Magiczna góra Inyangani .

 Na świecie jest kilka takich miejsc, o których nawet w przewodnikach turystycznych pisze się więcej o mitach i dziwnych wydarzeniach niż na przykład o szlakach turystycznych — góra Inyangani należy do takich.

                                          Widok na Inyangni (Copyright Tripadvisor)


Mieszkańcy okolicy góry Inyangani w Zimbabwe, ostrzegają turystów, aby nie nosili czerwonych ubrań, jeśli chcą zwiedzić górę, której przydomek oznacza: "Góra, która połyka ludzi". Taki strój, a także niektóre zachowania, rozgniewałyby mieszkające tam duchy, które za karę mogą uwięzić daną osobę w świecie pośrednim zwanym chimidzą. Inyangani nie jest typową górą, jaką sobie wyobrażamy, nie posiada wierzchołka, tylko wielki płaskowyż, który rozciąga się na kilka kilometrów. Jej wysokość wynosi 2500 metrów i potrzeba kilka godzin, żeby wejść na widokowe tereny. Płaskowyż przyciąga ludzi z całego świata i można śmiało powiedzieć, że na szlakach turystycznych już od wielu lat było dość gwarno. Tubylcy niechętnie mówią o górze i na pewno nie rozkoszują się nią, jak to robią turyści, niejeden z nich który był tam na polowaniu, nigdy już nie wrócił. W przeciągu stuleci liczba ofiar stale rosła, dzisiaj mówi się o setkach zaginionych osób. W 2014 roku doszło do dwóch incydentów, które sprawiły, że rząd Republiki Zimbabwe musiał podjąć pewne zabezpieczenia. Dwie pary turystów zwiedzały płaskowyż, gdy jeden z mężczyzn odszedł na chwilę za skałę, by się załatwić i nigdy już nie wrócił. Niesamowite było to, że nie było możliwości, żeby stamtąd wyjść niezauważonym. Na płaskowyżu, na tej wysokości nie ma drzew, nie ma przepaści ani jaskiń, tylko trawa i kamienie, tu i tam skały. Policja i wojsko zorganizowały poszukiwania, lecz mężczyzny do dziś nie odnaleziono. Na pewno nie był on pierwszym turystą, który po godzinach marszu musiał się wysikać. Jednak to, co zrobił, uchodzi w oczach tubylców jako pretekst, by ściągnąć na siebie gniew demonów góry. Wierzyć szamanom, człowiek, który udaje się na górę Inyangani, powinien w pierwszej kolejności unikać świętych miejsc. Nie dać się zwieść duchom kuszących mirażem, który przedstawia złoty kamień, lub garniec nad ogniskiem. Ponadto na górze nie wolno przeklinać, uprawiać stosunków miłosnych, nie robić nic co mogłoby nie podobać się niematerialnym istotom, a w żadnym przypadku nie nosić ubrań w kolorze czerwonym. Przed wejściem na górę turysta powinien zapytać szamana o odpowiedni czas. Nie są to jakieś nowe reguły, tak podobno robiono już setki lat temu, jednak w czasach masowej turystyki, w czasach "precz z zabobonami" tak naprawdę niewielu trzyma się tych zasad.


Drugi  incydent z 2014r. dotyczy  parlamentarzysty wraz z delegacją indyjskich przedstawicieli gospodarki. W ramach ustalonego programu odwiedzono malowniczy płaskowyż. Grupa składająca się z ministra, pięciu gości i czterech uzbrojonych żołnierzy, rozkoszowała się dobrą pogodą i bajecznymi widokami. Kłopoty zaczęły się od tego, że jakby stracili orientację, żołnierze, którzy znali górę, nie mieli nagle wielkiego pojęcia, w którym kierunku iść. Grupa postanowiła wejść na skałę, by lepiej zorientować się w stosunku do lokalizacji, jednak nie pomogło to wiele. Po dłuższym błądzeniu, także obcokrajowcom udzieliło się zakłopotanie. Postanowiono jednak pozostać na miejscu i wypocząć. Po pewnym czasie zauważono innych żołnierzy, którzy wyglądali, jakby czegoś szukali, a w powietrzu pojawiły się wojskowe samoloty. Grupa dawała znaki żołnierzom, którzy znajdowali się tylko kilkadziesiąt metrów poniżej skały, na której się znajdowali. Ci jednak wyglądali tak, jakby ich nie zauważyli, nie usłyszeli, jakby byli dla nich niewidoczni. Nawet wołania i machania nic nie pomogły. Po ponad 90 godzinach zostali odnalezieni i o dziwo nie byli ani głodni, ani nie brakowało im wody. To była wielka akcja poszukiwawcza, w końcu, zaginął członek rządu i zagraniczni dyplomaci. W ramach poszukiwań wysłano wszystko, co było tam pod ręką. Co ciekawe i co przeczy z rozsądnym myśleniem — dla grupy było to tylko kilka godzin, a w rzeczywistości miało minąć kilka dni. Brzmi jak kompletna bzdura, ale dokładnie takie same zjawisko czytamy w wielu dobrze udokumentowanych przypadkach zaginięć. Niektórzy ludzie, którzy zostali odnalezieni po kilku, kilkunastu dniach są w zaskakująco dobrej kondycji, nie są wygłodzeni ani odwodnieni. To samo ze zwierzętami, można by oczekiwać, że np.: pies, który zaginął wraz z właścicielem, będzie ubrudzony, zaniedbany i głodny. A jednak kiedy go odnaleziono lub sam wrócił do domu, był w dobrym stanie. W jednym z przypadków zaginął 4-latek, a z nim szczeniak. Gdy po pięciu dniach, piesek wrócił do domu, okazało się, że nie jest ani mokry, chociaż padał deszcz, ani nie wyglądał, jakby tyle dni spędził w lesie. Najdziwniejsze było to, że nie był głodny, ignorował podstawione jedzenie. Może dorosły pies byłby w stanie coś upolować, ale szczeniak?

Według legend chimidza jest miejscem pośrednim. Ludzie, którzy przeszli przez niewidzialne wejście, znajdują się w międzyświecie — naszym a tym zamieszkiwanym przez demony i duchy. Człowiek pozostaje tam tak długo aż znajdzie wyjście do jednego z dwóch światów. Przy czym dla nas, w naszym świecie czas upływa wiele szybciej niż dla ludzi uwięzionych w chimidzy. Gdy u nas minęły dni czy miesiące, ci, którzy wrócili, mówią o godzinach, a ich wygląd i kondycja fizyczna zdają potwierdzać to. Mówi się także, że niekiedy można zauważyć na górze turystów, którzy wyglądają jakby się "zawiesili", jakby byli w stanie jakiegoś transu. Oczy ich wydają się nieprzytomne, a ludzie ci sprawiają wrażenie bardzo zmęczonych. Oczywiście nikt nie zostawi takiego człowieka bez opieki. Zabrani z tego miejsca, szybko nabierają sił i wracają do przytomności. Potem następuje wielkie zdziwienie, spoglądając na zegarek i niedowierzający komentarz "Ja tam tkwiłem chyba godzinami". Na górze można spotkać także ludzi, którzy stracili orientację, i jak mówią; "nigdy czegoś takiego nie zaznali". Inną "atrakcją" góry, która połyka ludzi, są dziwne mgliste chmury, które przemieszczają się w różnych partiach płaskowyżu. Ludzie, którzy znaleźli się w takiej chmurze twierdzili, że czy szli szybko, czy wolno, chmura podążała wraz z nimi. Od pamiętnego 2014 roku, który obfitował w tajemnicze incydenty, dostęp na płaskowyż został utrudniony. Dojazdów pilnuje wojsko i tylko turyści z miejscowym przewodnikiem mogą wejść na górę, ponadto każdy musi mieć telefon z naładowaną baterią i sprawną latarkę. W okolicy postawiono nowe maszty telefonii komórkowej. Płaskowyż oznaczono szlakami turystycznymi, których nie wolno już opuszczać.

