Dziwne przypadki z Trójkąta Alaskańskiego


Na naszej planecie istnieją pewne obszary, które wydają się magnesami dla osób zaginionych i innych tajemniczych wydarzeń. Rozległe, nietknięte pustkowia wielkich lasów, lodowatych szczytów górskich i opustoszałej tundry na Alasce, znane jako Trójkąt Alaski, znalazły się w centrum ponad 16 000 zaginięć od 1988 roku. Co takiego dzieje się w tej odległej, niezbadanej dziczy, że tak wielu ludzi znika bez śladu? Czy istnieje naukowe wyjaśnienie, dlaczego tak wiele osób znika, czy też dzieje się coś bardziej złowieszczego? Jednak zdarzają się tam nie tylko zaginięcia ludzi, lecz także spotkania z Bigfootem i fenomenem UFO. Wiele legend mówi o rzekomych piramidach, co powoduje, że badacze z zaciekawieniem przyglądają się nietypowemu miejscu.



Alaska znana jest z wysokich gór, bogatych pól naftowych i ekstremalnych połowów na Morzu Beringa. Jest centralnym punktem wielu seriali telewizyjnych, filmów i dokumentów, które opowiadają o życiu ludzi, ich pracy w tym ekstremalnym kimacie, oraz niespotykanej piękności przyrody. Wśród rozległych, nietkniętych pustkowi rozległych lasów, lodowatych szczytów górskich i spustoszonej tundry znajdziemy niewyjaśnione historie ponad 16 000 zaginięć.


Kilka faktów o Alasce.

W każdym roku na Alasce ginie około 500-2000 osób, osób zaginionych na zawsze. Władze prowadzą setki misji ratunkowych, najczęściej wracają z pustymi rękoma.

Podczas gdy strzelanie do niedźwiedzi na Alasce jest legalne, budzenie śpiącego niedźwiedzia w celu zrobienia zdjęcia jest zabronione.

Na Alasce znajduje się ponad 3 000 rzek i 3 miliony jezior.

Alaska ma więcej linii brzegowej niż reszta Stanów Zjednoczonych razem wzięta ( 34 000 mil — ponad 54 000 km).

Około 5 procent powierzchni Alaski pokrywa ponad 1000 lodowców.

Alaska ma najniższą gęstość zaludnienia w kraju — jedna osoba na milę kwadratową.

Barrow, 800 mil na południe od bieguna północnego, ma zarówno najdłuższy, jak i najkrótszy dzień. Kiedy słońce wschodzi 10 maja, pozostaje widoczne przez prawie trzy miesiące. Kiedy zachodzi 18 listopada, mieszkańcy Barrow nie widzą go ponownie przez prawie dwa miesiące.

Nielegalne jest szeptanie komuś do ucha podczas polowania na łosie.

Aurora borealis (zorze polarne) można zobaczyć w Fairbanks średnio przez 243 dni w roku.


Wypadki są trzecią co do częstości przyczyną zgonów na Alasce, dwukrotnie wyższą od krajowego wskaźnika zachorowalności. Oprócz wypadków samochodowych, do tej kategorii ofiar śmiertelnych można zaliczyć również osoby zaginione w górach, które wpadły w szczeliny lodowe na lodowcach, a także zgony przez utonięcie. W wielu przypadkach niskie temperatury powodują, że ciała, zamiast wypływać na powierzchnię, opadają na dno, co stanowi kolejne wyzwanie w poszukiwaniu zaginionych.

Trójkąt Alaski łączy największe miasto stanu Anchorage na południu, z Juneau w południowo-wschodniej Panhandle, i Barrow, małe miasto na północnym wybrzeżu stanu. Statystycznie, na Alasce ginie najwięcej osób niż gdziekolwiek indziej w USA; dwa razy więcej niż średnia krajowa. Ma również największą liczbę zaginionych osób, które nigdy nie zostały odnalezione. W 2007 roku, na przykład, zgłoszono zaginięcie 2,833 osób, w porównaniu do stosunkowo niskiej populacji około 670.000, równa się około z czteroma osobami na każdy 1,000 mieszkańców; to oszałamiająca ilość. Są także dobre wiadomości — ratownicy na przykład uratowali w 2006 roku więcej ludzi niż jakikolwiek inny stan: 42 zaginionych turystów, 85 marynarzy i 100 operatorów maszyn śnieżnych.

Największą uwagę, jaką przyciągnął ten rejon, było zaginięcie samolotu z dwoma amerykańskimi politykami w październiku 1972 roku. Samolot wiózł Nicka Begich i Russella Brown z Anchorage do Juneau, kiedy zniknął z radarów wież kontrolnych. Wojsko USA przeszukało obszar wielkości 32 000 mil kwadratowych, co odpowiada wielkości państwa Belgii — nie znaleziono nawet fragmentu wraku. Lista zaginionych samolotów jest o wiele dłuższa, lecz tutaj chciałbym się skoncentrować na innych przypadkach.


