Bigfoot cz. I

 Czy opowieści o Wielkiej Stopie należą do legend odległych czasów? Czy Bigfoot został zapomniany w świetle fal obiektów UFO? Okazuje się, że nie. Uważam, że tylko zbyt mało informacji trafia do Europy, a tłumaczone książki można policzyć na palcach jednej ręki. Wgłębiając się w literaturę, nie tylko znajdziemy wiarygodnych świadków, którzy widzieli Wielką Stopę w odległych zakamarkach lasów, a także (o zgrozo) sytuacje, kiedy tego stwora widziano w najbliższym otoczeniu UFO. Przy poniższych przypadkach ominę ten drugi aspekt, który zasługuje na oddzielny wpis.

Nie każdy wie, że David Paulides — ten, który wydał serię książek o zaginięciach ludzi, przez kilka lat  dokumentował raporty o Wielkiej Stopie. Jako były policjant miał doświadczenie w zdobywaniu i interpretacji informacji, dlatego nie zwlekał długo, aby podjąć się projektu, który zaowocował dwoma książkami "The Hoopa Project: Bigfoot Encounters in California" i "Tribal Bigfoot". Nasz pierwszy incydent pochodzi z drugiej książki.

                                    Słynne ujęcie   Pattersona i Gimlina.

W 2004 roku dwóch myśliwych odwiedziło biuro nadleśnictwa w Yolla Bolly, raportując niepokojące wydarzenie poprzedniej nocy. Ich obóz został odwiedzony przez niezwykłe coś, które wydawało "przerażające wrzaski". Pomimo tego, że było ich czterech i posiadali dobrą broń, byli przerażeni odgłosami, tak że nie zmrużyli oka. O świcie dwóch z nich spakowało swoje rzeczy, opuszczając to miejsce. Pracownicy udali się tam, żeby sprawdzić, co takiego mogło się wydarzyć. W obozie natrafili na pozostałych dwóch kompanów, którzy potwierdzili wydarzenie, oświadczając, że nigdy przedtem nie słyszeli nic podobnego, nic co by ich tak nie wystraszyło. Około 23:30 siedząc przy ognisku, usłyszeli głośne, potężne kroki, coś, prawdopodobnie na dwóch nogach okrążało ich obóz. Próbowali świecić latarkami, jednak bez efektu — nie udało się wypatrzeć ciekawskiego. Odgłosy chodzenia trwały do północy, kiedy usłyszeli "najgłośniejszy krzyk jakikolwiek słyszeli". Odgłos zdawał się gardłowy, ale nie brzmiał, jakby wydał go człowiek. Gniewne krzyki i wędrowanie trwały do trzeciej nad ranem. Greg — pracownik nadleśnictwa potwierdził później, że myśliwi byli trzeźwi i zaniepokojeni wydarzeniem. Oznajmili również iż koledzy opuścili obóz w obawie o ich życie. Greg pozostał na miejscu jeszcze parę godzin, szukając w gąszczu śladów nocnych odwiedzin, jednak nie udało mu się takich znaleźć. Twarda gleba nie ujawniła odcisków stóp, chociaż myśliwi twierdzili, iż ów coś musiało być wielkie i ważyć kilkaset kilogramów. Greg od dawna interesował się Bigfootem, jego zdaniem, na podstawie opisu wydarzenia, wierzy, że te niesamowite odgłosy należały do Wielkiej Stopy.

