Konfrontacje z Nieznanym cz.III

 


Trzeba przyznać, że las to osobliwe miejsce, w przeciągu stuleci powstały tysiące anegdot ludzi twierdzących, że natknęli się na szeroką gamę dziwaczności i różnorakich spotkań z Nieznanym. W tym skromnym projekcie nie ma szans określić zasięg fenomenu albo zasady występowania, najpóźniej przy słynnym "Ranczu Skinwalkera" wiemy, że różnorodność fenomenu nie zna granic. W trzeciej części to znów tylko zbiór następnych przypadków, przypadków których czasem trudno wytłumaczyć.

Na początku listopada ukazała się pewna notatka ze zdjęciem, podchwyciło ją kilka serwisów internetowych, lecz czy jest warta głębszej analizy? Oceńcie sami. Miejscem zdarzenia było pole namiotowe w Edenbridge, Kent (UK). Około 3 w nocy pewna kobieta wyszła z namiotu, aby zbadać dziwny hałas, jednak na zewnątrz było jeszcze ciemno, żeby coś zauważyć. Pomagała sobie lampą błyskową aparatu fotograficznego, z nadzieją, że może uda jej się uchwycić to coś w ciemności, lub po prostu zobaczyć, gdy flesz oświetli otoczenie. Później na zdjęciu w rozwidleniu dużego drzewa zauważyła, coś, co może wyglądać jak przyczajona ludzka postać. Cóż, fejk? Jakaś kukła na drzewie? Może coś naprawdę żywego, na to przynajmniej wskazują jasne punkty, w miejscu, gdzie byłyby oczy. Mam wrażenie, że zdjęcie jest rozmazane poprzez ruch aparatu foto., ale jak na zdjęcie zrobione w ruchu to osoba ta trafiła ów coś dokładnie w środek zdjęcia, pomimo że nie wiedziała, iż jest tam na drzewie.




Peter Guttilla opisał w "SAGA UFO Report" pewne zdarzenie, które z wielu względów uważam za ciekawe:

Pod koniec stycznia 1972 roku, 16-letni John Yeries, jego brat James i dwóch młodszych przyjaciół, Darrell Rich i Robbie Cross, zdecydowali się na małe nocne wędkowanie w pobliżu Battle Creek Bridge, kilka mil na wschód od Anderson w Kalifornii. To była jedna z zimniejszych nocy, a nad gęstym lasem unosiła się mgła. Kiedy pokonywali leśna drogę, John nagle krzyknął i wskazał na jasno świecący obiekt, który przeleciał nad samochodem i zniknął gdzieś w zalesionej okolicy. Parę minut później, przy moście Battle Creek, opuścili samochód i przeszli około 30 metrów, kiedy z zarośli tuż przy drodze rozległ się przeszywający krzyk.

"To był mrożący krew w żyłach skowyt," powiedział później John. "Skierowałem światło w zarośla".

W odległości około 15 metrów stała istota, o szacowanej wysokości trochę ponad 2 metry. Wydawała się lekko skulona, humanoidalna bez owłosienia, miała kolor ciemnozielony lub brązowy. Po jednej stronie głowy coś tam odstawało w kształcie łezki, coś, co chłopcy nazwali "uchem". Wystraszeni młodzi zauważyli jeszcze coś, co wyglądało jak "grudki" na całym ciele, podobne do kieszeni w kombinezonie lotniczym. Ogarnięci paniką uciekli z powrotem do samochodu, najpierw James, za nim jego Robbie a jako ostatni wrócili John i Darrell — wszyscy potwierdzili obserwację dziwnego stwora. Jak na złość samochód nie chciał zapalić, musieli go pchać, gdy auto ruszyło do przodu, chłopcy wskoczyli do środka, zatrzasnęli drzwi i pognali w dół drogi. Nie był to jednak koniec spotkania! W pewnej odległości od drogi zauważyli kilka ognistych obiektów — niebieskich, białych, pomarańczowych i czerwonych — poruszających się nieregularnie wzdłuż przejrzystych pól po obu stronach szosy. Dwie z tych świecących kul spotkały się, wystrzeliły w niebo i zniknęły. Chłopcy zauważyli również świecący kształt, który wyglądał jak ludzka postać. 

W domu Darrella opowiedzieli o swoim doświadczeniu jego ojcu. Dean Rich szanowany biznesmenem w Anderson, wprawdzie myślał najpierw, że chłopcy chcą go nabrać na głupi kawał, lecz jednocześnie widział, że są bardzo przestraszeni. Na wypadek wziął swój pistolet i z synem oraz pozostałą trójką wrócił na most Battle Creek. Weszli w ciemny las i przeszli niecałe 100 metrów, gdy zostali skonfrontowani z serią dziwnych odgłosów. W ciemności przed sobą usłyszeli głębokie warczenie. " To był dziwny rodzaj doznania, uczucia którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem."

Młodzież jako pierwsza wzięła nogi za pas, ale i ojciec nie grał bohatera, wszyscy wrócili do samochodu. Warczenie a później krzyk-szloch trwał, aż piątka dotarła do auta, i w tym momencie gwałtownie ustał. "To była niesamowita rzecz," powiedział Dean. "To nie był paw, niedźwiedź, puma, kocur, ani nic, co kiedykolwiek wcześniej słyszałem". Dean Rich dodał, że "coś" najwyraźniej pozostało w tym samym miejscu, ponieważ nie było żadnych dźwięków ani ruchu w zaroślach. On i chłopcy zgodzili się co do interpretacji, iż krzyk był ostrzeżeniem, aby odeszli.