Alaska a UFO.

W 1986 roku japoński samolot linii Japan Air Lines o numerze 1628 leciał do Anchorage, kiedy natknął się na trzy obiekty UFO. Około godziny 17:11, kapitan Terauchi zauważył coś, co uważał za światła innych samolotów, które znajdowały się, jakieś 600 m pod ich Boeingiem. Początkowo myślał, że były to myśliwce z bazy wojskowej, patrolujące przestrzeń nad Alaską. Zignorował ten widok, jednak po krótkim czasie dostrzegł, że "samoloty" zdają się lecieć równolegle z ich kierunkiem. Po kilku minutach pojawiły się światła, które wpadły do kokpitu " poczułem ciepło na twarzy" - relacjonował później kapitan. Światła powoli pulsowały, stając się raz słabsze, to znów silniejsze. Zdawały się równomiernie kołysać, także drugi pilot stwierdził ponadto, że przypominały mu one światła zbliżających się samolotów, lecz nie dało się rozróżnić ich kształtów. W celu ustalenia pochodzenia "samolotów" Japończycy skontaktowali się z kontrolą lotów z Anchorage i przez następne 30 minut Boeing i AARTCC pozostawali w stałym kontakcie. Gdy samolot zbliżył się do Fairbanks, piloci wyłączyli światła w kokpicie, aby mieć lepszy widok na oddalające się obiekty. Kpt. Terauchi spojrzał w kierunku podążającego za nimi bladego światła, które teraz odsłoniło kontury gigantycznego obiektu w kształcie dwóch złożonych ze sobą misek, jego wielkość przekraczała rozmiary dwóch lotniskowców.

                                          Szkic kapitana Terauchi.


W latach 50. ubiegłego wieku na pokładzie samolotu wojskowego znajdowała się 8-osobowa załoga i 36 pasażerów. Samolot zgubił kontakt z ziemią i od tego czasu pozostaje zaginiony. Dwa oddzielne raporty opisywały aktywność obiektów UFO w okolicy w czasie zaginięcia. Jeden incydent miał miejsce tydzień wcześniej, a drugi dwa dni później. Armia przeprowadziła największą w tamtych czasach wojskową akcję poszukiwawczo-ratowniczą, jednak nic nie znaleziono.

Od 1998 roku na Alasce odnotowano ponad 560 zgłoszonych obserwacji UFO (według National UFO Reporting Center), z których większość zaobserwowano w rejonie naszego Trójkąta. W swojej książce "Remote Viewers" z 1997 roku Jim Schnabel opowiedział historię zaangażowania agentów wywiadu USA w kontrowersyjną kwestię jasnowidzenia w celach wywiadu wojskowego, która w dużej mierze rozpoczęła się na początku lat 70. XX wieku. Komentując umiejętności utalentowanego psi-szpiega w odniesieniu do kwestii natury UFO, niejaki Pat Price był zdania, że ​​"… Góra Hayes na Alasce, w łańcuchu lodowcowym na północny wschód od Anchorage, mieściła jedną z największych baz obcych". Według Pata Price kosmici żyjący głęboko w Mount Hayes byli bardzo ludzcy, różnili się tylko sercem, płucami, krwią i oczami. Złowieszczo dodał, że kosmici używają przekazu myśli, aby kontrolować ludzi. Obcy byli również odpowiedzialni za nieprawidłowe działanie amerykańskich i sowieckich obiektów kosmicznych, co odbiło się zaciekawieniem pewnych służb. Pomimo kontrowersyjnego charakteru tej historii, okazuje się, że armia amerykańska była bardzo zainteresowana opowieściami o aktywności UFO na Alasce. Na przykład wcześniej utajnione akta FBI mówią o zaskakujących spotkaniach z UFO na Alasce w latach 1947-1950. To właśnie w sierpniu 1947 roku FBI w Anchorage dostarczono bardzo imponujący opis incydentu z UFO z udziałem dwóch wojskowych. Raport zaczynał się: "Mam na celu poinformowanie, że dwóch oficerów armii zgłosiło się do Biura Dyrektora Kwatery Głównej Wywiadu w Fort Richardson na Alasce, z powodu obserwacji obiektu przelatującego w powietrzu z ogromną prędkością, która nie może być oceniona w milach na godzinę". Zgodnie z oficjalnym raportem, UFO początkowo zauważył tylko jeden z dwóch oficerów, który wkrótce zaalarmował swojego kolegę. Obiekt wyglądał jak kula i nie sprawiał wrażenia kształtu spodka ani dysku. Pierwszy oficer stwierdził, że nie dało się zauważyć szczegółów dotyczących obiektu, ale wydaje się, że miał on średnicę około dwóch lub trzech stóp i nie pozostawiał śladu pary w powietrzu. Jednak należy zauważyć, że aby znajdować się na wysokości około 3 kilometrów, jak podano, i nadal być widocznym, UFO musiało być o wiele większe niż szacowane na 60 - 90 cm. Zapytany drugi oficer podał zasadniczo podobną relację, jedyną wyraźną różnicą było to, że jego zdaniem obiekt miał około 3 metrów. Ta rozbieżność w rozmiarze była najwyraźniej spowodowana faktem, że drugi oficer uważał, że UFO znajdowało się na wysokości trzech do czterech tysięcy stóp, a nie na wysokości dziesięciu tysięcy, jak sugerował jego kolega. Wkrótce potem biuro FBI w Anchorage poinformowało dyrektora biura J. Edgara Hoovera:

"… udało nam się zlokalizować lotnika, który zaobserwował jakiś latający obiekt w pobliżu Bethel na Alasce w lipcu 1947 roku...... Obserwacja miała miejsce w lipcowy dzień, kiedy niebo było całkowicie wolne od chmur, a ponieważ w tym czasie nawet w nocy jest widno, czas, w którym dostrzegł ten obiekt, około 22:00 nie gra wielkiego znaczenia. Pogoda była wyjątkowo dobra, zbliżając się do lotniska, pilot był zdumiony, widząc po swojej lewej stronie niezidentyfikowany obiekt "wielkości C-54 bez kadłuba", który wyglądał jak "latające skrzydło". Ze względu na jego unikalny kształt, pilot początkowo nie był w stanie określić, czy obiekt zmierza w kierunku jego samolotu, czy się oddala, dlatego zdecydował się wykonać obrót o 45 stopni, próbując nie ryzykować kolizji."

FBI zauważyło, że pilot był pewien, iż obiekt nie posiadał żadnego zewnętrznego źródła zasilania, takiego jak silnik napędzany śmigłem, i nie wykazywał spalin podczas przelotu.

Inne incydenty miały miejsce nad Alaską na początku 1950 roku. Poufny, trzystronicowy raport wywiadowczy, przekazany FBI przez oficjalne źródło marynarki wojennej USA, przedstawia zaskakujący obraz wielu spotkań z obiektami UFO. Zatytułowany "Niezidentyfikowane zjawiska w pobliżu Kodiak na Alasce" dotyczy raportu o obserwacji niezidentyfikowanych obiektów powietrznych przez pracowników marynarki wojennej w dniach 22 i 23 stycznia 1950 r. W pierwszym wypadku porucznik Smith uzyskał kontakt radarowy z obiektem 10 mil na południowy wschód od NAS Kodiak. Porucznik Smith skontaktował się z wieżą kontrolną, aby uzyskać więcej informacji, gdy został poinformowany, że nie ma innych samolotów w powietrzu. W tym czasie operator radaru, Gaskey, zgłosił sporadyczne zakłócenia radarowe, jakich nigdy wcześniej nie doświadczono. Smith i Gaskey nie byli jedynymi, którzy donieśli o niezidentyfikowanych pojazdach, które wtargnęły na ​​przestrzeń powietrzną Alaski. W tym czasie USS Tilbrook był zakotwiczony w pobliżu "buoy 19" w pobliskim głównym kanale okrętowym. Na pokładzie Tilbrook, marynarz pełniący wartę zaobserwował bardzo szybko poruszające się czerwone światło. Być może nie do końca wierząc w to, co widzi, Morgan zaalarmował jednego ze swoich towarzyszy. Według zeznań Morgana i Carvera: "Obiekt był widoczny przez około 30 sekund i zdawał się okrążać miasteczko Kodiak". Nie zauważono żadnego zapachu ani dźwięku, a obiekt miał wygląd kuli ognia o średnicy około jednej stopy. Następnego dnia o godzinie 4:35 porucznicy Barco i Causer patrolowali niebo, kiedy również zauważyli niezidentyfikowany pojazd powietrzny. W czasie ich spotkania, samolot, którym latali oficerowie, znajdował się około 62 mil na południe od Kodiaku. Przez dziesięć minut Barco i Causer obserwowali oszołomieni, jak tajemniczy obiekt skręcał i obracał się na niebie Alaski. Ostatni komentarz raportu brzmi: 

"W związku z faktem, że żaden balon meteorologiczny nie został wypuszczony w owym czasie, wydaje się, że obiekt lub obiekty nie były balonami. Jeśli nie balony, obiekty muszą być traktowane jako zjawiska (być może meteoryty), których dokładny charakter nie mógł być bliżej określony. Pomijając fakt, że meteoryty nie pozostają w zasięgu wzroku przez "około 30 sekund", nie zmieniają kierunków i nie zdają się jako "dwa pomarańczowe światła obracające się wokół wspólnego środka", możemy śmiało stwierdzić, że były to prawdziwe anomalne zjawiska, które zaobserwowano w okolicy Kodiak na Alasce w styczniu 1950 roku".