W sierpniu 2005 roku Greg patrolował lasy, mając na uwadze zagrożenie pożarowe, podczas służby usłyszał przez radio  komunikat o wypadku na drodze Highway 36. Ponieważ incydent wydarzył się w bliskim sąsiedztwie, potwierdził odbiór i w niecałe 5 minut dojechał na miejsce zdarzenia. Tam zastał zdemolowanego Harleya Davidsona i zdenerwowanego, wyraźnie jeszcze pod wpływem szoku motocyklistę. Kierowca w skórzanym stroju i hełmem na głowie miotał się, przezywając, jednocześnie trzymając coś w ściśniętej dłoni, chociaż na pierwszy rzut oka wyglądało to, jakby groził komuś pięścią. Greg zaparkował samochód tak, aby ostrzec innych przed miejscem wypadku i dopiero potem zwrócił się ku poszkodowanemu. Ten odpowiedział, że nie potrzebuje lekarza, oprócz paru zadrapań nic mu się nie stało. Na pytanie, podenerwowany jegomość oświadczył, że wjeżdżając w zakręt, zobaczył wielkiego Bigfoota stojącego na środku drogi. Opisał go wysokiego na ponad 2 metry i bardzo dobrze zbudowanego. Jego futro miało czerwony odcień, był nim kompletnie pokryty, dosłownie "od stóp do głów". Stał na dwóch nogach, widocznie tak samo zaskoczony, jak motocyklista. Nie umiejąc go wyminąć, mężczyzna zderzył się z nim. W jakiś sposób wpadł na niego, próbując chwycić się czegokolwiek, wyrwał mu kępę włosów. Bezpośrednio po zdarzeniu Bigfoot powstał na nogi i wyraźnie nieposzkodowany uciekł w las. Greg mógł zobaczyć wyrwane włosy, które nadal znajdowały się w zaciśniętej pięści. Były długie na 15 cm, czerwone w kolorze i przypominały włosy łonowe. Pracując całe życie w lesie, znał wszystkie rodzime zwierzęta, jednak żadne z nich nie posiada futra, które pasowałoby wyglądem. Nawet niedźwiedzie nie posiadają w tym okresie futra w takim odcieniu i takiej długości. Pomimo wielkiego zainteresowania leśnika, motocyklista odmówił podzielenia się tak ciekawym materiałem dowodowym. Greg zbadał motocykl, pobocze, lecz nie znalazł nic w postaci krwi lub innych dowodów. Warto dodać, że wypadek wydarzył się tylko 3 mile od miejsca, gdzie grupa myśliwych miała swoją nocną przygodę z nieznaną istotą.

Inny przypadek pochodzi z tej samej książki i odnosi się do opowieści mężczyzny o nazwisku Kenny Rogers. Jego rodzice posiadali bydło, a także małą przybudówkę gdzie przechowywano mięso, zamykaną na wielki skobel. Pewnej nocy coś otwarło pomieszczenie, wyciągając zabezpieczenie, a następnie zdjęło z haka i wywlekło na zewnątrz 100-kilogramową tuszę. Następnego dnia domownikom ukazał się niesamowity widok — ów coś pozostawiło ślady na mięsie, w postaci kilku wielkich kęsów. Ale jakie zwierzę potrafiło inteligentnie tworzyć pomieszczenie i zdjąć (nie zerwać) z haka 100-kilogramowy kawał mięsiwa?

Jesienią 2007 roku Kathy Schraeder i jej siostra Diane rozkoszowały się ciepłym dniem w Hayfork, kiedy psy tej pierwszej, zaczęły niespodziewanie szczekać. Czworonogi znajdowały się w pobliskim lesie, ale nie tak daleko, aby ich nie słyszeć. Chwilę później usłyszano, jakby ktoś złamał wielką gałąź. Zaciekawione kobiety postanowiły podejść bliżej, aby zobaczyć, cóż takiego zaintrygowało psy. W lesie, wspinając się na niewielkie wzniesienie, ogarnął je zapach stęchlizny. Kathy powiedziała później, że smród był nie do zniesienia, porównując go do zgniłego mięsa. Kobiety nie dawały za wygraną, aż w końcu dotarły do ujadających czworonogów. Tutaj odkryły nieżywego jelenia, ale widok dawał od razu do zrozumienia, że wydarzyło się tu coś więcej. Jeleń leżał na plecach, jego nogi zostały rozłożone na boki, nie były złamane jedynie rozsunięte na zewnątrz. Brakowało organów wewnętrznych, Nie znajdowały się na zewnątrz — po prostu ich brakowało, tak samo, jak nie było krwi na ziemi. Mięso zwierzęcia, chociaż łatwo dostępne pozostało nienaruszone. Jeleń został zabity niedawno, ponieważ stężenie pośmiertne jeszcze nie usztywniło ciała, tak samo nie można było wyczuć zapachu gnijącej tkanki. Kobiety próbowały znaleźć ślady ugodzenia pociskiem, jednak bezskutecznie, ale i inna przyczyna śmierci nie była widoczna przy ich oględzinach. Wielkie ilości liści na ziemi eliminowały odnalezienie odcisków stóp, W pewnej odległości psy były zajęte czyimś odchodami. Przypominały "krowi placek" - okrągły i brązowy w kolorze. W zawartości można było dostrzec żołędzie, trawę i włosy, ale i objętość była większa niż od krowy, konia lub niedźwiedzia. Siostry nie miały pojęcia do jakiego zwierzęcia, mogły należeć.