W komentarzach czytam niekiedy, że to tylko opowieści, by ściągnąć jeszcze więcej turystów. Wydaje mi się jednak, że w tym przypadku, władze faktycznie zmniejszyły ilość turystów, także liczby na stronie internetowej Parku Narodowego Inyangani potwierdzają ten trend. W 1981 roku na górze zaginęły dwie nastolatki, przy czym jedna z nich była córką byłego ministra Tichaendepiego Masaya. Tamtejsza akcja poszukiwawcza przybrała rozmiary, jakich jeszcze nie było. Pomimo ogromnych poszukiwań, dziewczyn nie znaleziono. Internetowe archiwum zawiera artykuł "NewsDay Zimbabwe", który został napisany przez lokalnego oficera Informacji. Uważam to za bardzo cenne źródło, to artykuł napisany przez człowieka, który pochodzi z tego kraju, który tam mieszka, a jego pozycja i wykształcenie pozwalają na dostęp do ciekawych informacji. Swoją drogą bardzo polecam ten art.: https://www.newsday.co.zw/2014/01/mountain-swallows-people/  Teoria "wymyślonych bajek" i "zwykłych podań ludowych" zostaje szybko odrzucona, górę porównuje się do innych miejsc na świecie jak np.; rejon Trójkąta Bermudzkiego gdzie ludzie znikają od dekad i nie tylko trudno znaleźć przyczynę, ale i same zwłoki. To samo dzieje się na górze Inyangani, ale tu jest jeszcze dziwniej, ponieważ nie ma tam jaskiń, czy niedostępnych miejsc. Gdzie podziały się te wszystkie zwłoki? Liczba zaginionych jest bardzo wysoka, nieoficjalnie mówi się o setkach ludzi i żeby nawet ich pozostałości nie znaleźć, jest to bardzo enigmatyczne. Artykuł cytuje także ludzi z plemion żyjących w sąsiedztwie. Ci mówią o mściwych demonach porywających ludzi po przekroczeniu wejścia do świata pośredniego — chimidzy. Kilka przykładów tajemniczych zaginięć i szeroko zakrojonych akcji ratowniczych mają potwierdzać, że to nie zabobon a wydarzenia, które dzieją się naprawdę.

Szczegółowe relacje, takie jak te brytyjskiego studenta Thomasa Gaisforda, który zgubił się w 2014 r. i który być może zawdzięcza swój powrót do cywilizacji tylko swojej roztropności i wsłuchaniu się w rady mieszkańców, są rzadkością. Thomas wędrował po płaskowyżu, gdy ze szczytu obniżyła się gęsta mgła, całkowicie go zamykając i uniemożliwiając orientację. Pogoda tego dnia była nie najlepsza, niewyraźna, widział kilka skupisk mgły, które trzymały się tu i ówdzie, ale że są aż tak gęste, tego nie przypuszczał. Gdy tylko rozbił namiot, żeby przeczekać na górze, aż pogoda się polepszy, zaczęło padać. Ulewa była tak obfita, jakby szara kurtyna spowiła górę. Jak później napisał: - do namiotu zbliżały się liczne zwierzęta, jakby chciały obserwować pechowego trampa, w tym kilka przerażających węży. Porządnie wystraszony całą sytuacją, student zaczął się modlić o szczęśliwe zakończenie przygody. Pamiętał o tym, co mówili miejscowi: zwierzęta, które zachowują się dziwnie, powinny być konsekwentnie ignorowane — ponieważ nie należą do naszego świata. Młody człowiek wziął sobie radę do serca i rzeczywiście został pozostawiony w spokoju. Gdyby zachował się inaczej — miejscowi uważają, że nigdy by nie powrócił. Zdania są jak zawsze podzielone, jedni uważają, że nieustanne modły trzymały stworzenia z dala od siebie, inni twierdzą, że zwierzęta go nie zaatakowały, ponieważ nie czuły się zagrożone. Gaisford przeczekał 10 godzin ulewnego deszczu, później powiedział, że słyszał wiele dziwnych historii o tej górze, ale za bardzo w nie, nie wierzył. Miejscowi ostrzegali go przed wchodzeniem na górę, opowiadali mu dziwne, niezwykłe rzeczy, które miały się tam wydarzyć. Dziś żałuje tylko, że nie posłuchał i nie wziął lokalnego przewodnika.

                              Thomas Gaisford  i cała przygoda: https://nehandaradio.com/2014/08/30/british-tourist-survives-nyanga-mountain-ordeal/


W połowie kwietnia 2020 roku doszło do następnych wstrząsający wydarzeń. Jak informował serwis internetowy "iHarare.com", góra zaliczyła następną tragedię, lecz po kolei.

Niefortunna przygoda zaczęła się po tym, gdy bydło państwa Matsiwira wymknęło się spod kontroli, ginąc z pastwiska. Głowa rodziny, pan Shingirai Matsiwira (35 l.) wybrał się na poszukiwania zwierząt, zabierając ze sobą swoich 8-letnich synów bliźniaków oraz siedmioletniego siostrzeńca. Ich droga wiodła w kierunku płaskowyżu, gdzie widocznie coś się stało, iż rodzic stracił orientację, co dokładnie, tego niestety nie wiemy, faktem pozostaje to, że do wieczora nie wrócili. Ulewne deszcze, które w późniejszych godzinach towarzyszyły niefortunnej czwórce, na pewno miały jakiś wpływ na to, co się wydarzyło, prawdopodobnie towarzysząca mgła przyczyniła się do zagubienia drogi. Jeszcze tej samej nocy jego żona poinformowała władze i mieszkańców wioski, tak że w bardzo krótkim czasie udało się zorganizować akcję poszukiwawczą. Grupa ratowników szybko odnalazła pana Shingirai i trójkę dzieci, wszyscy byli nieprzytomni. Z Góry zabrano ich do Szpitala Okręgowego w Nyanga. Tego samego dnia Tinashe Farawo rzecznika prasowy Parku Narodowego, potwierdził incydent oraz zgon bliźniaków, ojciec i siedmiolatek pozostali w szpitalu dochodząc do zdrowia.

"Nie udało się dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło, ale wstępne ustalenia wskazują, że ojciec i jego synowie poszli szukać bydła w Parku Narodowym, będąc na górze, doszło do załamania pogody i zgubili drogę" – powiedział Farawo.

Chyba nigdy nie dowiemy się, co się tak naprawdę wydarzyło, nawet później, gdy stan poszkodowanych był na tyle dobry, aby mogli opowiedzieć, nie potrafili sobie nic przypomnieć. Co pamiętali to to, że zaczęło mocno padać, resztę jakby mieli wymazane z pamięci. Także nie wykazano jednoznacznej przyczyny śmierci bliźniaków, w takich przypadkach zwykle używa się określenia "śmierć z wyczerpania". Wprawdzie jest to przyczyna, którą nie powinno się lekceważyć w przypadkach śmierci związanych z zaginięciami, ale trzeba mieć na uwadze, że byli wystarczająco ubrani, a poszukiwania bydła trwało tylko kilka godzin. Rodzina skontaktowała lokalnego szamana, który twierdzi, iż duchy magicznej góry uważały zabłądzone bydło jako swoje, a na nieproszonych intruzach chciały się zemścić. Ów medyk, który towarzyszył ratownikom, miał odsunąć fatalną klątwę i tym samym umożliwić wyzdrowienie ojca i siostrzeńca. Tak przynajmniej wygląda tłumaczenie lokalnych wierzeń. Sprawa jak najbardziej budząca kontrowersje, jednak powinna być wspomniana, ponieważ to całkiem inna kultura. Gdyby to wydarzyło się u nas, nikt na pewno by o takich klątwach nawet nie wspomniał. Co innego w okolicach właśnie tej góry i nie jest to pierwszy przypadek tego rodzaju. Szamani nawet odradzają sprowadzać zagubioną trzodę hodowlaną z powrotem z góry, według ich przekonania, wiążą się z tym takie różne problemy. Oczywiście, dla innych jest to kompletna bzdura, jednak pozostaje fakt, iż płaskowyż, który nie jest jakimś trudnym terenem, który jest bardzo przejrzysty, bez wielu drzew, bez przepaści i jaskiń oraz innych pułapek. Teren, który wydaje się w miarę bezpieczny, a jednocześnie ma złą sławę, znów pochłonął ludzkie życie, i znów trudno wytłumaczyć, dlaczego tak się stało.


Wykorzystano między innymi:

https://www.youtube.com/watch?v=s_cCjvygmyg

https://iharare.com/sacred-mt-nyangani-twins-die/

https://www.newsday.co.zw/2014/01/mountain-swallows-people/


Aktualizacja do wątku  tajemniczej śmierci  w pobliżu Yosemite: https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/2021/09/zagadkowa-smierc-w-poblizu-yosemite.html

Jak głoszą portale internetowe — tajemnica śmierci Johna Gerrisha, Ellen Chung, ich córeczki i psa, których znaleziono w sierpniu na szlaku w pobliżu Parku Narodowego Yosemite, dobiegła końca.
Przyczyną śmierci miała być hipertermia z możliwym odwodnieniem, powiedział szeryf hrabstwa Mariposa Jeremy Briese na konferencji prasowej.
To bardzo tragiczny incydent, tragiczna sytuacja, która od samego początku była bardzo wyjątkowa”

Przyczyna śmierci psa jest wciąż nieustalona, ​​lecz szeryf również podejrzewa problemy związane z upałami.
Nie jest to taki zwyczajny przypadek, przedstawiciel prawa zauważył także, że zgony spowodowane hipertermią są pierwszymi, jakie Briese widział w ciągu 20 lat pobytu w hrabstwie Mariposa.

