Tajemnicze zaginięcia, folklor i dziwne istoty.

 Najciekawszą cechą tajemniczych zaginięć typu "Missing 411" to chyba retrospekcja przypadków, które pochodzą z legend, folkloru lub innej literatury, przypadki, które pokazują, iż ludzie od dawien dawna walczyli z tym samym problemem. Demony? Wróżki? Ufici?, a może teorie światów równoległych? Kto to wie? Często, człowiek nie umie zrozumieć, co się stało, a powrót zaginionego i jego opowieść wcale nie rozwiązuje zagadki, przeciwnie.


                                                        © Mary Evans Picture Library/ARTHUR RACKHAM

Jakie są przyczyny zaginięcia? Najbardziej prawdopodobny jest po prostu wypadek, dana osoba zgubiła się, a później doszło do jakiegoś feralnego wydarzenia. Inną przyczyną może być uprowadzenie. Bez wchodzenia głębiej w motywy, mamy tutaj ten sam problem, jak w pierwszej hipotezie. Wiemy, że przy takich dziwnych, tajemniczych zaginięciach praktycznie nie pozostają żadne ślady, zapach, jak i również rzeczy danej osoby w większości przypadków  wszystko znika. A może to jakieś zjawiska paranormalne? Może to oznaczać konkretną istotę lub zjawisko jako portal do innego alternatywnego wymiaru. Motyw może być mylący, owe istoty nie muszą wcale być szczere, wyjawiając uprowadzonemu powód, dlaczego został wybrany. Patrząc na inne przypadki naszego paranormalnego świata, wiemy jedno, że przez wieki wszystkie informacje, jakie człowiek uzyskiwał od tzw. niecodziennych istot, nie przyczyniły się, żeby uchylić rąbka tajemnicy.

Cofając się daleko wstecz, mamy znacznie więcej przypadków, kiedy ludzie znikali na obszarach leśnych, dlatego ciekawe jest zainteresować się tym, co wtedy mówiono i sądzono o rzekomych istotach zamieszkujących ciemne, ponure lasy. Amerykańscy Indianie nazywali je duchami lub Małymi Ludźmi, Europejczycy nazywali je fay lub wróżkami. Na Bliskim Wschodzie: Jinn, a Japończycy te same stworzenia mianowali Yōsei. Powracając do starej dobrej książki z 1911 r. którą już kiedyś cytowałem pt.: “The fairy-faith in Celtic countries”, widać od razu, że nie tylko Europejczycy mieli się na pieńku z dziwnymi istotami, ale tak samo Indianie.

 "Jeśli podążymy za tradycjami Czerwonych Ludzi, niewidzialne plemiona Yosemite są prawdopodobnie tylko kilkoma z wielu takich plemion rozproszonych po całym kontynencie północnoamerykańskim; i podobnie jak ich celtyccy krewni są opisywani jako rasa wojownicza — posiadająca więcej władzy niż ludzie i są zdolni do podporządkowania lub zniszczenia ludzi, a także zapanować nad fizyczną naturą."

I jeszcze coś, co mi się wydaje dość ważne, bo zbieżne także w odniesieniu do głosów pochodzących "znikąd". W tej samej książce wspomina się o pewnym młodym pasterzu podczas szykowania siana:

"...nagle usłyszał głos proszący go w języku gaelickim o jedzenie i buty. I chociaż było widno, trawa niska a krzaki przejrzyste, nie było miejsca, żeby nawet niemowlak mógłby się schować. Pomimo tego nie było nikogo widać. Przyszli inni ludzie i także słyszeli to samo wołanie, jedyną żywą istotą były owce, nikogo więcej tam było. Aby nie denerwować "good people" postanowiono pozostawić na pastwisku buty i jedzenie. Następnego dnia już ich nie było. Nigdy więcej nie słyszano podobnego głosu"