Powiadomiona policja wysłała na miejsce samochód patrolowy; reflektor zamontowany w samochodzie przeczesał wskazany obszar mostu, ale nic nie zaobserwowano. Policja zauważyła, że ojciec i chłopcy byli bardzo przestraszeni i że musiało "stać się coś dziwnego". Jeden z policjantów, który badał ten incydent, powiedział, że zna świadków osobiście i jest pewien, że jakiekolwiek podejrzenie o dowcip jest wykluczone. Dean Rich podsumował, że to, co go najbardziej niepokoi w całym zdarzeniu, to fakt, że stało się to "bardzo blisko domu".


Na początku października 1973 roku, agent ubezpieczeniowy z Kalifornii, Gary Chase zgłosił się do dyżurnego sierżanta Agencji Bezpieczeństwa Społecznego z niecodzienną opowieścią. Dzień wcześniej jechał przez górzystą przełęcz zwaną Santa Susana w kierunku swojego domu w Simi Valley, 40 mil na północny zachód od Los Angeles. Około godziny 18:40, przejeżdżając autostradą niedaleko Rocky Peak, jego wzrok przykuł ciemny obiekt w kształcie cygara, który unosił się w pobliżu szczytów gór. Myśląc, że to może być sterowiec, zwolnił, aby go obejrzeć, ale obiekt zniknął za grzbietem góry. Kontynuując swoją trasę na zachód i mijając wzniesienie, Chase wciąż spoglądał w prawo, spodziewając się ujrzeć sterowiec, jak sądził, teraz będzie miał niezakłócony widok na niego w dolinie. O dziwo, niebo było puste. Chase wypatrywał obiekt, pokonując kilka kilometrów, wtedy zauważył małą chmurę pyłu unoszącą się z boku skalistego szczytu. Zjechał na pobocze autostrady przy rampie zjazdowej i wysiadł, aby się temu przyjrzeć. W małym kanionie 30 metrów poniżej znajdował się pojazd o eliptycznym kształcie, który unosił się około 3 metry nad ziemią. Miał może 10 metrów szerokości i 20 długości, przy czym jego tylna część była o wiele masywniejsza od przedniej. Ponieważ z powodu na porę dnia, trudno było dostrzec kolor obiektu, Chase twierdził, że przypominało matową szarość. Ze spodu obiektu wystawało coś przypominające wąż, miało około 2,5 metra długości i 30 cm średnicy. Ta "rura" prawie sięgała do małego strumienia, jednak mężczyznę najbardziej zaskoczyło duże oznaczenie na boku pojazdu: wielka litera "V" z mniejszymi literami "V" wewnątrz tej większej, na przemian w ciemnych i jasnych kolorach. Na szczycie kołyszącego się obiektu, otworzyła się przezroczysta, szklana kopuła o średnicy około 90 cm skąd wypełzła humanoidalna postać. Istota wyglądała jak człowiek, pełzała  na rękach i nogach, zmierzając w kierunku wąskiego przodu obiektu. Według mężczyzny postać była ubrana w obcisły uniform, który wyglądał jak mokry kombinezon płetwonurka. Nie mógł dostrzec rysów twarzy humanoida, ponieważ oblicze było ciemniejsza niż ów "mundur", o ile w ogóle był to mundur. Gdy istota zbliżyła się do węża, z jednostki rozległ się głośny dźwięk kliknięcia. Natychmiast odwróciła się i spojrzała w górę, wprost w kierunku Chasea. Następnie szybko odwróciła się i nadal na rękach wróciła na tył statku. Przezroczysta bańka na górze zaczęła się obracać, aż zniknęła w głębi, pozostawiając jedynie gładką, matową, szarą powierzchnię. Potem pojawił się kolejny dźwięk; niezwykle niski szum, który wydawał się wibracją. Gęsta, nieprzezroczysta, podobna do chmury substancja zaczęła otaczać obiekt. Mimo że ta "mgła" nie dotarła do mężczyzny, wyczuł on ostry słodki zapach. Świadek obserwował gęstą chmurę przez około 60 sekund, a kiedy się rozpadła, statek zniknął!


Inny incydent z października 1973 roku dotyczył policjanta w Falkville, w stanie Alabama, który zrobił cztery zdjęcia Polaroidem sześciostopowej (180 cm) istocie ubranej w "kombinezon z folii aluminiowej". Kreatura szła niezmiernie "sztywnym" krokiem w kierunku samochodu patrolowego, gdy przestraszony świadek włączył migające światła dachowe, a wtedy odwróciła się i uciekła. Funkcjonariusz ruszył w pościg swoim samochodem, ale istota nie dała się dogonić - "biegła szybciej niż jakikolwiek człowiek, czegoś takiego jeszcze nie widziałem!".

W tym samym roku w Greensburgu, dziesiątki świadków widziało istoty podobne do wielkich małp, wysokie na prawie trzy metry, z kudłatymi włosami i świecącymi czerwonymi oczami. Doniesienia te zostały ignorowane do czasu, gdy podczas badania obserwacji UFO w tej okolicy znaleziono masywny odcisk trójpalczastej stopy o wymiarach 33 na 20 cm.

