Tajemnicze zaginięcia - przemyślenia.

 Chciałbym się podzielić tekstem autorstwa Leonarda Löwe — autora dwóch książek o zaginięciach ludzi. Niektórzy nie podzielą jego myśli, inni znów się zgodzą, tyle wiem przynajmniej z korespondencji. Jednak w obliczu wielu bardzo dziwnych przypadków zaginięć, wliczając w to także fenomen UFO, nie mamy wielkiego pojęcia co za tym stoi i w jaki sposób ludzie znikają nawet z zamkniętych pomieszczeń.

                                                       Okładka książki Leonarda Löwe  o zaginięciach.


Tajemnicze zaginięcia mogą się wydawać fikcją, przyznam, że niekiedy nasze gdybanie co się mogło stać, tworzy w głowie fikcyjny przebieg wydarzeń, dlatego że nie wiemy co się naprawdę wydarzyło. Jednak zawarte tu przypadki wydarzyły się naprawdę, to historie ludzi, którzy w jakiś sposób zostali wyrwani z życia, lub kto wie? może nawet z naszej czasoprzestrzeni? Historie, które przyprawiają o dreszcze. Historie, które przyprawiają o gęsią skórkę. Bo to są prawdziwe historie, pełne niewiarygodnych zdarzeń, a jednak potwierdzone przez akta policyjne, doniesienia prasowe i zeznania świadków. Takie rzeczy się zdarzają. Ludzie znikają. Tak ! po prostu znikają na zawsze. Psy poszukiwawcze nie znajdują żadnych śladów, tak jakby tych ludzi w ogóle tam nie było, jakby zniknęli z przysłowiowej powierzchni ziemi. A niekiedy pojawiają się z powrotem w miejscu wielokrotnie przeszukanym. Gdzie byli przez ten czas? Chociaż wygląda na to, że giną ludzie ze wszystkich warstw społecznych, człowiek po pewnym czasie ma wrażenie, że tylko kilka grup ludzi wchodzi w rachubę, kiedy mamy do czynienia z tymi dziwnymi zaginięciami. Wśród ofiar jest nieproporcjonalnie dużo pracowników naukowych, nawet profesorów, sportowców, triathlonistów, maratończyków. Dużą grupę stanowią również myśliwi, co w pierwszej chwili zaskakuje, bo to właśnie oni, zawsze dobrze uzbrojeni w broń, powinni być w stanie odeprzeć każdego napastnika i porywacza. Ale najwyraźniej nie mogą. Biorąc pod uwagę charakter ataków, wydaje się, że myśliwi nie są bardziej bezpieczni niż nasi najmłodsi. Kolejną grupę stanowią dzieci. Wiele z nich znika bez śladu bezpośrednio spod opieki rodziców, a następnie odnajduje się w ich różnych odległościach, bardzo często w miejscach, do których same i o własnych siłach nigdy by nie dotarły. Wśród ofiar znajdują się również osoby niepełnosprawne, chore, z ograniczeniami fizycznymi lub psychicznymi. Seniorzy na wózkach inwalidzkich, z których część nie jest już w stanie poruszać się o własnych siłach — oni również po prostu znikają. 

Cechą wspólną wielu z nich jest to, że ofiary zachowują się niezrozumiale, jakby coś, lub ktoś, odebrało im rozum. Poruszają się jakby bez celu, uciekają, potykają się i biegną jak we śnie prosto przed siebie, niekiedy wprost w ramiona śmierci. Kto lub co może być w stanie wpłynąć tak na człowieka? Dlaczego ofiary wydają się tracić rozum, zanim znikną?

Niektórzy z tych ludzi zaginęli na zawsze, nigdy nie zostali odnalezieni. I to pomimo szeroko zakrojonych akcji poszukiwawczych, pomimo wykorzystania najnowocześniejszej technologii, helikopterów, kamer termowizyjnych na podczerwień, dronów, pomimo wyspecjalizowanych zespołów psów poszukiwawczych, setek ratowników i tygodni poszukiwań, gdzie niemal każdy metr kwadratowy został przeszukany krok po kroku w poszukiwaniu najmniejszych śladów wskazujących na miejsce pobytu. Ci, którzy zostają odnalezieni, są nieraz tak daleko od miejsca zaginięcia, że nie tylko nie wiadomo, jak się tam dostali, ale też, dlaczego w ogóle pokonali taką odległość? (zakładając, że doszli tam sami) ... zrobili to dobrowolnie? albo uciekali? jeżeli tak to przed czym?

Wszystkie te przypadki łączy to, że zaginięcie nigdy nie zostało zaobserwowane. W setkach przypadków, które wymienia Paulides i inni, nie ma ani jednego, w którym zaginięcie byłoby widziane przez osoby trzecie. Nie ma też żadnych wezwań o pomoc — z wyjątkiem przypadku Mitchella Dale'a Stallona, który zaginął w Mesa Verde w 2013 roku. Kilka ekip poszukiwawczych i innych świadków słyszało jego wołanie o pomoc, ale nigdy nie udało się go zlokalizować... Mitchell Stallon pozostaje zaginiony do dziś. Przypomina to w pewnym stopniu legendy o wróżkach, czy gnomach, które według podań miały uprowadzać ludzi. Niekiedy słyszano głosy zaginionych jakby wydobywały się spod ziemi albo z kamienia. Nie są to legendy, które pochodzą tylko z Irlandii, także i u nas relacjonowano dokładnie to samo, jak również w oddalonych o tysiące kilometrów Stanach Zjednoczonych. Cokolwiek się dzieje, wydaje się działać w 100% bezbłędnie. W żadnym przypadku sam fakt zniknięcia nie został zaobserwowany przez innego świadka. Co praktycznie wyklucza ludzkiego sprawcę, bo każdy człowiek w pewnym momencie popełniłby drobny błąd, stałby się nieostrożny, przeoczyłby okoliczności, zostawiłby ślady, byłby widziany przez świadków. Nie w tych przypadkach. Sekwencja zdarzeń opisywanych przez towarzyszy jest zawsze niemal przerażająco podobna. Prawie zawsze, w pewnym momencie owa osoba odłącza się na własną wolę od grupy, nierzadko skarży się, że źle się czuje, czy chce wrócić do obozu.

A sekcja zwłok? W wielu incydentach ofiary łączy to, że nie można ustalić przyczyny śmierci. Ciała są często nienaruszone, nawet wyjątkowo dobrze zachowane, jakby ci ludzie zmarli przed kilkoma dniami, a jednak szukano ich tygodniami, gdzie byli? dlaczego nie odpowiadali na wołania? Niekiedy nie stwierdzono żadnych zewnętrznych ani wewnętrznych obrażeń, nie stwierdzono zatrucia, nic. Ale jak to nie można ustalić przyczyny zgonu? to żenujący wynik medycyny sądowej, który ciągle się powtarza. Medycyna sądowa jest tak wysoko rozwiniętą nauką, że taki wynik jest niezwykle rzadki w normalnym, codziennym życiu. Dlatego też lekarze sądowi często podają przyczyny śmierci jako: "wyczerpanie", "zamarznięcie na śmierć" lub "niewydolność serca", ale prawda we wszystkich przypadkach jest taka, że nie można było jednoznacznie ustalić przyczyny śmierci. Ciała ofiar wyjątkowo często znajdowane są nad zbiornikami wodnymi, w jeziorach, na brzegach stawów, w korytach rzek itp. Inny powtarzający się motyw, to, że zaginięcia niemal zawsze mają miejsce w miejscach występowania masywnych złóż granitu. Czy to tylko przypadek? Ale zwłoki mają ze sobą jeszcze więcej wspólnego. Często są nagie, ale ubrania są czasem starannie ułożone obok nich lub złożone w kupkę nieco dalej. W żadnym z tych przypadków nie ma jednak śladów nadużyć. Niezależnie od tego, jaki jest motyw, który sprawia, że ci ludzie stają się ofiarami, nie ma on ani brutalnego, ani seksualnego podłoża. Nawet jeśli zwłoki pozostają ubrane, to prawie zawsze brakuje im butów i skarpetek. Często buty są jedynymi rzeczami osobistymi, które nigdy nie zostają odnalezione.

Szczególnie w przypadku zwłok wodnych możliwe jest bardzo dokładne określenie czasu zgonu i czasu przebywania w wodzie. I dlatego istnieje wyraźny dowód, że mamy do czynienia z niewytłumaczalnymi różnicami czasowymi pomiędzy zniknięciem a czasem śmierci. Znów pojawia się to samo pytanie: gdzie przebywali przez te dni lub tygodnie, kiedy setki ratowników i wolontariuszy ich szukało? Większość ocalałych to małe dzieci, które nie potrafią jeszcze mówić, albo osoby niepełnosprawne, które nie potrafią się wysłowić. Jednak nawet tych kilku dorosłych, którzy przeżyli, opowiadało tak dziwne rzeczy, których i tak nie potrafi się racjonalnie udowodnić, lub nie pamiętają nic, jak David Kubacki, który zaginął na 15 miesięcy. Tak, to, co się z nimi dzieje umyka nadal głębszego zbadania. I jest jeszcze jedna zbieżność: zaginięciom prawie zawsze towarzyszą gwałtowne zmiany pogody, burze, wichury, mgły, a nawet zamiecie śnieżne, które zazwyczaj na początku bardzo utrudniają pracę ekipom poszukiwawczym.


Zespoły poszukiwawcze stoją przed zagadką.

Czy mogą być to zwykłe uprowadzenia, które są podkolorowane przez dziennikarzy? Nie ma takich śladów, żeby był to zwykły ludzki kidnaping. Wszystkie uprowadzenia wydają się całkowicie pozbawione fizycznej konfrontacji. Czy porywacze mogliby na odległość sparaliżować tych ludzi? Uczynić je niewidzialnymi? Zaczarować je? Sytuacja, w jakiej znajdują się ofiary, a zwłaszcza fakt, że ich ubrania są niekiedy starannie ułożone obok siebie, jak w przypadku Roberta Springfielda — nawet pasek był zwinięty, sprawia, że sprawcą może być tylko istota obdarzona inteligencją. Takie zachowanie (przynajmniej z psychologicznego punktu widzenia), taki porządek sugeruje, że sprawcy , którzy tuszują lub starannie ubierają swoje ofiary, chcą cofnąć swój czyn, mają wyrzuty sumienia. Porządek, jaki chcą zaprowadzić w wywołanym przez siebie chaosie, ma być rodzajem zadośćuczynienia, ma być rodzajem przeprosin — zarówno dla ofiary, jak i dla dotkniętych nią bliskich. Sugeruje to, że sprawca ma nawet jakieś sumienie lub przynajmniej chce się w bardzo elementarny sposób porozumieć ze stroną pokrzywdzoną poprzez to symboliczne działanie i powiedzieć coś w rodzaju "przepraszam". W każdym razie obraz ten ponownie całkowicie wyklucza atak zwierząt, dużych drapieżników takich jak niedźwiedzie, pumy, czy nawet takich istot  jak Bigfoot. Znikanie odbywa się tak umiejętnie i tak szybko, że w ani jednym przypadku nie ma świadków samego zdarzenia. Zniknięcia często zdarzają się w miejscach, gdzie potencjalny napastnik nie może się w ogóle ukryć, aby ewentualnie obserwować lub szpiegować swoją ofiarę, chodzi bowiem o kamieniste tereny ponad linią drzew, widoczne z daleka szerokie szlaki turystyczne. Zręczność porywaczy sięga nawet tak daleko, dalej niż wszystko, na co mógłby się zdobyć najbardziej podstępny i ostrożny drapieżnik: w jednym przypadku osoba została sfilmowana przez kamery monitoringu na krótko przed zniknięciem. Zaginięcie nastąpiło dokładnie w momencie, gdy ofiara opuściła pole nagrywania pierwszej kamery, a druga jeszcze nie zdążyła go uchwycić. Nie ma to już nic wspólnego z myśliwskim instynktem, jest to raczej wszechwiedza istoty boskiej. Wielu ludzi, którzy zniknęli, było widzianych przez innych minutę wcześniej. Byli jako ostatnimi w szeregu wędrowców albo nawet poprzedzającymi ich, pierwszymi, którzy za zakrętem zniknęli na chwilę z pola widzenia — na zawsze.