Ów szlak ma kilka stromych sekcji, a para pokonała około 6,1 mil w temperaturach 42 stopni C. Trzeba zaznaczyć, iż szlak ma niewiele cienia lub nie ma go wcale. Wraz z parą znaleziono pusty 2,5 litrowy pęcherz na wodę, a w wypowiedzi mówi się o pustym zbiorniku, co przeczy z wcześniejszymi informacjami. W pierwszych artykułach mówiono o tym, że woda została wysłana do analizy, aby ustalić możliwe zatrucie.

Śledczy rozważali szereg możliwych przyczyn, od toksycznych glonów zgłoszonych w pobliskiej rzece Merced po trujące gazy z opuszczonych kopalni w pobliżu szlaku. Na ciałach nie znaleziono żadnych fizycznych dowodów przemocy, dlatego od razu wykluczono atak człowieka lub zwierzęcia.
Nie wiem, jak wy myślicie, ale żeby zaraz dwóch dorosłych zmarło? to młodzi i wysportowani ludzie. No i oczywiście także pies, czy naprawdę 42 stopnie Celsjusza aż tak mogą dać się w znaki? Lubię oglądać programy gdzie ludzie bez sprzętu, jedynie to, co sami znajdą po drodze, pokonują ogromne dystanse, jeżeli znajdą, piją wodę i to nie zawsze dobrej jakości, lecz gdy nie ma wody, maszerują dalej, wiele, wiele km i chociaż są wyczerpani, jakoś dają radę. Niekiedy nie mają jedzenia przez wiele dni, a wody tyle, żeby ledwo przeżyć i w taki sposób przeżywają 3 tygodnie (z góry ustalone przez jurorów). A tu dwoje wysportowanych młodych ludzi umiera po kilku godzinach, przepraszam, ale jakoś nie chce mi się wierzyć. Przyznam, że 2,5 litra na 13-kilometrowy marsz, dla dwóch dorosłych, dziecka i psa to trochę mało. Jednak nadal wątpię, ponieważ dorosły, wysportowany człowiek pokona taką odległość bez zadyszki. Nawet nie pijąc wody ze strumienia, można by ją wykorzystać do ochłodzenia, ponadto pies raczej nie przeczytał ostrzeżenia i myślę, że w obliczu wielkiego pragnienia, napiłby się tej wody. Najbardziej jednak dziwi mnie to, że ci młodzi zdrowi rodzice, oboje zmarli tak szybko i to na stosunkowo krótkim szlaku. 

Komentarze

  1. 2.5 litra na 13 kilometrów i dwie osoby plus niemowlę to bardzo dużo. Robiąc około 10 kilometrów w lesie w dwie osoby również z niemowlęciem wypijamy może ze 200 ml wody. Biegnąc latem, w upale 10 km wypijam może z litr. Świadoma osoba nie potrzebuje pić naraz tyle wody, bo tylko ją wypoci. To dość powszechny błąd żywieniowy, dodatkowo nakręcany przez producentów izotoników. Także odwodnienie bym wykluczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka witam.

      Z tym piciem podczas wędrowania to taka sprawa, sam też zauważyłem wędrując grupą iż niektórzy piją dużo, dużo więcej niż inni. Jednak nie jest to taka wielka odległość ( pomimo temperatury i braku cienia — przez pożary ostatnich lat), aby zdrowi, młodzi ludzie i pies musieli od razu umrzeć. Co do ich pęcherza do transportu wody, myślę tak sobie, że my nawet nie wiemy i nie będziemy wiedzieć ile naprawdę tej wody mieli ze sobą od początku. Następna sprawa i sprawa ponowna :) , to używany szlak, gdzie można spotkać innych traperów, to nie pustynia gdzie nie ma ludzi, gdzie nie ma wody — rzeka Merced, ta, z której nie wolno pić, ale można choćby tylko odświeżyć twarz i wykorzystać do zrobienia zimnych okładów. No i stosunkowo krótki szlak.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Korzystając z okazji publikacji kolejnego artykułu chciałbym przytoczyć dwa kolejne zaginięcia z Polski, które na podstawie dostępnych informacji posiadają znamiona typowe dla zaginięć spod znaku "Missing 411".
    Pierwszy z nich to przypadek Ewy Wołyńskiej z miejscowości Karlino. Dziewczynka w dniu zaginięcia miała 10 lat. Cała historia zaczyna się 5 kwietnia 2002 roku. Dziewczynka po powrocie ze szkoły i odrobieniu lekcji wychodzi na dwór pobawić się z dziećmi. Około godziny 18 matka widzi przez okno, że dziewczynka idzie w stronę lasu z inną dziewczynką pod rękę. Jak sama później przyznała, nigdy wcześniej nie widziała tej dziewczynki, a sama sytuacja spowodowała u niej dziwny niepokój. Z relacji wynika że chciała zawołać córkę jednak w tym momencie przybiegło drugie jej dziecko i dosłownie na chwilę spuściła z Ewy wzrok, gdy spojrzała przez okno ponownie małej już nie było. Jakiś czas później rodzice zawiadomili policję. Co ciekawe i tajemnicze matka powiedziała, że dziewczynka, która prowadziła Ewę w kierunku lasu była praktycznie identyczna jak ona, z tą różnicą, że miała czarne włosy. Policja w tej sprawie badała jeszcze wątek tajemniczego samochodu z obcymi rejestracjami, jednak nie zdało się to na wiele. Rodzice w akcie desperacji współpracowali również z jasnowidzami, a ojciec osobiście starał się szukać córki w Niemczech jednak bez skutku - Ewy Wołyńskiej nie odnaleziono do dzisiaj.

    Kolejny przypadek, na który się natknąłem jest dosyć świeży, bo z 17 września 2021 roku i dotyczy 58-letniej Agnieszki Sobieszuk z Wólki Łózeckiej.Kobieta tego dnia wyszła około godziny 9 rano do lasu na grzyby. Gdy nie wróciła, dzień później jej mąż zgłosił zaginięcie. Akcja poszukiwawcza ruszyła dosyć sprawnie i niemal natychmiast. Zaangażowany został dron oraz śmigłowiec, także psy tropiące, w tym pies przeszkolony do wykrywania zwłok. W poszukiwaniach oprócz Policji i Straży Pożarnej uczestniczyli również mieszkańcy i rodzina. Poszukiwania trwały do 7 października - tego dnia odnaleziono ciało kobiety (cytując lokalny portal informacyjny) "w trudnodostępnym terenie nieopodal Jeziora Żeliźnieckiego (...) a wstępne ustalenia wykluczyły udział osób trzecich". Z informacji jakie udało mi się jeszcze ustalić zwłoki znalazła jedna z osób cywilnych uczestnicząca w poszukiwaniach (i choć to tylko moje domysły, to nie byłbym zdziwiony, gdyby teren ten był wcześniej przeszukiwany). Natomiast na jednej z lokalnych grup na FB jeden ze świadków zeznał że widział bardzo podobną kobietę, która dziwnie się zachowywała w okolicach miejscowości Ulan-Majorat, w dniu 19 września. Co interesujące Ulan-Majorat znajduje się około 30 kilometrów na zachód od Wólki Łózeckiej, natomiast Jezioro Żeliźnieckie 34 kilometry na wschód od Ulanu (!!), i około 8 kilometrów od miejsca zaginięcia kobiety.

    Być może moje wnioski na temat tych zaginięć, by podpisywać je "tagiem" Missing 411 są zbyt śmiałe jednk w obu przypadkach pojawiają się, powtarzające się w tego typu sprawach wątki - trudno dostępny teren w którym jest znajdowane ciało, czy tajemnicze okoliczności zaginięcia i absolutny brak śladów zaginionego. Wnioski pozostawiam Wam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka witam.
      Dziękuję za ciekawe przypadki. Patrzę właśnie na mapę i widzę, że jezioro jest w dość znacznej odległości do miejsca, gdzie miano widzieć podobną kobietę. Paulides opowiada o podobnych przypadkach, kiedy zagubieni przeszli wiele kilometrów nawet i bez butów w śniegu i to nie wszystko - będąc w pobliżu zabudowań jakby ich nie widzieli. Tak jedynie można wnioskować po pozostawionych śladach i fakcie, że zmarli w bezpośredniej okolicy. "W trudnodostępnym terenie nieopodal Jeziora Żeliźnieckiego", gdyby została zamordowana, czy ów ktoś trudziłby się ciągnąć ją w jakieś miejsce? Mógłby przecież zostać zauważony. " Nieopodal jeziora", cholera co ta woda ma z tym wspólnego?

      Wiesz co mnie interesuje w tym pierwszym przypadku? Ta druga dziewczynka, gdyby następne dziecko zaginęło byłoby głośno. Włos się jeży.