Crescent City to inna lokalizacja gdzie ludzie znają wiele opowieści na temat dziwnych wydarzeń w lasach. Ten region znany jest z wielkich sekwoji wieczniezielonych, gęstego podszycia i bagnistych terenów. W połowie lat 90 tych wielu świadków relacjonowało dziwne nocne krzyki, nie mogąc ustalić jakie zwierzę mogło wchodzić w rachubę. Kirk Stewart i jego żona słyszeli je kilkakrotnie, porównując je do krzyku kobiety jednak o bardzo niskim tonie i bardzo "gardłowate". Pierwsze spotkanie  pana Stewarta z tymi istotami miało miejsce w 1990 roku podczas polowania z przyjacielem. Pewnego październikowego dnia panowie udali się na polowanie jeleni w okolice Siskiyou Wildernes Area. Przyjaciele szybko zauważyli, iż czym bardziej zanurzali się w dzicz, tym jakby mniej zwierząt tam było. Wspinając się po zboczach pagórków odeszli około 8 km do najbliższego szlaku. Było już popołudnie, kiedy dotarli do jeziora El Capitan Lake, gdzie zobaczyli dwie postacie stojące na dwóch nogach w wodzie, nie głębszej niż 60 cm. Postacie były owłosione ciemnym futrem i pluskały się nawzajem wodą, dokładnie tak jak to robią dzieci. Kirk i Blaine znali opowieści o Bigfoocie, lecz nie umieli się nadziwić, że udało im się zobaczyć dwoje jednocześnie. Igraszki trwały kilka minut, gdy jeden z nich odwrócił się do tyłu i zobaczył mężczyzn. W tym momencie zaczęły niesamowicie szybko uciekać w stronę brzegu, jakby woda nie stanowiła żadnego oporu. Chwilę później usłyszano łamanie gałęzi, Wielkie Stopy taranowały wszystko przed sobą, uciekając jak najszybciej. Mężczyźni tej nocy nie pospali za dobrze, zmęczeni po trudnej wędrówce szybko zaszyli się w ciepłe śpiwory. Jednak już po krótkim czasie coś wielkiego i ciężkiego przebiegło przez ich obóz. Musiało być naprawdę wielkie, ponieważ gleba aż drżała od stóp dwunożnej istoty. Obudzeni przyjaciele patrzyli na siebie z niedowierzaniem, nie bardzo pojmując, co się naprawdę wydarzyło. Chwilę później przeraźliwy krzyk dał im do zrozumienia, że nie są pożądani w tym miejscu. Później, w domu, Kirk szukał na stronach internetowych nagrań rzekomych krzyków Bigfoota, to co znalazł, brzmiało dokładnie tak samo, jak podczas nocy w namiocie.

Pod koniec lat 70 tych, Kirk w lubił wędrować przez najodleglejsze obszary dziczy Siskiyou. Wtedy, jak tłumaczył — był młodszy i silniejszy, dlatego tak odległe wędrówki były dla niego miłym wyzwaniem. Niekiedy pokonywał trudne kaniony, do których nikt nie wchodził z powodu stromych zboczy, lecz właśnie takie przygody lubił najbardziej. Podczas takiej wyprawy odkrył ścieżkę zwierzęcą, lecz ta miała inne niż zwykle wymiary. Czegoś takiego jeszcze nie widział, prawie dwa i pół metra wysoka, lecz jakie zwierzęta przedzierają się przez gąszcz, które wyłamałyby gałęzie aż tak wysoko? Zwykłe ścieżki mają wysokość do 120, 150 cm. Zaciekawiony udał się nią, aż zaprowadziła go do kilku bardzo wysokich sekwoi. Obchodząc je dookoła, zauważył wielką ilość odchodów. Odchody miały konsystencję jakby końskie, lecz ich ilość i rozmiar sugerowały, iż ów coś jest dużo większe. W sumie to młody mężczyzna znajdował się teraz w czyimś wychodku. Kirk  spojrzał do góry,  coś wielkiego musiało mieszkać w nieprzejrzystych gałęziach 100-metrowego drzewa, a on stał w jego toalecie. Mieszkając niedaleko lasu, młodzieniec znał wszystkie zwierzęta, lecz czegoś takiego jeszcze nie widział. Powierzchniowo zbadał zawartość odchodów, które składały się z traw, liści i małych kości, Kirk wiedział, że nie mógł być to nawet wielki niedźwiedź, objętości wskazywały na coś większego. Niedostępna lokalizacja, ścieżka w gąszczu wysoka na 2.5 metra oraz widok pod drzewem mogło znaczyć tylko jedno: Kirk znalazł się w rejonie zamieszkanym przez Wielkie Stopy. Przez następne dwie godziny w drodze do cywilizacji, oglądał się za siebie tak często, jak nigdy. Patrząc na mapę, to rejon między Bluff Creek i Go Road — tam gdzie Peterson i Gimlin nagrali słynnego uciekającego Bigfoota.