Nie dowodzi to, że naprawdę istnieje baza kosmitów głęboko w górze Hayes, jak zasugerował Pat Price. Nie, oczywiście nie, jednak duża ilość obserwacji w tak słabo zaludnionym terenie daje do myślenia.


Zaginięcia.

Alaska posiada ogromne połacie odległej dzikiej przyrody, wiele terenów nosi status "chroniony", przy czym niektóre prawie w całości pozostały nietknięte przez ludzi. Ten surowy krajobraz jest pełen wszelkiego rodzaju niebezpieczeństw, w tym bezlitosnej pogody, trudnego terenu, groźnych dzikich zwierząt i zagrożeń geologicznych — na Alasce znajduje się około 100 czynnych wulkanów. Biorąc pod uwagę tak ogromną ilość dzikiej przyrody, która jest usiana niezliczonymi potencjalnymi zagrożeniami, a także fakt, że wielu turystów, którzy przyjeżdżają tu na obozy i wędrówki, jest niedostatecznie przygotowanych, nie jest chyba zaskoczeniem, że spora ilość ludzi może zgubić się w nieskończonych lasach, napotkać jakieś niebezpieczeństwo, które ich ubezwłasnowolni i uniemożliwi powrót.


Michael Timothy Palmer miał 15 lat, gdy wybrał się ze znajomymi na imprezę. 3 czerwca 1999 roku, około 3:30 nad ranem, gromada znajomych wracała rowerami do domu, Michael jechał jako ostatni, z czasem coraz bardziej pozostawał w tyle. Koledzy czekali później na skrzyżowaniu dróg, jednak gdy Michael przez dłuższy czas się nie pokazywał, uznano, że albo pojechał inną trasą, a być może nawet wrócił na imprezę. Rodzice dopiero przed południem zauważyli, że syna nie ma w jego pokoju. Powiadomiono policję, przepytano kolegów, którzy musieli nawet poddać się badaniu poligrafem, ale nie wykryto u nich nic podejrzanego. Zbadano miejsce, gdzie był widziany po raz ostatni — nic nie wskazywało na to, żeby miał jakieś kłopoty. Dopiero później w potoku znaleziono jego rower, strumień nie był głęboki, czysty, przejrzysty, zresztą jak większość na Alasce. 180 metrów od porzuconego roweru odkryto mokre tenisówki zagubionego, w ich środku znajdował się muł, przy czym jedno sznurowadło było rozwiązane, a drugie nie. Buty wyglądały jakby starannie ułożone obok siebie, nie były niedbale zrzucone. Biorąc pod uwagę pozycję roweru i odnalezione buty, idąc dalej w prostej linii, natrafimy na gęsty las. Czy Michael poszedł w tym kierunku i dlaczego bez butów? Licealisty ani jego ubrań czy czegokolwiek oprócz obuwia i roweru, nigdy nie odnaleziono.

Starszy brat Michaela — Charles, zaginął w kwietniu 2010 roku. Można by się kłócić, czy to tylko przypadek, lub nie, zdania są podzielone. Warto wspomnieć ten incydent, ponieważ nie tylko pasuje cechami, ale sam fakt, że nie znaleziono zwłok braci, jest dziwny.

W sobotę, 10 kwietnia, Charles wraz z czterema innymi członkami rodziny i przyjaciółmi jechali skuterami śnieżnymi do swojego leśnego kempingu. Mężczyzna cieszył się  z wypadu, rzadko mógł się urwać od obowiązków opieki nad swymi 9- i 12-letnimi córkami. Jechał jako ostatni, gdy  z niewytłumaczalnego powodu skręcił w innym kierunku i zaczął kierować się na wschodnie zbocze góry Bald Mountain. W tym czasie reszta towarzystwa dotarła do drewnianego kempingu, czekając tam na Charlesa. Nikt nie wiedział, dlaczego skręcił, myślano, że może chciał tylko trochę dłużej poszaleć na śniegu. Padający śnieg wkrótce zakrył jego ślady, a towarzysze, którzy wyjechali zobaczyć, co się dzieje, wrócili do chaty z pustymi rękami. Następnego dnia został zgłoszony jako zaginiony. Troopersi udali się w kierunku, gdzie był ostatnio widziany i już po godzinie znaleziono skutera, który ugrzązł w głębokim śniegu. Przeszukano najbliższy teren, jednak śnieg zdążył przykryć ślady 30-latka. Ponieważ pogoda nie poprawiała się, postanowiono ponowić poszukiwania gdy warunki atmosferyczne na to pozwolą. Wierzono, że zdrowy i silny mężczyzna dał sobie radę i gdzieś znalazł okazję, by wydostać się z lasu. Trzy dni później, ratownicy departamentu stanu, ochotnicy i helikoptery przeszukali rejon zaginięcia, lecz nie znaleźli absolutnie nic. Spadło tyle śniegu, że nie tylko nie było śladów, ale i przysypane zwłoki byłyby trudne do odkrycia. Postanowiono jeszcze raz spróbować latem, to jedyny okres, gdy na Alasce nie ma śniegu. W artykułach prasowych można wyczytać frustrację ratowników, którzy nie mogli pogodzić się z porażką. Michael i Charles nie zaginęli gdzieś głęboko w lesie a tylko na skraju bądź jeszcze na terenie aglomeracji. Charles znał las, jazda skuterem nie była mu obca, znał niebezpieczeństwa. Gdyby chciał popełnić samobójstwo, w które nikt nie wierzył, znaleziono by jego zwłoki. Prawdziwą rezygnację widać w notatce prasowej z 4 maja 2011 w "KTNA", gdzie znajduje się wywiad z komendantem straży pożarnej Talkeetna. Dowódca stwierdził, że z powodu braku rzetelnych wytłumaczeń jest w stanie uwierzyć nawet w uprowadzenie przez UFO. Dwóch braci jadących w grupie, ale jako ostatni, jeden na rowerze, drugi skuterem, dziwny przypadek, bo jak to inaczej nazwać.


