręce. Na prawym łokciu zwisał różaniec, który gubił się w falbanach sukni. Zawsze miała złożone ręce, ale gdy znikała, powoli je rozkładała. Na głowie miała welon, który zakrywał ramiona. Jej głowę otaczały złote promienie, wszystkie tej samej wielkości. Wydawały się wykonane ze złota i światła. Całość wydawała się niesamowicie lekka. Przez przednie promienie widzieliśmy czubek jej głowy. Miała bardzo miękki głos, słyszeliśmy go bez problemu. To był głos, który cię przenikał. Jej wygląd był bardzo łagodny. Miała niebieskie oczy. Była bardzo piękna. Nieopisanie piękna i dobra.

Pytanie: Czy możesz nam coś powiedzieć o 8 grudnia?

Gilberte: 8 grudnia jaśniała jeszcze mocniej. Jakby poświata była trzy razy jaśniejsza niż zwykle: byliśmy pewni, że pojawi się w Boże Narodzenie z Dzieciątkiem w ramionach. Ale nie przyszła Cóż, nie przychodziła każdego wieczoru. Czasami mijało kilka dni, gdy jej nie było. I tak, tego dnia pojawiła się wtedy bardziej promienna. Zastanawialiśmy się, jak to możliwe, że jest jeszcze bardziej rozpromieniona niż zwykle, ale tak było. 8 grudnia — jak zwykle padliśmy na kolana, gdy się pojawiła. Ludzie wokół nas, w tym nasza matka, poświadczyli później, że byliśmy poddawani eksperymentom. Lekarze rozdzielili nas, abyśmy nie mogli ze sobą rozmawiać. Jeden z lekarzy uszczypnął Gilberte Voisin w łydkę, dość mocno! Powiedział: "Nawet jeśli tego nie poczuła, to przynajmniej będzie miała siniaka". Moja siostra Andrée dźgnęła mnie nożem w policzek. Pewien lekarz z Beauraing trzymał zapaloną zapałkę pod moimi rękami. Miałam złożone ręce i zapałka przypaliła mi spód dłoni, ale nic nie poczułam. Jeszcze przed objawieniem, gdy tylko opuściliśmy nasze domy, oddzielono nas od siebie, że przybyliśmy na miejsce osobno, z "opiekunem". Były tam dziesiątki lekarzy, którzy potwierdzili, że nie zwariowaliśmy. Obserwowali nas podczas objawień. Po zakończeniu zostaliśmy ponownie rozdzieleni i zabrani do klasztoru do różnych pomieszczeń. Następnie byliśmy przesłuchiwani przez lekarzy. Ponieważ byłam mała, postawili mnie na stole, aby wszyscy mogli mnie widzieć. Powiedzieli mi: "Pokaż nam swoje ręce!". Bardzo się przestraszyłam, bo nie umyłam rąk. Mama była zła na nas i przestała się nami interesować. Myślałam, że powiedzą: "Twoje ręce są brudne. Maryja nie ukazuje się dziecku, które ma brudne ręce!" Pokazałam moje ręce, a oni patrzyli i patrzyli..., obracali moje dłonie we wszystkich kierunkach, a potem usłyszałam: "Ale tam nic nie ma!". Pomyślałam sobie: "Co tam może być?" " Nie ma żadnych śladów poparzeń", znowu pomyślałam: "Dlaczego miałyby być ślady poparzeń?" Nie było śladu dymu, nic. Dopiero później dowiedziałem się o próbie z zapaloną zapałką.Gilberte Voisin miała się gorzej. Kiedy przyszła na przesłuchanie, kazano jej zdjąć pończochy. Pomyślała: "Teraz muszę się rozebrać! Co się stanie?" Byliśmy naprawdę zdani na siebie, w żałosnej sytuacji. Zbadano jej łydki. Lekarze powiedzieli: "Ale tam nic nie ma, nawet czerwonej plamki!". To tyle, jeśli chodzi o 8 grudnia. Nie wiem, czy eksperymentowali też na Albercie i Fernande. Nigdy się nie dowiedziałem. Widocznie byłam w takiej ekstazie, że nic nie czułam.

Pytanie. Podczas objawień doszło do takich zdarzeń, ale najlepiej proszę samej opisać, chodzi o nagłą zmianę głosu, albo jak zostaliście jakąś siłą rzuceni na kolana.