Na temat bezcielesnych głosów i książki Tima Marczenko już kiedyś pisaliśmy w komentarzach — fenomen stary, ale jak widać pojawiający się do dziś, i nie ma tu jakichś zaburzeń umysłu, w wielu przypadkach jak np.: na ranczu skinwalkera słyszano je w obecności innych ludzi, którzy również je potwierdzili. W incydentach typu "Missing 411" często mamy do czynienia z butami, których po prostu brakuje. Zaginieni ściągają je w zupełnie niezrozumiałym celu. Nawet zimą, a potem wędrują nawet dziesiątki kilometrów, jak w jakimś rauszu, bez względu na pogodę i fakt, że są szukani (wołania, nocne wielkie ogniska itp.), jakby tego nie zauważali, jakby nie było ich w naszej czasoprzestrzeni. Nie pamiętam czy już wspominałem o tym przypadku, ale przypomnę go, nie wszyscy czytali. James Metzen poszedł do potoku odległego jakieś 100 metrów od obozu, by przynieść wodę, skąd już nie wrócił. Jego kompan przeszukał najbliższą okolicę, wołając jego imię, oddał strzały z broni, którą mieli ze sobą, ale i to nie pomogło. Wieczorem zrobił duże ognisko, by Metzen w ten sposób znalazł drogę do obozu. Wiedział, że coś się stało, Metzen miał 67 lat, znał okolicę, bywali tutaj nieraz. To był wyśmienity wędrownik, tacy ludzie się nie gubią, odchodząc 100 metrów do potoku, mając obóz w zasięgu wzroku. Następnego dnia pozostawił obóz i wrócił do strażnicy, skąd wyruszyli dobę wcześniej. Przez najbliższe 9 dni przeszukano wielkie połacie lasu, rangersi, zespoły policji z psami, wolontariusze, nawet jednostka lotnicza wysłała samoloty i helikopter do poszukiwań zaginionego. Nie znaleziono żadnych śladów. Trzynaście dni później, grupa wędrowników przemierzała niezurbanizowany teren parku. W tym bardzo odludnym terenie znaleziono ciało zaginionego, 20 km od obozu dwojga traperów. Jego zwłoki leżały twarzą w dół w sadzawce nie głębszej niż 30 cm, pięć metrów od brzegu. Ubrany był w szorty i podkoszulek, butów, jak i resztę ubrań brakowało. Patolodzy nie znaleźli wody w płucach, ich zdaniem: mężczyzna zmarł z powodu wyczerpania. Najbardziej zdumiały stopy nieboszczyka, brakowało skóry, tkanki i ścięgien. Oszacowano, że nie żył od trzech, może czterech dni. Ten przypadek zawiera kilka elementów, które pasują do katalogu dziwnych zaginięć. Jak można się zgubić na tak krótkim odcinku, mając obóz w zasięgu wzroku? Jeżeli nie żył od 4 dni, a znaleziono go po 13 dobach, gdzie był przez cały czas? Dlaczego nie odnaleziono go, gdy zdezorientowany tułał się przez lasy i wzgórza? Pozbył się ubrań, pozbył się butów, a nadal się przemieszczał. Zdeptał stopy do kości. Nikt, ale to nikt, nie byłby w stanie ustać na nogach, mając tak zranione stopy, na które przecież naciska cała waga człowieka. W jakim odurzonym stanie musiał się znajdować, że pomimo bólu wędrował dalej, dewastując ścięgna i mięśnie? W świadomym stanie nie uszedłby parę metrów, nawet jakby obrażenia były lżejsze, ale w normalnym stanie, wiedziałby jak się zachować, znał teren, wiedział gdzie jest północ i południe, ludzie jak on wiedzą, co mają zrobić.

Buty. Ktoś je potrzebuje? Czy to jakieś zboczenie? Czytam obecnie o Windigo — jak to nazywa obecna medycyna to schizofrenia paranoidalna. Chory myśli, że zamienia się w Windigo, tj. zimowego potwora w postaci olbrzymiego szkieletu z lodu, pożerającego ludzi. Identyfikując się z nim, odczuwa przymusową potrzebę jedzenia ludzkiego mięsa, ale także widzi zmiany swojego ciała, w tym jego ślady stóp pozostawione np.: na śniegu, które wyglądają inaczej, jak gałęzie drzewa. Hmmm, tak myślę sobie, że jeśli człowiek w takim stanie, widzi, że jego stopy wyglądają inaczej — może w strachu i niedowierzaniu ściąga buty i nawet nie myśli już, żeby je założyć. Tutaj w takim stanie nie ma co oczekiwać, żeby ktoś jeszcze racjonalnie myślał.