    https://www.youtube.com/watch?v=-x3__akoM5w

(Słynny film Pattersona  i Gimlina)



Istnieje także kilka raportów, kiedy to świadkowie podczas spotkań z Bigfootem doświadczyli uczucie niewytłumaczalnego przerażenia, mdłości, dezorientacji, zawrotów głowy, światłowstrętu i fizycznej niemożności poruszania się. Może to nie wynikać z czystego przerażenia i ogromnych ilości adrenaliny. Być może ma to coś wspólnego z infradźwiękami. Dźwięki te o bardzo niskiej częstotliwości, nie są nam słyszalne, jednak nieraz udowodniono ich fatalny wpływ na organizm człowieka. Ekspert od Bigfoota Scott Carpenter tak opowiedział o swoim własnym spotkaniu z Wielką Stopą:

"Nie jestem ekspertem akustycznym ani naukowcem. Moje wnioski opierają się na obserwacji i zdrowym rozsądku. Myślę, że byłem pod wpływem infradźwięków podczas mojego spotkania z Wielką Stopą 30 kwietnia 2010 roku. Bigfoot manipulował moją percepcją, a nawet moją pamięcią. Jeszcze bardziej niepokojące było to, że nie zareagowałem na obserwację Wielkiej Stopy, tak jakby człowiek zwyczajnie to zrobił. Dwukrotnie próbowałem zrobić zbliżenie kamerą, aby nakręcić film z bliska. W trakcie tego zostałem poddany wpływowi infradźwięków, a pod silnym wpływem lub w wyniku "prania mózgu" zwyczajnie stamtąd odszedłem. To prawie tak, jakby moja trzeźwa świadomość została wymazana, a ja otrzymałem instrukcje, aby odejść i tak też zrobiłem."


To tylko kilka przypadków z okolic Kalifornii, wiele wydarzeń w ogóle nie jest raportowanych, zwłaszcza starsi ludzie zamieszkujący rezerwat Hopa, unikają tego rodzaju rozgłosu. Według nich: takie sensacje tylko ściągają obcych, którzy wprawdzie wspierają lokalną turystykę, lecz widocznie, nie wszystkim to się podoba. Tych kilka incydentów nawet w najmniejszym stopniu nie jest w stanie przybliżyć tę istotę i nie ma sensu robić tutaj jakąś ocenę.

Indianie uznają Wielkie Stopy jak oddzielne plemię dzikich ludzi, gdzie indziej znów, przypisywano im atrybuty istot zmiennokształtnych. W takich przypadkach Bigfoot zależnie od upodobania może przybierać wygląd innych zwierząt. W północnej Kalifornii wielu ludzi wierzy, że Bigfoot może znikać i pojawiać się według własnego uznania, zmieniając czasoprzestrzeń. Jedno wiemy na pewno, pomimo wielu spotkań z tą istotą (ba!  nawet strzelano do niej i to nie raz) nikt nie potrafił udowodnić jej istnienia. Uważam, że aby jakaś populacja mogła przetrwać, potrzeba przynajmniej kilkudziesięciu osobników, by móc się rozmnażać, i może nie żyjąc w grupie, ale blisko siebie. Czy to możliwe, aby taka ilość osobników pozostałaby niezauważona? Gdzie żyją zimą? Czym się odżywiają w czasie kiedy przyroda nie jest taka szczodra? Ich ślady w śniegu już dawno zaprowadziłyby badaczy do miejsc, w których żyją.

Podobno mieszkają na wielkich mocnych drzewach. Kilka incydentów zaginięć małych dzieci odnosi się do owłosionych kreatur, które miały ukraść je z domów lub podczas pobytu w lesie z rodzicami. Odnalezione dzieci były zbyt małe, aby dokładnie opisać sytuację, lecz często czytamy: "Wielki Niedźwiedź", "Czarny Pies" lub "Włochaty Miś" "zabrał dziecko, a przez następny czas karmił je, przynosząc jagody, a nocą ogrzewał swoim ciałem". Co ciekawe: Indianie utrzymują, że Bigfoot zaopiekuje się człowiekiem zagubionym w lesie, znów inni twierdzą, że specjalnie uprowadza dzieci. Może się mylę, ale poniższy przypadek z serii "Missing 411" jakoś mis pasuje do takiego scenariusza:

Elsie M. Davies zaginęła 30 lipca 1911 roku. 24-latka była uroczą organistką w kościele w Bethel. Owej niedzieli po skończonej mszy wróciła jak zwykle do domu. Około południa rodzice zauważyli, że dziewczyny nie ma w domu, wyglądało to dziwne — gdzieś iść i nie powiedzieć, nie było jej zachowaniem. Matka miała od razu złe przeczucie odnośnie do pobliskiego lasu. Ponad osiemset wolontariuszy brało udział w poszukiwaniach, znaleziono różne odciski stóp, a także grzebień, który należał do Elsie. Przez następne trzy dni nie zanotowano znacznego postępu, przeszukano duże ilości lasu, jednak nie znaleziono nowych tropów. Wieczorem trzeciego dnia nadeszła nietypowa wiadomość od pewnej kobiety z Portlandu, która zajmuje się jasnowidztwem. Notatka informowała, że dziewczyna zostanie odnaleziona, że znajduje się głęboko w lesie, a ratownicy mają szukać w gałęziach drzew. Późnym popołudniem piątego dnia, wolontariusze przeczesywali obszar odległy niecałe 5 kilometrów od domu państwa Davis, rejon bardzo gęsto zarośnięty. Znaleziono parę rzeczy osobistych należących do Elsie, pończochy, płaszcz i buty — wszystko porozrzucane na ziemi. Wchodząc głębiej w ten trudny teren, poszukiwaczom zdało się, że słyszą trzask łamanych patyków. Gdy spojrzeli do góry, w gałęziach sosny na wysokości 6 metrów zobaczyli skąpo ubraną Elsie Davies. Nie reagowała na wołanie, gdy wspięli się na drzewo, dziewczyna była zupełnie zdezorientowana i niezdolna do mówienia. Wspólnymi siłami pomogli jej zejść z drzewa, prosto w ramiona ojca, którego rozpoznała, jednak nadal nie wypowiedziała ani jednego słowa. W artykule z 2 sierpnia 1911 roku w "Lewiston Daily" napisano, że dziewczyna nie przypomina sobie zbyt wiele odnośnie do ostatnich dni, jedynie mogła potwierdzić, że w niedzielę wróciła do domu po zakończeniu mszy w kościele.

Czy mógłby stać za tym Bigfoot? Uprowadzenia dziewcząt i kobiet indiańskiego pochodzenia przez Wielkie Stopy kończyły się zawsze dla poszkodowanej ogromnym koszmarem. Wiele pytań nadal pozostaje bez odpowiedzi, nawet dziś po ponad 100-letniej serii obserwacji i spotkań z tą dziwną istotą. Być może należy on  do tzw. "tricksterów",  postaci, które żyją niby z nami, ale przez wszystkie wieki nadal pozostają nieuchwytne, jedyne co nam po nich pozostaje, to masa legend i opowieści.



Komentarze

  1. Jeżeli można to bym prosiła o zaginięciach , temat mnie fascynuje i przeraża jednocześnie Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Arku a co o tym przypadku gdzie było ufo dwóch szaraków i bigfoot co dotykał skrzynki która go poraziła prądem, co myślisz o tym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten przypadek prześladuje mnie już od dłuższego czasu, czytałem i słyszałem o nim , ale nie mam na razie dokładnych namiarów, kto i i w jakim miejscu to zaobserwował. Być może, jak sobie przypominam dobrze, to nawet było wspomniane w książce Kelehera i Knapa o ranczu skinwolkera?. Hmmm, musiałbym w necie poreszerszować...... Jako anegdota jest to bardzo znane, muszę się kiedyś porządnie wziąć za to. Pozdrówka.

      Usuń
  3. Dziekuje za ten material i prosze o wiecej

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja także proszę o temat zaginięć w czasoprzestrzeni, niezwykłych teleportacji, uskoków czasowych :)
    Pozdrawiam z Mazur!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się taki zrobić, może jeszcze w październiku, może w relacji do zaginięć. Taką myśl mam już od dawna, postaram się to pozbierać w całość. Pozdrawiam!!!!