Gilberte: Tak, za każdym razem coś, ale my nawet nie chcieliśmy z tym walczyć, to coś z impetem rzucało nas na bruk. Nie byliśmy ranni i nic nie czuliśmy, chociaż ludzie mówili, że aż było słychać "jak nasze kości uderzały o podłoże". To było silne, tego nie można było.... zatrzymać. Jakaś nieprawdopodobna siła rzucała całą naszą piątkę na kolana. Ja nie zauważyłam, ale powiedziano mi, że podczas modlitwy mój głos stał się jaśniejszy, bardziej wyrazisty. Pamiętam, że pewnego wieczoru, kiedy odmawialiśmy Zdrowaś, Maryjo, zaczęła otwierać ramiona. Pospiesznie skończyliśmy modlitwę i natychmiast odmówiliśmy nowe Zdrowaś, Maryjo. Wtedy ponownie złożyła ręce, spojrzała na nas i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. To jakby pozwoliło nam ją powstrzymać. Za każdym razem, gdy otwierała ręce, szybko zaczynaliśmy nowe Zdrowaś, Maryjo, a ona ponownie składała ręce.

Pytanie: Czy podczas objawień rozwinęłaś bliższą relację z Maryją, czy był jakiś postęp?

Gilberte:Nie, nie mogę tego powiedzieć. Gdy tylko się pojawiła, byliśmy po prostu szczęśliwi, uradowani. Nie można sobie tego wyobrazić. Miałam uczucie bycia w świetle, w pięknym świetle. Czułam się dobrze. A gdy tylko zniknęła — bum!, znalazłam się w ciemności, ze wszystkimi lekarzami wokół nas i ludźmi, którzy tylko czekali, aby nas na czymś przyłapać. Było ciemno, czarno jak w smole. Było źle. Nie było żadnego przejścia między jednym a drugim doznaniem.

Pytanie: Czy masz wrażenie, że byłaś przygotowana na spotkanie z Marią?

Gilberte: W najmniejszym stopniu! Mówiłam, że robiliśmy wszelkiego rodzaju psoty, dzwonienie do drzwi itp. Więc kiedy nam się ukazała, nie byliśmy w ogóle przygotowani. Nigdy nie słyszałam o objawieniach. Jak już mówiłam, modliłam się do Dzieciątka Jezus, tak jak mama nas nauczyła . To było wszystko.

Pytanie: A jak myślisz, dlaczego Maryja objawiła się tutaj i tobie?

Gilberte: Po tylu latach wciąż zadaję sobie to pytanie: Dlaczego ukazała się właśnie nam, nic nieznaczącym ludziom? Moja starsza siostra zawsze chciała zabierać nas na nieszpory, a my mówiliśmy: "Ach znowu ta z jej nieszporami!". To pokazuje, jak bardzo byliśmy religijni! Tylko dziwne, że ona nigdy nie widziała postaci Maryi, będąc nawet tam tak blisko — obok mnie, ramię w ramię i chociaż była bardziej pobożna niż ja. Kiedyś powiedziała nawet: "Co? I chcesz, żeby ludzie uwierzyli, że widziałaś Matkę Boską? Nigdy, przenigdy! Gdybym była na twoim miejscu — ludzie by mi uwierzyli, ale nie tobie!". Modliliśmy się co wieczór, to było normalne, a w niedzielę   chodziliśmy na mszę, jasne, ale to było wszystko!

Pytanie: Co było dla ciebie najgorszym doświadczeniem podczas objawień? Co było dla ciebie trudne?