Myślę, aby do naszych rozważań włączyć hipotezy, które są wykluczane w naszym normalnym pojęciu rzeczywistości, nie szkodzi, że nie mamy na nie jednoznacznych i niepodważalnych dowodów. Szczególnie jeden z niedawnych przypadków daje wiele do myślenia: podczas gdy ekipy poszukiwawcze wciąż przeczesywały teren, szukając starszej pani, według namierzania przez telefon komórkowy — ta wciąż znajdowała się w okolicy, jednak nie można było jej znaleźć. Gdy dzwoniono na telefon komórkowy, rozległy się dziwne odgłosy, warczenie i piski oraz jej wołanie o pomoc. Nadal nie można było jej już znaleźć, choć sygnał telefonu komórkowego cały czas był śledzony. Jakby elektromagnetyczne połączenie telefonii komórkowej jeszcze działało, ale kobieta stała się niewidoczna. Albo incydent Cullena Finnerty'ego, który w czasie swojej przygody kilkakrotnie rozmawiał przez telefon ze swoją dziewczyną i wzywał pomocy. Jennifer wyjaśniła później, że Cullen brzmiał paranoicznie, był bardzo przestraszony. Kiedy nie mogła się z nim skontaktować, zadzwoniła na policję. Zlokalizowano go później za pośrednictwem jego operatora komórkowego. Poprzez wysyłanie sygnałów można dokładnie określić współrzędne GPS komórki. Ku ich zdumieniu, wykres sygnałów pokazywał, że Finnerty musiał w ciągu kilku minut przebyć kilka kilometrów — w nieprzejezdnym, bujnym i miejscami bagnistym terenie. Jego ciało zostało znalezione następnego dnia; nie można było ustalić przyczyny śmierci, telefon komórkowy miał ciągle przy sobie.

W związku z tym pojawia się pytanie, dokąd zabierani są zaginieni? Czy są oni po prostu przenoszeni w inne miejsce, czy też są przenoszeni do innego wymiaru, innego czasu lub tym podobnych, poprzez mechanizm, który jest dla nas niepojęty? Jakby byli niewidzialni, choć połączenie (elektromagnetyczne) z telefonem komórkowym było nadal możliwe jako część tego świata.

 Innym szczegółem niektórych przypadków jest to, że występują w miejscach, które mają nazwę diabeł, czort itp. w swojej nazwie. Dziś nie do końca rozumiemy co się wtedy w takim miejscu wydarzyło, dlaczego nazwano je np.:. "czarcim dołem", co skłoniło ludzi do nadania takiej nazwy? Czy po prostu nazwa oparta jest na wydarzeniach, które interpretowano tak wtedy? Rzeczywiście, w literaturze znajdujemy wiele opisów zdarzeń, widocznie istnieją lokalne akumulacje. Być może w miejscach tych od dawna powtarzają się zdarzenia, które skłaniają mieszkańców tych terenów do nadania im takiej, a nie innej nazwy. Może być nawet tak, że ofiary wcale nie są zabijane celowo, ale nie radzą sobie z przejściem przez wymiary różnych czasoprzestrzenii. Najwyraźniej wydaje się to ich nadwyrężać, przynajmniej psychicznie, co tłumaczyłoby utratę pamięci, być może z powodu szoku. Niemowlęta i osoby upośledzone mogą po prostu nie doznać takiego szoku, ponieważ ich świat i tak jest pełen cudów. Być może te archaiczne istoty mogą przybywać do naszego świata (który zasadniczo nie różni się od ich świata - las jest lasem) wykorzystując szczeliny w czasoprzestrzeni, a następnie po krótkim czasie wracają z upolowanymi ofiarami. To tłumaczyłoby różne dziwne obserwacje istot lub czegoś, co świadkowie nawet nie potrafili porządnie opisać, ale także to, dlaczego ostatecznie nie udało się odnaleźć ciała zaginionego. Te przypadki nadają fenomenowi przenikalnej czasoprzestrzeni inny wydźwięk: owe uprowadzenia — jeśli tak chcemy je nazywać na tym etapie naszych rozważań — wydają się odbywać zgodnie z planem. Nie są to przypadkowe spotkania, mam wrażenie, że ludzie z jakiegoś powodu są wybierani. W szczególności fakt, że uprowadzenie najwyraźniej wiąże się z natychmiastowym usunięciem ofiary z naszej czasoprzestrzennej rzeczywistości — bez śladu, jakby ofiara "zapadła się" pod ziemię, bez zapachu dla psów poszukiwawczych, bez śladów walki itp. - sugeruje raczej, że owo przejście, owo stanie się niewidzialnym, może być aktywnie i celowo wywołane przez  porywacza  w dokładnie odpowiednim momencie. Wygląda to tak, że porywacz wybiera sobie ofiarę, która w tym momencie nie jest nadzorowana, zabiera ją błyskawicznie i w tym samym momencie obaj już całkowicie znikają. Jakby zniknęli z powierzchni ziemi. A potem porywacz  oddaje swoją ofiarę. Nie widać żadnej przemocy, żadnych obrażeń i nie była to napaść na tle seksualnym. Dlaczego ciała pojawiają się z powrotem? Dokładnie tam, gdzie szukały ich ekipy poszukiwawcze, jakby chcąc im oddać niepotrzebną ludzką powłokę. Ich ubrania, na których również nie widać śladów walki, czy innych ważnych wskazówek kładą starannie obok ofiary. Po co? Aby ludzie mogli się pożegnać ze zmarłym? A co z tymi, których nigdy nie odnaleziono? i przede wszystkim — dlaczego ci ludzie są w ogóle porywani?

To na tyle tekst pana Löwe, myślę, że przypadek dwuletniego Ryana pasuje tutaj do przemyśleń:

Dwuletni Ryan Hoeffliger mieszka z rodzicami i siostrą niedaleko jeziora Hayden w Idaho. Malowniczy rejon, zbiornik wodny z postrzępionymi brzegami, gęste lasy a w oddali urzekające góry. Hoeffligerzy posiadają psa, który znany jest z tego, że szczeka na każdego, kto zbliży się do posesji. Ryan jest drobnym i cichym dzieckiem, nie jest bardzo aktywny, w przeciwieństwie do jego siostry. 11 listopada 1984 roku, śpi wyjątkowo w pokoju siostry, jego własne łóżko jest w naprawie. Około piątej rano, dziewczynka wychodzi na chwilę do łazienki, Ryan śpi, dzieci dzielą jedno łóżko. O godzinie 7:30 siostra budzi się ponownie, brata nie ma w łóżku, na pewno poszedł do rodziców — myśli. Poszła sprawdzić, lecz tam go nie ma, chwilę później wszyscy domownicy szukają malucha. Ryan nie mógł opuścić domu, nie potrafi otwierać drzwi a na pewno już ich zamknąć, jest za mały, by dosięgnąć klamki. Nie wiadomo jak wydostał się z łóżka, spał przy oknie, żeby wyjść, musiał prześlizgnąć się przez siostrę, lecz ta tego nie pamięta. Rodzice wychodzą na zewnątrz, pies w ogrodzie leży na swoim miejscu, wygląda dziwnie, jakby ktoś mu podał narkotyk lub środek uspokajający. Pies zachowywał się tak dziwnie, że później zbadano jego krew, lecz nie stwierdzono podejrzanych substancji. Być może jednak podano mu coś, co w laboratorium było nieznane lub zrobiono to w inny niecodzienny sposób. Nie ulega wątpliwości, że z psem działo się coś dziwnego. Prawie przez całe śledztwo wracano do tego wątku, pies, który od pierwszego dnia, gdy trafił na posesję, znany był z tego, że szczekał na każdego obcego. A teraz? Teraz gdy porwano chłopca z łóżka, pies nie wydał ani jęku. Po siedmiu godzinach poszukiwań znaleziono zwłoki dwulatka. Odkryto go pod pomostem przy jeziorze, 5 kilometrów od domu. Sekcja zwłok wykazała utonięcie, brak obrażeń ciała, a nawet zadrapań na stopach. Dziwny fakt, mając na uwadze, że był boso. Jest bez pidżamy, której nigdzie później nie znaleziono, a pielucha, którą ma ubraną, wprawia w zakłopotanie — rodzice nie używają tej marki. Policja przeszukała jezioro, a także okolicę, nie znaleziono nic podejrzanego. Czy to możliwe, że został zwyczajnie uprowadzony? Porywacz musiałby wyeliminować psa, otworzyć drzwi wejściowe. Być na tyle pewny siebie, że odważył się zabrać malucha z łóżka, przy czym najmniejszy krzyk obudziłby siostrę. Potem zamordowałby dziecko, najpierw jeszcze zmienił pieluchę, a ciało schował w miejscu, gdzie mieszkają ludzie. Do wyboru miał tyle lasu dookoła, dlaczego w tym miejscu? gdzie łatwo zostałby zauważony, a okolica w tym czasie była już obserwowana przez policję. Niepotrzebne ryzyko, które każdy porywacz wkalkulowałby w swój plan. A motyw? Ma to sens? Gdyby ciało ukrył w lesie, dałoby mu to więcej czasu na ucieczkę, a gdyby dobrze je schował — nie byłoby morderstwa, nie byłoby śledztwa. Z codziennego życia znamy przypadki, gdy zabójca zaciera ślady, ukrywa corpus delicti, można by niestety rzec, że to ludzki odruch — a tutaj? Dwuletni Ryan nie był w stanie sam opuścić dom, nie potrafił otwierać drzwi. Nie wygląda na to, że udało mu się załatwić nową pieluchę i schować gdzieś pidżamę, tak że nikt nie potrafi jej znaleźć. Potem musiałby wędrować 5 kilometrów, wśród domostw, dojść do jeziora gdzie utonął. Ta możliwość wydaje się tak samo absurdalna. Ktoś może zasugerować teleportację, fenomen, który podobno od czasu do czasu tu i ówdzie miałby występować. Jednak owa teleportacja w tym przypadku musiałaby go najpierw teleportować w nową pieluchę, a potem dopiero do jeziora. Może został zamordowany albo uległ nieszczęśliwemu wypadkowi? tutaj wina spadłaby na rodziców. W ten sposób próbowali zainscenizować uprowadzenie. Dlaczego tak skomplikowanie? Są łatwiejsze sposoby, na przykład dziecko się zakrztusiło lub spadło ze schodów. Ukrywając go pod pomostem, rodzice zawsze mogli zostać zauważeni przez mieszkańców. Ta możliwość wydaje się także pozbawiona sensu, jeżeli ktoś chce upozorować uprowadzenie, nie porzuci ciała w miejscu, gdzie zostanie szybko znalezione.

