Niewidzialni cz.II
Przynajmniej od 70 lat istnieje pytanie i to nie tylko w obrębie ufologii: kto za tym stoi? Zdania są podzielone, podczas gdy jedni wierzą, że to działania szpiegowskie innych mocarstw, dla innych to nikt inny jak przybysze z obcych planet lub wszechświatów. Jednak trzeba przyznać, że powietrzne statki lub przedziwne istoty zachowują się trochę dziwnie (przynajmniej nam się tak wydaje), a do tego fakt masy różnorodnych postaci, które mogą znikać bez śladu, łączy je wspólną kategorią. Czy to technologia obcych, którzy potrafią przybrać każdą postać, aby zmylić ludzi? Może to owi tricksterzy — znany nam łotrzyk, oszust, który zmienia swoją postać, dopasowując się do danej epoki? A może to jest tajna technologia wojskowa testowana na ludziach? George Knapp, współautor dwóch książek o Ranczu Skinwalkera pyta w jednym ze swoich artykułów, czy to możliwe, że takie testy były prowadzone na sławnym ranczu? Od 1994 roku prywatna grupa naukowców (NIDS) zbadała, udokumentowała i skatalogowała ponad sześćset anomalnych incydentów, przy czym niewielka liczba wydarzeń wyróżniła się użyciem technologii zaawansowanego kamuflażu. Niejeden z czytelników domyśla się zapewne, o jakie incydenty chodzi i chociaż mnie powala najbardziej przypadek, kiedy tropiono postrzelone owe coś wielkiego ze świecącymi oczami, gdzie ślad urwał się, jakby rozpuściło się w powietrzu, to jednak wolę tu przedstawić wybrany incydent z art. Knappa.
Po wielu dziwnych, niewyjaśnionych incydentach, których doświadczył zespół NIDS na ranczu w latach 1996-1998, zdecydowano się rozmieścić kilka kamer monitorujących w nadziei, aby uwiecznić dotychczas nieuchwytną anomalię. Do lata 1998 roku, kilka kamer nagrywało 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, lecz bez skutku. Szczególnie niepokojący incydent wandalizmu miał miejsce 19 lipca 1998 roku. Pracownicy rancza odkryli, że wyrwano przewody z trzech oddzielnych kamer, które zostały zainstalowane na słupie telefonicznym. Dwie z kamer były ruchome, z możliwością obrotu, pochylenia i zbliżenia, trzecia była stacjonarna z możliwością podglądu w podczerwieni (1000-1200 nanometrów). Kamery znajdowały się w środku dużego pastwiska na najbardziej wysuniętym na zachód słupie telefonicznym. W odległości kilkudziesięciu jardów od słupa nie było żadnej osłony, która mogłaby ukryć osobę. Gdy na miejsce przybyli badacze z NIDS, okazało się, że kabel zasilający został wyrwany ze wszystkich trzech obudów kamer. Według zapisów z taśmy monitoringu wszystkie trzy kamery straciły zasilanie około godziny 20.28. Znaleziono również rurkę PCV o średnicy około 6 cali, która była przymocowana do słupa telefonicznego za pomocą uchwytów w kształcie litery U, przez które wszystkie przewody były przewleczone. Brakowało taśmy duktowej, którą owinięte były przewody i słup. Naukowcy spędzili godziny, skrupulatnie ćwiartując ziemię wokół słupa, szukając kawałków plastiku ze wsporników lub kawałków taśmy, które mogły spaść na trawę. Nic nie znaleźli. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności było to, że inna kamera, która znajdowała się na sąsiednim słupie telefonicznym, była wycelowana bezpośrednio w to miejsce, w ten słup, z którego wyrwano kable. Wyglądało na to, że grupa Biegelowa w końcu miała farta, było wystarczająco jasno o tej godzinie, aby łatwo wykryć sprawców. W centrum dowodzenia przejrzano odpowiednie nagrania. Po wyczerpującym odtworzeniu taśmy radosny nastrój ucichł, górę wzięło przygnębienie. Nie udało się wykryć żadnej obecności człowieka lub jakiejś widzialnej anomalii. Zamiast tego zobaczono tylko, jak stado bydła pasie się spokojnie w pobliżu słupa telefonicznego. Przeprowadzono obszerną analizę i obróbkę wideo w wysokiej rozdzielczości, ale nie dostrzeżono żadnych dowodów ludzkiej aktywności. Jednak rozdzielczość była wystarczająca, aby potwierdzić zgaszenie diody światła na każdej z kamer, które nastąpiło dokładnie o godzinie 20.28. Taśma klejąca mocująca okablowanie została w jakiś sposób usunięta i nie można jej było znaleźć. Przeszukano cały teren, nie znaleziono nic, ani innych jakichkolwiek nietypowych śladów. Ten incydent był aktem wandalizmu i wydawał się mieć na celu zastraszenie naukowców grupy NIDS (tak sądzi Knapp). Sprawcy wykorzystali zaawansowaną optykę maskującą, która całkowicie osłoniła ich przed widokiem, gdy rozwijali kilka metrów taśmy, a następnie z dużą siłą wyrwali okablowanie ze wszystkich trzech obudów kamer. Incydent ten nigdy nie został rozwiązany.