Gilberte: Najgorsze było to, że matka nam nie wierzyła. Rok wcześniej straciliśmy ojca. Miałyśmy bardzo kochającego ojca. Jego trzy córki znaczyły dla niego wszystko. Najstarsza siostra była zawsze najlepsza w klasie, podczas gdy Andrée zawsze miała trudności w szkole. Pomimo tego ojciec kochał ją ponad wszystko. Pamiętam, jak Andrée przyniosła do domu świadectwo z nie najlepszymi ocenami, matka powiedziała: "Zobaczymy, co powie tata, kiedy to zobaczy!". A on... uśmiechnął się i delikatnie głaszcząc Andrée po włosach, powiedział: "Wiesz, że nie wypadło najlepiej. Następnym razem postarasz się bardziej". Był bardzo dobrym ojcem i kochał swoje córki ponad wszystko. Dlatego podczas objawień Andrée powiedziała kiedyś: "Gdyby tata tu był, nie traktowano by nas tak źle... gdyby tylko tata tu był!". Z drugiej strony nasza mama, jak już mówiłam, nie mogła znieść tej całej sytuacji, nie chciała nawet patrzeć na nas. Ona też cierpiała z tego powodu. Kiedy zmarł ojciec, przeprowadziliśmy się do Beauraing, ponieważ nie mogliśmy dłużej prowadzić naszego gospodarstwa. Obejmowało ono około 100 hektarów — ogrom jak na tamte czasy! A mama z trzema małymi dziewczynkami... to było niemożliwe! Więc przyjechaliśmy tutaj. Mieliśmy 10 krów i 2 lub 3 konie — nie pamiętam dokładnie. Przyjechaliśmy do Beauraing 1 maja 1932 roku, a objawienia zaczęły się 29 listopada. Ale kto by wtedy pomyślał, że Dziewica Maryja ukaże się dzieciom, nam, dopiero co  tam zamieszkaliśmy.

Pytanie: Ale pomimo tego stresu, objawienia były dla ciebie szczęśliwym doświadczeniem?

Gilberte: Tak, z pewnością. Moment objawień był chwilą przytłaczającej radości, której nie potrafię opisać. Niemniej jednak wiele wycierpieliśmy, nawet później, ponieważ byli ludzie, którzy nam nie wierzyli. Nieraz szydzono z nas, to były bardzo głupie komentarze: "Więc jesteś jasnowidzem?! Teraz możesz przepowiedzieć nam przyszłość!" Kiedy myślę o tym dzisiaj, wciąż mnie to irytuje. W dzieciństwie było to dla nas bardzo złe, zwłaszcza że nie mieliśmy wsparcia ze strony matki czy ojca. Pamiętam jeden wieczór. Chciałam pocałować mamę na dobranoc — była druga w nocy — a ona powiedziała: "Nie będę całować dziecka, które kłamie! Idź do łóżka!" To było tak, jakby mówiła do psa: "Idź na swoje miejsce!". To było dla mnie trudne. Zwłaszcza że byłam bardzo wrażliwa. Płakałam w poduszkę, żeby mama nie słyszała, bo to by ją tylko rozzłościło.

Pytanie: To, co robi na mnie największe wrażenie, to jej złote serce.

Gilberte: Och, wszystko zrobiłoby na tobie wrażenie: jej niezwykle łagodne spojrzenie, kiedy na nas patrzyła — nie możesz sobie wyobrazić, jakie uczucie nam towarzyszyło, ale oczywiście także jej złote serce. Myślę, że to znaczy światło, które świeci. To znaczy, że nas kocha. To jest pewne.

Pytanie: A dzisiaj, jak według ciebie powinniśmy odbierać to przesłanie?

Gilberte: To dobre pytanie i chętnie na nie odpowiem. Prosiła nas, abyśmy się modlili, dużo się modlili, modlili się zawsze. Chciałabym, aby tak tutaj. Chciałabym, aby pielgrzymi przybywali tu do Beauring tylko z jej powodu i myślę, że jest to możliwe, ponieważ w przeciwieństwie do innych miejsc objawień, nie ma tu wiele do zobaczenia. Nie ma tu nic, oprócz mostu kolejowego — to wszystko. Nie ma tu okazji do ciekawych wycieczek, jest tu niewielu turystów. Nie ma tu nic! Jeśli ktoś tu przyjeżdża, to tylko ze względu na wydarzenia z tamtych lat. Chciałbym, żeby ludzie zrozumieli wartość modlitwy. Moja siostra André mawiała: "Może, dopiero kiedy umrzemy, zrozumiemy, dlaczego Matka Boża pojawiła się tutaj, pośród nas". Być może za bardzo skupiamy się na nas, którzy jesteśmy nieistotni. To jest to, co zawsze mówiłem od samego początku. Zostaliśmy wybrani, nie zasługując na to. Nie byliśmy lepsi od innych. Byliśmy nieistotni... wybrani bez powodu. Tak, absolutnie! Zrobiliśmy, co mogliśmy — nieść przesłanie.