Przypomina to przypadek Jimmego Duffy, rówieśnika, który zniknął z zamkniętego kempingowca. Rodzice usłyszeli krzyk, gdy dobiegli do samochodu, chłopca już nie było, a siostra i kot nadal smacznie spali. Później podczas zeznań, powiedzieli, że głos jakby pochodził z powietrza — był tak dobrze słyszalny, a nie jak z zamkniętego samochodu.

Więcej przypadków już wkrótce.


Między innymi wykorzystano i przetłumaczono ze:

http://www.denk-verlag.think-ebooks.com/missing-411-deutsch/verschwundene-menschen-2/


Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy z Europy są jakieś doniesienia o podobnych zniknięciach jak z USA?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak podaje fundacja ITAKA, w samej tylko Polsce w 2020r bez śladu zaginęło 369 osób, 127 kobiet i 242 mężczyzn. Pozdrawiam. eMWu.

      Usuń
    2. Zgoda, oczywiście, może wyraziłam się niejasno. Chodzi mi o zaginięcia, których okoliczności są mniej więcej znane i dlatego dziwne, zwłaszcza w przyrodzie, a także odnalezione zwłoki bez ubrań albo z ułożonymi obok itd. Albo takie zniknięcia dzieci jak wyżej.

      Usuń
    3. Tak, były i są nadal takie naprawdę dziwne, jeden z nich np.: W 2018 r. dotyczył Pawła Chyba. Znam kilka z Niemiec Austrii, Anglii. Tak naprawdę są wszędzie, na całym świecie. Chyba jeden z najciekawszych, jaki kiedykolwiek czytałem, miał miejsce w Tajlandii. Jednak mały problem jest taki, że w niektórych przypadkach w USA było możliwe dostać akta sprawy, Paulides jako były policjant wiedział, co trzeba zrobić i jak przekonać. Lecz u nas w Europie, myślę, że to nie jest takie proste. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. No faktycznie, znalazłam przypadek Pawła Chyba. Rzeczywiście wypisz, wymaluj, okoliczności z Missing 411!
      https://interwencja.polsatnews.pl/reportaz/2018-11-09/dzwonil-ze-zle-sie-dzieje-i-wraca-do-domu-cialo-znaleziono-w-rzece_1690154/

      Wygląda tak, jakby jakaś siła działała na umysł ofiary i skłaniała go do irracjonalnych czynów. Ale te ubrania, ułożone równiutko buty...
      A można gdzieś przeczytać o tym przypadku z Tajlandii po angielsku (może być francuski albo hiszpański, byle nie niemiecki :-D )?

      Usuń
    5. Od kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tematyką Missing 411 na myśl przyszła mi historia zaginięcia 6-letniego Marcina Zioło z mojego rodzinnego miasta Brzegu w województwie Opolskim. Chłopiec zaginął w 1983 roku i mimo szeroko zakrojonej akcji poszukiwawczej, w której oprócz milicji i wojska brało udział również lokalne SB (!!) nie znaleziono żadnych śladów chłopca. Co prawda pojawiały się sygnały w całej Polsce, że "gdzieś był widziany" jednak jego los już chyba na zawsze zostanie tajemnicą.

      Usuń
    6. Stwierdzenie, że "gdzieś był widziany" czytałem tak często w różnych artykułach, lecz tak naprawdę ani razu nie okazało się, że ślad dokądś zaprowadził. Wprawdzie nie znam tego przypadku, chociaż kto wie ? może o nim słyszałem, w tym czasie mieszkałem jakieś 60 km od tego miejsca, ale mając w 83 roku 10 lat, nie wiem, czy w tym wieku dziecko chłonie takie informacje.... Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    7. Arku (jeśli mogę pozwolić sobie na taką poufałość), przypadek jest całkiem nieźle opisany w lokalnych portalach informacyjnych - głównie w NTO. Wystarczy wpisać w Google frazę "Marcin Zioło Brzeg". Pamiętam jeszcze w TVP Info Wrocław, że widziałem jakiś reportaż w którym był wywiad z jego mamą. Niestety, z tego co wiem rodzice już nie żyją, a nie mam informacji czy ktoś z rodziny nadal mieszka w Brzegu.
      BTW. Tego typu sprawy interesowały mnie od zawsze i (jeśli mogę pozwolić sobie na małą autoprezentację) swego czasu byłem jednym z redaktorów nieistniejącego już portalu i e-zinu Strefa 51, co prawda wtedy bliższa była mi tematyka stricte ufologiczna, jednak zjawiska paranormalne zawsze towarzyszyły mi "gdzieś obok". Dlatego z radością odkryłem blog znanego mi jeszcze z kwartalnika UFO Arkadiusza Miazgi, a następnie Pański. Trochę odbiegłem od tematu, jednak chciałem się tym podzielić :) Czekam na inne artykuły i mam nadzieję, że będę miał okazję merytorycznie udzielać się pod kolejnymi artykułami.

      Usuń
    8. Hejka, miło mi powitać bratnią duszę. Fenomen UFO towarzyszył mi przez wiele lat, do dziś czytam chętnie to i owo. Bardziej te nowe przypadki, których nie ma wcale tak mało, jedynie badania incydentów oraz publikacje nie są tak częste, jak kiedyś. Strefę 51 znam, my z kolegami prowadziliśmy serwis informacyjny "Infra", ale to też już parę lat temu.
      Czytałem właśnie o Marcinku, aż mnie ciarki przeszły, widząc w tekście wypowiedzi dzieci: "chciał iść nad Odrę". Ponad 3/4 przypadków ma coś wspólnego z wodą, nieważne jak głęboki ten ciek. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest- ale to dobitnie odznacza się od innych przypadków. Przywodzi na myśl opowieści rodem z folkloru, gdzie ludzie mieli jakby predyspozycje do zaginięć w pobliżu stawów rzek i bagien..... Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    9. Re Emeref : Mój (wtedy 8-letni) brat zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach w 1984r z terenu jednostki wojskowej znajdującej się w Słowińskim Parku Narodowym, poszukiwany przez wojsko, milicję i okolicznych mieszkańców znalazł się w nienaruszonym stanie po szesnastu dniach od chwili zaginięcia 300m od JW z której zniknął. Nie wiedział i do dzisiaj nie wie co się z nim działo i gdzie w tym czasie przebywał, namawiałem go nawet żeby się poddał hipnozie ale bez skutku. W chwili odnalezienia był bosy, a butów nie udało się odnaleźć, mimo to stopy nie miały żadnych śladów "zmęczenia", nie był wygłodniały i odwodniony, nie miał żadnych ran, siniaków, obtarć, nic, co by mogło powiedzieć gdzie był i co robił przez szesnaście dni. Z racji na to, że zaginięcie dotyczyło terenów JW sprawa została wyciszona i jedynie osoby biorące udział w poszukiwaniach mogłyby ją potwierdzić, był to jeden z powodów rozstania się moich rodziców, bo matka do dzisiaj nie może tego ojcu zapomnieć.

      Usuń
  3. Taka luźna teoria z mojej strony w sprawie celu tych wszystkich tajemniczych zaginięć:
    Gdyby połączyć zaginięcia ludzi z fenomenem facetów w czerni, kobiet w czerni i czarnookich dzieci, to wtedy moglibyśmy założyć że osoby te są porywane w celu skopiowania powiedzmy ich wyglądu i aktualnie noszonego ubrania, co umożliwiało by bytom odpowiedzialnym za te zniknięcia późniejszą fizyczną manifestację(jak wiemy z różnych opisów średnio udaną ze względu na defekty w wyglądzie i zachowaniu, co też nieraz mogłoby tłumaczyc dziwny i nieaktualny ubiór takich wizytatorów) w naszym świecie w celu poszukiwania kolejnych ofiar(jak też wiemy z rożnych relacji zazwyczaj mało udanych). Do tego oczywiście musielibyśmy przyjąć kilka warunków:
    - że byty te pojemnik do manifestacji w naszym świecie mogą pozyskać jedynie z nieszczęśników, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu ( wszystkie te miejsca z nazwą diabelski, czarci itp...) w nieodpowiednim czasie
    - byty ty nie są jednotorowe i różnią się między sobą i potrafią odczuwać żal i dlatego później odstawiają ciała nieszczęśników z poskładanym ubiorem lub nie zadają sobie trudu i los nieszczęśnika pozostaje nieznany ( te bez skrupułów)
    - proces wykonania"kopii" niestety kończy się śmiercią uprowadzonego, co by oznaczało że w niektórych przypadkach byty odstępują od tego lub po prostu są jednostki odporne na te działania ( w przypadku ludzi starszych, chorych i niepełnosprawnych można zakładać, że z powodów defektów fizycznych i intelektualnych nie stanowią dobrego materiału )

    Największą niewiadomą w dalszym ciągu pozostaje cel i motyw takich działań.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja myślę, że nie powinniśmy wszystkich zaginięć wrzucać do jednego wora, bo one się drastycznie różnią od siebie - zaginięcie bez powrotu, zaginięcie i znalezienie zwłok w dziwnych miejscach i okolicznościach, zaginięcie i powrót z wymazaną pamięcią, zaginięcia w miejscach publicznych, zaginięcia z zamkniętych pomieszczeń. Ale faktem jest, że część z tych zaginięć wygląda na z góry zaplanowane porwania konkretnych osób - wiek (dzieci), wykształcenie, wykonywany zawód/hobby. Podejrzewam, że część z tych osób bezwiednie bierze udział w jakimś eksperymencie, cześć to wina sił przyrody (np. duże koty jak pumy potrafią wciągnąć na drzewo sarnę, więc wciągnięcie dziecka nie stanowi dla nich większego problemu), cześć to wina bliskich (upozorowane porwanie i ukrycie ciała), ale też spora część nie da się wyjaśnić w racjonalny sposób. Legendy o trolach, skrzatach, wróżkach, krwiożerczych kamieniach, czortach, demonach i innych zjawiskach anomalnych nie wzięły się z powietrza, a są one powtarzane od wieków na całej kuli ziemskiej i może tu trzeba szukać rozwiązania. Mnie najbardziej interesują zaginięcia osób, które po znalezieniu ciała (często w wielokrotnie przeszukiwanym/dziwnym miejscu) mają zdjęte/rozwiązane obuwie, źle zapięte guziki, założone odwrotnie spodnie/koszule/kurtki. Jakby jakaś siła próbowała zacierać ślady swojej ingerencji, ale nie do końca wie jak to wykonać poprawnie. Dajmy małpie ubranie to też spróbuje je założyć, ale przecież nie zrobi tego jak należy. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że na całym świecie codziennie bez śladu znikają setki/tysiące osób i żaden rząd nie widzi w tym problemu, zupełnie jakby było na to ciche przyzwolenie na szczytach władzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten ów przypadek miał miejsce w Malezji, nie Tajlandii :) https://www.strangeoutdoors.com/mysterious-stories-blog/nora-quoirin