Kevin Robert O'Keefe zaginął jesienią 1985 roku, w Wolf Point, Park Narodowy Glacier Bay, w tym czasie miał 36 lat. 22 września Kevin O'Keefe poleciał wodnosamolotem do Muir Inlet na północ od Wolf Point, gdzie założył obóz. 8 października 1985 r. Strażnik Parku Narodowego David Nemeth i jego partner patrolowali łodzią region Wolf Point, kiedy zatrzymali się przy kempingu Kevina. Namiot znajdował się bardzo blisko linii przypływu,   jedna strona była zapadnięta, a na zewnątrz znaleziono śpiwór, karimatę i inne przedmioty. Wiedziano, że Kevin miał być odebrany 10 października. Po zrobieniu odpowiedniej notatki w dzienniku, mężczyźni kontynuowali patrol. Strażnicy wrócili jednak do obozu już nazajutrz, tym razem w czterech. Namiot był dokładnie w takim samym stanie jak poprzedniego dnia, nic nie wskazywało na to, że ktoś go używał go w nocy. Nie prowadzono poszukiwania, jedynie wołano go, mając nadzieję, że jest gdzieś w pobliżu. Ponownie wrócono następnego dnia, tym razem  samolotem Cessną 206 na pływakach. Rangersi przeprowadzili dwugodzinny lot po okolicy, szukając zaginionego.  W gazecie "Anchorage Daily" opublikowano artykuł opisujący wyniki poszukiwań Kevina:

"... wspomagani przez psy poszukiwawcze odnaleziono jego buty i czapkę pół mili od obozu. Znaleziono jego żywność, jednak żadnego śladu 36-letniego turysty"

Co się stało z Kevinem O'Keefe? Rangers odrzucili wczesne spekulacje, że został napadnięty przez niedźwiedzia, stwierdzono, że nie było śladów niedźwiedzi gdziekolwiek w pobliżu obozu Kevina, a nawet dodano: " w okolicy nie było prawie żadnych śladów zwierząt"

Przeglądając raport NPS i wyszczególnienie własności Kevina znalezione w okolicy widzimy, że poszczególne przedmioty znajdowały się w odstępach 60, 120 i 200-300 stóp od namiotu, a jego buty i kapelusz zostały znalezione w wąwozie. Wygląda na to, że wszystko, czego Kevin potrzebował do przeżycia, posiadał w swoim obozie. Miał książki i broszury o przetrwaniu w dziczy, jedzenie, między innymi pasta do zębów, mydło, papierosy, witamina E, kompas, latarka i inne przedmioty, których można się spodziewać na kempingu, gdzie ktoś zamierza spędzić ponad miesiąc. Strażnicy NPS skontaktowali się z rodziną Kevina i dowiedzieli się, że planował codziennie odbyć serię krótkich wędrówek. Nie planował żadnych długich wypraw ani spotkań z ludźmi. Strażnicy znaleźli plecak Kevina, co wskazywało, że nie opuścił obozu. Jego buty i nakrycie głowy znaleziono prawie pół mili od obozu i tylko z pomocą psów. Pozostaje pytanie, dlaczego psy nie potrafiły podjąć dalszego tropu? czyżby facet rozpuścił się w powietrzu jak też inni, w nieraz już opisanych przypadkach? To tylko wąwóz, a nie woda, która zmyje ślady, dlaczego trop urwał się w tym miejscu? Alaska nie wybacza, bez butów nie da rady. Co się mogło stać? dlaczego śpiwór Kevina i inne przedmioty były na zewnątrz jego namiotu? Nie znaleziono żadnych oznak ataku zwierząt, na miejscu nie było krwi. Kevin musiał być w obozie, kiedy coś się wydarzyło, być może gwałtownie opuścił namiot, pozostawiając śpiwór na zewnątrz. Pozornie w tej okolicy brakowało zwierząt, także jedzenie Kevina zostało nietknięte. Czy Kevin zdjąłby buty dobrowolnie?

