Dziwne zaginięcia: Thomas Messick - listopad 2015 r.


Thomas Messick Senior miał 82 lata, kiedy zaginął 15 listopada 2015 roku. Zniknięcie tego doświadczonego miłośnika outdooru w gęstej dziczy gór Adirondack w stanie Nowy Jork zaskoczyło zarówno specjalistów od poszukiwań i ratownictwa, jak i śledczych. Tom z grupą przyjaciół i członkami rodziny polował w lesie na południe od Brant Lake w pobliżu Lily Pond. Ich celem były jelenie, lecz to, co się później stało, do dziś trudno wytłumaczyć - 82-latka nigdy więcej nie widziano, jakby rozpuścił się w powietrzu.



Od połowy lat osiemdziesiątych XIX wieku Brant Lake było popularnym obszarem wędkarskim i łowieckim wśród zamożnych gości, w tym byłego prezydenta USA. Tom Messick mieszkał Troy w stanie Nowy Jork. Tej niedzieli z grupą sześciu przyjaciół i członków rodziny, polowali w pobliżu Lily Pond — obszar stanowy należący do Lake George Wild Forest. Mężczyźni podczas polowania byli ubrani podobnie, ot jak zwykli myśliwi: spodnie i płaszcz w kamuflażu, posiadali krótkofalówkę i broń. Messick miał swoje ulubione rękawiczki i czerwono-czarną czapkę w kratę, którą nosił od wielu lat. Tom służył w armii amerykańskiej jako spadochroniarz, miał 177 cm wzrostu i ważył około 80 kg. Był doświadczonym myśliwym i leśnikiem i przez wiele lat prowadził szkolenia dla myśliwych i miłośników survivalu. Miał problemy z sercem, stracił oko w wypadku z ładunkiem wybuchowym we wczesnych latach 20., miał słaby wzrok i ograniczony słuch, trochę problemy z nogą i kompletnie poszytą dłoń. Dopiero co wyleczył się z półpaśca i poważnie zastanawiał się, czy jechać na owo coroczne polowanie.

Przyjaciele (niektórych znał ponad 55 lat) postanowili po raz pierwszy spróbować szczęścia w tej okolicy. Tom i trzech innych starszych myśliwych zajęli miejsca w jednej linii i tam pozostali resztę czasu, podczas gdy młodsi z grupy mieli naganiać jelenie w ich kierunku, taki był przynajmniej plan — zwykła nagonka. Feralnego dnia Thomas był widziany po raz ostatni około dziesiątej rano, gdy zajął miejsce na swoim stanowisku. Młodsi udali się w las lewą stroną, omijając wzniesienie, na które weszli "od tyłu". Około południa będąc na wzgórzu, zaczęli właściwą nagonkę, chcąc płoszyć zwierzynę w dół, w miejsce, gdzie czekało 4 myśliwych. Jeśli do tej pory wszystko wyglądało na zwykłe polowanie, teraz podczas nagonki zauważono pierwszą dziwność. Las wyglądał jak wymarły, nie zauważono żadnych zwierząt. To później potwierdzili ludzie biorący udział w poszukiwaniach, coś jakby nie zgadzało się w tym miejscu, pusty las bez zwierząt? Ową dziwność można spotkać tu i tam w literaturze o paranormalnych przypadkach, jednak nie chcę wybiegać za daleko. Na razie wystarczy jedynie odnotować, iż miano takie wrażenie podczas dnia polowania, jak i później — poszukując zaginionego. Nieudane polowanie zakończyło się około 13:30, młodsi uczestnicy poinformowali przez krótkofalówki resztę towarzystwa, iż nie udało się wypłoszyć ani zobaczyć jeleni. Postanowiono wrócić do samochodów. Tu okazało się, że od rana nikt nie Widział Toma, on nawet ani razu nie meldował się przez krótkofalówkę. Grupa rozdzieliła się, jedna część została przy samochodach, podczas gdy reszta wróciła na miejsce zasiadki Toma. Tu nie zastano ani mężczyzny, ani ekwipunku. Nie było także śladów walki, nie było żadnych śladów, które można by w jakiś sposób interpretować. Około 19:00 zrobiło się ciemno, wtedy postanowiono strzelać ze swoich karabinów i trąbić klaksonami samochodów, aby przyciągnąć uwagę zaginionego. Kilku mężczyzn pojechało zgłosić rodzinie i władzom zaginięcie. Tego wieczoru wszyscy byli pewni, że doświadczony traper na pewno się odnajdzie. Nawet gdyby odszedł w złym kierunku, strzały, hałas klaksonów oraz jeżdżenie samochodów drogami w pobliżu, z pewnością przyciągałyby jego uwagę.