      Usuń
  5. Pisanie o Parkach Narodowych USA per "lasy" to nieporozumienie, przecież to są obszary wielkości polskich województw, a na tak wielkim terenie nie jest trudno się ukryć. Ale do rzeczy, po mojemu te wszystkie UFO/USO, Bigfoot/Yeti, Chupacabra, Nessi.. nie pochodzą z naszego wymiaru/czasu, dlatego mimo tylu świadków ich występowania do tej pory nie ma namacalnych dowodów ich egzystencji. Bo przecież na chłopski rozum, powinnyśmy znajdywać szczątki wraków UFO/USO, albo truchła Bigfoot/Yeti, Chupacabry, Nessi.. i nie uwierzę, że Rządy byłyby w stanie takie znaleziska ukryć, bo już by się znalazł ktoś, kto by wykradł fragment wraku UFO/USO, albo szkielet Bigfoot/Yeti, Chupacabry, Nessi.. żeby na tym zarobić. Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej. eMWu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że też widzę, jak różni badacze używają takich wyrażeń, raz, że Park Narodowy a innym razem potocznie las, nie wiem od czego to zależy, w niemieckim widzę to samo. Jeżeli w naszym języku "las" jest niedopuszczalne, to pozostanę przy nazwie samego Parku. Oczywiście niektóre połacie mają ogromne wymiary, nawet Las Bawarski i czeska Szumawa razem nie dorównują wymiarami. Nie mam problemu ze stwierdzeniem, że pochodzą z innego wymiaru, niektóre relacje tak odjeżdżają, że albo ludzie brali jakieś poważne prochy, albo to musi być naprawdę , nie widzę innych możliwości, no może jeszcze umyślny fejk. Na pewno musiałyby być dowody potwierdzające ich istnienie, ktoś kiedyś musiałby się natknąć na kości zmarłego bigfoota, ale jedynie co na razie mamy to próbki włosów, które badano i które nie potrafiono zakwalifikować do znanych zwierząt. Oczywiście to tylko wyjątki, większość potrafiono zakwalifikować, lub mając podejrzane wyniki (które były zwierzęce i ludzkie zarazem) wyjaśniono zabrudzeniem próbki. Cóż z UFO mamy podobnie - fejki, nie wiadomo co, ale i bardzo ciekawe artefakty. Np.: Ubatuba — plaża w Brazylii, kiedy to w 1957 r. wielu lokalnych świadków widziało na niebie eksplozję nieznanego obiektu, chwilę później, morze, plaża i wszystko dookoła zostało pokryte opadem malutkich fragmentów czystego magnezu. W 1967 r. w Maumee (Ohio) doszło do kolizji samochodu z niewidzialnym obiektem, tutaj materiał pozyskany także wykazał magnez o czystości 92 procent. Przypadek z Bogoty mówi o obiekcie, który miał problemy nieznanego pochodzenia. Był to deszczowy poranek o 4 rano, kiedy zauważono ten dziwnie zachowujący się czterometrowy obiekt. Jakby ku pomocy pojawiły się następne dyski, które jak powiedział Vallée, próbowały stabilizować UFO. Przy tej akcji z nieba spadał gorący metal, który ochładzał się w padającym deszczu, analiza pokazała, że w 93 procentach było to aluminium. W 1977 r. Council Bluffs (Iowa), świadkowie obserwowali obiekt koloru czerwonego ze światłami dookoła. Obiekt wydzielał stopiony metal, który jeszcze w stanie ciekłym spadał na ziemię, wrząc jeszcze przez pewien czas. Zdarzenie obserwowało 11 świadków, także policja pojawiła się szybko, zrobiono zdjęcia i przesłuchano ludzi. Głównym składnikiem było żelazo. Jack Vallee ciekawie o tym opowiada, ale to także jeszcze nie jest ostatecznym dowodem, bo co musiałoby nim być? Zawsze ktoś się znajdzie, kto powie że to może być nasze albo że laboratorium popełniło błędy...... Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Fejki to raczej nie są, bo przecież UFO/USO były widywane na długo przed tym, jak bracia Wright wznieśli się w powietrze i są na to twarde dowody chociażby w księgach parafialnych. A Bigfoot/Yeti/Sasquatch/Ałmys/Yagmort/Big Grey Man/Maeroero.. to nazwy prawdopodobnie tego samego zjawiska w różnych miejscach na ziemi i są znane od czasów kiedy ludzie mieszkający na różnych kontynentach nie mieli możliwości porozumiewania się między sobą. Pozdrawiam. eMWu

      Usuń
    3. Jestem tego samego zdania, latające obiekty widziano i opisywano w przeszłości tysiące razy, jakby np.: w słynnej "Księdze Cudów", fejki miałem na myśli, jak ktoś dziś specjalnie wymyśla sobie historyjkę, żeby na chwilę zabłysnąć. Nawet Indianie w Ameryce Płn. mieli kilka nazw tego samego humanoida, gdyby dodać nazwy zebrane z innych kontynentów to będzie ich przynajmniej kilkanaście, dla mnie to to sama postać, to że się różni trochę wyglądem, nie gra roli. Jako wędkarz, wiem, że zwykły szczupak także zależnie od środowiska, pory roku i ilości pożywienia może różnić się trochę wyglądem. To samo może być z Wielką Stopą, może to zależeć od warunków, gdzie więcej przebywają , w ich własnych innych wymiarach. Pozdrawiam Arek.