      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Witam. Pewne podejrzenia nasuwają mi się na myśl po sprawdzeniu w Sieci, że do dziś nie wiadomo, kim była ta druga dziewczynka z historii Ewy Wołyńskiej, o zgłoszeniu jej zaginięcia już nie wspominając. Mogła ona być wysłana jako wabik przez gang pedofilów, bowiem w dniu zniknięcia Ewy w okolicy zaobserwowano auto na obcych numerach. Istnieje jednak inna, wychodząca poza widzialny oczyma świat możliwość. W USA w ostatnich latach ukazała się książka Tima Marczenko "Disembodied voices. True accounts of hidden beings" (w tłum na pol. "Bezcielesne głosy. Prawdziwe opowieści o UKRYTYCH stworzeniach." ; duże lit. w podtyt. ode mnie). Zawiera ona m.in. opis zdarzenia z Virginii (USA) z 2009r., w którym młodzi ludzie obozując w lesie słyszeli w nocy żeński głos (jak się zdawało, blisko czy nawet b. blisko zlokalizowany) wielokrotnie wzywający pomocy, ale dokładne przeszukanie terenu z użyciem mocnych latarek nic nie dało, po czym głos odzywał się ponownie (!). Rano zarządzający obozem pastor (rzecz dotyczyła bowiem badaczy Biblii) najwyraźniej pod wpływem nocnych wydarzeń nakazał likwidację obozu a jego reakcje wskazywały że wie, iż nocne głosy nie pochodziły z naszego świata(!). Nieco podobnie mogło być w przypadku Ewy Wołyńskiej, z tym, że tutaj ze względu na porę dnia i wiek/psychikę dziecka do wciągnięcia jej do jednego ze światów równoległych (???) zamiast wabika w postaci głosu użyto odpowiednio ucharakteryzowanej postaci "stamtąd", której zarówno natura, profil moralny jak i zamiary pozostają nieznane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio słyszę dziwne dźwięki w okolicy domu. Najpierw myślałem, że to jakieś zwierzęta typu ćma czy nietoperz ale odrzuciłem tą teorię. Bać się nie boję ale... Słyszeć coś co zdaje się wykonywać jakieś manewry tuż nad głową a nie widzieć źródła wprawia w pewną irytację.

      Usuń
    2. Devastator, nie jesteś sam. Kilka lat temu z rosnącego kilka m od domu drzewa o wys. ok. 2,5 pięter przez krótki czas słyszałem upiorne wrzaski jakiegoś ptaka (???), brzmiące jak z horroru albo z nagrania prawdziwych egzorcyzmów (wręcz budzące lęk) i b. głośne. Wątpię by ptak/inne zwierzę obdarzone takim głosem żyło w Polsce (w dodatku mieszkam na obrzeżach niewielkiego miasta ok 35 km od Wwy a nie np koło lasu). Niestety ze względu na ciemności nic nie dało się zobaczyć. Ani przedtem ani potem w Polsce nie słyszałem takiego dźwięku a trochę na wycieczki przyrodnicze chodziłem. Dodam że z żyjących w Polsce motyli nocnych (tzw. ciem) głośny dźwięk (coś między buczeniem a piskiem) może wydać tylko wielka zmierzchnica trupia główka Acherontia atropos ale w specyficznych sytuacjach (niepokojona). Krajowe nietoperze o ile wiem mogą wydawać jedynie niezbyt głośne piski a przeważnie latają bezgłośnie. Pozdro

      Usuń
    3. devastator
      Dzieje się to często?, w mniej więcej tym samym czasie?

      Usuń
    4. Nie. To było ze 2 razy w październiku i raz 3 listopada. W październiku działo się to w okolicach godz. 20:00-22:00 a w listopadzie ok 16:00. Wgrałem sobie do tel generator częstotliwości aby ustalić co mniej więcej słyszałem. Najpierw w głowie pojawia się cichutki pisk jaki słyszę na generatorze w ok 14.3 khz a po chwili włącza się do tego cichutkie cykanie które trwa non stop. Przy tym ma się wrażenie, że to coś lata gdzieś tuż nad głową ruchem podobnym do drona czy zawisaka. Ma się wrażenie, że to coś podlatuje - skanuje/obserwuje - odlatuje. Dźwięk z 3 listopada był zgoła inny. Pamiętam że nazwałem to dudniącym gwizdem. Wydawało mi się że musi taki dźwięk wydawać coś dużego/masywnego kręcącego się wokół jakiegoś punktu ale po torze w kształcie ósemki. Niebo było czyste, żadnej chmurki, ptaka czy komara a dźwięk dochodził wyraźnie z góry. Nawet głupio to komuś opowiadać by nie wyjść na wariata.

      Usuń
    5. Hejka, witam.

      Widzę, że to już dobrze obczaiłeś, wprawdzie miałem na myśli drona lub nietoperze, bo te kiedyś naprawdę swoimi akrobacjami nad głową doprowadzały mnie do szału. Jednak piszesz, że widoczność była dobra i wykluczasz to i owo, no i dudniący gwizd też nie pasuje za bardzo. Nie mam pojęcia, co to mogło być. Kiedyś słyszałem coś jakby nadlatający rój pszczół, tak blisko mnie, że zacząłem się obawiać, ale pogoda była słoneczna, jasno i nic nie mogłem zobaczyć, a dźwięk był tak blisko mnie, że musiałbym normalnie coś widzieć. Dziwne. Udanego polowania!, może znajdziesz przyczynę, może uchwycisz te niewidzialne coś.


      Pozdrawiam.

      Usuń
    6. "Nadlatujący rój pszczół" bywa słyszany w związku z pojazdami UFO...

      Usuń
    7. Tak, jeżeli to jakieś było to jednak niewidoczne. Pozdrówka.

      Usuń
    8. Devastator, odgłosów wydawanych przez jednego z największych motyli krajowych, czyli zmierzchnicę trupią główkę (łac. Acherontia atropos) z rodziny zawisakowatych (Sphingidae) możesz na wszelki wypadek odsłuchać na YT, przykładowo pod następującymi adresami:

      https://www.youtube.com/watch?v=efyufhtO7VU
      https://www.youtube.com/watch?v=P68EMUweLaw
      https://www.youtube.com/watch?v=8tQgn3lhBsY
      https://www.youtube.com/watch?v=mHQM5UdNwoc
      https://www.youtube.com/watch?v=VMWeXQ40gOk
      https://www.youtube.com/watch?v=25SfbT5pvUg (trochę mniej udane)

      Miłych wrażeń :) .

      Usuń
    9. Dodam, że druga generacja Acherontia atropos lata u nas od przełomu sierpnia i września najdalej do pierwszej połowy listopada, głównie wieczorami (nazwa!) i nocami. Powtarzające się "odsłuchy" jej dźwięków wydają się jednak o tyle mało prawdopodobne, że motyl jest dość rzadki, głośne dźwięki wydaje z reguły gdy ktoś lub coś go niepokoi, w dodatku teraz jest ostatnia pora odlotu tego nieodpornego na mróz gatunku na południe. Dlatego jeśli dźwięki powtórzą się w grudniu to prawie na pewno nie będzie to zmierzchnica (chyba, żeby jakiś zabłąkany okaz zdecydował się na zimowanie w domu) Słowny opis słyszanych przez Ciebie dźwięków do trupiej główki pasuje tak średnio, jednak także w opisach wydawanych przez nią dźwięków występują rozbieżności - gdy np. atlas "Motyle nocne Polski" (Buszko, Masłowski 2012) określa te dźwięki jako "piszczący dźwięk o wysokiej częstotliwości", to inne fachowe źródła najczęściej mówią o dźwięku piszczącym, podobnym do wydawanego przez nietoperze czy myszy, rzadziej o piskliwym jęku (!), odgłosie emitowanym przez królowe pszczół czy nawet o krzyku(!). Być może więc zmierzchnica wydaje szersze spektrum dźwięków i - uwaga - w takim przypadku wątpię, by filmy do których łącza podałem wyżej zawierały wszystkie możliwości. Ja na nich słyszę coś co mogłoby być od biedy pogłośnioną mieszaniną dźwięków świerszcza i cykady choć ten opis też nie jest doskonały. Miłego słuchania.

      Usuń
    10. Odsłuchiwałem już odgłosy tej ćmy i to nie to. Jednego wieczoru ten dźwięk był słyszalny podczas pełni księżyca - cokolwiek byłoby w powietrzu - zobaczył bym to na 100% Nie wiem co to może być ale jest bardzo nieuchwytne/skryte.