Podobnie miała się sprawa w Vader, Waszyngtonie. Pani Wallace Bowers odkryła na ganku swojego domu, kilka niewiarygodnie dużych odcisków stóp o wymiarach prawie 40 cm długości i 15 szerokości. Odciski zostały odciśnięte przez śnieg i zmiażdżyły wierzchnią warstwę żwiru do głębokości prawie 5 cm. Szeryf i zastępca sporządzili szczegółowy raport, zgodnie potwierdzili, że nie przypominają odciski żadnego znanego gatunku zwierzęcia. Trzy dni później czwórka jej dzieci z podekscytowaniem wezwała ją do okna. Zobaczyła świecący pomarańczowy dysk, który przeleciał nad pobliskimi liniami energetycznymi, a następnie zawisł na niebie. Pani Bowers natychmiast zadzwoniła do sąsiada, który również widział, jak UFO bezszelestnie przeleciało przez niebo, zatrzymało się, lekko się zachwiało i zawisło. Po jakimś czasie UFO przechyliło się na bok i zmieniło kolor na jaskrawo biały, a następnie oddaliło się zygzakiem. Przerażoną kobietę ogarnął zimny dreszcz, ponieważ w tym momencie duży "szary kształt" spadł z obiektu do lasu. Przez następne dni domofon wydawał dziwne ostre dźwięki, chociaż przedtem, jak i później był w dobrym stanie technicznym. W tym samym tygodniu pani Bowers dokładała drewna do pieca, kiedy ujrzała w sąsiednim pokoju, że ktoś uchylił okno, a poruszające się zasłony, wyglądały tak, jakieś ręce wdzierały się do pokoju. "Wszystkie dzieci były ze mną w salonie," powiedziała. "Wszystko, o czym myślałam, to wydostanie ich bezpiecznie z domu. Załadowałam je do samochodu i odjechaliśmy, widziałam wielki kształt w pokoju, jak odjeżdżaliśmy." Inspekcja domu dzień później nie wykazała niczego podejrzanego, choć kilka rzeczy było w nieładzie.


Poniższy przypadek znalazł się kilka tygodni temu w komentarzach — powrócę do podobnych w przyszłości, ponieważ wydaje się, że będzie to większa seria podobnych zdarzeń.

"W moim stanie nielegalne jest polowanie na większość dużych ssaków z użyciem noktowizorów lub termowizorów, z wyjątkiem odstrzału dzików i kojotów. Oszczędzałem przez rok, aby móc kupić sobie pewną zabawkę. Trudno jest wytłumaczyć żonie, że luneta może kosztować dosłownie dwa razy więcej niż karabin, na którym jest montowana.

Miejsce, na które się wybrałem na polowanie, jest zwykle najeżone dzikami i wiedziałem, że będzie idealne na nocne polowanie. Łatwo dostępne dla samochodu, z widokiem na dużą, przejrzystą polanę. Noc zaczęła się spokojnie, głównie majstrowałem przy mojej nowej zabawce, przełączając ustawienia. Byłem trochę niecierpliwy, zauważyłem wiele jeleni, ale i tak były teraz pod ochroną, a nocne polowanie na jelenie jest u nas zabronione.

Po pewnym czasie przeniosłem się w inne miejsce, które widziałem kilka dni wcześniej i które prawdopodobnie nie było dużo lepsze od mojego pierwszego, ale dawało mi inny, nowy kąt do rozejrzenia się z moim nowym celownikiem. Po jakiejś godzinie oglądania okolicy miałem wrażenie, że nie ma tu zbyt wiele zwierzyny. Żadnych królików ani sów, jelenie, które widziałem, były setki metrów od miejsca, w którym się znajdowałem. Dlaczego ten skrawek ziemi był tak martwy w nocy? chociaż w dzień widziałem tutaj różną zwierzynę. Około 2:00, kiedy zacząłem myśleć o spakowaniu się, usłyszałem chrupnięcie z kierunku, z którego wcześniej przyszedłem. Obróciłem lunetę i zobaczyłem sylwetkę małego niedźwiadka przedzierającego się przez krzaki. Chciałbym zauważyć, że moja luneta nie jest dokładnie "noktowizorem". Jest to luneta termowizyjna, coś w rodzaju czarno-białej wersji tego, co można zobaczyć w filmach o drapieżnikach. Ustawiłem zasięg i przybliżyłem. Pamiętam, że trochę mną wstrząsnęło, gdy zobaczyłem, że to nie był niedźwiedź, tylko człowiek. Ponieważ był tak niski, pochylony, myślałem, że patrzę na młodego niedźwiedzia. Ale to niemożliwe, z miejsca, w którym siedziałem, widziałbym światła reflektorów samochodu. Skąd on mógł iść? znajdowałem się w znacznej odległości od cywilizacji. Już miałem zawołać, kiedy wyregulowałem celownik i zauważyłem, że jest nagi. Żadnych butów, spodni czy czegokolwiek. Pamiętam, że zaniepokoiły mnie jego ruchy, jak u wiewiórki czy czegoś takiego. Szarpał się, chwytał za liście, węszył i dotykał drzewa. Czy to było moje drzewo, o które wcześniej się opierałem? Przeraziła mnie ta myśl, czy on mnie wyczuł? Obcy przykucnął, położył ręce na ziemi między stopami i patrzył prosto w górę, jak pies, który zaraz zawyje. I naraz ten głos, kobiecy głos. "Pomocy! Zgubiłam się!" Nastąpiła długa pauza, ale żadne z nas nie poruszyło się ani o centymetr. Czy naprawdę ktoś się zgubił? Czy to był jakiś facet, który zwariował? Dlaczego jego głos był taki kobiecy? "Pomocy! Proszę! Nie mogę chodzić!" wołał głos. W tym momencie wiedziałem, że to bzdura. Nie tylko mógł chodzić, ale kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, przemierzał teren z łatwością, tak dobrze, że pomyliłem go z niedźwiedziem. To pieprzona pułapka, ten facet próbuje zwabić mnie. Na szczęście wcześniejszy brak aktywności spowodował, że spakowałem większość ekwipunku. Myślę, że mogłem zostawić kapelusz i podkładkę do siedzenia, ale w tym momencie miałem to gdzieś. Oderwałem od niego na chwilę wzrok, by założyć plecak. Zapiąłem pas piersiowy i sięgnąłem po karabin. Był w tej samej pozycji, ale jego twarz patrzyła w moją stronę i przysięgam, że widziałem uśmiech. Jak do cholery usłyszał, że wstałem i założyłem sprzęt? Musiał być oddalony o 150 jardów. Krzyknąłem w jego kierunku: "Spierdalaj". Powstał, od razu uderzyło mnie, jaki był wysoki i chudy. Miał przynajmniej 180 cm i był bardzo szczupły. Zrobił kilka długich kroków w moim kierunku, a ja instynktownie posłałem kulę ponad jego głową w kierunku linii drzew. Był dziwny jak diabli, ale tak naprawdę nie groził mi, co miałbym powiedzieć policji? Nie chciałem i nie byłem gotowy, żeby kogoś zastrzelić. Zatrzymał się w miejscu i przyklęknął na czworakach. "Następny cię dostanie! Odejdź!" pozostał na czworakach, a ja starałem się go obserwować. Jego oczy były tuż nad trawą jak u dużego kota czy czegoś w tym rodzaju. Starałem się powstrzymać drżenie i wiedziałem, że mój głos trochę się załamał przy tym ostatnim ostrzeżeniu. Byłem przerażony, to starcie trwało prawdopodobnie tylko minutę lub dwie, może mniej, ale czułem się jakby trwało całą wieczność. W jednej chwili ruszył w lewo, w kierunku drzew naprzeciwko drogi. Tyle że nie nadążałem, ledwie mogłem go utrzymać w zasięgu wzroku, tak szybko się poruszał. Zniknął w zaroślach, a ja posłałem kolejny pocisk wysoko w jego kierunku. Odbezpieczyłem kolejny nabój, chciałem schować magazynek i wymienić na nowy, ale upuściłem go i nawet nie chciałem go szukać. Nie byłem daleko od mojej ciężarówki i jedynie chciałem się stamtąd wydostać. Słyszałem go w oddali, krzyczącego tym dziwnym dźwiękiem, który mógł być śmiechem lub płaczem. Wdrapałem się na ścieżkę i dotarłem zdyszany do ciężarówki. Wrzuciłem swój sprzęt do kabiny, ale karabin zatrzymałem na siedzeniu pasażera i odjechałem.

