Kolorowe życie Facetów w czerni.


Historia fenomenu Facetów w czerni zaczęła się na początku lat 50. od niejakiego Alberta Bendera. Życie Bendera przed pojawieniem się na scenie owej trójki dziwnych postaci niewątpliwie nie było nudne, lecz koszmar miał się dopiero zacząć. Wszystko miało swój początek na ciemnym, strychu w trzypiętrowym, starym domu przy 784 Broad Street, Bridgeport, Connecticut. Młody Bender był niezaprzeczalnym ekscentrykiem i osobą zafascynowaną sferą potworów, alchemii, zjawisk paranormalnych i okultyzmu. A także ze znacznym stopniem zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych na punkcie zegarów. Michael J. Bielawa — poeta i autor książki "Wicked Bridgeport" - pisał, że Bender "...był zatrudniony jako główny chronometrażysta w Acme Shear Co, największym na świecie producencie nożyczek. Być może było to poczucie humoru Bendera, ale w ironicznym hołdzie dla swojej pracy Albert wypełnił swoją przestrzeń życiową zestawem dwudziestu dzwoniących zegarów. Co piętnaście minut, co pół godziny i co godzinę jego ulica rozbrzmiewała kakofonią dzwonów, dzwonów i dzwonów". Swój pokój na poddaszu, w którym mieszkał, przekształcił w coś, co można nazwać "Komnatą Horroru". Obrazy przedstawiające krwiopijcze nietoperze, potwory, ghule i czaszki zdobiły ściany. Ledwie było miejsce na tapetę. Były tam wampiry, księżyc, głowa konia i czarne koty. Co ciekawe, Bender namalował obraz, na którym widać zamaskowanego mężczyznę w kapeluszu fedora, który po zachodzie słońca przechadza się po starym, porośniętym drzewami cmentarzu. Zarówno peleryna, jak i kapelusz były oczywiście czarnego koloru. Czy był to pierwszy znak, zanim pojawili się w jego życiu? fedory były i nadal są, nieodłączną częścią stroju tych postaci. Riley Crabb — dyrektor Borderland Sciences Research Associates, który śledził sprawę Bendera — powiedział o nim, że przez lata: "...parał się magią, jednak bez powodzenia używał stolików do kontaktu z duchami, a w jego rodzinie istniała historia zjawisk parapsychicznych". W 1952 r. Bender zorganizował organizację ludzi zainteresowanych zjawiskiem UFO, w krótkim czasie zapisało się do niej ponad 600 członków. Wkrótce później wydano kwartalnik "Space Review". Biuletyn pisał o obserwacjach UFO, a także oferował teorie na temat pochodzenia tych niewytłumaczalnych obiektów. W swoim domu Albert łączył badania nad UFO z telepatią, aby pogłębić swoje eksperymenty, zwrócił się do czytelników z zuchwałą prośbą: zapamiętaj i cicho wyrecytuj, w określonym dniu i godzinie, formalnie napisany tekst. Celem było nawiązanie łączności z obcym życiem poprzez jednoczesną projekcję myśli setek członków IFSB. Światowy Dzień Kontaktu lub jak Bender i IFSB oficjalnie preferowali, "Dzień C", rozpoczął się o godzinie 6 wieczorem 15 marca 1953 roku. Szlachetna telepatyczna wiadomość rozpoczęła się od słów:

 "Wzywamy użytkowników statków międzyplanetarnych! Wzywamy mieszkańców statków międzyplanetarnych, którzy obserwują naszą planetę ZIEMIĘ. My z IFSB pragniemy nawiązać z wami kontakt. Jesteśmy waszymi przyjaciółmi..."

