Tajemnicze zaginięcia - Arnold Archambeau i Ruby Bruguier.

"Podjechaliśmy do znaku stopu. Pamiętam tylko, jak Arnold się rozglądał i mówił, że nie ma żadnych samochodów. To było jak pstryknięcie palcem, a następną rzeczą, było to, że wylądowaliśmy w rowie. Samochód do góry kołami. Ruby i ja byłyśmy uwięzione. Arnolda nie było już w samochodzie. Nie wiem, gdzie był. Ruby płakała: 'o mój Boże, o mój Boże.'"



Arnold Archambeau i Ruby Bruguier byli zakochaną parą. Jak to młodzi, a zarazem młodzi rodzice, chcieli się zrelaksować. 11 grudnia 1992 roku Arnold, Ruby i jej kuzynka Tracy Dion wybrali się na imprezę. Ojciec Tracy niańczył ich córkę Erikę. Około 07:00 rano 12 grudnia, trójca uczestniczyła w wypadku samochodowym, początkującym tajemnicę, która miała nadejść.

Arnold, Ruby i Tracy byli rdzennymi Amerykanami Yankton Sioux. Plemię ma siedzibę w Wagner w Południowej Dakocie i jest jedynym plemieniem Dakotów w tym stanie. Lake Andes to małe miasteczko, w którym w 2017 roku mieszkało nieco ponad 1500 osób. To małe historyczne miasto, a dwa z jego najbardziej znanych budynków znajdują się w Krajowym Rejestrze Miejsc Historycznych, budynek sądu i hotel Engel, który został zbudowany w 1910 roku. Prawie jedna trzecia populacji Lake Andes żyje poniżej granicy ubóstwa, a wśród osób poniżej 18 roku życia odsetek ten wzrasta do ponad 40%. To zupełnie inny obraz niż w całym hrabstwie, w którym tylko około 18% osób żyje poniżej granicy ubóstwa, co wyłania, że obszar wokół Lake Andes jest głęboko dotknięty niskimi dochodami. Znaczna część tego obszaru to typowa wieś, młodzi ludzie nie mają zbyt wiele możliwości kulturalnych, po prostu chcą się zrelaksować, hmm w klasyczny sposób.

 Towarzyski wypad trójki trwał całą noc. 11 grudnia 1992 roku, w piątkowy wieczór, Archambeau i Bruguier zrobili sobie przerwę od obowiązków rodzicielskich i zawodowych, aby spotkać się towarzysko. Córeczkę zostawili u wujka Ruby, skąd zabrali ze sobą jego córkę, Tracy Dion, lat 17. Kiedy wrócili około 6:00 następnego dnia, opiekun, zauważył, że wydawali się pod wpływem alkoholu i zasugerował, by wrócili później w ciągu dnia, gdy wytrzeźwieją, na co się zgodzili. Wkrótce potem, około godziny 7 rano, znaleźli się na trójdrożnym skrzyżowaniu z drogą U.S. Route 281, około 1,6 km na wschód od jeziora Andes. Archambeau, który prowadził samochód, zatrzymał się przy znaku stopu. Tracy pamięta, że nie patrzyła przez przednią szybę, gdy Arnold powiedział, że nikt nie nadjeżdża, chwilę potem usłyszała, jak samochód wpadł w poślizg i przewrócił się, zatrzymując się w rowie między drogą a dawnym pasem kolejowym. Tracy zeznała później:

"Podjechaliśmy do znaku stopu. Pamiętam tylko, jak Arnold rozglądał się i powiedział, że nie ma żadnych samochodów. To było jak pstryknięcie palcem, a następną rzeczą, było to, że wylądowaliśmy w rowie. Samochód do góry kołami. Ruby i ja byłyśmy uwięzione. Arnolda nie było już w samochodzie. Nie wiem, gdzie był. Ruby płakała: 'o mój Boże, o mój Boże.' Ciągle uderzała w drzwi samochodu. Następną rzeczą, jaką wiem, było to, że otwarła drzwi na tyle, by miała wystarczająco dużo miejsca, aby się wysunąć. Chciałam po nią sięgnąć i wtedy drzwi się zamknęły".