W 1996 roku na ranczo przybył pewien mężczyzna z nietypową prośbą. Sherman pozwolił mu medytować na jego posiadłości i wraz z synem zaprowadzili nieznajomego na małe pastwisko, które było otoczone gajem drzew. Mężczyzna wszedł na środek otwartego terenu, około stu jardów od linii drzew. Tom i Tad pozostali w pobliżu obserwując go stojącego w milczeniu na środku pastwiska z zamkniętymi oczami i podniesionymi rękami. Nie trwało długo, gdy Tom usłyszał krowi dzwonek rozbrzmiewający w głębokiej ciszy. Był zdziwiony, żadne z jego zwierząt nie miało krowich dzwonków. Znowu dźwięk rozległ się bliżej, tym razem wyraźnie w obrębie gaju drzew. Tom spojrzał w kierunku dźwięku i wydawało mu się, że widzi niewyraźne rozmycie. Coś poruszało się bardzo szybko między drzewami. Przyglądał się uważnie, jak ten kształt przesuwa się jak szybka plama od drzewa do drzewa, jakby krążył. Nagle poczuł niepokój. Facet medytujący na pastwisku wydawał się nie zauważać niebezpieczeństwa. Bez ostrzeżenia, owe coś dużego oderwało się od linii drzew i ruszyło w kierunku medytującego mężczyzny. Tom zamrugał, spróbował się skupić. Nadal nie mógł dostrzec, co to było, mimo że było jasno i widoczność dobra. Było rozmyte, jakby ukryte w środku zniekształcenia cieplnego i poruszało się bardzo szybko. Zdał sobie sprawę, że to zamaskowane "coś" zmierza w kierunku medytującego, który był całkowicie nieświadomy, co się dzieje. Miał zamiar krzyknąć, ale było już za późno. Mieniący się upiór zatrzymał się zaledwie kilka centymetrów od męźczyzny. Wydał z siebie głęboki, zwierzęcy ryk, który rozbrzmiał na całym ranczu. Tom zamarł. Nieznajomy odskoczył na trzy metry, a potem zaczął krzyczeć. Ów coś pognało z powrotem za linię drzew. Tom obserwował, jak w ciągu kilku sekund znika w głębi drzew. Przybysz leżał na ziemi, krzycząc histerycznie i odchodząc od zmysłów ze strachu. Panowie szybko wciągnęli trzęsącego się mężczyznę do swojego pojazdu. Nieznajomy wciąż bełkotał niespójnie o tym, że posiadłość jest przeklęta i nigdy więcej nie postawi tam stopy. Kilka tygodni później rodzina oglądała powtórkę filmu "Predator" z 1987 roku z Arnoldem Schwarzeneggerem i Jesse Venturą w rolach głównych, ojciec i syn byli zgodni, gdy po raz pierwszy zobaczyli mieniącego się predatora. "To właśnie widzieliśmy" przysięgali pozostałym członkom rodziny. Obcy przybysz w filmie wydawał się dokładnie oddawać rodzaj kamuflażu, jaki widzieli na ranczu. Kiedy kilka miesięcy później właściciel opowiedział tę historię zespołowi badawczemu NIDS, zastanawiano się, czy ranczo nie jest wykorzystywane jako eksperymentalna stacja terenowa dla zaawansowanej technologii kamuflażu.