Prośba Bendera nie została dobrze przyjęta. Jego pokój miał wypełniać zapach siarki, a on sam otrzymał telepatyczny nakaz zaprzestania zagłębiania się w sprawy, które go nie dotyczą. Cały strych był pokryty żółtą mgłą. Niezrażony, Bender ogłosił, że w lipcowym numerze Space Review znajdzie się "zaskakujące objawienie", jednak nigdy nie ukazało się ono w druku. Kilka dni później Albert Bender został odwiedzony w swoim domu przez trzech mężczyzn. Bender stwierdził: "Wszyscy byli ubrani w czarne stroje. Wyglądali jak duchowni, ale nosili kapelusze podobne do stylu homburskiego." Osławieni Faceci w czerni, dali Benderowi jasno do zrozumienia, że ma on natychmiast wstrzymać wszelkie prace związane z nagłaśnianie spraw w związku z UFO. Porozumiewali się telepatycznie: "Przestańcie publikować". Przed odjazdem dziwni goście skonfiskowali egzemplarze Space Review, a w następstwie w pokojach na piętrze 784 Broad Street znów zmaterializowała się żółta mgła. Ponownie, plugawy zapach siarki unosił się na poddaszu. Zdenerwowany Albert drżał, był przerażony na śmierć, podobno przez wiele dni nie był w stanie jeść. Komunikaty telepatyczne, bóle głowy, prześladowanie i oczywiście surrealistyczne ostrzeżenia autorytarystów w czarnych garniturach zmusiły Alberta do zamknięcia organizacji. Jednak nie wyglądało na to, że wraz z zamknięciem stowarzyszenia zniknęli też Faceci w czerni, przeciwnie teraz zaczęli nachodzić innych świadków, czy Bender swoim działaniem otworzył furtkę do innych światów i tym samym przywołał dziwne nieludzkie postacie?

                                                           Moja ulubiona😍


Od tego czasu coś się musiało wydarzyć, ponieważ postacie te zaczęto coraz częściej widywać i nie tylko w związku z obserwacjami UFO. John Keel należał do grupy ludzi, którzy byli wręcz prześladowani przez te widmowe istoty. Podczas badań przypadków obserwacji Człowieka Ćmy w Point Pleasent w 1966 - 67 roku, mężczyźni w czerni nachodzili świadków, z którymi rozmawiał Keel, wypytując nie o szczegóły obserwacji, ale o co pytał Keel. Pojawiali się wszędzie, niekiedy, żeby tylko zrobić zdjęcie komuś lub budynkowi, by za chwilę odjechać czarną limuzyną.

Jeden z takich jegomości odwiedził panią Mary Hyre w jej biurze, w Point Pleasant w styczniu 1967 r., pytając o drogę do Welsh w Zachodniej Wirginii. Został opisany jako bardzo niski, około 140 cm wzrostu, i miał dziwne ciemne, głęboko osadzone oczy, przykryte okularami z grubymi soczewkami. Nosił dziwne buty z bardzo wysokimi podeszwami, które dodawały mu kilka centymetrów wzrostu. Posiadał długie czarne włosy przycięte na kwadratowo jak u misia i mówił osobliwym, niskim, ściszonym głosem. Mężczyzna, pytając o drogę, zbliżał się coraz bardziej w jej kierunku, a jego oczy pozostały utkwione w kobiecie i wpatrywały się w nią niemal hipnotycznie. Pani Hyre była zaniepokojona tą osobą, więc zawołała do swojego biura kierownika drukarni gazety. Powiedziała, że w pewnym momencie dyskusji odebrała telefon, zauważając, że mężczyzna wziął z jej biurka długopis. Patrzył na niego ze zdumieniem, jakby nigdy wcześniej takiego nie widział. Następnie schował go i roześmiał się głośno, a potem wybiegł z budynku, pozostawiając oszołomioną sekretarkę.

Innym razem, po południu 22 grudnia 1967 roku, po lokalnej katastrofie Silver Bridge, dwóch ubranych na czarno mężczyzn weszło do biura Mary Hyre. Obaj byli niskiego wzrostu i nosili czarne płaszcze. Mieli ciemną karnację i wschodnie rysy twarzy. Nie byli zainteresowani katastrofą mostu, ale chcieli się dowiedzieć o raportach obserwacji UFO w okolicy. Hyre wręczyła im dużą teczkę z wycinkami prasowymi na ten temat, ale nie byli nimi zbytnio zainteresowani. Zapytali ją, co by zrobiła, gdyby ktoś kazał jej przestać pisać o UFO. Odpowiedziała, że w zasadzie i tak by to kontynuowała. Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie, a Mary wróciła do notatek na swoim biurku, kiedy znów spojrzała w górę, już ich nie było. Później tego samego popołudnia do biura wszedł kolejny dziwny mężczyzna. Przedstawił się jako "Jack Brown". Miał niecałe 180 cm wzrostu i czarne, przeszywające oczy, czarne włosy i długie palce. Jego cera była jeszcze ciemniejsza niż u dwóch poprzednich gości i również miał wschodnie rysy twarzy. Ubrany był w źle dopasowany tani czarny garnitur z dziwnie zawiązanym krawatem. Twierdził, że jest badaczem UFO i po raz kolejny zapytał Hyre, co by zrobiła, gdyby ktoś poprosił ją o zaprzestanie pisania swoich artykułów. Mary zapytała, czy należy do dwóch mężczyzn, z którymi rozmawiała wcześniej, odpowiedział, że nie. Mężczyzna jąkał się, gdy pytał o Johna Keela i kobietę, którzy byli świadkami UFO w okolicy. Chciał wiedzieć, gdzie jest Keel, a także aby Mary zabrała go na miejsce obserwacji. Dostając odmowną odpowiedź, oznajmił, że zapyta kogo innego, chwilę później został wyproszony z biura.