      A więc bez wrzucania wszystkiego do jednego worka. Oczywiście, są takie i takie incydenty, moim zdaniem, ja myślę, że w wielu przypadkach mamy do czynienia z uprowadzeniami, i jestem nawet przekonany, że nieraz stoi za tym fenomen UFO czy coś podobnego. Pomijając wielkie pustkowia, góry i jaskinie w USA. U nas w Europie nie ma takich dzikich miejsc i drapieżników, które mogłyby zabrać ze sobą dorosłego człowieka. A i tak giną ludzie w górach, chociaż nie było tam głębokich jaskiń a wąwozy i przepaście nie są tak niedostępne, żeby tam nie wejść. Albo ten emeryt z Niemiec, który wyprzedził małżonkę i pojechał rowerem i nigdy więcej go nie widziano. To nie są tereny, które nie można przeszukać. Następna sprawa to przypadki na morzu, kiedy zaginęła cała załoga statku, a szalupy ratunkowe nie były nawet spuszczone na wodę. Dziennik pokładowy jak i osobiste i drogocenne przyrządy pozostały na pokładzie, ale co się stało z ludźmi? Tak samo zaginęli. Były jeszcze zbiorowe zginięcia ludzi w Ameryce Płd. , Francji i całej osady Eskimosów — to samo, nikt nigdy więcej ich nie widział. Jak to możliwe????? Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Wydaje mi się, że w "prawdziwych" (tzn. rzeczywiście niewytłumaczalnych innymi sposobami) przypadkach zniknięcia osób czy przedmiotów z naszego trójwymiarowego świata mamy do czynienia z ich dostaniem się w obszar "bramek" wiodących do równoległych rzeczywistości; zaraz za bramką następuje przejście do lokalnej równoległej rzeczywistości bliskiej naszej. Wspomniane bramki są zwykle niewidzialne, choć istnieją rzadkie wyjątki. Chris Miekina w audycji z cyklu "Polaraxa" pt. "Bezcielesne głosy" z 19.XII.2020 przytacza pod koniec audycji przykład będącego jednocześnie policjantem myśliwego, który polując w górach stanu Kolorado natknął się na coś wyglądającego na plamę lekkiej mgły, jednak to coś pod innym kątem przypominało kawałek szyby. Ostrożne wsunięcie w ten twór czubka buta spowodowało, że część buta przestała być widzialna(!). Wejście w obszar takiej bramki może być niezamierzone (przypadkowe) albo "sterowane" przez innowmiarowe byty znające się na obsłudze tych bramek (i prawdopodobnie także umiejące tworzyć/otwierać je w dowolnych miejscach). Ten drugi wariant to choćby opisane przypadki, kiedy zjawisko zaginięcia zachowywało się w sposób „inteligentny”.
    Warto tu jednak zwrócić uwagę na jedynie marginalnie zaznaczony w artykule aspekt zjawiska zniknięć a mianowicie fakt, że nie tylko wspomniane w tekście sygnały elektromagnetyczne o częstotliwości radiowej (np. używane w telefonii komórkowej) mogą przenikać przez wspomniane "bramki" (vide śledzenie zmian położenia „widmowego telefonu”, podczas gdy nie znaleziono osoby), ale, co ważne, dotyczy to także fal akustycznych (dźwiękowych) a więc tych fal mechanicznych, za pomocą których człowiek może porozumiewać się z drugą osobą bez pośrednictwa urządzeń technicznych. Wydaje się to mieć szczególne znaczenie, ponieważ opisywano sytuacje, w których uwięziona w innowymiarowej pułapce ofiara świadoma swojej sytuacji wzywała pomocy i głos "znikąd" był słyszalny krótko po zaginięciu, ale niekiedy także długo po zaginięciu i nawet przez ileś dni mimo, że wołającego nie było widać (ponieważ hipotetyczna bramka nie przepuszczała fali elektromagnetycznej o długości odbieranej przez ludzki zmysł wzroku).

    Jako pierwszy nasuwa się mi tutaj przypadek Davida Langa, który zniknął w jednej chwili 23 września 1880 r., na równym, pozbawionym jakichkolwiek zagłębień gruntu pastwisku blisko swojego domu, ok. 18 kilometrów od miasteczka Gallatin, w pobliżu Nashville (Tennessee, USA)[01]. Co stanowi rzadkość wśród takich przypadków, zniknięcie nastąpiło na oczach świadków(!), w tym przypadku żony Davida oraz miejscowego sędziego Augusta Pecka; w dodatku działo się to w słoneczny dzień. Dopiero jednak w połowie sierpnia następnego roku, czyli po blisko 11 miesiącach(!), w odpowiedzi na kontrolne wołanie 12-letniej córki Sary w miejscu zaginięcia (Sara czyniła tak od czasu do czasu przez miesiące, które upływały od czasu zaginięcia ojca) odpowiedział jej głos Davida Langa brzmiący jak wołanie o pomoc. Głos słyszał także towarzyszący siostrze syn Langa - 9-letni George; następnie odpowiedź na swoje wołanie usłyszała także żona Davida, która przyszła wezwana przez dzieci. Przez następne dni cała trójka regularnie chodziła w to miejsce i nawoływała. Wszyscy troje słyszeli odpowiedź, ale z każdym dniem głos był słabszy. Piątego dnia odpowiedzi już nie dało się usłyszeć i od tej chwili nikt nigdy już głosu Davida Langa nie usłyszał.

    C.d.n. za chwilę, bo chcąc zamieścić cały wpis "odkryłem", że system nie wpuszcza wpisów dłuższych niż 4096 znaków; nie podano niestety, czy ze spacjami czy bez.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nasuwa się tu pytanie, w jakim mechanizmie David Lang po prawie 11 miesiącach od zniknięcia w, nazwijmy to, "szczelinie czasoprzestrzennej" żył nadal i był w stanie odpowiadać na wołania? Miał tam picie i jedzenie czy też (lub?/i?) czas dla niego płynął tam zupełnie inaczej? Przy okazji widać, że nawet, kiedy tajemnicze zaginięcie następuje na oczach świadków i dzięki temu wiadomo, że jest to zniknięcie z trójwymiarowej przestrzeni dostępnej naszym oczom a nie np. porwanie przez dzikie zwierzę, sprytnego bigfoota czy wciągnięcie do (widzialnego) aparatu latającego, nie rozwiązuje to podstawowego problemu, czyli nie uwidacznia mechanizmu, w jakim zniknięcie się dokonuje - zagadki zniknięcia Davida Langa nie rozwikłano do dziś. Dlatego na początku napisałem o (hipotetycznym) przejściu do lokalnej równoległej rzeczywistości bliskiej naszej. Warto by chyba jeden z kolejnych artykułów tego bloga poświęcić właśnie takim przypadkom zaginięć, w których nawiązano kontakt głosowy z ofiarą (jest ich więcej niż tylko przypadek Langa, w swoich materiałach mógłbym się dogrzebać przynajmniej kilku) oraz zawierającym aspekty omówione w akapicie poniżej.

    Sprawa komunikacji z lokalnymi równoległymi rzeczywistościami bliskimi naszej za pomocą oddziaływań/fal różnego rodzaju (elektromagnetyczne radiowe, elektromagnetyczne rejestrowane przez zmysł wzroku, mechaniczne dźwiękowe, ew. jeszcze inne) nie jest bowiem taka prosta, ponieważ w przeciwieństwie do np. sytuacji opisanych w niniejszym artykule notowano także przypadki, w których wyprowadzona potem w jakiś sposób z „pułapki” grożącej niewytłumaczalnym zaginięciem (np. z sytuacji polegającej się na znalezieniu się w nieznanej sobie okolicy, która nagle „podmieniła” dotąd teoretycznie znany rejon) ofiara relacjonowała, że w telefonie miała brak zasięgu a osoby szukające jej w tym czasie nie mogły się do niej dodzwonić [np. cyt. 02]. Z drugiej strony np. w przypadku zdarzenia z góry Inyangani (około 2000r., wsch. Zimbabwe)[03] czy wzgórza Lis Ard (zach. Irlandia, ok. 1935, Hrabstwo Mayo, tu w dodatku opisano barierę niewidzialną, ale wyczuwalną kolejnym zmysłem - dotykiem)[04] zaginieni widzieli szukające ich osoby a nawet (przypadek z Lis Ard) ich słyszeli, ale sami nie byli słyszani ani widziani. Do zagmatwanego obrazu dochodzi także jeszcze jeden zmysł, czyli węch – przypominają się przypadki, w których w rejonie domniemanego zaginięcia człowieka czy zwierzęcia był wyczuwalny zapach padliny a mimo to nie udawało się znaleźć żadnych zwłok. Świadczyłoby to o istnieniu otwartego (przynajmniej przez jakiś czas) kanału, przez który powietrze z „naszej” strony rzeczywistości mogłoby się mieszać z powietrzem po drugiej stronie bramki i vice versa. Wszystko to może sugerować istnienie „barier międzywymiarowych” o różnych/zmiennych w czasie i zależnych (albo nie, jak w przypadku Langa i fal dźwiękowych) od kierunku emisji oddziaływania stopniach przepuszczalności dla różnych oddziaływań/rodzajów energii. Rozwinięcie tych wątków wymagałoby to jednak napisania oddzielnego artykułu, co zresztą ośmielam się sugerować Autorowi.

    Jeśli przypomnę sobie jakieś inne konkretne przykłady bądź dokopię się do nich w moim komputerowym archiwum to postaram się jeszcze napisać. Ukłony dla Autora i innych Czytelników blogu.

    Źródła:
    01. Johannes von Buttlar: "Szczelina czasu. Spotkanie z niepojętym." Wyd Uraeus, 1994. Rozdz. "5. Wrota nicości".
    02. Arkadiusz Miazga: Magiczna Rzeczywistość. UFO, folklor i parafizyczna siła. Wyd. Ridero 2018, str. 102-106.
    03. Hartwig Hausdorf: Równoległe rzeczywistości. Wyd. Amber, Warszawa 2006, str. 84-85.
    04. Johanes Fiebag, Inni. Spotkania z pozaziemską inteligencją. Wyd. Prokop, Warszawa 1995, s.39.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka witam.