65-letni Michael LeMaitre brał udział w wyścigu: Mount Marathon w Seward na Alasce, na południe od miasta Anchorage. Po raz ostatni widziano go 4 lipca 2012 roku około 200 stóp od szczytu Mount Marathon. Zaczynając w centrum Seward, zawodnicy biegną pół mili do podnóża góry, a następnie wspinają się, zanim dotrą do miejsca o nazwie Race Point. Następnie biegną w dół przez pola śnieżne, wzdłuż skał i wodospadów aż dotrą do mety - z powrotem na ulicę w Seward. Wyścig jest uważany za bardzo bezpieczny i nigdy nie dochodziło do poważniejszych wypadków. Tym bardziej wypadek trzech osób w 2012 roku, w tym jednego mężczyzny, który doznał poważnych obrażeń głowy, było czymś nadzwyczajnym, ale jeszcze nigdy nikt nie zaginął podczas wyścigu. Coś musiało się stać już podczas biegu pod górę, ponieważ Michael LeMaitre dobiegł tam jako ostatni. Tom Walsh, steward wyścigu, zarejestrował biegacza, a następnie wysłał SMS-a do organizatorów  z informacją o rejestracji ostatniego zawodnika. W tym czasie okolica zrobiła się mglista i zimna, lecz Walsh nie widział powodu, by martwić się o stan biegacza, po krótkiej wymianie zdań, pomocnik również zaczął wracać do miasta. Kilka godzin później, około 20:00 żona Michaela — Peggy poinformowała organizatora, a on drużyny poszukiwawcze. Temperatura spadała, a deszcz pogarszał sytuację. O drugiej w nocy helikopter Troopersów wyposażony w radar na podczerwień nadal skanował górę. Poszukiwacze obawiali się, że zaginiony mógł już nieżyć z wyczerpania i mroźnej pogody. Następnego ranka, 5 lipca, 210. Eskadra Ratunkowa Powietrznej Gwardii Narodowej Alaski, która specjalizuje się w poszukiwaniu rozbitych pilotów i zaginionych turystów, przybyła ze swoim helikopterem HH-60 Pave Hawk na kolejne skanowanie w podczerwieni. Zespół liczący do 60 poszukiwaczy przeszukiwał górę, szukając wszędzie, nawet po drugiej stronie, z dala od toru wyścigowego. Bezskutecznie. W okolicę wysłano specjalnego psa wyspecjalizowanego w szukaniu zwłok, lecz nawet wtedy nie znaleziono najmniejszego śladu. Do dziś tajemnicą  pozostają losy Michaela  LeMaitre na Marathon Mountain.

Jak można zaginąć na tym 5-kilometrowym odcinku na zawsze, bez śladu? Tam, gdzie go ostatnio widziano miał do przebycia tylko 1,5 mili w dół. Mężczyzna miał słaby wzrok, a pogoda pogarszała się z każdą godziną, ale pomimo tego, gdyby zgubił drogę i wpadł gdzieś w szczelinę, ratownicy musieliby go znaleźć. Użyli najnowocześniejszego sprzętu, użyto wyszkolonych psów, nawet gdyby już nie żył, to zwłoki musiałyby tam być. Paulides zakwalifikował ten przypadek do serii tych, gdzie ludzi znikają, znajdując się na samym końcu grupy. Do dzisiaj, nie odnaleziono jego zwłok, czyżby i on wyparował?

Lista ludzi zaginionych na Alasce jest bardzo długa, do tych dziwnych przypadków należą także incydenty Thomasa Seilbolda czy Sharon Buis.

Istnieje wiele różnych teorii dotyczących zaginięć ludzi, jedna z nich obejmuje złe duchy związane z rdzennymi mieszkańcami — Tlingit, którzy mieszkają na tym obszarze. Uważa się, że ludzie ci mieszkali w tym rejonie już 11 000 lat temu. Ich nazwa, Tlingit, oznacza "Ludzie Przypływów". Ci ludzie wierzą, że istnieje zmiennokształtny demon o imieniu Kushtaka, który jest skrzyżowaniem człowieka z wydrą. Podobno zwabia on ludzi w pobliże wody, upodobniając się do dzieci lub kobiety, które wołają o pomoc. Kushtaka (znany również jako „Otterman”) wabi   ludzi, a potem " kradnie ich dusze". Oczywiście, opowieści takie zalicza się do folkloru, nigdy ich nie udowodniono, jednak to wciąż ciekawa myśl, mając na uwadze wielu zaginionych, których zwłoki odnaleziono w wodzie.