      Usuń
  6. Na temat filmu Pattersona czytałem w książce Walentego Sapunowa "Między człowiekiem a zwierzęciem". Twierdzi on, że ten film jest autentyczny. Komputerowa analiza ruchu wykazała, że człowiek nie jest w stanie iść w taki sposób jak ta istota. Można by go tego nauczyć, ale jak podaje Sapunow, koszty takiego fałszerstwa przewyższały wtedy ewentualne profity jakie Patterson uzyskał. Ja uważam, że bigfooty istnieją, ale są to już tylko pojedyncze osobniki, populacja na wymarciu. Są pewnie długowieczne, dlatego możemy te dogorywające osobniki od czasu do czasu jeszcze zaobserwować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. Kurcze, Piotr Cielebiaś też mi już reklamował tę książkę, będę musiał ją w końcu zdobyć, jest na pewno bardzo ciekawa. Słyszałem nieraz, że badacze pozytywnie odnoszą się do tego filmu. Dziś w internecie jest kilka takich dokumentów, gdzie ktoś zrobił małą obróbkę i wyostrzył obraz, faktycznie, widać lepiej to i owo. Moim zdaniem film jest autentyczny, pozostają małe problemy z całą historią, ponieważ wszystko, co działo się później po nagraniu — odlewy stóp, powrót do obozu, dojazd do miasteczka, nie mieści się w ramach tych kilku godzin. To jedynie wzbudza dociekania, sam fakt, że takie istoty widzi się od czasu do czasu, uważam za bezsprzeczny. Kim są i skąd pochodzą to już inna kwestia. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Nauka nie wyklucza istnienia wszechświatów równoległych,zatem pewne nakladanie sie ich na naszą rzeczywistość moze generować takie niezrozumiałe la nas zjawiska. Boimy sie tego czego nie jestesmy w stanie zrozumieć,ale cechą badacza powinno być zdumienie nad światem,a nie przerażenie. Nauka z czasem obnaży przed nami wszelkie do tej pory niezbadane obszary trzeba w to wierzyć. Swoją drogą ciekawy blog,podrawiam i gratuluję pasji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie że się podoba, mile to słyszeć. Oczywiście, nauka nie wyklucza takich spraw. Na przykład Teoria Heima próbuje połączyć w jedną całość wszystkie znane oddziaływania fizyczne, zakłada, że czas i przestrzeń są zkwantowane. Teoria powstawała w latach 40-tych i 50-tych XX wieku, a pierwsza publiczna prezentacja jej idei odbyła się w 1952 roku na Kongresie Astronautycznym w Studgarcie w Niemczech. Od 1959 do 1976 roku Heim w spokoju doskonalił swoją teorię, aby 25 listopada 1976 roku na prezentacji dla inżynierów MBB wprowadzić ją w całej okazałości, w dopracowanej wersji. Nasz świat składa się z czterech wymiarów, pierwsze trzy tworzą siatkę, w której żyjemy i nadają wszystkiemu wymiary: wysokość, szerokość i głębokość, natomiast czwartym jest czas. Fizyka kwantowa opisuje dokładnie pozostałe wymiary. Piąty wymiar można sobie wyobrazić jako rozgałęzienia na osi czasu, która przedstawia czwarty wymiar. Tak więc piąty wymiar to nasze możliwości wyboru ścieżki życiowej. Szósty wymiar tworzą możliwe równoległe światy, czyli światy,  których powstały zupełnie inne niż w nasze. Inaczej mówiąc szósty wymiar zawiera wszystkie możliwe ścieżki rozwoju wszechświata od momentu powstania pierwszych cząstek. Według teorii pola Heima, loty czasoprzestrzenne do gwiazd znane dotąd z filmów SF są nie tylko możliwe, ale wykonalne przy dzisiejszym poziomie techniki. Na podstawie czterowymiarowego świata wiele zjawisk wygląda na niewytłumaczalne, paranormalne, gdy się doda następne dwa wymiary, zjawiska zaczynają mieć sens.  Nawet wieczny dylemat skąd pochodzi UFO i napęd obiektów rozwiązuje piąty i szósty wymiar. Przypadki ze sławnego "rancza skinwalkera" gdzie dochodziło do całego spektrum paranormalnych wydarzeń można by w taki sposób wyjaśnić, a pamiętajmy, że tam nawet było widać coś, co opisywano jako otwierający się portal na niebie. Takie różne eksperymenty robiono już wiele razy, np: pan Puthoff takie przeprowadzał.  