Inna relacja o wydarzeniach na ranczu pochodzi od byłego security — Chrisa Marxa:
"Było już wieczorem, kiedy siedziałem przy stole, pisząc raport. Mój holenderski domek kempingowy ma już parę lat na karku, drzwi na przykład, żeby je otworzyć czy zamknąć trzeba użyć trochę siły. Tego wieczoru całkiem ze znienacka drzwi otwarły się z hukiem, tak jakby ktoś walnął w nie potężnym kopniakiem. Spojrzałem na stację pogodową, lecz nie było w ogóle wiatru. Chwilę później usłyszałem kroki ciężkich butów, które szły przez kemping. Mieszkając tam od lat, człowiek nauczył się rozróżniać, podłoga w kuchni skrzypie inaczej niż podłoga w pokoju. Niewidzialne coś przeszło przez kuchnię, weszło do pokoju, potem otwarły się drzwi na werandę, a słyszalne kroki przemaszerowały przez deski tarasu. Siedziałem z otwartymi ustami, nie wiedząc, czy jeszcze coś nastąpi, czy to już wszystko."
Innym razem.
"Wyszedłem na zewnątrz, nasze psy bawiły się dobrze, gdy je tak obserwowałem, zauważyłem, że nie jest to zabawa między sobą, tylko z czymś / kimś niewidzialnym. Z tej bieganiny można było wyodrębnić części: pies biegł do jakiegoś punktu, jakby po rzucony niewidzialny patyk, pochylał się, jakby wziął go do pyska i przyniósł z powrotem. Nie było to jednorazowe zdarzenie, obserwowaliśmy to z tuzin razy."
Także coś, co wygląda jak ów słynny predator z filmu o tej samej nazwie, zaobserwowała Yan Maccabee, żona Dr Bruce'a Maccabee, wybitnego naukowca i eksperta od fenomenu UFO, całość została opisana tutaj: https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/2021/04/konfrontacje-z-nieznanym-cz-i.html
Czytając, słuchając audycji, naprawdę można znaleźć masę podobnych obserwacji, tu jedna z takich z USA:
"Już jako dziecko uwielbiałem odkrywać las, który otaczał mój dom. Miałem chyba około siedmiu lub ośmiu lat, nie pamiętam dokładnie. Ale, w każdym razie, pewnego dnia poszedłem na spacer po lesie. Odkryłem leżącą kłodę w bardzo spokojnym otoczeniu, to miejsce stało się moim ulubionym, do którego chodziłem, gdy czułem potrzebę bycia samemu. Siadałem na pniu i słuchałem dźwięków w lesie, i po prostu czułem spokój tego miejsca. Chodziłem tam wiele razy sam i nigdy nie czułem się przestraszony, tam było po prostu pięknie. (Tak, rodzice w tamtych czasach rzeczywiście pozwalali dzieciom na samodzielne wędrówki. To było bezpieczne lata. Tęsknię za tamtymi czasami!) Tego konkretnego dnia, gdy siedziałem na pniu, gdy usłyszałem jakiś szelest w krzakach. Poczułam, że ogarnia mnie niepokój... jakby mnie obserwowano. Wyczułem kierunek, z którego to dochodziło. Wstałem i przeszedłem kawałek powoli, aby mieć lepszy widok, kiedy zauważyłem bardzo duże stworzenie, stojące między dwoma drzewami. Powiedziałbym, że było wysokie co najmniej dwa i pół metra, może więcej. Ciało tej istoty miało falisty wzór jak przepływające przez nią fale cieplne, które powstają z gorącej powierzchni drogi. Mogłem zobaczyć las za nią... przez nią! Dzięki falistemu wzorowi byłem w stanie określić jej formę. (Nigdzie indziej nie było niczego, co powodowałoby falę ciepła). To po prostu stało tam i patrzyło na mnie. Zamarłem na chwilę w czystym strachu, który ogarnął całą moją istotę! Adrenalina w końcu zrobiła swoje, zmusiła nogi do ruchu i odszedłem na bezpieczną odległość... potem uciekłem!!! Bałem się, że to będzie mnie gonić, jak się mówi, że zwierzęta tak robią. Wróciłem bezpiecznie z powrotem do domu, nigdy więcej tam nie poszedłem! Brakowało mi chodzenia do "mojego miejsca". To było moje miejsce, w którym mogłem znaleźć spokój i porozmawiać z naturą. To "coś" mi go ukradło!!! Od czasu tego spotkania często zastanawiałem się, czy to właśnie w ten sposób Wielka Stopa może się ukrywać przed ludźmi. Czytałem o tym gdzieś, że niektórzy ludzie są zdania, że ten małpolud ma moc stawania się niewidzialnym. Myślę, że mają rację! Dla mnie wyglądało to jak Wielka Stopa, tylko niewidzialna!"