Także niewidzialność zawsze była stałym elementem wielu opowieści o spotkaniach w lesie (ale nie tylko) z paranormalnymi istotami. Większość opowiadających nigdy nie potrafi dobrze opisać, co widzi, ale wielu z nich słyszy coś lub widzi migoczące kontury istot, które są jakby zamaskowane lub niewidoczne. I dalej z książki “The fairy-faith in Celtic countries”

"Istoty te są kapryśne i nieprzewidywalne, mogą być dobre i złe. ...są niewidzialne i potrafią zrobić, że ludzie także stają się niewidzialni"

Współczesne incydenty opisują przypadki w tym personel ratowniczy widzący ludzi i wołający do nich, nie otrzymując żadnej odpowiedzi. Później mówili, że to było tak, jakby byli ignorowani, lub jakby "tam ich nie było". Kilka stron dalej znów ciekawa wskazówka: "A kiedy zabierali ludzi, zabierali ciało i duszę razem". Jednym z najdziwniejszych wzorców w 411 jest to, że kiedy ciało zostaje znalezione, przyczyna śmierci rzadko, jeśli w ogóle, jest oczywista. To tak, jakby osoba po prostu umarła i tyle. Wątek duszy ciągnie się od wieków, nieraz i niezależnie od kultury uważa się, że niektóre z tych istot żywią się nimi, lub jak niektórzy uważają — mogą być nagrodą. Nawet ufologia pełna jest przypadków mówiących, iż ufici potrzebują czegoś od ludzi, czegoś, co nie jest jednoznacznie zdefiniowane, ale wygląda, że właśnie chodzi tu o duszę.

"Można odróżnić istoty mieszkające w skałach, jak i powietrzu. Spotkałem człowieka o nazwisku Mac Nail, który został podniesiony i zabrany w miejsce oddalone o trzy mile"

Nie trzeba wspominać, że wiele podobnych przypadków znajdziemy we własnym folklorze. Mogłoby to wskazywać na brak śladów, zapachu i tajemnicze zniknięcie, dlaczego niektórzy ludzie, a zwłaszcza dzieci, są znajdowani wiele kilometrów od domu. Także w książce "Red Book of Hergest I" jest ciekawa wzmianka o istotach górskich, które podobnie jak wróżki "zabierają ludziom rozum". W wielu przypadkach "M. 411" znajdziemy podobieństwa: ludzie dosłownie tracą zmysły, często odchodzą w kierunkach, które trudno zrozumieć lub robią dziwne, szalone rzeczy, które nie mają żadnego sensu. Znów w innym miejscu:

"...czasami niepokoiły naturę i wywoływały burze, które napełniały prowincje lękiem i niosły zniszczenie w całym wszechświecie"

Nagłe zmiany pogody znamy dobrze z tajemniczych przypadków zaginięć i rodzinnego folkloru, mamy podobne postacie — latawiec czy żmuj. Jeszcze coś zatrzymało mnie przy tej wypowiedzi. Czy takie wydarzenia jak w terror w Black River Falls, także nie mogły być skutkiem niszczenia, destrukcji naszego świata? A teraz z książki Roberta Kirka z 1692 r. “The Secret Commonwealth":

."..choroby, niewyjaśnione zniknięcia, nagłe zgony, zostały przypisywane istotom znanym jako  nimfy lub Ludzie Pokoju."

 Nie chcę wchodzić w temat chorób, bo to temat rzeka, ale niewyjaśnione zniknięcia potwierdzają, co przez stulecia mogło człowiekowi spędzać sen z powiek. Na stronie 6 tej samej książki znajdziemy opis owych nieznanych istot:

"There Bodies of congealled Air are fome tymes caried aloft, other whiles grovell in different Schapes, and enter into any Cranie or Clift."

Wygląd jak: "zastygłe powietrze" to nic innego niż półprzezroczysta forma bytów, które tutaj nie wyglądają na ludzi. Nie wiem, czy pani Jan Mccabe — żona znanego fizyka czytała tę książę, ale to, co widziała i opisała, wyglądało właśnie jak poruszające się zastygłe powietrze. Dla zainteresowanych tym przypadkiem: http://www.brumac.mysite.com/JANs_Phenomenon/JANs_Phenomenon.htm

I tylko dwie strony dalej: "Their chamaelion-lyke Bodies swim in the Air". " Pływają w powietrzu a ich ciała jak kameleon", myślę, że komentarz jest zbędny.

