Niewidzialni cz. I

Wiele dziwnych opowiadań kręci się wokół tych samych lub podobnych doświadczeń. Jakby ludzi ostrzegał szósty zmysł, że coś jest nie tak. Niekiedy wiąże się to z "czynnikiem Oz", kiedy jakby zamarły wszystkie dźwięki. Las, otoczenie stają się niesamowicie ciche, ptaki i owady milkną, a wtedy pojawia się uczucie bycia obserwowanym. Doznanie takie jest przynajmniej niepokojące, u innych znów wywołuje panikę i zmusza do ucieczki. Niezliczone historie traperów, ale nie tylko ich, pozwalają sądzić, że mamy do czynienia z jakimś zaburzeniem zdrowotnym, lub może z nieznanym fenomenem. Niektóre miejsca mają jakby złą energię, mogą to być opuszczone, nawiedzone domy, miejsca pochówku, sceny morderstw, ale nawet niczym niewyróżniające się lokalizacje. Pewien mężczyzna, który spędził kilka dni w Parku Narodowym Jeziora Kraterowego w Oregonie powiedział później:

"Siedziałem na kamieniu, kiedy nagle ogarnęło mnie takie przytłaczające uczucie, że muszę natychmiast opuścić to miejsce. Czułem, że moje zmysły się zwężają, prawie jakbym miał zaraz stracić przytomność. W głowie ogromny ucisk, dźwięki słyszałem jakby podczas nurkowania pod wodą. Ale jednocześnie odczuwałem ekstremalną samoświadomość, doświadczyłem widzenia tunelowego, byłem świadomy innych niewidocznych istot. Jedną, dwóch? Nie wiem. Może było ich nawet więcej, nie jestem w stanie tego określić."

Inni znów opisują, iż słyszeli jakby ktoś niewidzialny szeptał im do ucha - czy to oznaki paranoi? Trudno powiedzieć, przeważnie są to pojedyncze wydarzenia, które później nie mają kontynuacji — to mówi przeciwko postępującej chorobie. A może to testy na nieświadomych jednostkach? Robert Guffey kilka lat temu opublikował książkę pt.: "Chameleo: A Strange but True Story of Invisible spies, Heroin Addiction and Homeland Security", która opiera się na doświadczeniach jego przyjaciela, doświadczeniach, których nikt nie chciałby doznać.



Pierwsza część książki opisuje tarapaty młodego mężczyzny — Diona Fullera, który zostaje śledzony, przesłuchiwany i poddawany wszelkim rodzajom zaawansowanej technologicznie inwigilacji przez NCIS. Druga część to narracja, która przedstawia spotkania Roberta Guffeya z Richardem Schowengerdtem, szefem "Projektu Chameleo". Lecz od początku.

Mieszkanie Diona Fullera w Pacific Beach, CA, to miejsce, gdzie można nabyć narkotyki i imprezować do woli, można tam się przespać, a nawet zabawić na dłużej. Jeden z takich "wyskokowych" młodzieńców o imieniu Lee zatrzymuje się tam na kilka dni, a krótko potem zaczynają się problemy. Ku zdumieniu gospodarza, Lee zdołał ukraść dwadzieścia pięć par gogli noktowizyjnych, dziewięciomilimetrowy pistolet, laptop i ciężarówkę. Krótki pobyt Lee w mieszkaniu Fullera jest powodem wieloaspektowego prześladowania Diona przez NCIS — Kryminalne Biuro Śledcze Marynarki Wojennej. NCIS zajmuje się identyfikacją i neutralizacją obcego wywiadu, międzynarodowego terroryzmu oraz zagrożeń cybernetycznych. Agenci uważają, że mężczyzna współpracuje  ze złodziejem i wie gdzie schowane są  noktowizory, które, jak autor przypuszcza, mają jakieś specjalne, zaawansowane technologicznie właściwości, których Marynarka Wojenna nie chce ujawnić. Lecz powracając do początku: Dion próbuje wyperswadować Lee używanie komputera, na którym widać logo Marynarki Wojennej, w bagażniku samochodu widzi kilka par gogli. Podczas kolejnej imprezy ktoś puka do drzwi, właściciel otwiera, spodziewając się następnych gości, lecz nie takich. Kobieta w średnim wieku przedstawia się jako agent Lita A Johnson z wydziału kryminalnego, za nią czeka już kilkunastu jegomości w czarnych garniturach. Dion i Lee zostają aresztowani a agenci przeszukują mieszkanie, nie obchodzą ich narkotyki i różne inne nielegalne używki, nawet ich nie dotykają, szukają czegoś innego. Po tygodniu zostaje zwolniony z aresztu, nie ma przeciwko niemu twardych dowodów, pierwsze co robi, to telefon do swojego przyjaciela. Roberta Guffeya, autora książki. Tydzień później dzwoni ponownie, prześladują go dziesiątki ludzi, wojskowi i cywile, chodzą za nim wszędzie, nawet się nie kryją, specjalnie pokazując mu, że się od nich nie urwie. Przed jego apartamentem parkuje tuzin samochodów z ludźmi, którzy czekają tylko na jedno — kiedy wyda im owe nieszczęsne gogle. Wygląda na to, że Dion wpadł w totalną paranoję, lecz na jego obronę wpływają samochody rzekomych obserwatorów. Robert Guffey posiada przyjaciela w Waszyngtonie, który ma dostęp do  szczególnych informacji. Spisane tablice rejestracyjne zostają przekazane do Waszyngtonu, a tu się okazuje, że żadna z nich nie jest oficjalnie zameldowana, czyżby to przypadek? Przy kilku samochodach jednocześnie? Pewnego razu Dion nie wytrzymuje nerwowo oblewając jegomościa napojem i jednocześnie wyzywa go w najobrzydliwszy sposób. W normalnym przypadku, biorąc przeciętnego Amerykanina, Dion zarobiłby pięścią w nos za takie coś. Ten jednak nie zareagował jakbyśmy się spodziewali, raczej wyglądał na robota, który niezależnie od tego, co się dzieje, wykonuje tylko zadanie - odchodzi  w spokoju. W swojej frustracji mężczyzna dzwoni do szefowej wydziału Lity Johnson pytając dlaczego jest prześladowany. W telefonie słyszy nadzwyczaj spokojny głos:

"...mogę panu zagwarantować, że nasza agencja nie śledzi ani pana, ani pańskiej rodziny. Przy okazji chciałam pana zapytać, panie Fuller czy chce się pan podzielić z nami jakimiś informacjami, których nie wyjawił pan podczas aresztu?"

Dion przysięga, że w tym momencie słyszał i widział jej szyderczy uśmiech. Innym razem prześladowany widzi dwóch cywili, którzy od godzin stoją pod oknem jego kuchni, nie próbując nawet w jakiś sposób zataić swoją obecność. Nie namyślając się wiele, wylewa na nich garnek gorącej zupy. Panowie uciekają na drugą stronę jezdni i znów nie zachowują się tak jakby zrobił to przypadkowy przechodzień, widać, że unikają konfrontacji. Od tego incydentu jakby zmienili taktykę, w mieszkaniu Diona zdawają się powstawać hologramy, surrealne obrazy, które go dezorientują i straszą. Ta nieśmiercionośna broń powoduje nie tylko bóle głowy, Dion zaczyna twierdzić, że w jego apartamencie znajdują się niewidoczni ludzie, którzy nie tylko są w stanie powalić go na ziemię, ale także przesuwają meble, lub stoją w pobliżu śmiejąc się z niego. W tym czasie myśli, że wariuje, trudno też powiedzieć o ile jest w stanie ocenić sytuację, biorąc pod uwagę jego pociąg do narkotyków. Pewnego ranka otwierając w łazience drzwi szafki z lustrzaną szybą zauważa coś dziwnego. Przez ten moment, kiedy lustrzana szyba znajduje się w ruchu, widzi w niej odbite postacie ludzi, lecz kiedy się odwraca, już ich nie ma. Dion opisuje ich jako niewielkiego wzrostu, porównując do wielkości zawodowych dżokejów

Robert Guffey w swojej książce podaje inne przypadki podobnych przeżyć, według jego informacji — takie praktyki dzieją się już od 1978 r. Walter Bowart w swojej książce pt: "Operation Mind Control" także opisuje podobne i dokładnie te same incydenty, jakby jakaś tajna jednostka testowała na ludziach coś, na co żaden polityk nigdy nie dałby oficjalnej zgody. Niekiedy byli to wybrani ludzie, którzy nie posiadają rodziny, innym razem bezdomni. Bowart zebrał takie incydenty a później opatrzył je nazywą " Street Theatre", dziś mówi się o nich także jako: "Gangstalking".

Guffey ma okazję sam być świadkiem ataków na przyjaciela. Podczas rozmowy telefonicznej słyszy jak w apartamencie Diona rozbijają się szklane naczynia. Następnej nocy w sypialni pokazują się hologramy przedstawiające głowę Diona z przyłożonym do niej pistoletem. Jego marynarka "ożywa" podnosi się z krzesła, żeby po kilku chwilach spaść na ziemię. Wygląda na to jakby w mieszkaniu hałasowało przynajmniej paru poltergeistów. Sąsiedzi wyprowadzają się jeden po drugim, ich miejsce zajmują nowi, lecz ci są nadzwyczajnie niemili, czy to tylko przypadek?