      Usuń
    11. Słyszałam w porze letniej przez 2 lata(2018r i 2019r.)wrzask jak mi się wydawało jakiegoś ptaka egzotycznego !!??.Było to w mieście na moim osiedlu.Szkoda,że nie poprosiłam znajomej ,żeby to nagrała, kiedy pytałam się jej ,czy to słyszy.Owszem potwierdziła ,że słyszy,ale nie potrafiła powiedzieć co lub kto wydaje te przeraźliwe dżwięki.Naprawdę były okropne i takie ...mechaniczne.
      Może jednak był to ptak egzotyczny,którego ktoś trzymał latem na balkonie?
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    12. Przychodzą mi na myśl różne od lat podawane przez ludzi z wielu stron świata dziwne odgłosy w rodzaju Taos Hum, często wyjaśnione tylko warunkowo. Trzeba by przeanalizować np. jakie fabryki są w Twoim pobliżu czy strukturę geologiczną terenu. Druga możliwość to celowe eksperymenty z technologiami wypływania na umysł. Obecnie jest już możliwe nawet wywoływanie słyszenia w głowie ludzkiego głosu i robienie z kogoś osoby psychicznie chorej (choć to nie przypadek opisywany przez Devastatora), nie byłyby więc dziwne inne dźwięki powstające ubocznie przy tego typu testach. Nie ma gdzieś niedaleko Ciebie bazy wojskowej, zwłaszcza nie-WP (choć takie technologie wcale nie muszą działać jedynie na krótki dystans)? Trzecia opcja to różne nowe technologie np. te kończące się na G o których mało jeszcze wiadomo - trzeba by doczytać, czy mogą powodować słyszenie nietypowych dźwięków. Pozdrawiam

      Usuń
    13. Dodam tylko coś jeszcze. Taka koincydencja czasowa. Dzień po tym gwiżdżącym dźwięku - 4 listopada rano pisał do mnie kolega (czasy podstawówki i szkoły średniej). Pytał czy wszystko ok bo pojawiłem się w jego śnie. Dzisiaj tj 23 listopada rano znów o to pytał i znów mu się śniłem (coś związanego z pandemią). Napisałem mu, że to dziwne tak się śnić komuś 2 raz w miesiącu. On napisał, że w sumie to 3 raz tylko już nic nie chciał pisać tydzień temu (pewnie okolice 16,17 listopad). Chce koniecznie w weekend przyjechać. Od 3.11 do 23.11 nie pojawiły się żadne dziwne dźwięki.

      Usuń
    14. Z tym pojawianiem się w czyichś snach to może być nic groźnego, ale także - sądząc z wielu lektur ale i własnych doświadczeń ze snami - może to być objaw OSTRZEGAJĄCY. Pytanie przed czym - trudno mi w Twoim przypadku wyrokować na podstawie skąpych danych. Wobec powyższego radziłbym na wszelki wypadek włączyć przynajmniej na 3 tygodnie "podwyższony poziom ostrożności" czyli np. ostrożne/uważne prowadzenie auta (bez przekraczania dozwolonych prędkości), roweru, uważne korzystanie z przejść dla pieszych, gazu o prądu i ogólnie wykonywanie WSZELKICH czynności z uwagą a nie automatycznie. Także wszelkie stojące przed Tobą decyzje o różnym charakterze należy podejmować z głębszym niż zwykle namysłem. Wszystko to w wyrozumowany sposób, bez wpadania w spiralę "nakręcania" się strachem. Jeśli wierzysz w Boga to odmawiaj jeden dziesiątek Różańca dziennie - zajmuje to tylko ok 5-7 minut, a sam doświadczyłem, że potrafi chronić przed negatywnym biegiem zdarzeń. Kolegi od snów cierpliwie na Twoim miejscu wysłuchałbym i lekko zachęciłbym do spontanicznego zdawania kolejnych relacji jeśli miałby sny o Tobie nadal. W żadnym razie nie należy go zniechęcać, jednak nie należy także po spotkaniu w weekend podpytywać co rusz czy mu się coś śniło bo to może u niego wygenerować "nadprogramowe" sny które zafałszują ewentualny przekaz. Powodzenia!

      Usuń
    15. W jednej audycji radiowej zadzwonił facet i opowiedział, co mu się przytrafiło w latach 80. Miał wtedy niecałe 20 lat, kiedy wieczorem usłyszał odgłos jakby śmigieł helikoptera. Oczywiście nie były aż tak głośne, jak w rzeczywistości, bo najpierw odgłos pochodził z zewnątrz, a za chwilę pomimo zamkniętego okna był już w środku. Ów coś było w pokoju i w jakiś sposób latało pod flagą ACDC, która wisiała na ścianie. Facet powiedział, że widział dokładnie, jak coś się poruszało pod materiałem, coś wielkości ważki. Gdy zerwał ją ze ściany - nic, to coś zniknęło, a odgłos ustał. W domu byli jego rodzice, ale o dziwo nic nie słyszeli. Facet mówił, że to niemożliwe, słyszał odgłos, widział wybrzuszający się materiał flagi, że coś tam pod nią lata, ale jak tam zajrzał, po prostu ani śladu.

      Devastator, nie jesteś sam, a wtedy dronów nawet jeszcze nie było. Ta koincydencja czasowa to ciekawa sprawa, daj znać, jak znów coś się wydarzy. Pozdrówka.

      Usuń
    16. Niewidzialne owady to coś o czym nigdy nie słyszałem. Nie spotkałem takich relacji. Odnośnie tych dziwnych dźwięków to właśnie przypomniałem sobie historię z 2020 roku. Zdałem sobie właśnie sprawę, że wtedy pierwszy raz usłyszałem to tzw ciche piszczenie, które zaklasyfikowałem wcześniej jako dźwięk 14-15 kHz. Było to w czerwcu, upalny słoneczny dzień około godziny 15:00. Słyszałem je w towarzystwie dwóch kobiet - jedna 62 lata a druga 6 lat, plus 12 letni pies. Oprócz mnie nikt tego nie słyszał. Pies nie reagował ani wtedy ani w tym roku. Piesek mieszka na podwórku. Dźwięk wyraźnie dochodził z pnącza które wysadzałem jesienią 2018r. - rdestówka Auberta. Pamiętam, że tak mnie ten dźwięk irytował, że zacząłem rękoma przeczesywać liście z kierunku których dobiegał dźwięk. Nic tam nie było. Żadnego ptaszka, robaczka nic. Moje czesanie nie przepłoszyło tego czegoś. Można powiedzieć że dotykałem tego dźwięku lecz niczego nie czułem. Dźwięki które słyszałem w tym roku pojawiały się właśnie w bliskiej odległości tego pnącza i to w okresie jego bujnego kwitnienia. Rozumiem i zdaję sobie sprawę, że to jakieś zwierzę, owad. Nie rozumiem natomiast tych dźwięków - które same w sobie są dziwne - ale też tego, że inni ludzie ich nie słyszą. Pies który mieszka na podwórzu nie reaguje na nie. Ostatnia rzecz - niczego nie widać. Trudno o tym z kimkolwiek rozmawiać - nie chcę uchodzić w rodzinie za wariata. Dobrze że tutaj mogę podzielić się tym z kimś.

      Usuń
    17. "Devastator, nie jesteś sam (...)" napisał Autor bloga wyżej. Zapewne chodziło mu głównie(?) o to, że na tym forum możemy Ci oferować pewną pomoc. Jednak w kontekście dźwięków pochodzących od potencjalnych niewidzialnych bytów widzę tu przynajmniej jeszcze jedno znaczenie tego sformułowania ... :).

      Usuń
    18. Z opisu zrozumiałem tak, iż było to wielkości owada, fruwało także jak owad, ale odgłos odpowiadał śmigłom helikoptera. Facet zadzwonił, po tym, jak w innej audycji radiowej (odsłuchanej w archiwum) słyszał opowieść o podobnym przypadku (ja jednak nie znam go).

      Cóż, tym stwierdzeniem miałem na myśli, że nie tylko nasz kolega przeżył coś takiego, coś niewidocznego, latającego, co wytwarza dźwięk. Ja się wcale nie dziwię, też bym tego nie opowiadał wszystkim dookoła, znając niektórych ludzi, wiem, że tylko by się wyśmiewali. Pozdro.

      Usuń
    19. W opublikowanym wczoraj (04. grudnia 2021r.) 39 odcinku cyklicznej audycji "Mówią Świadkowie" emitowanej przez Radio Paranormalium jest m.in. szereg relacji pana, który wiele razy słyszał dziwne dźwięki pochodzące od UFO, o ile zrozumiałem z szybkiego "poskakania" po zawartości pliku (na więcej nie miałem na razie czasu, audycja łącznie trwa ok. godziny) częściowo słyszalne w trakcie snu ale niekiedy także na jawie, przy czym zjawisko towarzyszyło mu kilka lat i w trakcie snu (zmienionej rzeczywistości?) jego umysł był "podłączany" (określenie moje) do zjawiska UFO z różnymi efektami, jak słyszenie w głowie przekazów głosowych i widzenie różnych obrazów. Więcej szczegółów na razie nie znam, warto by znaleźć w pliku od czego to wszystko się u niego zaczęło. Audycję można zarówno odsłuchać jak i pobrać w pliku mp3 korzystając np. z zawartości podstrony https://www.paranormalium.pl/2982,sluchaj . Rad bym też usłyszeć jakie są efekty wizyty kolegi od snów (o czym śnił), ew. czy były dalsze dźwięki. Pozdrawiam

      Usuń
    20. Przykro mi ale kolega dał mi bana za brak szczepienia. Taki tam absurd.