Strona 21:

"They alfo pierce Cows or other Animals, ufewally faid to be Elf-fliot, whofe purefl. Subftance (if they die) thefe Subterraneans take to live on, viz. the aereal and setherial Parts, the moll fpirituous Matter for prolonging of Life, fuch as Aquavitae (moderately taken) is among Liquors, leaving the terretrial behind."

Tu ponownie wzmianka o "Podziemnych" i ich potrzebie eterycznej substancji lub "materii duchowej", aby przedłużyć swoje życie. Interesującym słowem użytym w tym fragmencie do opisania duchowej materii" było "Aquavitae", co oznacza, jak sądzę, Aqua vitae: "wodę życia". Przyznam, że seria artykułów Cor Hendriksa nie jest mi  znana. Autor posiłkuje się materiałami, które znalazł w starych książkach, także w tych tutaj omawianych. Z jego  pozycji "Uprowadzeni przez nimfy":

"Zestalone powietrze lub esencja wydają się ich ukrytym wyglądem. Ludzki kształt, chociaż zmniejszony i w większości niewidzialny jest dokładnym odniesieniem do większości kultur na całym świecie opisujących własne duchy lub istoty. Ich duchowa esencja jako pożywienie, niekiedy odnosi się do rzeczywistego materiału jedzenia i picia, z którego pozornie mogą wysysać życie, nie pozostawiając żadnych wartościowych substancji, które mogłyby odżywiać człowieka. Amerykańscy Indianie i kilka innych kultur wierzą, że wszystko ma rodzaj energii; może to jest to, co jest konsumowane?".

I dalej na stronie 24:

"Znają dumę, gniew, zazdrość i zemstę. Żądają ofiar, porywają ludzi. Interesują się sprawami ludzi i wnikają w najgłębsze sekrety. Ucztują esencją żywności, zwłaszcza w składanej ofierze. Ich ciała składają się z powietrza i są nienamacalne. Znane są z tego, że wskrzeszają zmarłych. Porwanych wraz z ich ludzką duszą zabierają do krainy duchów."

"W opowieściach o wróżkach ludzie często poddawani są urokom, tracą rozum i rozsądek, dopóki nie zostaną przywróceni do normalnego stanu przez pracę jasnowidza. Podobnie dzieje się z ludźmi, których dusze są kradzione i przetrzymywane w dzikich krainach."

Utrata pamięci i demencja to dość dobrze znane cechy fenomenu "M. 411". Czy człowiek bez duszy może żyć i jak długo? Być może dlatego ludzie umierają z powodu ekspozycji, ciało bez duszy jest niezdolne do funkcjonowania. I jeszcze inna wzmianka : "...dusza chwilowo nieobecna w swoim ciele może wyrządzić wiele szkód swoim właścicielom."

"Wróżki były znane z uprowadzania ludzi lub w inny sposób ograniczania ich wolności".

"Byli nieśmiertelni, mieli moc przeniesienia mężczyzn i kobiet z tego widzialnego świata, w stanie żywym, czasami pod pozorem śmierci. Zabierane osoby były na ogół pięknymi niemowlętami, poszukiwanymi przez tych, którzy nie mieli dzieci. Albo piękne młode kobiety przed ślubem, a często w dniu ślubu, dla młodych mężczyzn ze wzgórz, którzy niewidocznie ucztowali na ich rosnących pięknościach — być może od dzieciństwa. W ten sam sposób dla marniejących dam z krainy baśni, zabierano świeże dobrze wyglądające pielęgniarki do ich żłobków. Zwykłym sposobem uprowadzenia było wprowadzenie ofiary w nagły stan ataku lub transu. Innym razem obiekt umierał z pozoru i był grzebany w zwykły sposób, ale ludzie zazwyczaj domyślali się, czy była to śmierć, czy nie. W innych przypadkach, przez podmuch wiatru dana osoba została zepchnięta z brzegu rzeki, jeziora lub morza i pozornie utonęła, ponieważ została zabrana do jakiejś szlachetnej rezydencji, nad którą woda była tylko przezroczystą atmosferą."