Pytanie: Jakie przesłanie chciałabyś przekazać ludziom, młodzieży, ale także przyszłym pokoleniom?

Gilberte: Jak powiedziałam, módlcie się, módlcie się i jeszcze raz módlcie się, pokutujcie. Jej słowa brzmiały: "Poświęćcie się dla mnie!". Kochając Swojego Syna - "nawrócę grzeszników", ale my także musimy chcieć Jej w tym pomóc.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Gilberte Degeimbre zmarła w 2015 r. w wieku 91 lat

Nie chcę, żeby mnie źle zrozumiano, nie mam nic przeciwko objawieniom maryjnym — wprost przeciwnie, takie wydarzenia są napędem religijnym i nadzieją wielu ludzi. Co mi chodzi po głowie to to, że tak wszechmocny fenomen jakby nie zapiął wszystkiego na ostatni guzik. Chodzi mi o to, że ciemną stroną wydarzeń była paskudna sytuacja w domu. Małe dziewczynki spotkała reakcja matki, która nie mogła być gorsza. Matka nie tylko nie wierzyła im, ale krytyką i odpychającą postawą sprawiła, że siostry czuły się zagubione, nie wspominając już o wielu łzach. Czy ten fenomen, który naraził dzieci na ogólną krytykę, nie mógł przynajmniej pomóc im w domu, aby tam doznały miłości? Jakby ów fenomen nie "przemyślał" wszystkiego do końca. Sorry, takie mam uczucie.

Co ciekawe, fenomen potrafił jakoś ukazać się tylko wybranym dzieciom, inni zebrani ani nic nie słyszeli, ani nie widzieli. Jasność i te szczegóły, które dokładnie opisano, jak to możliwe, że tyle ludzi nic tam nie zauważyło? Genialne, albo po prostu można nas tak łatwo manipulować? Ów fenomen widocznie wie jak to zrobić. Co również ciekawe, w objawieniach maryjnych możemy zaobserwować regularne wzorce powtórzeń, które z jednej strony zapewniają wiarygodność objawienia. Manifestacje przypominają wydarzenia z Lourdes, Fatimy i innych miejsc. Tak widocznie wartość rozpoznawcza jest ważna, dlatego pewne wzorce muszą być powtarzane. Z drugiej strony, nie są to dokładnie te same powtórzenia, ponieważ wtedy wyglądałoby to, jak podróbka, kopia. To znów element, który świadczy o genialnej taktyce.   Niekiedy postać ma zmienione uczesanie włosów, mówi lokalnymi językami, a nawet dialektami. Ma różny kolor skóry, różny kolor włosów. W ręce trzyma różaniec, albo krzyż lub serce oplecione cierniową koroną. Niekiedy pojawia się z dzieciątkiem Jezus na rękach, kiedyś wcześniej, w trzecim wieku w towarzystwie św. Jana Apostoła. Co zawsze pozostaje niezmienione to odczucie ludzi, którzy ją widzieli, uwielbienie i radość. Sam mechanizm objawień nadal pozostaje nieznany, żenujące są próby wytłumaczenia, tak jak niekiedy próbuje się zrobić to naukowo. A to już tak dobrze znamy z innych dziedzin naszego paranormalnego świata😉.





Wykorzystano: https://www.imagomundi.biz/andreas-resch/

Komentarze

  1. dziękuję za artykuł. Zawsze mnie interesowały takie rzeczy bo to manifestacja nieznanego jak pojazdy uap i inne. Jak to działa???. Jak to możliwe że to i tamto się pojawia znikąd i znika bez żladu? Jedni widzą inni nie, ale najciekawszy chyba przypadek to ten z Egiptu. Tam zrobiono nawet zdjęcia i nie było tak że tylko wybrani widzieli. Widzieli wszyscy Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka witaj. Można się kłócić ale takie objawienia są najlepszym dowodem na manifestacje niewidzialnych istot / energii / lub jakkolwiek ktoś to nazwie. Ufologia może być o wiele ciekawsza, ale gdzie ind zabieraćziej świadkom obiecuje się następne spotkanie, a później naprawdę dochodzi do nowej manifestacji ? Tu fenomen nie musi się ukrywać, nie ma potrzeby aby świadkom zabierać pamięć....... Czytałem o tym z Egiptu, naprawdę ciekawe!!!!! pozdrówka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.