      Tak jakbyś czytał w moich myślach. Góra Inyangani jest w kolejce do art. za 3 tygodnie, miała być następnym, ale że ostatnio było ciekawe inne zajście, to na razie chcę ten przypadek opracować. Ta góra w Zimbabwe jest naprawdę szczególnym miejscem, w moim dokumencie, który pisałem przeszło rok temu zajmuje swój rozdział, ale rozdział będzie poszerzony, bo w tym tygodniu otrzymałem link do artykułu, który opisuje następny całkiem świeży przypadek. I chociaż to nie jest trudna ani niebezpieczna góra dzieje się tam wiele, właśnie pod kątem anomalii czasowych itp. Według legend, ludzie, którzy tam zaginęli mają przebywać w "chimidzy" - miejscem pośrednim. Ludzie, którzy przeszli przez niewidzialne wejście, znajdują się w międzyświecie, naszym a tym zamieszkiwanym przez demony i duchy. Człowiek pozostaje tam tak długo aż znajdzie wyjście do jednego z dwóch światów. Przy czym dla nas, w naszym świecie czas upływa wiele szybciej niż dla ludzi uwięzionych w tym pośrednim świecie. Gdy u nas minęły dni czy miesiące, ci, którzy wrócili, mówią o godzinach, a ich wygląd i kondycja fizyczna potwierdzają to. Niektórzy podczas wędrówki jakby "zawiesili się" , później opowiadali, że byli zdezorientowani i nie mieli za bardzo poczucia czasu. Wierzę w to co napisałeś, takie bramki do innych wymiarów korcą tak samo wielu fizyków, tu i tam niekiedy piszą o możliwościach wejścia w inne wymiary. To, że takie coś nie jest potwierdzone i wyśmiewane, nie ma dla mnie żadnej wartości, to, że jeszcze nie zbadaliśmy jak to działa nie eliminuje występowania, do dziś odkrywa się nowe możliwości i efekty, nie wspominając nawet o astronomii.
      Tak jest! zagadka Dawida Langa pozostaje niewytłumaczona do dziś. Wygląda na to, że utknął gdzieś w innym wymiarze, to bardzo ciekawy przykład. Myślę, że przez takie bramki dostają się do nas różne stwory, które przez jakiś czas terroryzują mieszkańców a potem znikają na zawsze tak samo niespodziewanie jak się pojawili. Temat ten na pewno tu jeszcze zagości. Dziękuję za tekst. Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Są jeszcze przypadki "bramek" nieco większych, czyli "dziur w niebie" - takie mieli widzieć np. naukowcy badający Ranczo Skinwalkera w Utah czy niektórzy świadkowie uderzenia tunguskiego ciała kosmicznego w 1908r. Można zobaczyć w takiej dziurze w biały dzień np. fragment nocnego nieba z gwiazdami(!). Zjawisko powstawania tego rodzaju "dziur" kojarzy mi się też z niektórymi wybuchami broni A czy H ale tu nie jestem pewien czy pamięć mnie nie zawodzi. Fakty takie jak przytoczone jednak raczej się niestety utajnia a nie ujawnia. Pozdrawiam J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry przykład takiej bramki. Pamiętam tę "dziurę w niebie " gdzie w tym miejscu widziano jakby inny kolor nieba. Jednym z tych patrolujących był sam Kelleher, to on widział i ową postać, która stamtąd wyszła. Ogólnie były tam różne byty, niekiedy nawet je tropiono , a odciski stóp znikały jakby to coś rozpuściło się w powietrzu. Latające orby, ba! nawet jakieś ptaszki, które w tym regionie USA w ogóle nie występują. Kto wie?, może to wszystko przylazło właśnie przez takie wejście? Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. JTatark, super komentarze, wspaniale się czytało. Jeśli jeszcze możesz coś dopisać w ten deseń, to bardzo proszę. Pozdrawiam autora i wszystkich komentatorów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Spróbuję, ale na razie tylko coś zasygnalizuję. Na odtwarzanie innych przypadków z kontaktem głosowym na razie nie mam czasu, jednak przypomina mi się - także należący do bardzo rzadkiej podkategorii - inny przypadek, w którym mechanizm znikania jest do pewnego stopnia do odtworzenia (tym razem tylko na podstawie relacji ofiary [brak innych świadków], gdyż zniknięcie nie doszło ostatecznie do skutku - ofierze udało się uciec) a ponadto była to próba wyraźnie celowego wciągnięcia człowieka w obszar przestrzeni niewidzialny dla ludzkiego oka. Niestety - i także z tej przyczyny o tym piszę - jest to zdarzenie jedynie marginalnie wspominane w polskojęzycznym piśmiennictwie tematu (dotąd nie trafiłem na jego dokładny opis a sama źródłowa książka także wg mojego rozeznania nigdy nie została przetłumaczona na polski). Rzecz miała miejsce 20 maja 1950 nad Loarą w okolicy francuskiego miasteczka Cours Les Barres (w krajowym piśmiennictwie znalazłem kiedyś wzmiankę o tym zdarzeniu jako zaszłym w rejonie Loary, bez podania nazwy miejscowości). Kobieta wracająca do domu na obiad w ładny dzień ok. godz. 16 drogą wzdłuż rzeki nagle znalazła się w strefie oślepiającego światła w którym dojrzała dwie ogromne czarne dłonie bez ciała(!), które następnie ją pochwyciły za głowę a potem - o ile dobrze pamiętam - usiłowały przycisnąć do niewidzialnego "tułowia" oprawcy, które sprawiało wrażenie zrobionego z metalu. Wynikła dłuższa szarpanina, wskutek której kobieta zdołała uciec. W trakcie ofiara słyszała rozmowę napastników (tzn. musiało ich być co najmniej dwu), z kontekstu wynika, że prowadzoną po francusku(!) oraz widziała ruchy roślinności uginającej się pod niewidzialnymi ciężarami. W końcowej fazie zdarzenia kobieta odczuła podmuch, tak jakby coś wielkiego startowało z ziemi, po czym wszystkie nietypowe „objawy” ustały. Co ważne, późniejsze policyjne oględziny potwierdziły uszkodzenia roślinności oraz płotów okalających lokalne pastwisko, tak więc znaleziono fizyczne ślady zdarzenia (innymi były uszkodzenia ciała ofiary). To co napisałem, to oczywiście ogromny skrót (wszystko miało trwać 15-20 min). Całe zajście jest dokładnie opisane w książce Jacques'a Vallee "Passport to Magonia" (1969, 1993) a bardzo obszerną relację zamieszcza strona https://www.thinkaboutitdocs.com/1950-cours-les-barres-france-abduction/ . Zważywszy na nazwisko Autora, który opisał zdarzenie, można z wysokim prawdopodobieństwem uznać, że rzeczywiście do niego doszło, co już trzeba przyznać napawa grozą. To przecież XX wiek a akcja jak ze średniowiecznych opowieści o porwaniach przez demony. Mimo wszystko chętnym życzę miłej lektury po angielsku. I nie bójmy się chodzić na samotne dalekie wycieczki, skoro taka rzecz (na szczęście b. rzadko) może się przytrafić nawet gospodyni niedaleko domu :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Twoje wcześniejsze przemyślenia są bardzo cenne. Ja również od dawna miałem intuicję, że to są portale do innych wymiarów i że jesteśmy stamtąd obserwowani przez wyższowymiarowe istoty analogicznie do tego jak my obserwujemy świat zwierząt. Myślę, że w tzw. trójkącie bermudzkim działają te same siły. Książkę "Paszport do Magonii" chciałem przeczytać od dawna, ale nie ma po polsku, a ja nie władam angielskim w stopniu pozwalającym na takie wyzwanie. Szukałem jej online, gdyż przeglądarka chrome ma bardzo dobrą opcję tłumaczenia i w ten sposób przeczytałem "Maskaradę aniołów' K. Turner. Naprawdę się da, jakość tłumaczenia bardzo dobra. Niestety nie znalazłem nigdzie. Masz może jakiś namiar? To musi być gdzieś na jakiejś stronie, pdf odpada, jest dostępny a chomikuj, ale tego chrome nie tłumaczy. "Maskarada aniołów" świetna, na pewno znasz. Czekam niecierpliwie na Twoje dalsze komentarze, pozdrawiam.

      Usuń
    2. Niestety nie znam danych miejsca w Sieci, w którym "Passport to Magonia" byłby dostępny jako tekst w formacie HTML lub innym dostępnym dla translatora. Gdyby mi bardzo zależało, to szukałabym takowego miejsca via Google za pomocą charakterystycznych słów/fraz albo skonwertowałbym tekst z pdf. Powodzenia.

      Usuń
    3. To ja dołączę moje tłumaczenie tego przypadku z Francji, już nie pamiętam strony internetowej , ale wydaje się że było to gdzieś na stronie z artykułami Vallee: https://www.jacquesvallee.net/

      """"" J. Vallee, francuski badacz, zajmował się przypadkiem o najwyższej dziwności, chodziło o zdarzenie z 20 maja 1950 roku. Jest to jeden z nielicznych przypadków, kiedy to świadek była w stanie przypomnieć sobie szczegółowo całe zajście. Dane personalne znane są Vallee, jednak na prośbę, zachował je w tajemnicy. Kobieta była w drodze do domu, by przygotować kolację. Miejsce wydarzenia było dość odludne, pogoda bezwietrzna i jak określiła — nadzwyczajnie cicho. W pewnym momencie okolicę rozjaśniło białe, mocne światło. W powietrzu ukazała się para czarnych rąk. Wyglądały jak ludzkie ręce z pięcioma palcami, tylko że były czarne z żółtawym odcieniem jakby miedziane. Wyglądało to tak, że ręce czekają na kobietę. Pojawiły się nad nią i chwilę później zjechały w dół, łapiąc ją mocno za twarz. Uścisk był tak silny, że zaczęło brakować tchu, ręce pociągły ją do tyłu aż głowa uderzyła w coś metalowego. Nie był to atak człowieka, wszystko było zimne i blaszane, nawet w ustach miała teraz metalowy smak. Cała sytuacja sparaliżowała ją kompletnie, że kobieta nie potrafiła nawet krzyczeć o pomoc. Ręce ciągły ją teraz przez krzaki, trwało to około minuty, po czym usłyszała męski głos: "Mamy ją". Nastąpił gromki śmiech, dźwięk brzmiał, jakby wydobywał się spod wody, był dziwnie zmieniony. Głos prowadził z kimś innym rozmowę, jednocześnie kobieta nadal była wleczona teraz przez pole, aż w pewnym momencie nastąpił błysk światła. Ręce puściły ją i chwilę później poczuła uderzenie wiatru, jakby coś wielkiego przeleciało tuż obok niej. Wolna, lecz oszołomiona, uciekła z miejsca, najszybciej jak jej poturbowane ciało na to pozwoliło. Gdy dotarła do najbliższego budynku, był to sklep, powiedziano jej, że na twarzy ma odciśnięte palce. Poszkodowana zgłosiła ten przypadek, a żandarmeria przeprowadziła śledztwo. W sumie nic nie znaleziono, w raporcie odnotowano go jako próbę uprowadzenia."""""
      Przypadek Dawn Chester uważam także za ciekawy, mamy tu do czynienia z wyrażnym głosem który oznajmił że dziewczyna wróciła, więc coś inteligentnego musiało stać za zaginięciem. Ten przypadek umieściłem tutaj: https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/2021/08/ludzie-ktorzy-pojawili-sie-znikad.html
      Pozdrówka.

      Usuń
    4. Tak właśnie szukałem z google, ale nie znalazłem. A podana przez Ciebie strona https://www.thinkaboutitdocs.com/1950-cours-les-barres-france-abduction/ niestety nie ładuje się na żadnej z przeglądarek...