      Usuń
    21. Szkoda że zbanował, ale i groza ogarnia. Do jakiego to stopnia (nie)prawda oraz strach dzieli ludzi. Trochę w tym miejscu oddalamy się od tematu głównego, ale warto by może temu koledze w leczniczych (dla jego umysłu) celach przesłać łącze do niezbyt długiego artykułu pt. „Dr Sucharit Bhakdi: te szczepionki zostały zaprojektowane tak, aby zawiodły” [https://www.ekspedyt.org/2021/11/29/dr-sucharit-bhakdi-te-szczepionki-zostaly-zaprojektowane-tak-aby-zawiodly/] (to tłumaczenie, pod nim jest łącze do anglojęzycznego oryginału). Jest tam o słabej skuteczności wiadomych wstrzykiwanych preparatów oraz (także w komentarzach) o ich szkodliwości. Zaznaczam, że Ekspedyt.org to witryna demaskująca oszustwa po wszystkich stronach barykady a nie strona zwolenników teorii spiskowych i nieraz cytuje się tam opinie wysokiej klasy specjalistów. Ze względu na sytuację światową ostatnio sporo piszą o tematach związanych z wiadomym patogenem. Dla chcących więcej dowodów fałszerstw związanych z tzw. plandemią polecam z tejże witryny np. łącza zamieszczone pod tym artykułem w dziale „Uzupełnienia” (np. w drugim pt. „“Całkowita porażka”… – suplement” mamy wypowiedź samego „komputerowca od leków”, czyli Billa G. na temat słabnących efektów injekcji [tak, nawet jemu to przeszło niedawno przez usta!]) czy artykuł https://www.ekspedyt.org/2021/09/21/krucjata-szczepionkowa-czyli-rady-dla-franciszka/ (w tym ostatnim wypowiada się krytycznie sam dr Malone, twórca technologii mRNA). Pozdrawiam, życząc wiele zdrowia i wytrwałości, także w starciu z wiadomymi zjawiskami niejasnego pochodzenia.

      Usuń
    22. Witajcie.

      Odsłuchałem audycję na Paranormalium. Opis świadka odnośnie do barwy dźwięku pokazuje, że musi to być coś sztucznego. A opis (cytat z pamięci) " to było tak głośne, że musieli słyszeć też inni" pokrywa się w 100% z przypadkiem, który niedaleko Monachium, o którym wspomniałem wcześniej. Ten incydent gdzie coś wielkości owada wleciało pod zawieszoną flagą na ścianie. Ale panowie jak ugryźć ten problem? Czy to coś z innych wymiarów? albo istnieje na Ziemi, wykorzystując najlepsze techniki kamuflażu?

      Usuń
    23. Dodam tylko, że sytuacja powtórzyła się w listopadzie 2022r. Było to jakoś krótko po 1 listopada. Zwróciłem uwagę, że sąsiad stoi długo na włączonym silniku i stałem na podwórzu w ciemności. Okazało się, że odwoził kogoś z rodziny na dworzec kolejowy i czekał aż ten ktoś wyjdzie z bagażem. Stał pod lampą uliczną, sodową o pomarańczowym zabarwieniu. Gdy odjechał stwierdziłem, że znów słyszę ten dźwięk jakby od tej lampy. Przypomnę, że to takie denerwujące cykanie jakby bezpośrednio w głowie. Chwilami jakby podlatywało, zawisało nade mną. Postanowiłem zrobić test. Zatkałem uszy aby upewnić się, że ten dźwięk dochodzi z zewnątrz. Gdy je zatykałem dźwięk znikał a więc miałem już pewność iż dochodzi z zewnątrz. Zawołałem sąsiadkę aby stanęła obok i powiedziała czy coś slyszy. Jedyne co słyszała to lejącą wodę u drugiego sąsiada. Zabrałem więc z domu mocną latarkę 1000 lumenów i usiadłem na krzesełku na tyłach podwórza. Siedząc tam słyszałem, że ten "owad" wisi gdzieś nad tą latarnią. W pewnym momencie podleciało do mnie tak blisko jak nigdy wcześniej - świadczyła o tym głośność dźwięku. Włączyłem latarkę - świeciłem dookoła, na boki i w górę i nic. Kompletnie nic nie było. Zdałem sobie sprawę, że cokolwiek to jest to ma świadomość swej niewidzialności. Wygląda na to, że jakaś niewidzialna dla ludzkiego oka fauna egzystuje w naszym bliskim sąsiedztwie.

      Usuń
  4. W pierwszym wpisie zapomniałem dodać, że irlandzki pisarz i wojskowy Diarmuid (Dermot) MacManus (1892-1990) w swoich książkach podawał przykłady obserwacji na terenie Irlandii wyglądających jak ludzie istot, które jednak - jak wynikało z kontekstu odnośnych zdarzeń - nie były ludźmi a bytami ze światów sąsiadujących z naszym. W przynajmniej jednym znanym mi przypadku obserwacja była zbiorowa - świadek widział przynajmniej dwanaście (!) takich istot. Przy tym wysłanie jednej "dziewczynki" jako wabika to zadanie niewielkie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka witam Was.

    Czy ta dziewczynka mogła naprawdę być nasłana, aby uprowadzić małą Ewę? Jak kolega zauważył — Tim Marczenko napisał ciekawą książkę ("Disembodied voices. True accounts of hidden beings"), a on sam w wieku 12 lat przeżył przygodę, która mogła się tak samo niekorzystnie skończyć:

    "Pewnego wieczoru Tim grał samotnie przed domem w koszykówkę, kiedy niespodziewanie ze strony lasu usłyszał dźwięk. Były to trzy bipnięcia, jakie wydają przyrządy elektroniczne, wtedy jeszcze nie było telefonów komórkowych, dlatego jedyne co przyszło mu do głowy to to, że ktoś musiał zgubić tam jakiś aparat. Tim rozglądał się przez chwilę, o tej porze las wyglądał jak czarna ściana. Powrócił do gry w koszykówkę, chwilę później z lasu dobiegł ludzki głos, który wymawiał jego imię. Chłopak zdumiony przerwał grę, wpatrując się w las. Porzucił piłkę i jakby automatycznie zaczął iść w tamtą stronę, zastanawiając się, kto mógłby go wołać, głos był mu dobrze znany, lecz w tym momencie nie wiedział kto to. Kiedy wychodził z kręgu światła latarni zaczepionej na jego domu, zatrzymał się, zawahał się i podniósł z powrotem piłkę. Gra jednak nie szła, ukradkiem zerkał na las. Za jakąś chwilę głos znów się odezwał, wołając jego imię. Przywoływał go do siebie. Tim zastanawiał się czyj to głos, aż uświadomił sobie, że to przecież głos jego ojca. W tym czasie ojciec wyjechał na kilka, więc w domu go nie było. Chłopiec jakoś instynktownie wiedział, że nie jest to ojciec. Ktoś, kto go wołał, starał się naśladować brzmienie głosu ojca. Tymczasem z lasu napłynęły już całe zdania: "Tim! Przyjdź tu natychmiast i zobacz, co znalazłem" i znów bipnięcia. Poczuł, jak ogarnia go strach, włosy stanęły dęba — wiedział, że coś jest nie tak, zastygł, nasłuchując. Głos nadal go przywoływał. "Dlaczego sam nie przyjdziesz i nie pokażesz mi tego" odkrzyknął chłopak. Ale głos uporczywie nalegał, kusząc pokazaniem znaleziska. Tim rozmawiał z głosem dobre 15 minut, nie dając się przekonać, żeby wejść do lasu. Podniósł piłkę i znów zaczął celować do kosza, w tym momencie odezwało się bipnięcie, dla Tima zabrzmiało to, jakby ktoś opuszczał miejsce. Kilka dni później powrócił ojciec. Syn zapytał go, czy owego dnia przebywał w lesie. Ojciec patrzył na niego, jakby postradał zmysły. "



    ciąg dalszy niżej, mnie te same reguły obowiązują :)

    OdpowiedzUsuń
  6. I jeszcze inny przypadek, który czytałem kilka tygodni temu i który powędrował do archiwum, czekając na pasujący temat.

    "W moim stanie nielegalne jest polowanie na większość dużych ssaków z użyciem noktowizorów lub termowizorów, z wyjątkiem odstrzału dzików i kojotów. Oszczędzałem przez rok, aby móc kupić sobie pewną zabawkę. Trudno jest wytłumaczyć żonie, że luneta może kosztować dosłownie dwa razy więcej niż karabin, na którym jest montowana.