Do czasu przybycia pomocy Tracy była jedyną osobą, która wciąż znajdowała się w samochodzie. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu Arnold i Ruby pozostawili kuzynkę samą. Wkrótce po wypadku na miejscu pojawiła się policja, która dokładnie przeszukała okolicę. Przeszukano linię rowu, lecz po Arnoldzie i Ruby nie pozostało żadnego śladu. Przeszukano pobliskie tory kolejowe, a także jezioro, w którego kierunku mogli odejść. Jedynym świadkiem była Tracy Dion, tylko ona mogła wiedzieć, co wydarzyło się przed i podczas wypadku. Policja jeszcze raz przeszukała okolicę. Chociaż tafla lodu w rowie pod samochodem była zamarznięta, obawiano się, że Arnold i Ruby zabłądzili i mogli wpaść pod lód w innym miejscu.

Bill Youngstrom  zastępca szeryfa w czasie ich zaginięcia:

"Obeszliśmy część lodowiska. Jeden z funkcjonariuszy szedł po przeciwnej stronie torów kolejowych, myśląc, że może odeszli w kierunku jeziora, które również było zamarznięte. Byłem przy kilku wypadkach, kiedy nie zastano nikogo w pobliżu pojazdu. Nie było kierowcy, nie było pasażerów. Może Arnold pił i nie chciał zostać aresztowany, więc pomyśleliśmy, że pojawi się za kilka dni".

Swoją drogą policja uważała, że w wypadku nie brały udział żadne inne pojazdy. Przez następne trzy miesiące zastępca Youngstrom badał każdy możliwy trop, lecz nie było nic, co by mogło pchnąć śledztwo w jakimkolwiek kierunku. Gdy nadeszła wiosenna odwilż na początku marca, przejeżdżający kierowca zobaczył w rowie ciało, zaledwie 2 metry od miejsca wypadku. Była to Ruby Bruguier. Youngstrom :

"Brakowało jej okularów. Brakowało obu butów. Ubrania były nienaruszone. Wyglądało na to, że były to te same ubrania, które miała w noc wypadku. Ciało było bardzo rozłożone. Trudno było je rozpoznać. Zeszliśmy na dół, tatuaż potwierdził, że była to Ruby. Nasz wydział zdecydował, że wypompujemy wodę z rowu. Około południa następnego dnia znaleźliśmy ciało Arnolda zanurzone w wodzie, około 15 stóp od miejsca, w którym znaleźliśmy Ruby. Ciało Arnolda było bardzo dobrze utrzymane. Nawet kolor jego skóry zachował się dobrze. Nie było przymarznięte. Ubrania również nie były przymarznięte. W naszym dochodzeniu wątpiliśmy, czy miał na sobie to samo ubranie, co w noc wypadku".

Ciała zostały poddane autopsji, ale nie potrafiono określić czasu zgonu. Koroner stwierdził, że Arnold i Ruby zmarli w wyniku ekspozycji. Zastępca Youngstrom podejrzewał przestępstwo:

"Śmierć w wyniku ekspozycji to nic innego jak zamarznięcie na śmierć. Nie zgadzam się do końca. Mogli zamarznąć na śmierć. Ale nie zamarzli w tym rowie. To niemożliwe, że mogli tam być przez całe trzy miesiące. Sam osobiście chodziłem tym rowem kilka razy w tym czasie. Otrzymałem pisemne oświadczenia od ludzi, którzy również go obejrzeli, chodzili tam i z powrotem, ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z tą sprawą. Nie mogli tam być. Nie można było ich przegapić".

Zastępca szeryfa był jeszcze bardziej zaskoczony odkryciem dwóch przedmiotów, które zdawały się potwierdzać teorię, że Arnold i Ruby nie zginęli w rowie:

"Przy drodze znaleźliśmy kępkę włosów. Te włosy zostały później ustalone przez laboratorium kryminalistyczne jako należące do Ruby Bruguier. Te włosy nie mogły tam leżeć przez trzy miesiące. Moim zdaniem to właśnie wtedy, gdy ktokolwiek przywiózł ciała z powrotem do rowu, ten kosmyk włosów odpadł od ofiary. Kiedy wyciągnęliśmy ciało Arnolda z rowu, znalazłem w jego kieszeni zestaw kluczy, były to kluczyki do samochodu. I inne, które wyglądały na dwa klucze do domu. Wciąż posiadam te klucze, i jeśli mam możliwość sprawdzam je, do dziś nie znalazłem samochodu ani domu, do którego pasują".

Ale w jaki sposób ciała Arnolda Archambeau i Ruby Bruguier znalazły się w tym samym rowie, w którym trzy miesiące wcześniej rozbili swój samochód? Ojciec Ruby, Quentin Bruguier, miał własną teorię:

"Musieli umrzeć gdzieś indziej. Ktoś musiał przyjść i umieścić ich tam ponownie, aby wyglądało na to, że tam właśnie zginęli".