Przez długi czas opowiadałem tę historię z perspektywy dostrzeżenia jakiegoś obłąkanego ćpuna żyjącego w ziemiance jak jakiś jaskiniowiec. Zgłosiłem to do "Fish and Game" (Leśnictwo), ale jedyne co zrobili, to zbesztali mnie za polowanie w nocy w pojedynkę."


Także Brent Swancer w serii artykułów o dziwnych stworzeniach zamieścił opowieść pewnego członka Służby Leśnej, który miał przeżyć przygodę życia podczas poszukiwania lwów górskich, które mogą być bardzo niebezpieczne dla wędrowców i obozowiczów. Puma może zagrażać ludziom, dlatego nieraz zamyka się szlaki, ostrzegając mieszkańców kempingów i okolicznych myśliwych.

"To była bardzo gęsto zalesiona część lasu, było krótko po zmierzchu, kiedy usłyszałem coś, co brzmiało jak krzyk kobiety w oddali. Jak większość z was wie, lew górski wydaje odgłosy, przypominające jakby ktoś dusił lub pastwił się nad kobietą. Jest to jak najbardziej niepokojący skowyt, który może wystraszyć niejednego, ale nie nienormalny — taka natura kotów. Zameldowałem się przez radio i dałem znać, że jest tu jeden i że idę dalej, wyznaczoną trasą. Skowyczenie usłyszałem jeszcze kilka razy, zawsze z tego samego kierunku, i mogłem w przybliżeniu określić obszar terytorium pumy. Miałem zamiar iść się z powrotem, kiedy usłyszałem kolejne skamlenie, tym razem kilka metrów ode mnie. Zacząłem się wycofywać dość szybko, bo ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłem, było natknięcie się na zdesperowanego cholernego kuguara. Następny skowyt potwierdził, że jest blisko, stała tam drewniana chata, do której włamałem się, aby odsapnąć na chwilę. Także puma zrobiła sobie przerwę, lecz kiedy ruszyłem w dalszą drogę, znów dała znać o sobie. Byłem około mili od punktu operacyjnego, krzyk ustał, odwracałem się co jakiś czas, by sprawdzić, czy dalej za mną podąża, czy ją zobaczę. Pomimo iż było już prawie ciemno, w oddali, tuż przed zakrętem ścieżki, zobaczyłem coś, co wyglądało jak męska postać. Zawołałem do niego, ostrzegając, że ścieżki są zamknięte, i że musi wrócić do centrum turystycznego. Postać stała nieruchomo, była w odległości kilkunastu metrów, a potem nagle zrobiła "niewiarygodnie długi krok" w moim kierunku i wydała ten sam krzyk. Wtedy po prostu odwróciłem się i pognałem do punktu operacyjnego. Pamiętam tylko, że krzyki przeniosły się z powrotem w głąb lasu. Nie wspomniałem o tym nikomu, powiedziałem tylko, że w okolicy jest puma i że będzie trzeba zamknąć ścieżki."