      Usuń
    5. Stronę tę znalazłem 18 sierpnia b.r., już nie pamiętam czy szukając z wykorzystaniem Google w komputerze czy tylko w telefonie. W każdym razie wtedy i ona i strony nadrzędne (strona ta jest fragmentem dużej bazy danych nt obserwacji NOL) działały normalnie. Wczoraj próbowałem na komp. z Win 10 i rzeczywiście strony nie chcą się załadować, natomiast w telefonie ta strona odpala ale niektóre równorzędne z tej samej bazy także startują z opóźnieniem. Może jakieś kłopoty z serwerem. Pozdrawiam.

      Usuń
  10. Dodam jeszcze, że w razie potrzeby mógłbym służyć zrzutami ekranu z TK ale musiałbym wiedzieć dokąd je wysłać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za chęci. Poczekam jeszcze, może strona w końcu wystartuje. Pozdrawiam.

      Usuń
  11. Do Arka Czaji: dziękuję(my) za polskie tłumaczenie z www.jacquesvallee.net . Może w przyszłości zmobilizuję się do tłumaczenia i wstawienia tekstu z www.thinkaboutitdocs.com albo nawet ok 3 stron oryginalnego tekstu Vallee z "Passport to Magonia".

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo bym się cieszył gdybyś to zrobił. Tekstów Vallee po polsku jest bardzo mało, a takie ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bym się cieszył. Byłoby wspaniale :-)

      Usuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. W sprawie zdarzenia z Francji z 20 maja 1950 robi się coraz ciekawiej (przy okazji zauważam, że „ogon” komentarzy zrobił się dłuższy niż podstawowy artykuł). Otóż szukałem wczoraj dla naszego "Anonimowego" (dwa wpisy wyżej i kilka wcześniejszych) alternatywnego miejsca w Sieci z szeroką wersją opisu incydentu z Cours-les-Barres (taka jest właściwa pisownia francuskiej nazwy miejscowości, angole [jankesi?] z thinkaboutitdocs.com od których ją uprzednio wziąłem przekręcili brzmienie) na wypadek, gdyby te strony jednak nie "ożyły". Przy okazji jednak znalazłem między innymi francuskojęzyczną stronę https://ufologie.patrickgross.org/htm/fhpaf.htm podającą pierwotne (francuskojęzyczne i starsze niż książka Jacques'a Vallee [dalej J.V.]) źródło informacji na temat zdarzenia w Cours-les-Barres. Wspomniana strona podaje, że źródłem tym był artykuł napisany przez ufologa i dziennikarza Charles'a Garreau w magazynie ufologicznym "Lumières Dans La Nuit" (w skrócie LDLN) nr 86 z 1966 roku (cytuję: „La première publication au sujet de ce cas date de 1966, par l'ufologue et journaliste Charles Garreau dans le magazine d'ufologie "Lumières Dans La Nuit" N. 86.”). Niestety, nie podano tytułu artykułu. Wstępnie szukałem, ale tego art. chyba nikt nie zamieścił w Sieci. Co ważniejsze jednak, wymieniona strona przytacza tekst listu ofiary (określanej tam jako Micheline G.) do Charlesa Garreau(!), w którym opisuje ona przebieg zajścia z pierwszej ręki. Z drugiej strony J.V. określa w książce „Passport to Magonia” (dalej: PtM) zamieszczoną tam relację jako „An official investigation by French local police has substantiated the physical traces mentioned in this report, which can be translated thus:”, czyli niezbyt jasno sugeruje, że była to wersja zeznań złożona policji(?). Porównałem w związku z tym pobieżnie oba teksty i już na tym etapie wychodzą ciekawe rzeczy, w tym różnice w opisie zajścia – jak widać nie wszystko mówi się policji.

    Nie tylko bowiem, o czym wspominał już mistrz J.V. w książce PtM, ofiara zaobserwowała nietypowe zjawisko w przeddzień głównego zdarzenia (jakby "spadającą gwiazdę", tyle, że o zupełnie niemożliwej dla ciał w rodzaju meteorytów trajektorii lotu), ale - co wiadomo tylko z listu Micheline G. - także krótko (prawdopodobnie kilka minut) przed "właściwym" atakiem doświadczyła przejściowego pojawienia się na jej trasie rodzaju nagłego sztormowego wiatru, który przyprawił ją o dreszcze; słyszała przy tym przenikliwe, wysokie wycie i widziała poruszaną podmuchami roślinność (gałęzie i czubki drzew, trawy) a w ustach poczuła nieprzyjemny, nieznany smak, który określiła jako ostry i kwaśny. Jakby to coś przeszło nad jej głową, ale przy tym „prodromalnym” zdarzeniu nic nie widziała.

    Drugi ujawniony w liście Micheline istotny wątek zupełnie pominięty przez J.V. w PtM dotyczy faktu, że przełom w sytuacji, tzn. wypuszczenie ofiary nastąpił niemal natychmiast po odmówieniu przez Micheline modlitwy (cytuję: „(...) Alors, instinctivement, j'ai récité une prière. Presque immédiatement, les horribles doigts ont relâché leur étreinte. Les mains m'ont lâché la tête. Elles se sont volatilisées au-dessus de moi, de la même façon qu'elles m'étaient apparues.” = (…) „Następnie instynktownie odmówiłam modlitwę. Niemal natychmiast okropne palce zwolniły uścisk. Ręce puściły moją głowę. Zniknęli nade mną, tak samo jak mi się pojawili”.

    Czytający wiele o NOL wiedzą, że w niektórych relacjach na ich temat występuje wątek odstąpienia domniemanych pozaziemian (ufonautów) od przemocy, np. wciągnięcia na pokład statku powietrznego, pod wpływem modlitwy albo nawet samego wezwania Imienia Jezus. Niektórzy nieortodoksyjni badacze UFO (tzn. uznający, że NOL-e mogą mieć także naturę inną niż materialna i niekoniecznie pochodzić z dalekiego kosmosu a na przykład z innych wymiarów tutaj, na Ziemi) twierdzą, że być może chodzi tu o ciemne byty o demonicznych zamiarach i charakterystyce tylko udające kosmitów.

    OdpowiedzUsuń
  15. (Znów musiałem pisać w dwóch częściach ze względu na wymóg nie przekraczania 4096 znaków.)

    Wracając na moment do cytowania materiałów źródłowych, to thinkaboutitdocs.com (w którym przytoczonych dwóch informacji także brakuje), cytuje tylko dwa późniejsze źródła anglojęzyczne – art. Mesnard'a w Mufon UFO Journal nr 309 (w dodatku bez podania daty – jak ustaliłem, był to jednak już rok 1994 [tekst ten jest na stronie https://www.scribd.com/document/21421407/m-u-t-u-a-l-u-f-o]) oraz oczywiście książkę PtM (bez podania daty, wiadomo, że pierwsze jej wydanie ukazało się w 1969r.). Przy okazji dodajmy że sam J.V. w PtM cytuje, niestety bez podania nazwiska autora(!) także artykuł zamieszczony w LDLN („8. "Un Cas Infiniment Mysterieux," Lumieres dans La Nuit, 86 (January-February, 1967), p. 2.”), ale nie dokładnie odpowiadający danym pracy Charles'a Garreau udostępnionym przez https://ufologie.patrickgross.org/htm/fhpaf.htm (choć tom ten sam, to nie zgadza się rocznik czasopisma, omyłka w którymś ze źródeł?).

    Podsumowując, nie ma to więc jak szukać w języku kraju/miejsca zdarzenia, zawsze można trafić na więcej szczegółów niż w źródłach anglojęzycznych, o naszych krajowych już nie mówiąc. Ciekawe przy okazji, co ujawni wcześniejsza książka Vallee po francusku - odpowiednik "Passport to Magonia", do której też dotarłem (wyd. 1969, ponowione w 1978).

    Co do dokonania przeze mnie tłumaczenia, to przy opisanym obrocie spraw warto pokusić się zarówno o przekład PtM/thinkaboutitdocs.com (teksty są mocno zbliżone) jak i wspomnianego listu Micheline G. (dokonanie dobrego przekładu z francuskiego oczywiście będzie trudniejsze i zajmie więcej czasu). A może lepiej będzie wygenerować tekst ujednolicony, z zaznaczeniem rozbieżności(?). Mam jednak wątpliwości co do trybu publikacji – jeden wpis w komentarzach na stronach https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com może obejmować maksymalnie tylko 4096 znaków i trzeba byłoby to rozbić na ileś tam odcinków. Głośno myślę, może Arek Czaja napisze kolejny artykuł o tajemniczych zaginięciach, tym razem sprofilowany na zdarzenia w których coś „atakującego” było uchwytne wizualnie albo/i na przypadki w których ofiarom udało się uciec, względnie o atakach tajemniczych bytów bez zaginięć, ale za to z poważnymi okaleczeniami lub śmiercią ofiar (można by tu włączyć np. przypadki z okolic Ventimiglia [pn-zach. Włochy] z 1761r. oraz Clarity Villanueva z Manilii [Filipiny, 1953r.]). Ja mógłbym mu dostarczyć pocztą elektroniczną (mam nadzieję, że gdzieś na stronie podaje kontakt do siebie - ?) moje tłumaczenia, a on zacytowałby je w całości w swoim artykule jako pochodzące od użytkownika/komentatora jtatark. Pozdrawiam wszystkich Czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawe, co piszesz! Przyznam się bez bicia, że ja również dotarłam do części tych źródeł w języku francuskim i relacji samej Micheline. I też uderzyło mnie to, że po modlitwie atak ustał!
      Nie chcę się deklarować "na zaś", ale jako że znam dobrze francuski, w razie potrzeby mogę służyć tłumaczeniem, oczywiście nie na hop, siup. Ale w tym celu musiałabym dostac konkretne "zlecenie". :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Witaj Anno. Poczekajmy co odpowie Arek Cz. na moje sugestie dotyczące trybu publikacji. Jeśli sprawy przybiorą dość szybki obrót, to gotowym przetłumaczyć wszystkie trzy teksty, z tym, że francuski (ten omówiony wyżej, ew. inne w tym języku, jeśli jeszcze się znajdą jakieś istotne) poszedłby do Ciebie do kontroli i ostatecznego ustalenia tekstu. Francuski nie jest bowiem moją mocną stroną, staram się tłumaczyć poprawnie ale w niektórych miejscach mam wątpliwości - w życiu korzystałem niekiedy z prac naukowych po francusku (jako samouk jeśli chodzi o język), a te są jednak prawdopodobnie pisane znacznie prostszym językiem niż np. listy opisujące złożone i nietypowe sytuacje z życia. Pozdrawiam

      Usuń
    3. To ja, "Anonimowy". Ponieważ dyskusja się rozwinęła, postanowiłem sobie: a niech tam, niech mam jakiś nick.
      JTatark, dzięki za wpisy. Jesteś tak do bólu precyzyjny, szczegółowy, że czytając co napisałeś odnoszę wrażenie, że musisz być jakimś albo prywatnym detektywem w stylu Columbo, albo pracownikiem jakiejś trzyliterowej agencji. Podajesz takie niuanse, że głowa mała. Mam nadzieję, że Arek szybko odniesie się do Twoich propozycji i będzie można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy.
      Co do tej modlitwy i jej natychmiastowego skutku, to słyszałem już o wielu podobnych przypadkach. Literatura ufologiczna je przytacza. Sam jestem ciekaw czy oznacza to bezpośrednią ingerencję adresata modlitwy, czy też wchodzą tu w grę jakieś inne mechanizmy. Masz w tej kwestii jakieś przemyślenia?