    Miejsce, na które się wybrałem na polowanie, jest zwykle najeżone dzikami i wiedziałem, że będzie idealne na nocne polowanie. Łatwo dostępne dla samochodu, z widokiem na dużą, przejrzystą polanę.
    Noc zaczęła się spokojnie, głównie majstrowałem przy mojej nowej zabawce, przełączając ustawienia. Byłem trochę niecierpliwy, zauważyłem wiele jeleni, ale i tak były teraz pod ochroną, a nocne polowanie na jelenie jest u nas zabronione.
    Po pewnym czasie przeniosłem się w inne miejsce, które widziałem kilka dni wcześniej i które prawdopodobnie nie było dużo lepsze od mojego pierwszego, ale dawało mi inny, nowy kąt do rozejrzenia się z moim nowym celownikiem.
    Po jakiejś godzinie oglądania okolicy miałem wrażenie, że nie ma tu zbyt wiele zwierzyny. Żadnych królików ani sów, jelenie, które widziałem, były setki metrów od miejsca, w którym się znajdowałem. Dlaczego ten skrawek ziemi był tak martwy w nocy? ale w dzień widziałem tutaj różną zwierzynę.

    Około 2:00, kiedy zacząłem myśleć o spakowaniu się, usłyszałem chrupnięcie z kierunku, z którego wcześniej przyszedłem. Obróciłem lunetę i zobaczyłem sylwetkę małego niedźwiadka przedzierającego się przez krzaki. Warto zauważyć, że moja luneta nie jest dokładnie "noktowizorem". Jest to luneta termowizyjna, coś w rodzaju czarno-białej wersji tego, co można zobaczyć w filmach o drapieżnikach. Ustawiłem zasięg i trochę przybliżyłem. Pamiętam, że trochę mną wstrząsnęło, gdy zobaczyłem, że to nie był niedźwiedź, tylko człowiek. Ponieważ był tak niski, pochylony, myślałem, że patrzę na młodego niedźwiedzia. Ale to niemożliwe, z miejsca, w którym siedziałem, widziałbym światła reflektorów samochodu. Skąd on mógł iść? znajdowałem się w znacznej odległości od cywilizacji. Już miałem zawołać, kiedy wyregulowałem celownik i zauważyłem, że jest nagi. Żadnych butów, spodni czy czegokolwiek. Pamiętam, że zaniepokoiły mnie jego ruchy, jak u wiewiórki czy czegoś takiego. Szarpał się, chwytał za liście, węszył i dotykał drzewa. Czy to było moje drzewo, o które wcześniej się opierałem? Przeraziła mnie ta myśl, czy on mnie wyczuł? Obcy przykucnął, położył ręce na ziemi między stopami i patrzył prosto w górę, jak pies, który zaraz zawyje. I naraz ten głos, kobiecy głos. "Pomocy! Zgubiłam się!" Nastąpiła długa pauza, ale żadne z nas nie poruszyło się ani o centymetr. Czy naprawdę ktoś się zgubił? Czy to był jakiś facet, który zwariował? Dlaczego jego głos był taki kobiecy? "Pomocy! Proszę! Nie mogę chodzić!" wołał głos. W tym momencie wiedziałem, że to bzdura. Nie tylko mógł chodzić, ale kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, przemierzał teren z łatwością, tak dobrze, że pomyliłem go z niedźwiedziem.

    sorry, reszta tekstu poniżej, znów ponad 4000 znaków

    OdpowiedzUsuń
  7. To pieprzona pułapka, ten facet próbuje zwabić mnie. Na szczęście wcześniejszy brak aktywności spowodował, że spakowałem większość ekwipunku. Myślę, że mogłem zostawić kapelusz i podkładkę do siedzenia, ale w tym momencie miałem to gdzieś. Oderwałem od niego na chwilę wzrok, by założyć plecak. Zapiąłem pas piersiowy i sięgnąłem po karabin. Był w tej samej pozycji, ale jego twarz patrzyła w moją stronę i przysięgam, że widziałem uśmiech. Jak do cholery usłyszał, że wstałem i założyłem sprzęt? Musiał być oddalony o 150 jardów. Krzyknąłem w jego kierunku: "Spierdalaj". Powstał, od razu uderzyło mnie, jaki był wysoki i chudy. Miał przynajmniej 180 cm i był bardzo szczupły. Zrobił kilka długich kroków w moim kierunku, a ja instynktownie posłałem kulę ponad jego głową w kierunku linii drzew. Był dziwny jak diabli, ale tak naprawdę nie groził mi, co miałbym powiedzieć policji? Nie chciałem i nie byłem gotowy, żeby kogoś zastrzelić. Zatrzymał się w miejscu i przyklęknął na czworakach. "Następny cię dostanie! Odejdź!" pozostał na czworakach, a ja starałem się go obserwować. Jego oczy były tuż nad trawą jak u dużego kota czy czegoś w tym rodzaju. Starałem się powstrzymać drżenie i wiedziałem, że mój głos trochę się załamał przy tym ostatnim ostrzeżeniu. Byłem przerażony, to starcie trwało prawdopodobnie tylko minutę lub dwie, może mniej, ale czułem się jakby trwało całą wieczność. W jednej chwili ruszył w lewo, w kierunku drzew naprzeciwko drogi. Tyle że nie nadążałem, ledwie mogłem go utrzymać w zasięgu wzroku, tak szybko się poruszał. Zniknął w zaroślach, a ja posłałem kolejny pocisk wysoko w jego kierunku. Odbezpieczyłem kolejny nabój, chciałem schować magazynek i wymienić na nowy, ale upuściłem go i nawet nie chciałem go szukać. Nie byłem daleko od mojej ciężarówki i jedynie chciałem się stamtąd wydostać. Słyszałem go w oddali, krzyczącego tym dziwnym dźwiękiem, który mógł być śmiechem lub płaczem. Wdrapałem się na ścieżkę i dotarłem zdyszany do ciężarówki. Wrzuciłem swój sprzęt do kabiny, ale karabin zatrzymałem na siedzeniu pasażera i odjechałem.
    Przez długi czas opowiadałem tę historię z perspektywy dostrzeżenia jakiegoś obłąkanego ćpuna żyjącego z ziemi jak jakiś jaskiniowiec. Zgłosiłem to do "Fish and Game" (Leśnictwo), ale jedyne co zrobili, to zbesztali mnie za polowanie w nocy w pojedynkę."

    Chyba będzie trzeba zrobić temat o takich przypadkach ??? Pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gość z innego wymiaru? A może z innej epoki (to by tłumaczyło jego nagość)? Tylko ten krzyk "nie mogę chodzić " jakby nie pasuje...
      Ale ciarki po plecach chodzą...

      Usuń
    2. Przyznam że gdy wędkuję nocą, albo wracam z wędrówki, a w lesie już ciemno, to wolę nie myśleć o tych tematach, człowiek za dużo się naczytał i nasłuchał. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Arku czytam artykuł i komentarze bardzo ciekawe jak wiesz ja też chadzam nie raz sam w takich miejscach o takich porach, że kiedy myślę o 411 itp to naprawdę czasem dziwnie się czuje i miałem już na grzybach takie momenty że musiałem sie z lasu wycofać nagły strach dziwne to było ...pozdrawiam Arek M

      Usuń
    4. Temat Arku (Cz., zresztą M. też) jak najbardziej wskazany. Ja typuję tu jedną z istot zmiennokształtnych. Może na to wskazywać zarówno wielka sprawność poruszania się w lesie, jeszcze bardziej wydawanie dźwięków naśladujących mowę ludzką (albo wręcz nią będących), bardzo inteligentne zachowania a być może także nagość. W razie przemiany w inną formę (np. zwierzęcą) ubranie mogłoby być rekwizytem komplikującym zadanie - trzeba by je przeobrazić np. w futro bo inaczej mogłoby pozostać na miejscu transformacji, być znalezione przez ludzi i przebadane. Szkoda, że sytuacja nie potrwała dłużej, bo być może dałaby się zaobserwować przemiana np. w postać zbliżoną do wilka czy wielkiego psa (vide doniesienia o dogmanach). Drugi mój typ to któryś z "leśnych ludzi" o których legendy i doniesienia krążą od setek lat zarówno w Starym jak i Nowym Świecie (na ziemiach polskich ostatnia ? obserwacja z lat 90 XVIII w.). Tak czy inaczej istoty tego rodzaju, co opisana są wrogie człowiekowi (fałszywe wabienie - po co???) a biorąc pod uwagę szeroki zakres możliwości ich umysłu - podejrzewam naturę wręcz demoniczną. Pozdrowienia

      Usuń
  8. Hejka witam Was.

    JTartak
    Jestem podobnego zdania, według wierzeń istnieją istoty, które jak najbardziej wchodziłyby w rachubę. Pan — postać z mitologii, bóg lasu i natury. Pasterze czcili Pana, prosząc go o ochronę dla swoich stad, składając mu ofiary, a jednocześnie bali się go zobaczyć. Pan lubił uganiać się za stadami zwierząt, które uciekały przed nim w PANicznym strachu. Od tego słowa ma się wywodzić określenie: panika. Być może gdzieś na naszej planecie istnieją miejsca, w których żyje jakaś nieprzychylna siła, forma bytu, która nie lubi ludzkich egoistycznych intruzów. Ten byt wykazywałby wielką porcję świadomości i inteligencji, większą niż człowiek, w takim przypadku to on mógłby być myśliwym a my zwierzyną.