Trzeba przyznać, że z pewnością niektóre relacje należy traktować z przymrużeniem oka. Lecz nawet gdy ta lub inna jest zwykłym wymysłem, pozostają inne, które były potwierdzone przez wielu ludzi — ci widzieli to samo i potwierdzają raporty innych. Na myśl przychodzą incydenty jak kreatura-nietoperz z Van Meter, czy critersi niedaleko góry Bald Mountain, lub gobliny z Hopkinsville. To nie koniec, takie kilkukrotne obserwacje potwierdzały zjawisko, iż istoty te czasami zdawały się przeczyć grawitacji — unosiły się nad ziemią i pojawiały się w wysoko położonych miejscach, a także "chodziły" kołyszącym ruchem, jakby brodząc w wodzie. Pomimo dobrej dokumentacji wydarzeń jak np.: przypadku człowieka-ćmy, do dziś nie mamy najmniejszego pojęcia, skąd te kreatury pochodzą i dlaczego nas odwiedzają.

Komentarze

  1. Do ataku goblinów w Hopkinsville mogę dodać jako ciekawostkę, że tymże Hopkinsville mieszkał i dorastał sam Edgar Cayce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo! dzięki, nie wiedziałem. Pozdrówka

      Usuń
    2. Szeroką i rzetelną (nie wszystko jest tu bowiem jednoznaczne) polskojęzyczną analizę zdarzeń na farmie Suttonów (to inne określenie przypadku z Hopkinsville z „goblinami”) z 21. sierpnia 1955r. zawiera artykuł Piotra Cielebiasia z 2010r., pt. „Gobliny z Hopkinsville (1955)” dostępny (jeszcze) na nie kontynuowanym niestety od ok. 2015r. ciekawym portalu infra.org.pl [https://infra.org.pl/fenomen-ufo/historia-spotka-z-ufo/994-gobliny-z-hopkinsville-1955] a także opublikowany w serwisie Wolnemedia.net, tyle, że tam jako art. pt. „Gobliny z Hopkinsville” - https://wolnemedia.net/gobliny-z-hopkinsville-w-1955-r/ . Miłej lektury, pozdrawiam wszystkich Czytelników, szczególnie znajomych z innych wpisów a nawet innych blogów.

      Usuń
    3. Hejka JTatark.

      Mieliśmy w planie uaktywnić z powrotem portal i forum Infra, lecz niestety to nie takie łatwe. Wymaga wiele wolnego czasu i ludzi, którym nie znudzi się po dwóch miesiącach. Szkoda, bo z Michałem i Piotrem mieliśmy naprawdę super obsadę. Właśnie przypomniało mi się, że Arek M. miał na blogu ciekawy art. o innych stworach, i też nie wiadomo za bardzo co z takim fantem zrobić, jak to zaszufladkować.

      Dzięki za link do artykułu Piotra, poniżej zamieszczam ten z blogu Arka. Pozdrówka. https://arekmiazga.blogspot.com/2021/05/prawdziwe-gremliny-ii-wojny-swiatowej.html

      Usuń
    4. Dziękuję. Art. Arka M o gremlinach II WŚ czytałem zaraz po jego opublikowaniu. Wniosek - cóż, "oni" mogą być po prostu wszędzie - na lądzie, morzu i w powietrzu :). Pozdrawiam

      Usuń
  2. Świetne relacje. Dużo dziwnych rzeczy czai się w lasach. Tutaj przychodzi mi do głowy przede wszystkim Dogman, ale i np. Rake, lub inaczej Fleshgait - "gollum", dziwna leśna istota o pająkowatym kształcie, bladej, żółtej lub szarej bezwłosej skórze, poruszająca się często na czworaka.

    Pozwolę sobie wstawić poniżej ciekawą relację (lekko poprawione tłumaczenie z translatora, wersja angielska znajduje się tutaj: https://thecloakedhedgehog.wordpress.com/2015/07/27/a-white-wight/?fbclid=IwAR1Yhm6TEZJnCRJzAzSpLCvpl5sO1dDRjzg6oMwN1nnT9UoEJpJqKRirmEs )

    Jakieś trzy lata temu jechałem do domu mojego taty z drugiego stanu w Pensylwanii. Mieszkał daleko na wsi, przy opustoszałej brukowanej drodze, która krzyżowała się ze starą polną drogą, a także nieużywanymi torami kolejowymi. Cały teren otaczały głębokie lasy i nieużywane pola uprawne. W pobliżu znajdowało się kilka zniszczonych starych domów, stara studnia i kilka starych cmentarzy.

    Dotarłem do tych skrzyżowań, o których wspomniałem wcześniej, po około czterech godzinach podróży (było to około 1 lub 2 w nocy) i postanowiłem zjechać na pobocze i ulżyć sobie.
    Zatrzymałem swoją ciężarówkę około 60 stóp od wspomnianego skrzyżowania, w pobliżu małej szopy na farmie, w której znajdowało się trochę starego sprzętu. Z boku szopy znajdowała się pojedyncza żarówka, która stanowiła jedyne źródło światła w niemal całkowicie czarnej ciemności nocy. Po przeciwnej stronie drogi od szopy było strome zejście do rowu, po drugiej stronie którego rosły gęste lasy.

    Kiedy sikałem w ciemności przy szopie, nagle ogarnęło mnie ogromne uczucie strachu, jakby ktoś właśnie walnął mnie prosto w brzuch. Całe życie spędziłem w tych lasach i chodziłem po okolicy nocami jako nastolatek i zapewniam cię, że NIGDY nie czułem się tak przerażony, jak w tym momencie.