Następnego dnia, 16 listopada, rozpoczęły się poszukiwania z udziałem 13 wyszkolonych specjalistów SAR ze służby parkowej. Poszukiwania trwały kilka tygodni, w których uczestniczyło ponad 300 profesjonalistów i wolontariuszy, niekiedy wspomaganych przez psy, nurków i kilka helikopterów. Nie znaleziono żadnych wskazówek ani jego karabinu lub krótkofalówki. Obszar przeszukano także z powietrza przy pomocy helikoptera z jednostki lotniczej policji stanowej. W poszukiwania zaangażowano ponad 15 agencji, w tym strażnicy leśni DEC, jednostka policyjna DEC K-9, funkcjonariusze policji DEC, zespół szybkiego reagowania FBI, zespół reagowania na operacje specjalne policji stanowej, zespół taktyczny biura szeryfa hrabstwa Warren oraz wolontariusze z Federacji Zespołów Poszukiwawczo-Ratowniczych Stanu Nowy Jork. Pogoda nie rozpieszczała poszukujących, lecz udało się sprowadzić psy tropiące przed nadejściem najgorszego deszczu. I tu znów okazało się, że mamy do czynienia z czymś, co znamy z innych przedziwnych przypadków — psy, różne psy nie potrafiły podjąć śladu, tak jakby mężczyzny nigdy tam nie było. Tak jakby w tym miejscu rozpuścił się w powietrzu. Nie było także żadnych śladów walki, ale nawet gdyby został znienacka zaatakowany przez drapieżnika, pozostałaby jego strzelba i inne gadżety. Ze względu na jego problemy z nogami, nikt nie brał pod uwagę, żeby senior udał się na jakąś dalszą wędrówkę. Gdyby opuścił miejsce, na pewno by innych poinformował. Przeszukano las, bez względu na gęstwinę, także bagna, sprawdzono pobliskie drogi, ale nie znaleziono absolutnie nic. Obszary zaznaczono sznurkiem, aby je odgrodzić i umożliwić szczegółowe przeszukanie każdej strefy. Czwartego dnia, 19 listopada na miejsce przybyli ludzie FBI. Było to niezwykłe, ponieważ FBI nigdy nie angażuje się w tego typu sprawy zaginionych osób, chyba że podlegają one jurysdykcji federalnej. Żona Toma, Beverly, powiedziała: "Funkcjonariusze FBI powiedzieli mi, że coś jest nie tak z całą sprawą, ale nie wiedzą co. Nie chcieli dzielić się żadnymi teoriami, dopóki nie mają dowodów." Podczas innej wypowiedzi dodała, że musiało się coś stać, na co nie miał wpływu, inaczej wiedziałby jak sobie pomóc: "Był w lesie od małego i gdyby się zgubił, odciąłby kawałek kurtki i przywiązał ją do drzewa, a także zrobił inne rzeczy, których się nauczył. "

Latem 2018 roku policja stanowa wykorzystała specjalne psy tropiące wyszkolone do wykrywania zwłok, aby przejść przez część lasów i pól w pobliżu miejsca zaginięcia Messicka. Śledczy policji stanowej Jon Deyette powiedział później, że nie znaleziono żadnych wskazówek.

W filmie "Missing 411 Hunted" z 2019 roku, z udziałem Davida Paulidesa, przeprowadzono wywiad z jednym z członków grupy łowieckiej:

"Słyszałem dziwny hałas w lesie, ale nie wiem, co to było... Po prostu inny hałas, niż taki jaki można oczekiwać będąc w lesie"

"Jaki?"

"Trudno to wyjaśnić, ponieważ... Ale to było coś innego. Coś innego, czego nigdy wcześniej nie słyszałem w lesie. Po prostu nie potrafię powiedzieć, co to było.

"Jak długo to trwało? Dwie czy trzy sekundy?"

"Nie, po prostu... Cokolwiek to było, jakby uderzenie zatrzasku, wiesz pułapka na zwierzęta"

"Jak daleko to było?"