Facetów w czerni często opisuje się, jakby nie do końca byli ludźmi. Niekiedy ich skóra wygląda sztucznie, noszą wielkie przeciwsłoneczne okulary, które tylko częściowo maskują duże, ponadprzeciętne oczy. Niektórzy z nich nie umieli jeść ani nawet pić, a raz poczęstowani galaretką nie wiedzieli co zrobić, próba wypicia jej nie powiodła się. Po ich odwiedzinach w bardzo krótkim czasie ludzie zapadali na dziwne choroby. Niektórzy zostali opisani jako posiadający ciemne rysy, wschodnioeuropejski lub orientalny wygląd, pozbawione wyrazu twarze i oliwkowa cera. Ich działalność nie kończyła się, śledząc świadków UFO, i chociaż niejeden ufolog życzył sobie, nie byli wysłannikami rządu, aby zastraszyć ludzi. Niektóre takie dziwne postacie pojawiały się w mundurach Sił Powietrznych, ale nie do końca przestrzegając odpowiednich przepisów, np. insygnia były w złym miejscu, nosili niewłaściwe buty lub jeździli samochodami, który nie były standardem dla oficera wojskowego. Najdziwniejsze było to, że wiedzieli kogo odwiedzają, mieli informacje, które nie były łatwe do zdobycia. Informowali rodziców, że ich syn poległ na wojnie wietnamskiej, co się okazywało później nieprawdą. Takich incydentów było wiele, nie wiadomo dlaczego to robili? co to miało znaczyć? nie chodziło o zastraszanie kogoś.

Niekiedy w restauracjach zachowywali się dziwnie, jakby nie wiedzieli jak używać noża i widelca, tak że kelnerka musiała podejść i pokazać jak pokroić jego stek. Nie przeżuwali swojego jedzenia, po prostu je połykali.

Innymi dziwnymi zdarzeniami, które można zaklasyfikować jako fenomen Facetów w czerni, jest tzw.: "Widmowy operator administracji", kiedy mężczyzna ubrany w kombinezon pukał do drzwi domu  mówiąc że przyszedł odczytać licznik elektryczny lub gazowy. Wpuszczony do domu, zszedł do piwnicy, gdzie musiał w jakiś sposób zniknąć ponieważ niekiedy pomieszczenia te nie miały osobnego wyjścia na zewnątrz. W niektórych przypadkach po upływie długiego czasu właściciele domu sprawdzali, co się z nim dzieje, zastając go zawsze na schodach.  Były też doniesienia o dziwnych, opalonych mężczyznach jeżdżących czarnymi limuzynami i twierdzących, że są rachmistrzami. Może to nie jest czymś niezwykłym, jednak świadkowie często uważali  że z tym człowiekiem "coś było nie tak".

Wspomniany widmowy fotograf także był relacjonowany wiele razy, nawet wiele lat później. Ludzie ci robili zdjęcia świadkom obserwacji obiektów UFO, ale i takim, którzy żadnego UFO nie widzieli, często przy użyciu aparatu, który miał oślepiająco jasną lampę błyskową, która nieraz zaskoczyła lub zdezorientowała daną osobę. Podczas gdy obcy uciekł do samochodu i odjechał.

W październiku 1967 roku pewien mężczyzna w Ohio wrócił z pracy do domu. Otworzył drzwi do swojego mieszkania, aby znaleźć intruza stojącego w salonie. Mężczyzna powiedział: "Wydaje mi się, że był ubrany cały na czarno. Nie mogłem zobaczyć jego twarzy, miał jakieś 160 cm wysokości. Zacząłem szukać włącznika światła, kiedy zrobił mi zdjęcie. Pojawił się wielki błysk światła, tak jasny, że nic nie widziałem". Nieznajomy przemknął obok niego i wyszedł przez otwarte drzwi. Nic nie zostało skradzione.