    Szybko skończyłem i podniecony nagłym poczuciem paniki pobiegłem z powrotem do ciężarówki, wsiadłem i zamknąłem drzwi. Włączyłem reflektory i rozkręciłem silnik tak strasznie, że słychać było zgrzytanie biegów, ale wszystko, na czym mi zależało, to wydostanie się stamtąd.

    Gdy tylko zacząłem skręcać z powrotem na drogę od pobocza, moje reflektory oświetliły rów i coś podniosło się po drugiej stronie drogi, około stopy od asfaltu. Mój żołądek natychmiast znów się zatonął.

    OdpowiedzUsuń
  3. c.d. relacji:

    Coś wypełzło z rowu na czworakach. Przygarbiło się jak zwierzę, ale jego ciało wyglądało prawie jak człowieka, który próbował naśladować podchodzące zwierzę. Nie wyglądało na owłosione, ale miało jednolity kolor. Prawie brunatnożółty, nie żółty jak puma czy lew, ale chorobliwie żółty, który przypominał mi żółtaczkę. Jego głowa miała kształt owalu, ale nie miała włosów ani uszu, które mogłem zobaczyć. Usta były bardzo, bardzo szerokie i wyglądały jak cienka, prosta linia, która rozciągała się przez całą twarz stworzenia. Były bardzo, bardzo lekko wywinięte na brzegach, jak lekki uśmiech. Oczy były bardzo małe i paciorkowate, jak dwie czarne szpilki. Nie miał nosa ani żadnych rysów twarzy poza ustami i oczami.

    Ponieważ znajdowałem się około siedmiu stóp od niego, jestem pewien, że nie była to tylko osoba nosząca maskę. Nawet ciało wydawało się „niewłaściwe”, ale nie potrafię określić, dlaczego. Nie widziałem stóp ani rąk, ponieważ na skraju drogi było około 30 cm trawy. Cokolwiek to było, powiedziałbym, że było mniej więcej wielkości 12-latka.

    Gdy tylko moje światła go uderzyły, mogłem stwierdzić po jego ruchach, że był w trakcie powolnego wspinania się po rowie na drogę, a kiedy moje światła go dosięgnęły, trochę się cofnął, jakby był zaskoczony, że został odkryty. Nie zostałem wystarczająco długo, aby zobaczyć, co będzie dalej. Wcisnąłem gaz i poleciałem całą drogę do domu mojego taty i nie spałem całą noc przerażony.

    Częścią tego doświadczenia, która wciąż całkowicie mnie przeraża, jest to, że to coś, co zobaczyłem, zdecydowanie podkradało się do tego rowu, aby dostać się do mnie, gdy odwrócę się do niego plecami. W przeciwnym razie nie potrafię wyjaśnić, co wywołało te emocje, kiedy stałem tam w ciemności z całkowicie uśpioną czujnością.

    Jedyną rzeczą, która jest zbliżona do tego nagłego uświadomienia sobie poważnego niebezpieczeństwa, było to, że wiele lat temu prawie potrącił mnie pędzący samochód na ulicy miasta. Nie wiem, co by się stało, gdybym został w lesie kilka minut dłużej, ale wolałbym o tym nie myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że temat innej kryptydy z amerykańskich (i nie tylko) lasów - Dogmana - jest na tyle ciekawy i obszerny, że mógłby pojawić się na blogu. Tutaj dobrym źródłem może być strona Dogman Encounters, która zbiera relacje o spotkaniach z tymi istotami zarówno z poszczególnych stanów USA, jak i z całego świata, a także podcast prowadzony przez autora tej strony. Innym ciekawym miejscem jest blog Lindy S. Godfrey, autorki książek o dogmanie i innych dziwnych stworach. Swego czasu opublikowała na blogu relację o spotkaniu z istotą niepodobną do niczego - skojarzyło mi się to z człowiekiem przebranym za pluszowego misia/psa, ale o przerażającej twarzy. Stwór był jednocześnie groteskowy i straszny. Relacja jest tutaj: https://lindagodfrey.com/2018/08/17/bray-road-1987-new-story/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciekawą relację. Niekiedy naprawdę człowiek, gdy czyta takie rzeczy, nie wie jak je zaszufladkować, to samo mamy z mnogością obiektów UFO i ich załogantami. Dogman i pochodne na pewno tutaj zagoszczą, parę miesięcy temu jeden z czytelników wysunął też taką propozycję, wprawdzie nie zapomniałem, ale jakoś odkładałem na później.

      Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Jak zawsze znakomite tematy!!! Moje propozycje: niewytłumaczalne zaginięcia w czasie i przestrzeni, anomalie czasowe, światy alternatywne i równoległe oraz kontakt z nimi!!
    Pozdrawiam serdecznie z Mazur :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki D. Postaram się odnieść do propozycji. Może w styczniu. Pozdrówka na Mazury.

      Usuń
  6. Podrzucę jeszcze bardzo ciekawy przypadek zaginięcia Jasona Jolkowskiego - chłopak wyszedł z domu i rozpłynął się w powietrzu. Do tej pory policja nie znalazła absolutnie żadnych poszlak, nie było żadnych świadków, motywów ze strony zaginionego do ucieczki, dosłownie niczego. To zaginięcie pasuje i jednocześnie nie pasuje do 411. To wygląda tak, jakby wessało go do innego wymiaru.

    https://niewyjasnione-zaginiecia.pl/jason-jolkowski/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ascella, dzięki za baaadzo ciekawe przypadki!