Dzisiaj wiemy, że także i w Republice Chińskiej przeprowadzano eksperymenty z dziećmi, które miały zdolności parapsychiczne, przedmioty, w tym zegarki zostawały "zdematerializowane" i re-aportowane, przy czym te ostatnie nie wykazywały różnicy czasu. O tych eksperymentach dzisiaj można poczytać o nich na łamach "Journal of Scientific Exploration". Może, bo już ktoś poprosił o taki temat, zdobędę się na to żeby tutaj szerzej to przedstawić. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. Moim zdanie Sasquatch jest zdecydowanie fizycznym i realnym stworzeniem. Słuchając tych wszystkich "spowiedzi" ludzi którzy doświadczyli interakcji z tą istotą, szczegóły i schemat zachowań jakie powtarzają się w każdej z relacji osób, słysząc emocje jakie przekazują w rozmowie, jak ogromny mentalny wpływ na psychikę maja takie doświadczenia.
    Temat sasquatch, lub jak to woli popkultura Big foot, od zawsze traktowałem z dystansem, w swoich zainteresowaniach tematami z pogranicza rzeczywistości, jednak kiedy trafiłem na kanał sasquatch chronicles, mój stosunek do tego tematu diametralnie zmienił się. Osobiście nigdy nie miałem tej wątpliwej przyjemności na własne oczy spotkać owej istoty, co więcej otwarcie przyznaje ze temat znam tylko z sieci, i jestem jak chyba większość z nas "internetowym" węszycielem. Owszem, ktoś może powiedzieć że to jakaś forma naiwności, traktowanie internetu jako źródło informacji tudzież przekonań. Jednak, kiedy odsłuchałem pierwszego nagrania, gdzie relacja jest z pierwszej ręki, bezpośrednio w formie rozmowy z samym świadkiem, to całkowicie zmienia postrzeganie. Audycje są niestety w j. Angielskim, osobiście znam angielski więc to dla mnie nie jest bariera. I cóż, po przesłuchaniu blisko 800 średnio 1,5h nagrań, nie pozostawia to wątpliwości. Wyciągnąłem szereg wniosków, i zdecydowanie moge podzielić się charakterystyka zachowan tych stworzeń. Do spotkań najczęściej dochodzi, jak można się domyślać głęboko w lesie, chociaż nie zawsze, bo często owe istoty odwiedzają ludzkie gospodarstwa, zaglądają do okien, węszą po obejściu. Obozowicze często o opowiadają, że mają w zwyczaju rzucać kamyczkami w namioty, kampery, dachy schronisk. Opisują ich dziwny sposób poruszania, kiedy już się ujawniają, ich niesamowitą prędkość podczas biegu, poruszanie się na "czterech", dźwięki jakie wydają (tutaj polecam nagranie Sierra sounds Rona Morheada) Ich przeraźliwy, głęboki przeszywający, nieziemsko głośny wręcz ryk. Ten ryk niejednokrotnie powoduje iż ludzie dosłownie zamierają bez ruchu, tracąc kontrolę nad ciałem. Oczy "świecące" na czerwono. Są agresywne, ale z setek spotkań wyłania się obraz, jakby zawsze próbowały swoim zachowaniem odstarassyc ludzi, i wygonić z "ich" terenu. Często widziane osobniki żeńskie jaki bardzo młode. Najczęściej ich wzrost ocenia się na około 3m. Bardzo Ciekawe sytuację opisują myśliwi, stworzenia te doskonale zdają sobie sprawę czym jest broń, na widok jej, gdy zdają sobie sprawę iż ktoś do nich celuje, grymas na twarzy takiej istoty mówi wszystko. Posiadają rodzaj inteligencji, to nie ulega wątpliwości. Pisać można by bardzo długo, ale najlepiej będzie osobiście odsłuchać te mrożące krew spotkania. Kolejnym, jeszcze bardziej niepokacsym tematem jest dogman, z którym również zapoznałem się na innym kanale, gdzie analogicznie można posłuchać zeznania samych świadków w formie audio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Dla mnie te istoty są również jak najbardziej z krwi i kości, a ponadto ten zapach :) Powiem tak: opisy wyglądu nie muszą i nie pokrywają się z sobą, i dobrze tak. Wygląd ludzi tak samo się różni, barwa i wygląd włosów jest u ludzi tak samo różny jak wygląd owłosienia tych istot. Ale ich zachowanie, to co opisują świadkowie, to dla mnie najlepszy dowód na ich istnienie. Pozdrówka.

      Usuń
    2. Jak wspomniałem, długo traktowałem ten temat po macoszemu, nie specjalnie zagłębiałem się, jednak po przesłuchaniu setek nagrań ze swiadkami, sprawa pochłonęła mnie do reszty. Konsekwencja tego było wkroczenie na pole dogman a. I tam dopiero zaczynają się ludzkie dramaty dosłownie dramaty...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.