Czarna piramida.

Legendy i informacje krążące o zagadkowej piramidzie na Alasce są stosunkowo młode i bardzo ciekawe, jednak wiem, że Chris Miekina zgromadził wiele materiału o źródłach i zaprezentował je w swojej audycji, dlatego tym którzy tematu jeszcze nie znają, serdecznie ją polecam: https://www.youtube.com/watch?v=c9x1QlhHFV4


Wiry energetyczne.


Trójkąt Alaski obejmuje jeden z  tak zwanych wirów energetycznych - obszarów geograficznych wokół planety postulowanych przez amerykańskiego badacza i kryptozoologa Ivana T. Sandersona. Miejsca te rzekomo wykazują ekstremalne anomalie elektryczne, magnetyczne i elektromagnetyczne, jak również wiry energetyczne, zwane ley line. Najsłynniejszym miejscem występowania tego typu wirów jest osławiony Trójkąt Bermudzki, ale uważa się, że występują one również w tak odległych miejscach, jak algierskie megality na południe od Timbuktu, dolina Indusu w Pakistanie, wulkan Hamakulia na Hawajach, Diabelskie Morze w pobliżu Japonii, w południowym Atlantyku oraz zarówno na północnym, jak i południowym biegunie. Różne słynne miejsca, takie jak Stonehenge, Wyspa Wielkanocna, czy piramidy w Egipcie, również znajdują się w obrębie wirów, a niektórzy twierdzą, że jest to powód, dla którego zostały tam wzniesione. Niektóre teorie twierdzą, że te energetyczne wiry tworzą wszelkiego rodzaju dziwne zjawiska. Uważa się, że mogą one wpływać na ludzi na różne fizyczne, umysłowe i emocjonalne sposoby, takie jak wywoływanie wizji, demonstrowanie cudownych mocy uzdrawiania, generowanie przypływów kreatywności lub głębokich epifanii. Wielu ludzi wierzy, że podczas przebywania w tych miejscach mogą połączyć się z wyższą jaźnią. Miejsca te mogą również rzekomo wywoływać dezorientację, zagubienie, halucynacje wzrokowe i słuchowe, jak również powodować, że delikatna aparatura elektryczna przestaje działać lub działa nieprawidłowo. Inne teorie na temat wirów energetycznych mówią, że są one w rzeczywistości drzwiami do duchowych wymiarów lub bramami do innych sfer. Wszystko to mogłoby wyjaśnić, dlaczego ludzie i pojazdy takie jak statki czy samoloty znikają w tych rejonach w tak zdumiewającym tempie. Kilka interesujących incydentów zdają się wspierać ideę, iż Trójkąt Alaski może być w zasięgu jednego z takich wirów. Alaska jest pokryta dużą koncentracją anomalii magnetycznych, zakłócone kompasy w niektórych miejscach nie są   niczym nadzwyczajnym. Ponadto, niektórzy poszukiwacze i ratownicy w tym obszarze zgłaszali, że mieli tam halucynacje słuchowe, najczęściej opisywane jako brzmiące jak wściekły rój pszczół, oraz że czuli się niezwykle zdezorientowani lub mieli zawroty głowy. Czy może to mieć coś wspólnego z tymi zaginięciami? Niestety, nie jest jasne, czy takie ów takie wiry naprawdę istnieją, teoria musiała się zważyć ze sporą ilością sceptycyzmu, jednak nie uważam to za aż takie ważne. Jeżeli ludzie doznają takich doświadczeń, a przyrządy potwierdzają anomalie, znaczy, że coś się dzieje, kto wie może, te zaginięcia mają coś wspólnego z mroczną piramidą? a nawet z obiektami UFO? Czy czas pokaże? Nie wiadomo.


Wykorzystano:

https://www.youtube.com/watch?v=hJ0zcFF0tuo&t=5s

  ·   · 

Komentarze

  1. W jednym akapicie stwierdza się że Charles Palmer (starszy z braci) zaginął we wrześniu 2010, podczas gdy z następnego wynika, że stało się to 09 kwietnia. Która wersja jest zgodna z prawdą? Poza tym np. poprawnie po polsku jest "cieszyć się z" a nie "cieszyć się na", inne usterki tego typu pomijam. Wyrazy uznania za bardzo ciekawy artykuł. Pozdrawiam J.T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka, dzięki za wskazanie błędu, sprawdziłem na innych stronach internetu, wszędzie piszą to samo, zaginął w kwietniu. Fajnie że się podoba pozdrówka :)