      Usuń
    4. Anna.
      Cieszy mnie Twoja chęć do współpracy. Jaki temat interesowałby Cię, którego chciałabyś się podjąć? Nie musi być to tekst na cały artykuł, resztę można wypełnić podobnymi przypadkami lub czymś, co by pasowało. Gdybyś chciała coś przesłać to najlepiej na pocztę: czajaarkadius@gmail.com

      JTatark
      Oczywiście , to dobry pomysł. Powiedzmy, że mógłbyś zrobić tekst z przypadków, które masz na myśli i tutaj na blogu będzie to jako twój artykuł. Może mam w archiwum coś, co by pasowało do tematu to chętnie bym to dołączył. Jeżeli chciałbyś zacząć z tematem, do którego odpowiada tekst z Francji z 1950r, bo już i tak go zrobiłeś, jestem jak najbardziej za. Niestety i u mnie ta strona internetowa nie chce się otwierać i nie wiem, o czym te inne teksty. Mój adres to: czajaarkadius@gmail.com


      Pozdrawiam serdecznie. Trzymajcie się!!!!

      Usuń
    5. @Arkadiusz, jak raczej proponowałam usługę przetłumaczenia z francuskiego relacji tej Micheline G. o "zamachu" na nią w Cours-les-Barres, i w razie potrzeby może czegoś jeszcze. Ale nie mam siły pisać artykułów, mogę tylko pomóc innym autorom, gdyby do tekstu były potrzebne materiały w języku francuskim, który znam biegle (angielski słabiej, ale czytam).
      Bardzo interesują mnie te wszystkie tematy, ale niestety jestem raczej biernym konsumentem niż twórczym producentem. :-)
      @JTatark oczywiście chętnie poprawię, w tym jestem jeszcze lepsza niż w tłumaczeniu. ;-)

      Usuń
    6. @Anna, rozumiem. Oczywiście chętnie skorzystam, gdyby była taka możliwość. Jeżeli jednak Byś kiedyś znalazła coś co by było dobrym materiałem na artykuł to moglibyśmy coś razem opracować :) Pozdrówka.

      Usuń
  16. Witajcie. @Info, Prywatnym detektywem na własny użytek od biedy można mnie nazwać; rzeczywiście mam ścisły umysł i szerokie zainteresowania. W szczególności lubię dociekać prawdy w ciekawych i mało zbadanych kwestiach, do jakich należą także poruszane na tych stronach problemy z pogranicza nauki. Od trzyliterowych agencji generalnie stronię (bycie pracownikiem – moralna ohyda), i to bez względu na państwo, bo nigdy nie wiadomo czyim interesom służą, a już na pewno nie tylko szeregowych obywateli (często za to służą interesom „wielkich” tego świata, czyli największych moralnych degeneratów).

    Piszesz „(...) i będzie można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy” - mam nadzieję, ale niestety, poza w/w cechami sprzyjającymi pisaniu artykułów, mam (a właściwie ma mój organizm) przynajmniej jeden poważny minus. Od ponad roku męczą mnie napady rwy kulszowej (silne bóle w okolicy krzyża i w obu nogach, także na lekach), co w skojarzeniu z obowiązkami domowymi daje spowolnienie praktycznie wszystkich wykonywanych czynności. Dlatego będę ostrożny w ocenie swoich możliwości, by się nie przechwalić.

    Natychmiastowa skuteczność modlitwy może brać się zarówno z bezpośredniej ingerencji adresata modlitwy (tj. Pana Boga, Chrystusa czy Matki Najświętszej), ale także z prostego faktu, że byty demoniczne (myślę więc w tej chwili o przypadkach, w których to one udawały np. ufonautów) po prostu nie tylko nienawidzą nie tylko Boga i w ogóle całej „jasnej strony mocy”, ale jednocześnie bardzo się boją wszelkich wyższych bytów należących do pozytywnej hierarchii. Powód – głównie dlatego, że wielokrotnie już od nich mocno oberwali w przeszłości. Stąd w przypadku samego tylko przywołania Boga, Jezusa, czy Maryi mogą nie chcieć czekać na wysłuchanie modlitwy i potencjalne spuszczenie im łomotu przez np. Archanioła Michała i jego podwładnych.
    Mój ściśle tajny :) e-mail od zadań specjalnych to shapeshifter01@mailfence.com . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Arku,
    Dziękuję za podanie adresu e-mail. Jak już pisałem wyżej do @Info, niestety, poza cechami sprzyjającymi pisaniu artykułów, mój organizm ma przynajmniej jeden poważny minus. Od ponad roku męczą mnie napady rwy kulszowej (silne bóle w okolicy krzyża i w obu nogach, także na lekach), co w skojarzeniu z obowiązkami domowymi daje spowolnienie praktycznie wszystkich wykonywanych czynności. Dlatego będę ostrożny w ocenie swoich możliwości i nie mogę obiecać szybkiego tworzenia artykułów. Oczywiście chęci są, pewne zdolności twórcze chyba też (w życiu pisałem już także prace naukowe) a i trochę ciekawych plików w czeluściach kompa się nagromadziło, jako, że sprawami z pogranicza interesuję się od lat.

    Myślę, że zacznę od przypadku z Cours-les-Barres, bo jak słusznie zauważyłeś, już go opracowałem (zapomniałeś dodać, że tylko częściowo :) ). Na początku tygodnia wezmę się za dokładniejsze przetłum. tekstu francuskiego a jak wyślę go Ani do korekty to siądę nad tekstami angielskimi. Jeśli casus z C-les-B bardzo się rozrośnie i wystarczy sam jako art. to tak się go poda. Inna opcja to dodanie np. innych przypadków np. (1) ataków tajemniczych bytów nawet bez zaginięć, ale za to z okaleczeniami lub śmiercią ofiar albo (2)w których coś „atakującego” było uchwytne wizualnie albo/i (3)w których ofiarom udało się uciec. Polecam się w tym kontekście również zawartości Twojego archiwum; pewnie jest większe niż moje. Jak cała rzecz się będzie już miała ku końcowi, to zgłoszę Ci ten fakt. Na razie twórz więc swoje art. tak jak zaplanowałeś, nie kierując się mną.

    Co do nie otwierania się strony internetowej https://www.thinkaboutitdocs.com/1950-cours-les-barres-france-abduction/ , to w początku tygodnia postaram się zrobić zrzuty ekranowe z mojego tel. komórkowego i Ci je wysłać, ew. przedtem skonwertować na pdf.

    Mój ściśle tajny e-mail od zadań specjalnych to shapeshifter01@mailfence.com . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JTatark

      Nie róbmy sobie stresu. Jeżeli będziesz miał ochotę, czas i dolegliwości pozwolą możesz napisać to i owo, na pewno jestem ciekawy Twoich tekstów, bo jak zauważyłem, masz wiedzę i lubisz myszkować w takich tematach, które nas interesują. Nie ważne czy zrobisz to za 5 tygodni, czy 5 miesięcy, to nasze hobby, coś, co robimy z przyjemnością, a nacisk czasowy niszczy frajdę. Z waszych postów widzę, że to będzie najlepsza możliwość, tak jak pani Anna napisała, zabrać się do relacji Micheline G. gdzie by pomogła w tłumaczeniu, tak samo, jak Ty proponowałeś. życzę Ci jak najwięcej zdrowia, rozumiem takie dolegliwości i własny komfort jest o wiele cenniejszy niż praca w pozycji, która raczej nie jest przyjazna. Cieszę się na takie skany z tej witryny, wtedy możemy więcej obgadać, także na priva. życzę Wam miłego weekendu, pozdrówka.

      Usuń
  18. Zgodnie z obietnicą (choć z pewnym opóźnieniem) przed chwilą wysłałem na pocztę czajaarkadius@gmail.com tekst strony https://www.thinkaboutitdocs.com/1950-cours-les-barres-france-abduction/ , która parę dni temu nie dawała się otworzyć inaczej, jak tylko na moim telefonie (zob. wcześniejsze wpisy). Jak @Info się ujawni z adresem albo napisze do mnie na shapeshifter01@mailfence.com , to też mogę mu wysłać przeszukiwalny PDF, podobnie jak @Ani. Pozdrawiam Was, miłego dnia

    OdpowiedzUsuń
  19. Potwierdzam że widocznie strona http://www.thinkaboutitdocs.com/ odblokowała się i znów jest dostępna.

    OdpowiedzUsuń
  20. Dziękuję za artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  21. PAre razy mnie podobnie wcielo jak tych zaginionych, ale powracalem dosyc szybko. To znikanie przypomina oobe , ayle ze w wartwe eteryczna. Mozn liczyc iz wiekszosc by mogla powrocis szybciej, gdyby nie szli dalej a skoncentrowli sie na odczuciach cial fizycznego, to cofa spowrotem do swita widzlalnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Zbyszku.
      Pamiętam Twoje teorie na temat świata eterycznego i co się dzieje z zaginionymi. Prawdopodobnie ci zaginieni byli na pewno wystarszeni i znużeni aby się skoncentrować na odczuciach, ponadto musieli by mieć tę wiedzę o OOBE żeby właściwie zareagować. Przyznam że ja bym też nie wiedział. Pozdrówka

      Usuń
    2. Jeśli model rozumowania proponowany przez Zbyszka jest słuszny, w przypadku dłuższych zaginięć zachodzi pytanie, po jakim czasie (i jak liczonym - w którym świecie względem którego) następuje odpadnięcie ciała fizycznego od całości istoty ludzkiej? Czy i w jaki sposób w równoległych rzeczywistościach (przejściowych lub trwałych) jest uzupełniana energia konieczna do jej trwania jako całości? Od odpowiedzi na te pytania może zależeć czas po którym czasoprzestrzeń "odda" zwłoki delikwenta z powrotem do naszego świata. Ciekawe skądinąd w jakim mechanizmie to się dzieje i czy część zwłok nie zostaje na stałe w innych światach. Pozdrawiam

      Usuń
    3. To właśnie dobre pytanie. Kolega, który robił dokument dla Amazonu i dobrze reszerszował górę Inyangani powiedział, że przy tylu zaginięciach, cały płaskowyż powinien być usiany trupami, ale dlaczego ich tam nie ma? Czyżby naprawdę istniała owa chimidza? - świat pośredni skąd ludzie niekiedy nie powracają. Nie tylko tam, wiele razy przy innych zaginięciach zwłoki odnajdywano w miejscu, które było wielokrotnie przeszukiwane. Dziwna sprawa. Także w Polsce były podobne przypadki, gdzie dziewczyna cały dzień się błąkała, nie umiejąc wyjść z niepozornego lasku. Dopiero po południu "coś puściło" że wreszcie trafiła do domu.