Przeglądając literaturę, spotkamy więcej dziwnych przypadków, które nie tylko ze względu na datę wykluczają zaawansowany wojskowy kamuflaż, ale także bezsens wydarzeń eliminuje ludzki czynnik. Większość na pewno pamięta wydarzenie z 1951 r. to przypadek Clarity Villaneuvej, która została pogryziona, jak to się mówi — na oczach świadków, a ślady ugryzienia były wyraźnie widoczne, lecz napastnik pozostawał niewidzialny.
Idąc dalej wstecz, można zauważyć, że takie, konfrontacje z niewidzialnym napastnikiem, kiedyś były nam przekazywane w formie legend i opowieści dawnego folkloru:
"Pewien mężczyzna wracał późną nocą do miejscowości Spechting (Bawaria), przy strumyku usłyszał odgłos "jakby ktoś w pośpiechu robił pranie". Ciekawy podszedł bliżej, wtedy niewidzialne ręce zerwały mu szatę, a jego pies — agresywny wilczur zjeżył sierść, szczekając, a potem skamląc wił mu się u nóg. Jak wrócił do domu, sam nie wie".
" Córka znanego rolnika stała przy oknie bawiąc się z dzieckiem. Było już po wieczornych dzwonach, gdy wesoły nastrój przerwał okrzyk zgrozy. Dziewczyna w zabawie podrzucała do góry swoje maleństwo. Nagle dziecko zostało wyrwane jej z rąk niewidzialną siłą. Nieszczęśliwa matka nigdy nie odzyskała już swojego potomstwa. Cały jej płacz i biadolenie poszło na marne."
"W 1761 roku, pięć wieśniaczek zbierały drewno w pobliskim lesie, gdy wracały do wsi nagle jedna z nich padła martwa z przeraźliwym krzykiem. Ciało wyglądało, jakby niewidzialna młocarnia przeszła nad nią — jelita, czaszka i inne kości były odsłonięte, a brakujących części ciała nie można było odnaleźć."
Wiem, że to brzmi jak dziadkowe opowieści, żeby wystraszyć młodych, żeby sami nie chodzili do lasu, ale coś podobnego dzieje się nadal. Tysiące zabitych i okaleczonych krów obu Ameryk są tego dowodem. Powracając jeszcze do Rancza Skinwalkera, także tam działy się podobne wydarzenia. Raz, gdy gospodarze byli zajęci znakowaniem nowo narodzonych cieląt, ów niewidzialne coś zaatakowało prawie że na ich oczach. Cielę zostało oznakowane tego samego ranka, Terry i Gwen znajdowali się może 250 metrów od miejsca zdarzenia, gdy ich uwagę zwróciło dziwne zachowanie krowy, która zdawała się zwrócić na siebie uwagę. Okazało się, że coś dosłownie pożarło cielaka, to co z niego zostało to: kręgosłup, kości, skóra oraz plastykowy znaczek przypięty tego dnia. Nie było żadnych śladów, kto mógłby to zrobić, nawet indiański tropiciel nie był w stanie pomóc. Innym razem obserwowano grupę krów, które stały w grupie, gdy nagle jakby coś niewidzialnego wpadło między nie, rozpierzchły się, formując puste koło w środku.