      Wczoraj znalezioneYT "Przerażajace wspomnienia ratownika leśnego"
      Historie osób zaginionych ,niesamowicie wpisujące się w tematykę bloga Arka.

      https://www.youtube.com/watch?v=uDghJil7DaU

      PS.Słucha się tego z zapartym tchem!

      Usuń
    2. Dziękuję za bardzo ciekawy artykuł. Moim zdaniem przypadek ten należy do serii przedziwnych i pisze się do listy "411". Wprawdzie duża większość dziwnych zaginięć dzieje się w lasach i na pustkowiach, ale tak samo mamy dużą ilość incydentów, jak ten.
      Opis Jasona jako "ponadprzeciętnie inteligentny" to charakterystyka, która często pojawia się przy zaginięciach tego typu. Ludzie najlepsi z najlepszych, elita wojskowa, lekarze, kadeci — ludzie bez problemów, bez nałogów. Tak samo często giną ci z drugiego ramienia spektrum — z chorobami psychicznymi, ludzie na wózku inwalidzkim lub w jakiś sposób niedołężni.
      "Jego samochód znajdował się w warsztacie samochodowym. Auto zostało uszkodzone w wyniku gradobicia, które miało miejsce kilka dni wcześniej." Mamy tu taki aspekt pogodowy, myślę, że Paulides włączyłby go do swoich rozważań, chociaż miał miejsce kilka dni wcześniej, ale jednak jest powiązany z zaginięciem. Można by powiedzieć, że gdyby miał samochód, wtedy nie musiał iść pieszo i nie byłoby zaginięcia. Ale tak samo (moje zdanie), gdyby coś na niego czyhało, ów coś spowodowałoby, żeby swoim samochodem udał się w jakieś ustronne miejsce, gdzie doszłoby do zaginięcia.
      "Michael wyjrzał przez okno i zobaczył, jak brat idzie w kierunku szkoły, trzymając w rękach czerwony t-shirt, który nosił w pracy" To mnie uderzyło od razu. Gdy czytam o zaginionych, to właśnie często coś takiego rzuca się w oczy. Np.: plecak zaginionej dziewczyny w Austrii też był czerwony — przypadek arcyciekawy i na pewno będzie tu opisany albo z artykułu o magicznej górze: "Mieszkańcy okolicy góry Inyangani w Zimbabwe, ostrzegają turystów, aby nie nosili czerwonych ubrań, jeśli chcą zwiedzić górę, której przydomek oznacza "Góra, która połyka ludzi".
      Dziwne relacje dotyczące ubioru zdają się odgrywać ważną rolę w tajemniczych zaginięciach na całym świecie, jakby coś wybierało ludzi, którzy noszą ubrania pewnego koloru. Paulides nie mógł uwierzyć własnym uszom, kiedy Whitley Strieber zapytał go w swoim talk-show, czy zaginieni ludzie w Ameryce Północnej nosili częściej niż przeciętnie, kolorowe ubrania. 72-letni Strieber opowiedział, jak to jeden z jego gości z programu "Dreamland" Alan Lamers, relacjonował swoje doświadczenia na indonezyjskiej wyspie Sulawesi. Kiedy przygotowywał się do misji w dżungli i miał zamiar kupić jaskrawo-żółtą kurtkę przeciwdeszczową, miejscowi powiedzieli mu, że nie ma mowy, żeby to zrobił. Tam, dokąd jechał, wolno mu było nosić tylko czarne, a w najlepszym razie białe ubrania, ale w żadnym wypadku kolorowe barwy. Inaczej mógłby mieć problemy z "jin kurcaci", (małe demony).
      Reszta to już klasyka, nikt go nie widział — jakby rozpłynął się w powietrzu, pytano ludzi, którzy mieszkają po drodze, jednak po 10 dniach trochę trudno, ale nie chodziło o kogoś obcego, to chłopak z sąsiedztwa. Myślałem, że może ktoś go potrącił, ale jak w art. napisano, ten trop zbadano i także nikt nic nie słyszał, nie było też żadnych śladów. Psy wiele nie pomogły, no dobrze, minęło 10 dni i nie wiemy nawet jaka była pogoda w międzyczasie. Wszystko wygląda na zaginięcie bez śladu, zwłok nie odkryto do dziś, wyparował? Policja bada codziennie przypadki zaginięć, morderstwa itp. Ludzie ci mają wiele doświadczenia i widząc takie lub inne poszlaki, w głowie zaczyna świtać cały modus operandi, i tu wypowiedź uwidacznia dziwność incydentu: "Funkcjonariusz policji, który prowadził śledztwo w sprawie zniknięcia Jolkowskiego uznał ją za najbardziej zagadkową, z jaką się spotkał w ciągu trzydziestu lat pracy."

      Pozdrawiam, a link wędruje do archiwum. Dzięki



      Anonimowy - Odsłucham dziś w pracy. Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
    3. Re Anonimowy : Przecież to internetowa pasta z reddita o schodach w lesie, tyle że przeczytana przez autorkę jako własne wspomnienia.