"Powiedziałbym, że prawdopodobnie 150 jardów (137 metrów), coś w tym stylu."

"Czy to było w kierunku Toma, czy z dala od Toma?"

"To było w kierunku wzgórza. Szczyt wzgórza. Tak."

"Powiedziałeś to policjantom?"

"Tak, powiedziałem im to. Ale oni po prostu to zignorowali."

Podczas wypowiedzi szeryfa Sean'a Lamore padła ta sama konkluzja, o której wspomnieli już myśliwi. Cała okolica była niespodziewanie cicha, żadnych zwierząt — tu, gdzie zawsze było ich wszędzie, jakby wszystko wymarło. Czy był to tylko przypadek? Czy pojawienie się funkcjonariuszy FBI to także przypadek? Być może mieli więcej informacji, o których oficjalnie nie mówili? Kto to wie, może dziwny dźwięk pochodził z jakiegoś źródła, o którym wiedzieli i chcieli je zbadać? FBI zwykle nie bada przypadków zaginięć, chyba że są ku temu specjalne powody. Według prawa każdy dorosły obywatel ma prawo porzucić swój dotychczasowy tryb życia, nie mówiąc o tym nikomu. Dopóki nie ma podejrzenia lub dowodów na przestępstwo, każdy ma prawo swego wyboru. W każdym razie para w garniturach pozostała na miejscu przez 4 dni, a swoją wypowiedzią (cytat powyżej) dolali tylko oliwy do ognia. Szukano we wszystkich kierunkach, po najgęstszych krzakach, przeprawiano się przez bagna, lecz nie znaleziono nic, a dziwne zachowanie psów wzmacniało wrażenie jakby emeryta nigdy tam nie było. Trzeba również przyznać, że pogoda nie pomagała poszukiwaniom. Silny deszcz, który zaczął padać od drugiego dnia poszukiwań, mógł zmyć ten i inny ślad, a dla psów stożek zapachowy, o ile jeszcze wtedy istnieje, nie ma takiego natężenia, jak w innych warunkach. Można by powiedzieć, że śledczy mieli wrażenie, że prawdopodobniej emeryta nigdy nie było w tym miejscu niż został uprowadzony czy sam opuścił stanowisko. Przed podsumowaniem chciałbym jeszcze wspomnieć o innym człowieku, który tak samo miał problemy z chodzeniem jak i cieszył się tym samym wiekiem. 84-letni pastor dr Maurice Dametz, zaginął w 1981 roku w lesie w Kolorado i do dziś nie znaleziono żadnego śladu. Dametz i jego młodszy przyjaciel David udali się w rejon znany jako "Głowa Diabła", aby realizować swoje wspólne hobby — tak jak robili to już dziesiątki razy wcześniej: poszukiwanie rzadkich minerałów. David musiał pomagać staruszkowi, który miał znaczne problemy z kolanami, aż znaleźli odpowiednie miejsce do kopania. David znajdował się niecałe 50 metrów od emeryta, wystarczająco blisko, żeby mogli się porozumieć bez problemu. Kiedy około 15:45 nie otrzymał odpowiedzi od duchownego, ku swemu przerażeniu odkrył, że ten zdawał się zniknąć z powierzchni ziemi — łącznie z narzędziami do kopania. Tydzień dokładnych poszukiwań nie ujawnił niczego, co mogłoby sugerować, że Maurice w ogóle tam był. Kruchy emeryt nie mógł sobie tak po prostu odejść, nie mówiąc nic. Został porwany — ktoś powie, ale jego partner słyszałby samochód lub wołanie. A motyw? Jest jeszcze kilka innych przypadków ludzi, którzy mieli problemy z chodzeniem, które piszą się w księgę "Missing 411". Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale w jednym przypadku chodziło o pana na wózku inwalidzkim. Jego siostra pozostawiła go na werandzie by mógł popatrzeć na ulicę i ludzi na chodniku. Kiedy za jakiś czas wyszła po niego, mężczyzna zniknął wraz z wózkiem, jakby coś go zabrało. Coś, co powoduje, że nie słychać ani odgłosów, także krzyków, bo wiadomo, że człowiek przytomny by się bronił, ale owe coś ponadto nie zostaje zauważone przez innych.