      Usuń
  2. Temat od pewnego czasu stał się bardzo popularny. Mam jednak wrażenie, że jest to wypełnienie luki po spadku historii z Trójkąta Bermudzkiego...Może mylę się? Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że jak ponad 30 lat temu zacząłem się interesować takimi tematami, to tak naprawdę nie znałem innego miejsca poza Trójkątem Bermudzkim. Dopiero później słyszałem o takiej okolicy w Michigan, którą też nazywają "Michigan Triangle", a o trójkącie na Alasce dopiero wcale nie tak dawno. Oczywiście czarna piramida i sprawa z UFO i japońskiego samolotu jest już znana od wielu lat i nieraz opisywana. Cóż, myślę, że chyba ktoś starał się zrobić jakiś nowy Trójkąt, ja nie jestem fanem takich umownych stref, widać w innych przypadkach, że różne fenomeny wcale się tych wyznaczonych linii granicznych wcale nie trzymają.

      Pozdrawiam serdecznie!!!!!

      Usuń
    2. Zważywszy na obszar jaki obejmuje tzw Trójkąt Bermudzki to jest on strasznie przereklamowany, to są setki tysięcy kilometrów kwadratowych i gdyby ilość dziwnych wydarzeń podzielić przez tak wielki obszar, to średnia względem reszty globu wcale nie będzie strasznie imponująca. Są na świecie miejsca które nie mają takiej reklamy jak Trójkąt Bermudzki i są olewane przez naukowców i badaczy, a wielka szkoda bo też słyną z niewyjaśnionych zjawisk - zaginięć, UFO, kryptyd. Trójkąt Alaskański, Trójkąt Bennington, Trójkąt Bridgewater, Hoia Baciu, Aokigahara, Ranczo Skinwalker, jezioro Poyang Hu, Poveglia, Syberia, Borne Sulinowo, Góra św. Anny..
      Pozdrawiam. eMWu.

      Usuń
    3. Zgadzam się! Moim faworytem jest Ranczo Skinwalkera, od czasu kiedy pierwszy raz o nim czytałem, połykam z przyjemnością wszystkie informacje jakie są w necie, i to nie ważne ile razy muszę przesłuchać aby zrozumieć. Owe ranczo z Utah jeszcze tutaj zagości. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. O tak, Ranczo Skinwalker. Istny kalejdoskop anomalnych zdarzeń i magnes na wszelkiego rodzaju kryptydy. Od Bigfoota po "Predatora", od świetlistych kul przez "okna do innego wymiaru" po okaleczenie zwierząt. W jednym miejscu występuje skupienie wszystkich możliwych anomalnych zdarzeń i szkoda, że to miejsce jest tak niedostępne dla szarego badacza zjawisk nadprzyrodzonych, no i ten zakaz wykonywania wykopów bez zgody poprzednich właścicieli jest strasznie zastanawiający. Taki trochę dev box w wirtualnym świecie, gdzie programista może sprawdzać nowe funkcje ;-) Może kiedyś się dowiemy co lub kto stoi za "Ranczem Skinwalker" i mam nadzieję, że nastąpi to jeszcze za mojego życia. Pozdrawiam serdecznie. eMWu.

      Usuń
    5. Tak , to prawda, niedostępne a takie ciekawe. Nawet jak później już się tam tyle nie działo, to jednak nadal było wiele zadziwiających przypadków. Kilka z nich opisał pan Marks, który przez chyba 6 lat był tam security - niewidzialne istoty, niewidzialni "ludzie" czy coś takiego którzy bawili się z ich psami, zwierzęta które widziano tylko w podczerwieni i miejsca które tak przygnębiały ludzi że w momencie byli zdezorientowani i skołowani jak w największej depresji. Takie nieprzyjazne efekty były jednym z powodów, które sprawiły że pan Kelleher nie miał zamiaru zajmować się tak podłym fenomenem. Też bym chciał żeby jeszcze za życia dowiedzieć się więcej co za tym stoi. Pozdrówka.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy i wyczerpujący post

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny artykuł. Alaska jest fascynująca. Pewnie cześć z zaginięć da się wytłumaczyć, bo w takich miejscach natura jest silna i może się wiele wydarzyć, ale faktycznie powyższe przykłady wydają się niewytłumaczalne.
    Serdecznie pozdrawiam! Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę dokładnie tak samo. Nawet zwyczajne wypadki odgrywają się tam inaczej niż u nas. Kiedy my możemy z każdego miejsca wezwać pogotowie, tam niekiedy trzeba najpierw dostać się do miejsca skąd jest zasięg sieci. Dziwi fakt że pomimo tak słabego zaludnienia na km2 i tak mają tak dużo obserwacji obiektów UFO. A
      ile musi być obserwacji nieraportowanych, nie ma tam wielu badaczy a ludzie mają więcej obowiązków i mniej czasu na pisanie o takich sprawach.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.