      Usuń
    4. @ MaX Pain
      Hmm...dziękuję za uwagę! Linki pod tym Yt-bem tej pani prowadzą do artykułów napisanych 6 lat temu (sic!) Napisal je raczej mężczyzna . Czy autorce chodziło o pozyskanie zainteresowania u słuchaczy?
      Panie Arek może coś napisze?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    5. A więc pod filmem z YT jest podane źródło z reditta, skąd ta pani przetłumaczyła tekst. Dwa przypadki znałem już, ja czytałem je w artykułach Swancera na blogu "Mysterious Universe" Ja także myślałem, że chodziło o mężczyznę. Czy były prawdziwe? trudno powiedzieć, wszystkie osoby / osoba pozostaje anonimowa. Podanie nazwiska i tak by wiele nie zmieniło, ale nawet gdyby nazwisko się zgadzało i osoba ta byłaby zatrudniona jako ratownik, nadal nie będziemy mieć 100% pewności czy takie coś miało miejsce. Tak zresztą jest z wszystkim. Można widzieć UFO i być wiarygodnym i tak w necie będą ludzie, którzy nie wierzą w ufoludków. Z drugiej strony, można sobie wymyślić historyjkę , a w necie znajdą się tacy, co uwierzą. Tylko autor wie ile w tym prawdy, Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    6. Spokojnie panowie i panie, to creepy pasta pisana specjalnie dla Reditta, nie ma nic wspólnego z prawdą i można na Reditt'cie znaleźć więcej takich perełek w specjalnie dla nich założonym wątku. HOWGH

      Usuń
    7. Nie wiem, ale jak szukam w internecie, to wydaje mi się, że na redditcie ludzie wpisują historie gdzieś wyczytane, jak w: "Strange Things In The Woods: A Collection of Terrifying Tales " Steava Stockton, oczywiście oprócz jakiś wymyślonych w wiadomych celach. Grupa na redditcie pod nazwą "no sleep" słynie z własnych historyjek (przynajmniej tak mówią inni). Odwiedziłem tam forum "r/HighStrangness", oprócz Missing 411, piszą też o podobnych przypadkach jak z filmu kolegi powyżej. Pozdrówka.

      Usuń
    8. Wiem Arkadiuszu o czym mówisz, ale ta konkretna pasta zaczęła życie w wątku creepy pasta. Śledziłem jej powstawanie od samego początku istnienia, bo uwielbiam takie historyjki z dreszczykiem. Ta powstała na zasadzie jednego epizodu, ale autor został poproszony o dalsze pociągnięcie wątku, z czym miał trochę problem i widać to po całości pasty. No i zaczął też z czasem zbytnio ubarwiać i się gubić, ale i tak wyszło świetnie, co widać po reakcji osób które do dzisiaj uważają całą historię za prawdziwą.

      Usuń
  7. Panie Arkadiuszu,

    tak! Bardzo dobra analiza przypadku Jasona. Ten kolor czerwony faktycznie często się pojawia, a i cechy samego zaginionego mogły go predestynować do zaginięcia.

    Atak na samochód (w tym przypadku pogodowy) - oj tak, on często stanowi dla człowieka jakby pancerz. Kilka razy byłam świadkiem, jak "coś" atakowało najpierw auto (unieruchamiając je), a po kilku dniach człowieka. Jakby atak na samochód był zapowiedzią czegoś...

    Jest jeszcze inna, ciekawa kategoria zaginionych - ci, którzy rozbili samochód i zniknęli. Często po kraksie, zwykle niezbyt poważnej, tacy ludzie wysiadają z samochodu, zdejmują buty (?), rozrzucają swoje ubrania, torbę z laptopem gdzieś pod drzewo i ślad po nich ginie. W wolnej chwili pozbieram te przypadki i podlinkuję je.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka.
    Zgadza się, czytałem kilka takich przypadków, niby wypadek nie groźny, ale ludzie jakby odeszli od zmysłów, zachowują się tak irracjonalnie. Lekarze chcą to tłumaczyć szokiem, lecz to nie takie proste, myślę, że do totalnego zdezorientowania mogło dojść już podczas jazdy i w wyniku tego doszło do lekkiego wypadku i dalszych perturbacji, które pasują do schematu zaginięć. Przypadek Lindsay Gardner opisany tutaj: https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/2021/05/zaginiecia.html pasuje też do takich incydentów, ludzie jakby tracili głowę, nie wiem jak to inaczej nazwać.

    Linki zawsze mile widziane, dzięki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie czytam sobie art. o folklorze i tu cytat z książki mającej 110 lat na karku.

      "In the neighborhood of Snowdon the fairies were believed to live beneath the lakes, from which they sometimes came forth, especially on misty days, and children used to be warned not to stray away from their homes in that sort of weather, lest they should be kidnapped by them. These fairies were not Christians, and they were great thieves. They were fond of bright colours. They were sharp of hearing, and no word that reached the wind would escape them." (pg. 136-137)

      "Lubiły jasne kolory". Fajnie pokrywa się z innymi relacjami z innych części globu. „Wierzono, że w sąsiedztwie Snowdon wróżki mieszkają pod jeziorami, z których czasami wychodziły, zwłaszcza w mgliste dni, a dzieci ostrzegano, by nie oddalały się od swoich domów w taką pogodę, aby nie zostały przez nich porwane." Nic dodać - mgła, dzieci.

      Usuń
    2. Panie Arku ,przypadek Lindsay Gardner jest makabryczny!!! Ktoś /coś ,kto to robi wydaje się być
      totalnym Złem. W tym przypadku tak przyszło mi do głowy,że wielka miłość matczyna do dziecka,
      tak rozwcieczyła sprawcę i w taki okrutny, sadystyczny sposób się zemścił.





      Usuń
    3. Hmm, ja tylko pomyślałem, że to takie okrutne, że nic ani nikt, żadna ponadnaturalna dobra istota nie pomogła. To pokazuje, jak naprawdę jesteśmy bezbronni. Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Arku proszę jak najwięcej takich artykółów. Jestem fanem tego tematu. Pozdrawiam Kosmitek

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.