      Usuń
  22. Witam. Minęło już sporo czasu od mojego ostatniego (19.11.2021) wpisu pod artykułem „Tajemnicze zaginięcia – przemyślenia.” z 1010.2021 i nie wiem czy ktoś zauważy, że do listy 50 dotychczasowych komentarzy przybył jeden, jednak rzetelność która przystoi „prywatnemu detektywowi w stylu Columbo, albo pracownikowi jakiejś trzyliterowej agencji” (cytuję tu tylko komplement otrzymany wyżej od czytelnika „Info” w dniu 21.X.2021) bezwzględnie nakazuje mi podać do wiadomości Czytelników tego bloga pewne dane.
    Chodzi mi o to, że istnienie przytoczonego przeze mnie przykładu zniknięcia Davida Langa w biały dzień na oczach świadków zostało zakwestionowane, co zauważyłem dopiero kilka tygodni po dokonaniu wpisu na jego temat. Krytyczny artykuł pt. „Zniknięcie Davida Langa: zagadka, czy fałszerstwo?” ukazał się na stronach Radia Paranormalium [dalej: RPn] dnia 07.III.2017r. [https://www.paranormalium.pl/znikniecie-davida-. mlanga-zagadka-czy-falszerstwo,1073,6,artykul.html]. Jest to tłumaczenie, przy czym oryginał napisany przez Sally Painter pojawił się na https://www.topsecretwriters.com/2015/04/the-disappearance-of-david-lang-mystery-or-hoax/ dnia 22.IV.2015r. Krótką wzmiankę o możliwości sfałszowania historii Davida Langa RPn zamieściło także w o kilka dni wcześniejszym (27.02.2017) artykule pt. „Historia teleportacji” [https://www.paranormalium.pl/historia-teleportacji,1072,6,artykul.html].

    W wielkim skrócie mówiąc, istnieją uzasadnione podejrzenia, jakoby cała historia Davida Langa stanowiła jedynie fikcję opartą na opowiadaniu science-fiction Ambrose Bierce`a. W 1893 roku Bierce wydał zbiór krótkich opowiadań, zatytułowany "Can Such Things Be?" („Czy tak może być?”), w którym znalazło się opowiadanie pod tytułem "The Difficulty of Crossing a Field" („Jakże trudno przejść przez pole”). W tej właśnie historii Bierce opisuje, jak właściciel plantacji znika na oczach świadków.

    Trwają spory, czy historia Davida Langa stanowi przeróbkę tego opowiadania, czy też może było odwrotnie i opowiadanie zostało zainspirowane rzeczywistym zniknięciem rolnika. W drugim wariancie przypadek D. Langa byłby „uratowany”.

    Podkreślam, cytowane przeze mnie źródła NIE zaprzeczają jednoznacznie faktowi zniknięcia Davida Langa a tylko stawiają nad nim poważny znak zapytania. Również ja nie podejmuję się w przedmiotowej sprawie ferować jakichkolwiek ocen (zwłaszcza ostatecznych), choćby z braku czasu na przeszukiwanie materiałów.

    Myślę jednak, że nawet fakt ewentualnego nieistnienia „przypadku Davida Langa” nie przeczy faktowi istnienia zaginięć na oczach świadków i w dzień (istnieją znane mi opisy takich, np. na greckim Olimpie i in.) i w związku z tym nie podważa moich wywodów zamieszczonych wcześniej. Po prostu po fakcie okazało się, że wybrałem nie najlepszy przykład.

    Przy okazji opisana sytuacja stanowi ostrzeżenie dla czytelników a jeszcze bardziej dla autorów materiałów o wszelkich „nietypowych” zdarzeniach. Czytelnicy do których się zaliczam powinni być krytyczni i dociekliwi i w miarę czasu próbować doczytywać nt. danego przypadku w innych źródłach. Autorzy materiałów z kolei powinni przed publikacją BARDZO dokładnie przyglądać się danemu przypadkowi (najlepiej sprawdzając go w kilku wiarygodnych źródłach a także przeszukując Internet z użyciem słów wskazujących na fałszywkę, zdemaskowanie itp.; przykładem takiego słowa w jęz. angielskim jest „hoax”). Ja niestety w pośpiechu zaniedbałem tego, uśpiony tym że przez lata nic się nie działo i krytyczny materiał na znaczącej w środowisku zajmującym się atypowymi zjawiskami polskiej stronie został opublikowany dopiero w 2017r.

    Swoją drogą dla ludzi robiących sobie żarty z prawdziwej wiedzy/nauki i zmyślających historie dla zarobku albo w celu pośmiania się z kogoś warto by pomyśleć o karach i to srogich. Najlepsze byłyby ciężkie grzywny, więzień szkoda zapychać ludźmi takiego pokroju. Dla nieżyjących przymusowa infamia z podaniem do publicznej wiadomości wszelkich danych, szczegółów i okoliczności krętactwa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. Widzę, że przy kopiowaniu powstał z niejasnych przyczyn błąd w podanym przeze mnie o jeden wpis wyżej adresie łącza do artykułu "Zniknięcie Davida Langa: zagadka, czy fałszerstwo?" zamieszczonego 07. marca 2017 na stronach Radia Paranormalium . Poprawny adres to https://www.paranormalium.pl/znikniecie-davida-langa-zagadka-czy-falszerstwo,1073,6,artykul.html . Pozostałe dwa adresy po kontrolnym skopiowaniu na pasek adresu działały poprawnie. Przepraszam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to taka sprawa z reszerszowaniem. Niekiedy jak znasz dłużej autora, to z czasem widząc jego pracę, masz swoje zdanie i wiesz, że robi robotę dobrze i możesz mu zaufać lub wiesz, że na "jego wieści trzeba wziąć poprawkę". Nawet jeśli kiedyś na początku miałem o tym lub innym dobre zdanie, przez lata i po wielu książkach i art. widzę, że albo nie reszerszował do końca, albo tylko wybrał to, co czytelnikowi będzie się podobać, a ci sceptyczni i tak jego książek nie kupują.

      Bycie wielkim sceptykiem może doprowadzać do nadmiernego machania brzytwą Ockhamy i w sumie wszystko, co nie pasuje, zostaje usunięte. Tylko wtedy usuwa się relacje świadków, dyskredytuje nagrania, a reszta to zmyślenia itp. Byłem kiedyś fanem takiej grupy ufologów, lecz po dłuższym czasie zauważyłem, że np.: nie brali pod uwagę wypowiedzi świadków, które były zamieszczone w gazecie ( a dotyczyły zygzakowatych ruchów obiektu), ale koncentrowali się nad tym, czy to balon, czy chmura. Dla mnie to też nie jest droga badacza.

      Oczywiście, dobre badanie przypadków musi być. Problem z tym, że niekiedy w różnych dziennikach nie zawsze podają te same informacje. Np.: w ostatnim art. o piętce z Yuby było tak, że ów pan który doznał zawału serca, miał widzieć zaginionych. Mamy tu dwie wersje jego relacji, które są całkiem różne i nie za bardzo wiemy co z tym fantem począć. Także w przypadku z Belfastu widziałem w różnych art. wiadomości, które się nie pokrywały - ale dopóki nie są one aż tak ważne, nie musimy się nimi przejmować.
      Dzięki za linka do paranormalium, wieczorem z pewnością odsłucham .
      Pozdrówka.

      Usuń
    2. Zdaję sobie sprawę z konieczności zachowania równowagi i nie dania się zmanipulować zarówno oszustom, którzy np. zmyślają „fakty” dla zarobku jak i programowym sceptykom odrzucającym wszystko co nietypowe, bo np. wg ich „oświeceniowego” (samo „szkiełko i oko”) światopoglądu pewne rzeczy z zasady nie mogą istnieć. Gdybym znalazł krytykę przypadku Davida Langa na jakiejś stronie programowych sceptyków i tylko tam, to w ogóle bym nie wychodził z komentarzem. Jednak moją czujność – jak to się stało w przypadku D. Langa - wzbudzają artykuły podważające nawet bardzo znane od lat „przypadki Nieznanego”, ale zamieszczone na stronach (bądź przez osoby) zajmujących się nieznanymi zjawiskami fachowo i z raczej pozytywnym nastawieniem, tzn. na stronach generalnie zakładających istnienie takich zjawisk a nie ich brak, co robią programowi sceptycy. Ponieważ tym razem temat poruszono w RPn, czyli właśnie stronie o takiej „pozytywnej” charakterystyce, to podałem rzecz do szerszej wiadomości wychodząc z założenia że ewentualne (co też napisałem) fałszerstwo robi złą robotę sprawie i lepiej o nim wiedzieć z wyprzedzeniem a nie np. dowiedzieć się za ileś tam lat, kiedy zostanie udowodnione na 100% (co oby nie zaszło, czyli życzmy sobie by omawiany casus był prawdziwy).

      Nieco podobne warte odnotowania zastrzeżenia, choć w mniejszym(?) stopniu dotyczą wspomnianej przez Ciebie jako przykład w ostatnim artykule „Konfrontacje z Nieznanym cz.III” sprawy tzw. goblinów z Hopkinsville. Zastrzeżenia tym razem istnieją nie co do samego zaistnienia zdarzenia, ale co do tego, czy jego przebieg rzeczywiście zawierał „atypowe” elementy, a to ze względu na niepewną jakość danych pochodzących od dwóch głównych informatorów. Niepewność ta wynika z marnej charakterystyki moralno-osobowościowej Elmera „Lucky” Suttona i Billy’ego Ray Taylora. Już 02. września 2010r. dość szeroko wspomniał o tych wątpliwościach słynny polski autor z zakresu Nieznanego Piotr Cielebiaś w poświęconym temu zaszłemu na farmie Suttonów przypadkowi artykule pt. „Gobliny z Hopkinsville (1955)” [https://infra.org.pl/fenomen-ufo/historia-spotka-z-ufo/994-gobliny-z-hopkinsville-1955] . Potem (02.03.2011) art. ten zamieszczono także w serwisie Wolnemedia.net pt. „Gobliny z Hopkinsville” - https://wolnemedia.net/gobliny-z-hopkinsville-w-1955-r/ . Właśnie ze względu na klasę Autora (obecnie, o ile mnie pamięć nie myli, z-ca red. naczelnego „Nieznanego Świata”) ja piszę o tym teraz. P. Cielebiaś podał mianowicie, że wg będącego na miejscu zdarzenia innego członka rodziny (który sam jednak nie widział domniemanych „kosmitów” bo schował się pod łóżko!) Lucky Sutton „cieszył się w okolicy niezbyt dobrą opinią pijaka i autora niesamowitych historii” oraz, co zabrzmi nieco humorystycznie „był to jeden z największych łgarzy w Hopkinsville, ale na ten temat nie kłamał on nigdy”. Z kolei Billy Taylor – co zauważono już badając przypadek po dość krótkim czasie, bo w 1956r., „był jedynym z grupy, który natychmiastowo wzbudzał wątpliwości u wszystkich, z którymi rozmawiał. Nawet inni świadkowie incydentu nie mieli o nim najlepszego zdania, zatem gdy doniósł o obserwacji „statku kosmicznego", nie zwrócono na to uwagi. Następnie w czasie rejestrowania przypadku, starał się być w centrum uwagi. Jako jedyny rozwinął i wzbogacił swój opis obserwowanych stworzeń (choć nie samego statku) i ostatecznie wykonał najmniej wiarygodne szkice małych ludzi.”

      Podane przeze mnie we wcześniejszym wpisie łącza do RPn są do przeczytania a nie do odsłuchania. Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.