Czy takie coś zabrało również Toma Messicka? A może tylko musiał zginąć, ponieważ pojawił się w miejscu gdzie nie powinien być - sugeruję np.: spotkanie kłusownika, ponieważ w internecie w jednym z art. wysunięto taką hipotezę. Mogłoby być, ale pozostałyby ślady, także ślady walki, psy poszukiwawcze miałyby również jakiś kierunek tropu. W jednej dokumentacji na "yt" panowie stanęli w takiej odległości, w jakiej Messick był od następnego kompana. Nie tylko jeden drugiego widział, gdy ten wykonywał ruchy, ale co najważniejsze, słyszeli siebie nawzajem nawet rozmawiając nie podniesionym głosem. Gdyby Messick trafił na kłusownika, myślę, że kłótnia zostałaby usłyszana przez innych z grupy myśliwych. Ponadto miał krótkofalówkę i nikt z grupy nie przypomina sobie, aby feralnego dnia emeryt użył jej. Tom Messick był wytrawnym outdoorowcem — wiedział jak się zachować, gdyby się zgubił, wiedział co zrobić, tacy ludzie z takim doświadczeniem nie błądzą, chyba że? Właśnie że co?. W moim przekonaniu coś musiało się stać, że ani nie zameldował się przez krótkofalówkę, ani nie pozostało po nim żadnego śladu. Gdyby został zaatakowany przez drapieżnika, pozostałyby ślady walki i jego pozostałości — broń, plecak itp. Zawsze musiałyby pozostać jakieś ślady, nawet gdyby został znienacka napadnięty przez człowieka. Niewidoczne ślady, którymi poszłyby psy. Rodzina i przyjaciele, którzy brali udział w polowaniu oczywiście znaleźli się w gronie podejrzanych, tylko oni byli w stanie upozorować doskonałe morderstwo a potem zmylić śledczych twierdząc że Tom był z nimi na polowaniu. Tu brakuje motywu, cała szóstka była przesłuchana i w żadnym momencie śledztwa nie wysunięto podejrzeń w stosunku o zabójstwo. Może to było powodem, dlaczego pojawili się tam funkcjonariusze FBI? Brak jakichkolwiek śladów nie tylko zdziwił szeryfa i jego ludzi, poszukiwania w okolicy także nie przyniosły rezultatów, łatwiej można by powiedzieć, że emeryta nigdy tam nie było. Taka absurdalność właśnie cechuje przypadki "Missing 411", wygląda jakby coś tych ludzi zabrało wraz z ich sprzętem,  jakby zapadli się pod ziemię, jakby przeszli do innej czasoprzestrzeni, albo jak kiedyś mawiano: jakby zostali zabrani do krainy wróżek. 

A co Wy o tym myślicie?


Wykorzystano między innymi:

https://youtu.be/RM6xjQK-cuU

The Very Strange disappearance of Tom Messick whilst hunting near Brant Lake — StrangeOutdoors.com

Komentarze

  1. Wspaniale, dzieki Arku oto moje klimaty. Zrób może coś o tym kaznodzieju Dometz. Wyglada tak samo tajemniczo.. pozdrawiam ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.... Zanotowałem , wkrótce zrobię. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Dziekuje Arku za kolejny świetny artykuł. Pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę dziwna sprawa. Ten metaliczny dźwięk słyszany przez jednego z myśliwych skojarzył mi się ze sprawą zaginięcia Valenticha i jego samolotu. Tam też kontroler przez radio słyszał metaliczne dźwięki. Może zadziałała tutaj ta sama nieznana siła. Pozdrawiam Jerzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadza się, i nie tylko tam słyszano coś co trudno zinterpretować. Swoją drogą to takie przypadki jak np.: Lot 19 – niewyjaśnione zaginięcie eskadry pięciu amerykańskich samolotów wTrójkącie Bermudzkim to ja traktuję tak samo w kategoriach M411. Albo zaginięcia nawet całych załóg statków i to nie koniecznie tylko przy Florydzie. Tak samo bardzo tajemnicze i ciekawe. Pozdrawiam Serdecznie!!!!

      Usuń
  4. Zastanawia mnie co mowią miejscowe legendy o tej okolicy... moze to bedzie jakis trop?. Pozdrawiam Karim M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wiem, nie zgłębiałem tego tematu, ale na pewno byłoby warto. Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.