Jeszcze jedna pozycja wydaje mi się ciekawa. Gary R. Varner w : “The Folklore of Faeries, Elves & Little People, A Study in a Cultural Phenomenon” odnosi się do tzw. Małych Ludzi zamieszkujących między innymi specjalnie przygotowane symetryczne wzgórza:

"Uważano, że Mali Ludzie wpływają na umysły zdrowych ludzi. Według Indian Creek w 1800 roku — Wróżki lub Mali Ludzie żyją w wydrążonych drzewach i na skalistych klifach. Często wywabiają ludzi z ich domów i gubią ich w lesie. Kiedy umysł człowieka staje się oszołomiony — ale nie szalony —  to robota Małych Ludzi".

"Indianie Seri, którzy żyją na wyspie Tiburon w Zatoce Kalifornijskiej, byli uważani za "najdziksze i najbardziej prymitywne plemię, jakie przetrwało w Ameryce Północnej. Starsi plemienia opisują owe istoty jako: "wielkości dziecka, mają brodę, złotą laskę, białe ubrania wewnątrz i czarne na zewnątrz". Mieszkają w jaskiniach i mają skłonność do uprowadzeń młodych mężczyzn, aby ładnie ich ubierać "

To jako ciekawostka, ponieważ nieraz widzimy, że z tymi ubraniami zaginionych nie zawsze wszystko jest jasne, niekiedy ich brakuje, niekiedy są wciągnięte na lewą stronę, lub są to ubrania kogoś innego itp. Indianie z plemienia Lakota wierzyli w rasę "brzydkich" małych mężczyzn i kobiet, których nazywali "mieszkańcami drzew". Podobnie jak w opowieściach o innych nimfach na całym świecie, mieszkańcy drzew "zwabiali myśliwych i gubili ich, lub przestraszyli ich tak, że tracili zmysły. "

"Nie tylko Mali Ludzie, ale także "wodni kanibale" żyją na dnie rzek, źródeł i jezior. Niektóre plemiona Indian amerykańskich nazywały je "syrenami rzecznymi", duchami, które zwabiały niczego niepodejrzewające osoby na brzeg wody, a następnie zabierały je ze sobą. Mitologia Czirokezów umieszcza te stworzenia na dnie głębokich rzek, gdzie czekają na okazję, by znaleźć śpiącą osobę, najlepiej dzieci. Następnie — strzelają do nich swoimi niewidzialnymi strzałami i przenoszą martwe ciało pod wodę, aby się nim posilić. Podobnie jak elfy, zostawiają odmieńca lub "cień" na miejscu uprowadzonego, który zachowuje się jak człowiek, ale więdnie i umiera w ciągu siedmiu dni."

Chociaż wielu autorów przyjaźnie traktowało nimfy i temu podobne, u innych sytuacja już nie wygląda tak korzystnie. Na przykład Spence w swojej książce pt.: " Legends and Romances of Brittany " pisze: "...z reguły nie są one w żaden sposób przyjazne ani nawet humanitarne. Są zimne i wrogie, trzymają się z dala od ludzkich rozmów, a jeśli spotkają człowieka, dają upust swojemu niezadowoleniu w najbardziej mściwy sposób. "  I jeszcze z książki Garego R. Varnera, "The Folklore of Faeries, Elves & Little People, A Study in a Cultural Phenomenon" ("Folklor wróżek, elfów i Małych Ludzi, studium zjawiska kulturowego").

"Dzieci również po prostu znikały, po tym, jak oddaliły się od swojego domu. Wiele z takich tragedii przypisywano nimfom."

"...nowożeńcy powinni udać się razem na spoczynek w tym samym, ponieważ gdyby panna młoda została sama, nimfy uprowadziłyby ją ze względu na jej piękne ubrania".

Ubrania zawsze były dziwną kwestią, już od stuleci.  Do dzisiaj przesąd noszenia jasnych kolorowych ubrań w lesie lub dżungli przyciągających nieziemski istoty, duchy jest powszechny, i to w kilku kulturach na całym świecie. Noszenie odzieży na lewą stronę ma chronić.

"Zulusi wierzą, że spojrzenie w kałuże wody może spowodować utratę duszy, ponieważ  istoty wodne mogą ją ukraść."