Jak pytają Amerykanie: byli to nasi albo inni? Nie wiem, ale na mój gust nie popieram tezy, że to nasi, ponieważ niewidzialne istoty relacjonowano już od zawsze. Niektórzy uważają, że sąsiadujący, ale niewidzialny dla nas równoległy świat zamieszkują istoty — mistrzowie kamuflażu, które odwiedzają nas w celach nieznanych (chociaż nie zawsze). Mogą przybierać jakąkolwiek postać, dostosowując się do danej epoki, religii czy zainteresowania świadka — a nawet zabrać go do swojego świata. Tylko nieliczni mogli powrócić, a ich opowieści są tak dziwne, że nieraz zostali wyśmiani czy posądzeni o oszustwo. Wystarczy wziąć pod uwagę przypadek owej kobiety z Francji, który już tutaj dyskutowaliśmy — owe ręce i bezcielesny głos. Przypadek Dawn Chester lub inne z poprzednich artykułów, bezcielesne głosy, które szepczą do ucha — czy to może być prawdą? John Alva Keel, amerykański podróżnik i badacz nieznanego, zauważył już dawno temu, jak ograniczone jest postrzeganie człowieka. Nasze spektrum — widmo optyczne, słuch i wszystkie doznania, które mózg umie zakwalifikować do znanych mu wrażeń, ma ograniczony zasięg. To, co my jesteśmy w stanie zaobserwować i w jakiś sposób odczuć to tylko wycinek tak zwanego "Superspektrum". Człowiek widzi wiele kolorów, co jednak nie czyni go niczym specjalnym, pszczoły i trzmiele widzą w trzech barwach, za to są wrażliwe na ultrafiolet. Nietoperze nie są ślepe, jednak nie potrzebują wzroku, dzięki emitowaniu ultradźwięków i analizie powracającego echa, czego człowiek nie potrafi, są bezbłędnymi myśliwymi — polując cicho i bezbłędnie. Kameleony czy ośmiornice mogą zmieniać odcień skóry tak, aby idealnie dopasować się do otoczenia. Posiadają komórki zwane chromatoforami. W centrum każdej z nich znajduje się elastyczny worek pełen pigmentu, czyniąc ich niewidzialnymi dla otoczenia a tym samym skutecznym łowcą. To także zasięg superspektrum, nienaturalny dla człowieka, ale możliwy w ramach "cudów" natury. Podobnych przykładów jest dużo więcej, "wyższość" człowieka nad innymi stworzeniami topnieje z każdym exemplum. Nie chcę tutaj nic sugerować, najciekawszy jestem Waszego zdania.
Wykorzystano między innymi: PROJECT CHAMELEO + SKINWALKER RANCH — HUNT THE SKINWALKER
Czy można wywnioskować, że dawniej ludzie byli częściej ofiarami tych istot, natomiast obecnie nieznana siła wybiera zwierzęta, z reguły hodowlane?
OdpowiedzUsuńHmm ciekawe. Może tylko z jakichś powodów owe coś znalazło większą frajdę lub zapotrzebowanie gnębić zwierzęta??? Pozdrawiam serdecznie.
UsuńLudzina stała się zbyt toksyczna, alkohol i inne używki psują smak mięsa XD
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Jakby nie było to masz rację, coraz trudniej o zdrowe mięso :)
UsuńObecnie mięso zwierząt też jest toksyczne. Ale tak na poważnie, to może ludzkość jest zbyt wyobcowana przez otaczającą nas technologię i sposób życia. Oddaliliśmy się od przyrody i duchowości, a przez to równocześnie od nieznanych zjawisk.
OdpowiedzUsuńNie wiem, z jednej strony mamy przypadki jak ten z rancza skinwalkera jak coś pożarło cielaka, zostając niezauważone przez właścicieli w pobliżu. Nie zostawiło też żadnych śladów, sprowadzony tropiciel nie znalazł nic. Co za zwierzę?, co za istota jest w stanie tak operować? Z drugiej strony, trzodzie hodowlanej powycinano organy, pozbawiono ją krwi, zabrano przeważnie jedno oko, język itp. ślady na tkance pokazały, jakby użyto lasera.
UsuńMasz rację, oddaliliśmy się.... Pozdrówka.