    Arek M.

    Wierzę jak najbardziej, wielu, wielu ludzi opisuje podobne przeżycia. Jakieś dwa, trzy lata temu opisałem nasze doświadczenia ze "Strasznej górki" w Parku Narodowym Bawarski Las. U mnie był tylko niecodzienny ból głowy, ale niektórzy inni wyglądali na wystraszonych, zdezorientowanych a jedna pani aż spanikowała. W tamtym roku pytałem kolegi, kiedy znów tam pójdziemy, on jednak nocą już tam więcej nie chce iść. Jego syn właśnie podczas zbierania grzybów zachowywał się w tym miejscu dziwnie , jakby coś, co chwilę przyciągało jego uwagę, ale zapytany — nie potrafił powiedzieć co. "Straszna górka" ma swój wkład w opowieści folklorystyczne już od wielu lat, a przygoda kolegi z innymi traperami znalazła się nawet na łamach tv. Dwa lata temu zrobiono rekonstrukcję wydarzeń dla serialu pt.: "Niespokojne dusze", nie wiem, czy film jest nadal w necie, ale był i tak tylko po niemiecku. Mniejsza z tym, są takie miejsca, gdzie ludzie czują się źle i nie ma wyraźnego powodu, dlaczego tak jest.

    Pozdrówka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przypomnę tylko krótko, że wspomniana w artykule i występująca w różnych formach mgła była elementem charakterystycznym wielu tajemniczych zaginięć i zabłądzeń, zarówno w Polsce jak i w skali światowej. Jeśli zostanie użyta celowo, może ona być (1)czynnikiem ułatwiającym zagubienie się/zaginięcie/porwanie do innej rzeczywistości; (2)elementem utrudniającym obserwację z zewnątrz mechanizmu działania bramki do równoległych rzeczywistości oraz (3)składnikiem bądź ubocznym efektem użycia tegoż mechanizmu. To ostatnie wydaje się szczególnie dotyczyć mgieł o zabarwieniu/odcieniu innym niż naturalna barwa mgły wodnej (np. mgła zielonkawa). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Mgła tak często towarzyszy zaginięciom, jak żaden inny czynnik. W moim dokumencie poświęciłem mgle dość pokaźny rozdział, ponieważ przypadków jest naprawdę mnóstwo. Incydent w chińskim Nankin miał pochłonąć 3000 żołnierzy, po których pozostała tylko broń i nie można powiedzieć żeby zdezertowali, ponieważ nawet okoliczni rolnicy nikogo nie widzieli.

    W wielu przekazach mgła, a raczej jej forma jako pojedyncza chmura, odnosi się do zaginięć lub śmierci ludzi. Opowieści rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej i Afryki wiele się nie różnią. Świadkowie opisywali, że widzieli z odległości, jak w osiadłej chmurze mgły, poruszały się rozmazane postacie. Według legend, nie wolno było się do nich zbliżać. Dopóki ludzie pozostawali w bezpiecznej odległości, nikomu nic się nie stało, gdy ktoś nieopatrznie dostał się do środka, już nie wracał. Ufolodzy chętnie przygarnęli ten wątek, snując teorie o zamaskowanych obiektach latających, które porywają ludzi. Trzeba przyznać, że wielu obserwacji UFO towarzyszyła mgła lub coś w rodzaju dymu, zamglenia, które mogło powstać przez interakcję między powietrzem a obiektem / zjawiskiem UFO.

    Inny ciekawy przypadek z Florydy dotyczy państwa Peterson. Ojciec trzyletniej Judy był inżynierem w znanym centrum rakietowym. Teren wokół ich miejsca zamieszkania był niezwykle dziki z setkami, może tysiącami, małych stawów, torfowisk i bagien. 25 kwietnia 1958 roku, Judy bawiła się na podwórku, gdy chwilowa nieuwaga matki wystarczyła, aby dziewczynka zaginęła. Rodzina Petersonów, jak i sąsiedzi przeszukali najbliższe otoczenie, wynikiem tego był telefon do szeryfa, prosząc o pomoc. Cały obszar w okolicy zamienił się w gromadę szukających i wołających imię dziewczynki ludzi. Przywieziono psy poszukiwawcze, lecz okazało się, że nie podjęły tropu. Baza Lotnicza Marynarki Wojennej w Sanford odstąpiła helikopter ze silnymi reflektorami. Baza Sił Powietrznych wysłała wojsko i trzy samoloty, a Gwardia Narodowa oddział wojska. Tuż po północy, szeryf utworzył jedną długą linię ratowników, którzy z domu Petersonów ruszyli w kierunku bagien. Osiemset ludzi tworzyło łańcuch, który zrobiono tak ciasny, żeby nie było mowy o przegapieniu dziewczynki. Przeszli 2,5 kilometra w głąb bagien i z powrotem nie znajdując żadnego śladu. Około 4 nad ranem, gęsta mgła owiła cały teren, tak że musiano przerwać poszukiwania z powietrza. O 8:30 mgła zaczęła się podnosić i helikopter z dowódcą Lawrence L. Hamrickiem ze Sanford Naval Air powrócił w powietrze. Prawie natychmiast zauważono Judy w bagnistym terenie, sześćset metrów za jej domem. Hamrick podał przez radio namiary i wkrótce ratownik P. N. Thomas zabrał zdezorientowaną dziewczynkę, ubraną tylko w różowy kombinezon. Artykuł w News-Tribune z 27 kwietnia opisuje zdumienie ratowników, odnośnie do miejsca odnalezienia, w którym "ludzki łańcuch" przeszedł dwa razy, nie zauważając jej. To bardzo tajemnicze, gdy setki ludzi szuka trzyletniej dziewczynki, która ze względu na wiek i bardzo trudny teren nie może odejść daleko. Ponadto ubrana jest w kombinezon, który w tym terenie aż razi w oczy, jednak nikt nie jest w stanie ją namierzyć. Dopiero gdy mgła osiada na bagna, a po przeszło czterech godzinach podnosi się, ratownicy natychmiast znajdują zgubę, czy to tylko przypadek? albo została podłożona?

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo ciekawe komentarze o tych dziwnych odgłosach. Ja kilka lat temu słyszałam w lesie na Pomorzu dźwięk ogromnych, błoniastych skrzydeł - jakby małego smoka czy skrzydlatej istoty rozmiarów człowieka lub nieco większej. To brzmiało, jakby coś dużego machnęło skrzydłami i wzniosło się w powietrze. Dźwięk był organiczny i jednocześnie obcy, metaliczny. Oczywiście istoty nie było widać. Analiza energetyczna wykazała, że był to jakiś negatywny byt. Pora dnia - późne popołudnie, pora roku - z tego co pamiętam, późne lato/wczesna jesień, mogę sprawdzić w notatkach. Oprócz mnie słyszały to jeszcze 2 inne osoby obdarzone wysoką sensytywnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś czas temu ktoś mi pisał na priva, że słyszał, jakby nad nim coś wielkiego leciało, jakby uderzenia skrzydeł łabędzia, ale niebo było czyste i żadnych ptaków. Woj. zachodniopomorskie. Trzeba powiedzieć, że łabędzie to nie mały ptak, powinno się go widzieć no nie? Pozdrówka.

      Usuń
    2. Arkadiusz Czaja,

      jeżeli niewidzialny - to raczej nie ptak. Są tego typu manifestacje, oczywiście. Mam znajomych, którzy widzą w lasach np. stojące ciemne sylwetki. Ja ich nie widzę, oni owszem. Widzą też energie idące od ziemi do kosmosu, z kosmosu do ziemi, przeróżne kolory, kształty, strumienie i kopuły energetyczne, że nie wspomnę o takich istotach jak np. skrzaty - które są i u nas, pod naszym nosem.
      Jeden z moich znajomych widział nawet postacie z głowami psów - jak dogman - oczywiście były to energie, nie fizyczne istoty. Ale pokazały się, jakby chciały powiedzieć - tak, my istniejemy.

      Usuń
    3. Tak, słuchając różnych audycji, byli tam ludzie, którzy twierdzą, że widzą postacie w miejscach gdzie inni nikogo nie widzą. Inni uważają, że rozmawiają z istotami z innych wymiarów, lub mieszkających tu, ale niewidocznymi dla nas. Hmmm, cóż powiedzieć? Też bym chciał je zobaczyć. Z jednej strony sceptyczna część szepcze mi do ucha że raczej nie , bo przecież wszyscy byśmy to widzieli. Z drugiej strony wiem że są ludzie którzy swój dar np.: jasnowidztwa potrafili udowodnić. Tak jak piszesz, czasami coś ujawnia się jakby chciało powiedzieć - tu jestem. Nie złapiemy tego za rękę by pokazać innym, bo to przewyższa nasze możliwości i wyprzedza nas pod każdym względem . Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.