Wodne istoty, kradzież ludzkiej duszy — zwłaszcza to drugie, to nic innego jak błąkanie się i irracjonalne zachowanie. W wielu przypadkach koroner nie potrafi znaleźć przyczyny śmierci — to tak jakby "ktoś zabrał duszę". Swoją drogą, w tak dużo przypadkach odnaleziono ludzi zmarłych, którzy nie utonęli, ale znajdowali się w wodzie, lub w korytach sezonowych cieków. I dalej strona 78:

"Jednak we wszystkich aspektach Mali Ludzie, niezależnie od ich nazw, posiadali niezwykłe moce. Moce te obejmują niewidzialność, zmianę kształtu i, zgodnie z mezoamerykańską legendą, zdolność przenoszenia ciężkich przedmiotów."

"Jeśli dziecko zaginęło i nie pomagają zaklęcia i hałas dzwonków i bębnów, jego krewni muszą szukać znaków, które wskażą, że rzeczywiście zostało skradzione przez lokalnego boga, a nie po prostu zginęło lub utonęło. W prowincji Shinshu pewnym znakiem, że dziecko zostało skradzione, jest znalezienie jego butów starannie ułożonych razem pod drzewem. W prawie wszystkich okręgach kolejnym dowodem nadprzyrodzonego porwania jest to, że dziecko jest widziane ponownie, ale w krótki i tajemniczy sposób."

Cóż, pomijam już buty, tyle razy już o nich pisaliśmy, tak to temat rzeka, ale co z tym ponownym uwidzeniem? Także w przypadkach "M. 411" mamy przypadki, (o czym wcześniej wspomniałem), kiedy szukano zaginione dziecko, a potem relacjonowano, iż jakby widzieli zaginionego.... który przed nimi się chował. Ma to sens? Ostatnio Paulides przedstawił przypadek sprzed kilku miesięcy. Pewien outdoorowiec wybrał się w góry, skąd jeszcze przesyłał fotki. Kilka godzin później ślad po nim zaginął. Miał ze sobą lokalizatora gps — sprzęt, który tak zachwala nasz amerykański kolega i autor wielu książek pt.: "Missing 411". Sprzęt, który pomoże odnaleźć zaginionego w każdej sytuacji. Tylko bo ja wiem? Jakoś coś nie wyszło. Doświadczony traper zaginął, na dodatek był maratończykiem, jednym z najlepszych, "To ci, co znają się w górach, gdzie czuje się najlepiej". I nie tylko to, że zaginął, nie znaleziono po nim żadnego śladu. Telefon nie wysyła tzw. "pingów" a jego lokalizator zamilkł. Jest to możliwe? Wszystko jest możliwe, może upozorował to, aby gdzieś zacząć nowe życie? Może wzięli go "kosmici" lub tzw. nimfy? Może dostał się do innej czasoprzestrzeni i dlatego jego sprzęt nie działa? Kto wie, może kiedyś zostanie odnaleziony i powstanie tysiąc nowych pytań?

Nie chcę robić tutaj żadnego podsumowania, już z tego powodu, że ten wpis to tylko jeden z następnych części. Interesuje mnie folklor Azji i na pewno jest tam wiele interesujących przypadków, które tutaj pasują. Mam nadzieję, że znajdę odpowiednie materiały, a może ktoś z was zna jakieś i się podzieli? W każdym razie, zaginięcia a dziwne legendarne postacie na pewno tutaj jeszcze zagości.



Wykorzystano między innymi :

Woodland Creature Theory

Komentarze

  1. Hej tutaj Zbyszek. M. Po lepkach czytalem, ale wyraznie widac iz ludzie zmieniajac stany swiadomosci, wnilkaja w swiat eteryczny. Ze zagubieni, traca zmysly? Takie sa te stany, rozum sie kwasi. Przyczny winno sie szukac w cialach subtelnych , ktore sie rozdzielaja a ktore trzymaja trzezwosc umyslu w ryzach. Fajnym spostrzezeniem jest to, iz znikajacy widzac ludzi, odczuwaja sie ignorowani, jakby ich nie sluchano. Wyobrazcie sobie, iz to jest czesto problemem osob zmarlych, ktorzy po raz pierwszy znajduja sie po tamtej stronie a nie wiedz iz juz umarli. Oni nie sa dla innych widoczni. Co do tych malutkich ludzi , ktorzy za wszystkim stoja? Ludzie sami potrafia znikac. Podobne problemy do znikajacych maja wyczynowi sportowcy, tez sie skarza na zaburzenia, przypominajace zmienne stany swiadomosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka Zbyszku. Dokładnie tak jest: """Wyobrazcie sobie, iz to jest czesto problemem osob zmarlych, ktorzy po raz pierwszy znajduja sie po tamtej stronie a nie wiedz iz juz umarli. Oni nie sa dla innych widoczni. """". Bardzo często czytałem i słuchałem o takich przypadkach, ta sama gadka. :) Pozdro.