Także fakt, że nie dali znać w domu, gdyby np.: się ukrywali, bojąc się konsekwencji jazdy po pijanemu. Mieli córeczkę i dobre stosunki z rodziną, na pewno powiadomiliby ich, aby przynajmniej uspokoić. Oczywiście, morderstwo i podrzucenie zwłok wydaje się jedynie logicznym wyjaśnieniem, lecz sekcja zwłok nie wykazała obrażeń ciała, a jedyne co udało się ustalić to zgon z powodu wychłodzenia ciała. Gdyby ktoś chciał pozbyć się zwłok, miał przecież tyle innych możliwości w okolicy. Dlaczego miałby ryzykować podłożenie ich właśnie tam? Wiadomo, że to miejsce przeszukano bardzo szczegółowo, a dla rodziny było czymś szczególnym — to tu zniknęli ich ukochani i na pewno od czasu do czasu odwiedzano feralny rów. Zwłoki można było podrzucić gdziekolwiek indziej, morderca mniej by ryzykował. Jeżeli chciałby, żeby było jak najmniej podejrzeń, to również przy ciele Ruby znaleziono by jej okulary i buty. Znów te buty, jak w wielu innych przypadkach "Missing 411" Czemu do cholery brakuje tych butów? Znów bliskość wody. Znów zwłoki odnaleziono w miejscu, które wielokrotnie przeszukano. Znów hipotermia. Przecież nie zginęli na miejscu, gdzie byli? Przecież nie wrócili po zakończeniu poszukiwań, żeby położyć się w rowie i zamarznąć. Czy kierowca był za kierownicą w momencie wypadku albo jak za dotknięciem magicznej różdżki po prostu "wyparował". Tracy jeszcze słyszała, jak Arnold mówił, że nie ma żadnych samochodów, a chwilę później już go nie było w aucie. Bardzo możliwe, że wypadł, podczas gdy samochód dachował, nigdzie jednak nie doczytałem się, że znaleziono jakieś ślady, np.: krwi lub inne gadżety, które wypadłyby wraz z nim. Kolega rzucił ostatnio pomysłem " Wiesz Arku znasz przecież tyle przypadków, kiedy dochodziło do spotkań z UFO, sam wiesz jak często zabierano ludzi z samochodów, może martwi zostali odłożeni w te samo miejsce parę tygodni później" Nie wiem, ale prawdą jest, że literatura ufologiczna jest pełna takich incydentów.

Wróćmy do późniejszych wniosków. Jak często bywa, po nagłośnieniu sprawy zgłosili się ludzie, twierdząc, że widzieli Archambeau i Bruguiera, lub przynajmniej kogoś wyglądającego jak oni. Po sekcji zwłok dowody z tych procedur (ale nie same ciała) zostały wysłane do laboratorium w Nowym Meksyku, które według Youngstroma znalazło pewne wyniki, które różniły się od sekcji zwłok, sugerując, że zamarznięcie było możliwą przyczyną śmierci, nie była to jedyna opcja. "Nie wiem, czy są to istotne różnice, czy nie", przyznał Youngstrom. W każdym razie owe ewentualności nie skierowały śledztwa w kierunku zabójstwa. Incydent maksymalnie nagłośniono, zrobiono nawet reportaż z kaskaderem, pokazując przebieg wypadku, jak i późniejsze poszukiwania, mając nadzieję, że ktoś z widzów może udzielić wartościowych wskazówek. FBI badało przypadek, lecz po czterech latach zamknięto śledztwo, nie mając żadnych dowodów wykazujących możliwe przestępstwo. Organy ścigania zaprzestały aktywnego dochodzenia, chociaż ówczesny szeryf nie dawał za wygraną, będąc przekonany, że pytania nadal pozostają bez odpowiedzi. Po przejściu na emeryturę w 2011 roku, Westendorf powiedział lokalnej gazecie, że sprawa ta była najbardziej zagadkową w jego karierze. Przypomniał sobie rowerzystę, który pod koniec stycznia 1993 roku przejeżdżał przez okolicę w poszukiwaniu zaginionego kołpaka.