I jeszcze coś się dzieje, prześladowany zauważa to, jednak mając poważniejsze kłopoty na głowie, nie zwraca na to szczególnej uwagi. Dopiero wizyta kolegi i jego pytanie: "czy twój apartament się powiększył?" sprawia, że właściciel uznaje, że jednak nie zwariował, coś naprawdę jest tu nie tak. Wcześniej, Dion należał do ludzi twardo stąpających po ziemi, nie wierzył w teorie spiskowe czy UFO, teraz zaczyna przeżywać cały wachlarz paranormalnych fenomenów. Oprócz poltergeistów i innych dziwactw w jego mieszkaniu, zaczyna doznawać tzw.: "Missing Time", tak jak ludzie rzekomo zabrani do pojazdów UFO. Pewnego razu przeżywa sen, jednak był świadomy że nie śni, w którym trzej mężczyźni włamują się do jego apartamentu, trzymają go leżącego na łóżku, a jeden z nich wstrzykuje mu coś do ramienia. W tym okresie Dion traci na wadze, zauważa krew w swoim moczu. Dzieje się coraz gorzej, pożycza pieniądze od Roberta Guffey i zakupionym samochodem ucieka ze San Diego w kierunku Texasu. To tylko pozorne uwolnienie się od prześladowców, drony czy małe latające spodki towarzyszą mu na każdym kroku. Pewnego razu będąc w Minesocie, podczas mycia rąk w toalecie, wchodzi nieznany jegomość, radząc mu bez żadnych zachamowań, żeby oddał cały sprzęt "a wtedy wszystko to się skończy". Dion zauważa, że nie jest to groźba, w oczach jegomościa nie ma gniewu, lecz raczej prośba. W tym momencie do toalety wpada następny facet, po krótkiej awanturze ze swoim kolegą, obaj opuszczają budynek. Podczas dalszej podróży samochód odmawia posłuszeństwa, mężczyzna zostaje zabrany przez dwóch starszych panów, którzy w krótkim czasie zauważają to samo. Ich samochód jest eskortowany przez małe  latające spodki. Dion pozostaje w Winonie w Kansas przez około 3 miesiące, tutaj ma spokój, nikt go nie prześladuje. Być może dlatego, że to mała wieś, ludzie bardzo podejrzliwi i każdy posiada broń. Może dlatego prześladowcy wolą nie wchodzić w paradę, tu szybko można zarobić w nos.

Minął rok spokoju, w 2005 r. Dion zadzwonił do Roberta Guffy, w internecie natknął się na stronę gdzie opisane są techniki kamuflażu, których jak sądzi doznał w swoim apartamencie w San Diego. Guffy skontaktował się z właścicielem witryny internetowej Richardem Schowegerdt — który podobnie jak autor książki, jest członkiem loży masońskiej. Obaj należą nawet do wspólnego rytu, z tą różnicą, że Schowegerdt posiada najwyższy: 33 stopień. Guffey poprosił o udzielenia wywiadu, na co ten drugi chętnie przystał. Spotkanie odbyło się z udziałem trzech mężczyzn, także Dion przybył do biura Guffeya, aby móc osobiście opowiedzieć o swoich przeżyciach. Naukowiec chętnie opowiadał o swojej współpracy z dr. Lev Berger i ich wspólnym projekcie o nazwie "Chameleo". Nie było to pierwsze zlecenie, panowie już wcześniej pracowali dla Northrup-Grumman, firmy obsługującej potrzeby wojskowe. Około 10 lat wcześniej pracowali nad technologią kamuflażu, która pozwalała stawać się praktycznie niewidocznym dla wroga. Wszystko było zapięte na ostatni guzik, odwiedziny wojskowych w jego laboratorium — pełne sukcesu, lecz z jakiegoś powodu nie doszło do podpisania kontraktu. Kilka lat później naukowcy podejrzewali, że wojsko skradło ich dokumentację, realizując i udoskonalając technologię niewidzialnych żołnierzy. Guffey poprosił Diona, aby ten opowiedział o swoich przeżyciach, a zwłaszcza tych z udziałem "poltergeistów". Schowengerdt wyglądał na bardzo sceptycznego, lecz słysząc o incydencie, kiedy w ruchomym lustrze pojawili się ludzie, lub o przypadkach, kiedy w ciemnym pokoju pojawiały się punkty światła tworzące aurę, wykazał zainteresowanie. Pochylając się w kieruunku Diona powiedział: " Dokładnie tak to wygląda, kiedy praca została spartaczona!" Zdaniem naukowca to jeden ze słabych punktów, nie tylko samo ubranie jest ważne, ale i ekran, jeśli te dwie rzeczy nie działają w parze tak jak powinny, wtedy dochodzi do takich mankamentów. Schowengerdt był zdania, że Dion został wybrany w celach testu. Jego sąsiedztwo to bezdomni i narkomani, takim nikt nie uwierzy, a oni sami schodzą policjantom z drogi. Technologie kamuflażu badano już od wielu lat, "Projekt Chameleo" to tylko jeden z kilku.