      Usuń
  2. Świetnie zebrane informacje!:)
    Swoją drogą, gdzie można posłuchać/przeczytać tej wspomnianej relacji Paulidesa? Jeśli na jego kanale to proszę o wskazanie odcinka - ostatnio trochę go zadniedbałam.
    Te przypadki zaginięć są przedziwne i tak fascynujące, że wciąż nie mogę wyjść spod wrażenia, że temat nie obija się szerszym echem. Chociaż na YT, chyba powstało całkiem dużo kanałów czerpiących garściami z pracy Paulidesa i nie przyznających się do źrodła. Jednak, czemu za to nie biorą się inni badacze? Przecież to aż się prosi.

    Btw. przyrównanie doświadczeń tych zaginionych ludzi do zmarłych w komentarzu Zbyszka M. jest bardzo ciekawe:)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka Gwyllion

      Tutaj link do odcinka: https://youtu.be/jwDpOwuIlt0

      Cóż, niekiedy tak jest, że ludzie, którzy mogliby się tym zajmować, ludzie, którzy kiedyś super pisali i reszerszowali, po prostu kruszą się. Już nie ten sam wiek, może zainteresowania się zmieniły. Konferencje i spotkania entuzjastów ufo pokazują dokładnie tę przemianę. MUFON-CES kiedyś wypełniał do ostatniego miejsca każdą salę, dziś to parę pięciu? aktywnych gostków. Parę lat temu byłem na innym sympozjum nt. ufo. może nie całkiem 30 nas tam było, za to nasłuchałem się jak to się działo w latach 90. Nie tylko Deniken, ale nawet ci ściągali innych ciekawych gości, wtedy bilety kosztowały 200 marek i trzeba było się starać, żeby zdążyć, kupić. Sale wypełnione po brzegi, a rozmowy zainteresowanych trwały do nocy.

      To nie tak, że dziś mniej się dzieje. Owe fenomeny wcale nie zniknęły. Tylko tym starszym jakby się przejadło. A młodszym? Nie wiem. Zgodzę się z Tobą że jest to mało nagłaśniane, to samo widać w innych dziedzinach. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Witej stary byku , to chyba twój tekst z dokumento co kiedyś zrobiłeś..... Tak myślę bo synek umarł
    niespodziewanie, może to był taki "cień", "podmieniec"??????? "Rodzina Pike wybrała się w okolice św. Norberta na jagody. Pani Pike zeznała później, że 5-letni syn — Jack, jak tylko wysiadł z samochodu, ruszył prosto w las, nie oglądając się za siebie. Wtedy oczywiście nie zastanawiała się o tym, ale wyglądało to tak, jakby coś czekało dokładnie tam, gdzie poszedł. Krótko po tym, jak zniknął z pola widzenia, usłyszano niepokojący krzyk. Wołanie jakby było zdławione w pół słowa. Małżeństwo w biegu przebyło niecałe 90 metrów do mniemanego miejsca. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie byli w stanie odnaleźć dziecka. Poszukiwania pięciolatka trwały 4 dni i były największe w historii tego regionu. Ponad 2 tysiące ludzi zrewidowało każdy krzak, drzewo, rzekę i wszystko dookoła — nie znaleziono nic. Dopiero wieczorem czwartego dnia odnaleziono nieprzytomnego chłopca, pod jednym z krzaków po drugiej stronie rzeki. Przewieziono go do szpitala, gdzie udało się ustabilizować jego stan. W pewnym momencie Jack obudził się, widząc ojca, powiedział: Cześć tato. Wyglądało, że stan zdrowia jest zadowalający, odnośnie do tego, co przeżył, jednak nastąpiło pogorszenie i chłopak zmarł kilka godzin później. Ratowników najbardziej dziwiło — jak dziecko mogło dostać się na drugi brzeg rzeki. Nie znaleziono żadnych śladów, które mogłyby sugerować uprowadzenie."

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.