"Przy cieplejszej pogodzie zagłębienie między drogą a torami kolejowymi było w dużej mierze gołe i suche. Nie znalazł ani swojego kołpaka, ani nie widział ciał Archambeau i Bruguiera, mimo że przejeżdżał przez obszar, w którym zostały znalezione nieco ponad miesiąc później. Jestem przekonany, że zostali umieszczeni w rowie po tym, jak zmarli gdzieś indziej" - utrzymywał Westendorf. "Wiem, że nie było ich tam w styczniu. Trudno jest udowodnić, że ktoś został zamordowany, gdy nie ma na to żadnych dowodów".

No tak. Nie wiem ilu ludzi przekręciło się przet ten rów poszukując zaginionych, na pewno masa, i na pewno zwłok tam nie było. Pojawiły się później. Pamiętacie o przypadku pani Bulley z Anglii nie tak dawno temu? Szukano jej w przejrzystym parku, telefon pozostał na ławce, jeszcze parę minut wcześniej brała udział w konferencji aż ..... zniknęła. Nie widać jej na nagraniu kamery, aby opuściła park, nikt ze spacerowiczów nie widział jej już po godzinie 09:30. Gliniasty brzeg strumyka (mało wody) pokazał, że nie było śladów, aby ktoś wszedł do wody. Oczywiście, że szukano w wodzie, także płetwonurkowie szukali. Po trzech tygodniach zwłoki znaleziono w rzece, w miejscu wielokrotnie przeszukanym, także tutaj spekulowano, że ktoś musiał je podrzucić. Ale po co? Jeżeli ktoś je miał ze sobą, to po co wlec je w miejsce, gdzie można łatwo zostać zauważonym? Ostatnio pojawił się art. który całą sprawę jeszcze bardziej zawija. Ciekawym ustaleniem było to, że jej zegarek tzw. smartwatch rejestrował jej kroki. Trzeba wspomnieć, że cały poranek można było dobrze udokumentować, kamery, które ją zarejestrowały oraz ludzie — wszystko daje spójny obraz, nawet rejestracja telefonem na konferencję o godzinie 09:00. Pozostaje jedynie 25 minut, aż do czasu, gdy przechodzień znalazł jej telefon na ławce w parku. To ów tajemniczy czas, kiedy coś się wydarzyło i nie wiemy co. A więc okazało się, że cudowny zegarek rejestrował wszystkie kroki, także wtedy w tym okresie 25 minut, który nas interesuje. W tym czasie zaginiona pokonała dystans 3 kilometrów (4500 kroków), ale nawet ów park nie ma tyle długości. Nie wiadomo dlaczego miałaby to zrobić, i nikt nie zostawia psa samemu sobie i telefonu na ławce, aby pójść na spacer. Nikt jej także nie widział i żadna kamera w parku ją nie zarejestrowała. Może szła w innej czasoprzestrzeni? a może tylko zegarek "zgłupiał". W każdym razie jest dość niesamowite. Sekcja zwłok — tak, długo to trwało :) wykazała, że kobieta nie żyła już tego samego dnia, z dokładnością do ośmiu godzin. Jej zegarek działał jeszcze przez tydzień i od czasu do czasu rejestrował słabe uderzenia serca, chociaż jak to wyjaśniono — takie zapisy pojawiły się, ponieważ ciało znajdowało się w rzece i przepływająca woda między zegarkiem i nadgarstkiem mogła spowodować taki efekt. I znów można zapytać gdzie była cały czas, kiedy ją szukano? Czy ci ludzie stają się niewidoczni? Zmieniają czasoprzestrzeń, że nawet psy nie potrafią podjąć tropu? Przypadki tego typu pojawiają się często w kontekście "Missing 411". Steven Kubacki poszedł pobiegać na nartach. Jego ślady prowadziły na zamarznięte jezioro Ontario. No cóż, lód się załamał i utonął — sprawę można zamknąć. Lecz kilkanaście miesięcy później Kubacki obudził się na łące, miał na sobie nieznane mu ubranie i cudzy plecak. W lipcu 1938 r. rodzina Beilhartzów wybrała się na biwak do Parku Narodowego Gór Skalistych. Około 8 rano wyruszyli szlakiem w pobliżu potoku o nazwie Roaring River. Alfred Edwin Beilhartz miał wtedy 4 lata, był cichym, zadumanym w sobie dzieckiem. Podczas wędrówki tworzyli linię, jedynie Alfred pozostawał troszkę w tyle, ale nie za daleko, w końcu przecież to małe dziecko. Gdy matka obejrzała się następnym razem, Alfreda już nie było, tak jakby zniknął w jednej chwili. 10 dni szukano chłopaka, wymieniano nawet psy poszukiwawcze, ponieważ myślano, że wkradł się jakiś błąd czy cosik w ich zachowanie, ale nie, inne psy zachowywały się tak samo. Stożek zapachowy sugerował, że mały wyprzedził rodziców drogą w górę strumienia. Ale jak? Przecież ich nie wyprzedził, szedł za nimi i zniknął. Znaleziono go po 10 dniach na niedostępnej skale o nazwie "Diabelskie Gniazdo". Znów bliskość wody i niezrozumiałe zniknięcia ludzi. Jakby "zapadli się pod ziemię", jakby "rozpuścili się w powietrzu". Zabawne, że te powiedzenia mają swoje odpowiedniki w wielu językach — nie trzeba pytać dlaczego. Kto to wie, może odpowiedzi trzeba szukać na tzw. liniach uskoku, niektóre teorie bazują na opowieściach, jakoby w takich miejscach miało dochodzić do różnych paranormalnych dziwactw, ale to już może w następnym artykule.