"Szło o to, aby tło znajdujące się za żołnierzem przedstawić je na jego powierzchni lub przed nim. W ten sposób otrzymujemy efekt, jakbyś patrzył przez obiekt, widząc tło za nim. Tak można kamuflować wszelkiego rodzaju struktury i ludzi na odległość kilkuset metrów, można by zmieniać kolory samolotów. Specjalne czujniki mogą nawet ukrywać osobę, która się porusza."


Nie jest tajemnicą, że wojsko i służby wywiadowcze wykorzystują swoje technologie, zarówno te egzotyczne, jak i zwykłe nie zawsze słusznie z "zasadami". Oczywiście mówi się nam, że wszystkie te wynalazki mają na celu wzmocnienie bezpieczeństwa, poprzez zwiększenie możliwości naszych sił zbrojnych. Nie zapominajmy też o agencjach wywiadowczych, które również chętnie testują wszystkie te innowacyjne urządzenia i techniki inwigilacyjne — aby zapewnić nam bezpieczeństwo. Jednak czy na tym się kończy? Czy inne incydenty, które na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z wojskiem lub innymi instytucjami, podczas których relacjonowano niewidzialne osoby / niewidzialną siłę, mogły być sprawką tajnych służb? Chociażby tylko w celach testu? Wielu badaczy nie wyklucza takiej możliwości. W następnym art. chciałbym przejrzeć kilka incydentów, także te z Rancza Skinwalkera. Czy mamy tu do czynienia z jakimiś dowcipnisiami, czy też inna, niewidzialna siła bawi się z nami w kotka i myszkę?

Komentarze

  1. Witaj Arkadiuszu. Czynnik Oz poznałem na własnej skórze będąc w Czołpinie, ale Ci chyba nawet o tym pisałem w mailu, więc potwierdzam, że coś takiego naprawdę istnieje. Dziwne zjawisko, w jednej chwili las przestaje szumieć, ptaki przestają ćwierkać, owady przestają brzęczeć, znika szum fal i cisza staje się tak gęsta, że to aż niemożliwe. I fakt, jest to dosyć niepokojące, na początku nawet bardzo, ale ataków paniki i chęci ucieczki nie doświadczyłem. Może każdy reaguje inaczej, a może zależy to od tego, co ów czynnik wywołuje? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Na pewno ludzie różnie reagują, tak samo, jak podczas innych przeżyć. Kiedyś w górach też zaznałem czegoś podobnego, ale raczej nie było to nagłe wyciszenie się natury, hmm to było jakby całkowity brak źródła dźwięków. To był koniec listopada i temperatura około zera więc powiedzmy, że owady już były wyciszone automatycznie, nie było też ptaków, zresztą jak tak zimno i wysoko to raczej nie ma ich tam za wiele. Nie było słychać odgłosów cywilizacji, bo nawet najbliższe drogi były dość daleko. No i gdy przestał wiać wiatr, wtedy naprawdę jakby świat się zatrzymał, zero, ale to zero dźwięków, pierwszy raz w życiu coś takiego przeżyłem. Nie trwało długo, następny podmuch przypomniał mi, że trzeba iść, bo bez ruchu to zimno jakoś. Nie był to taki typowy "czynnik Oz" o którym nie raz pisano czy to w książkach o spotkaniach z załogantami UFO lub innymi kreaturami, ale muszę powiedzieć, że było to bardzo interesujące.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Nie wiem nie przekonuje mnie taka technologia. To nie takie łatwe objekt w ruchu to nie zamaskowany żołnierz w krzakach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie. A dlaczego nie? Myślę, że żaden rząd się nie przyzna oficjalnie do posiadanej technologii, a tłumaczenie tego w sposób "taka technologia jest ponad nasze dzisiejsze możliwości" jest bardzo wygodne. My możemy wierzyć im na słowo, albo nie wierzyć. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.