Komentarze

  1. Masz dokładne współrzędne geograficzne do miejsca tego "wypadku"? Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj , oto : 43.140233, -98.348352 Tu jeszcze link https://goo.gl/maps/URKhFFXA4PaEvS6s9 . Na tym skrzyżowaniu mieli skręcać w lewo.. Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  3. Przedziwna sprawa i świetny art:)
    Btw. odnośnie dziwnych zjawisk zdarzających się w danej lokacji - polecam obejrzeć ostatnie odcinki Rancha Skinwalkera (4.11) i Beyond Skinwalker Ranch (1.6).

    Serdecznie pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, postaram się zobaczyć te odcinki. U mnie nie wszystkie są dostępne. Pozdrawiam !!!

      Usuń
  4. Mścisław Wodzisław18 lipca 2023 00:33

    Wygląda na to, że być może istnieje coś w rodzaju "świata równoległego". Będącego w zamierzeniu jego twórców "wentylem bezpieczeństwa" czy też swego rodzaju "azylem". Miejscem odizolowanym od "świata ludzkiego" czyli wszelkiej maści zła. Prawdopodobnie w jakichś okolicznościach ludzie nieświadomie tam lądują ale już nie potrafią się wydostać. Należy szukać wspólnego mianownika - może to być konkretny stan emocjonalny/psychiczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśl o świecie równoległym do którego w jakiś sposób przedostają się zaginieni jest mi bliska, również ten punkt z istotnym znaczeniem stanów emocjonalnych.

      Jednak skąd to założenie, że ten świat/światy równoległe są lepsze od naszego? Nie kojarzę żadnych przesłanek, które by na to wskazywały. Np. uprowadzone krowy, są w tak krótkim czasie obrabiane i czasem w tak bliskiej odległości od ludzi, że na myśl przychodzi właśnie 'świat równoległy' - jednak to co się z nimi tam dzieje (ślady narzędzi chirurgicznych, ślady rozszarpywania) nie wskazuje na bardziej pozytywne miejsce od naszego.
      Do tego wszelkiej maści dziwne istoty, które, wpadają do nas z innych 'równoległych rzeczywistości', również często nie są przyjazne (mothman, wilkołaki, bigfooty, czarne psy, etc.)

      Nie pytam złośliwie, ale z ciekawości o źródło takiego wniosku/skojarzenia.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Myślę, że światy równoległe są możliwe jak najbardziej, przesłanki o takich towarzyszą ludziom od stuleci i to na całym świecie. Problem z tym, że nikt naukowo ich nie badał i dlatego pozostają w świecie dziwności i przypuszczeń. Bardzo lubię czytać opowieści ludzi, którzy uważają, że tam byli, widać wiele wspólnych cech, widać również to, że rozwiązywanie problemów jakoś tam lepiej funkcjonuje niż u nas. Również niezależnie od kraju czy kontynentu, czas tam upływa inaczej niż u nas. Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Zgadzam sie!!!! super blog!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta sprawaz z Polski jest ciekawa, sprzed 10 lat... https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,29998965,ewa-zaginela-21-lat-temu-10-latka-poszla-do-lasu-z-inna-dziewczynka.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Coraz wiecej dowodow wskazuje ze zyjemy w grze komputerowej lub inaczej w Matrixie.. A taki przypadek to blad Matrixa, wielowymiarowosc to rozne mozliwe opcje w grze. Pozdrawiam Karim M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to ciekawe, Matrix - wszystkie części to moje ulubione filmy!!!!! pozdrówka.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.