Nawet w Nowym Jorku, Keel nie był pewny przed nimi. Pewnego razu spacerował z przyjaciółką, kiedy nieznajomy mężczyzna o spiczastej twarzy celowo zrobił im zdjęcie, a następnie odwrócił się i uciekł. Mężczyzna był ubrany w źle dopasowaną sportową kurtkę i spodnie.

Fotografowie ci robili również zdjęcia domów po tym, jak ich właściciel był świadkiem czegoś dziwnego. Podjeżdżali czarnym Cadillaciem, wyciągali masywny statyw i ciężki aparat, ustawiali go na statywie, pstrykali zdjęcie domu, po czym wkładali wszystko z powrotem do samochodu i szybko odjeżdżali, nie podchodząc do drzwi ani nie kontaktując się z mieszkańcami.

Niektórzy podjeżdżali pod dom ludzi, którym właśnie urodziło się dziecko, mówili, że są fotografami i oferują zrobić profesjonalne zdjęcia. Rodzice byli zachwyceni i zgadzali się na zrobienie fotografii, mężczyźni ustawili sprzęt, strzelili fotki, a później wręczali wizytówkę z podanym adresem firmy, po czym odjeżdżali. Nigdy nie wrócili, aby sprzedać zdjęcia, a podany adres okazywał się fejkiem. 

W jednym z ostatnich artykułów Nick Redfern zamieścił relację pewnego czytelnika, który w latach 90 tych przeżył podobne spotkanie.

"Miałem wtedy 17 lat jak urwałem się z wykładów, żeby spotkać się z dziewczyną. Szedłem do kawiarni, do miasta, zanim za godzinę miałem mój autobus. Byłem młody i świeżo zakochany, po prostu szczęśliwy jak chyba każdy w mojej sytuacji. A pomimo tego, owego dnia miałem uczucie być obserwowanym. Nasiliło się to tak bardzo, że od czasu do czasu musiałem spoglądać za siebie. W pewnym momencie zobaczyłem dwóch mężczyzn uśmiechających się do mnie pustym uśmiechem. Będąc młodym, ośmielę się powiedzieć — prawdopodobnie naiwnie pomyślałem, że może oni są z college i dlatego mnie śledzą. Kontynuowałem spacer moim zwykłym tempem, myśląc o tym nienormalnym uśmiechu, byłem ciekaw czy nadal podążają za mną. Spojrzałem za siebie po raz kolejny i znów zastał mnie ten sam pusty uśmiech. Mężczyźni nie nosili czarnych garniturów ani fedorów, mieli na siebie strój, który nie wydawał się pasować w to miejsce. Ciemnobrązowe tweedowe garnitury z dopasowanymi długimi płaszczami, zgrabne kapelusze — wyglądali na ludzi z epoki wcześniejszej niż lata 90. Zdecydowałem się przyspieszyć moje tempo, ale i oni podwoili krok. Czując lekką paranoję, przyspieszyłem jeszcze raz, a oni ponownie dotrzymywali mi kroku. Przy wejściu do kawiarni, po raz trzeci rzuciłem okiem w ich stronę — ciągle szli za mną. W środku zaczekałem przy drzwiach, aż przejdą, jednak tak nie zrobili. Pomyślałem, że weszli do sąsiedniego sklepu, ponieważ wychylając się z drzwi, nie mogłem ich nigdzie zobaczyć. Po szybkiej obsłudze znalazłem się przy stoliku naprzeciwko wejścia do kawiarni, otwierając list mojej dziewczyny. Kilka chwil później podniosłem wzrok, biorąc łyk kawy, gdy zamarłem na miejscu. Dwaj dystyngowani panowie stali w odległości kilku stóp przy ladzie z jedzeniem, wpatrując się we mnie pustym wzrokiem. Jeden z nich położył na podłodze dużą skórzaną torbę, której wcześniej nie zauważyłem. Kiedy pierwszy z nich nie odrywał wzroku od mojej osoby, drugi schylił się i wyciągnął duży, staro wyglądający aparat fotograficzny z dużą okrągłą lampą błyskową. Następnie skierował aparat w moją stronę, robiąc mi zdjęcie. Po wykonaniu jednej fotki mężczyzna włożył aparat z powrotem do torby, a potem odwrócili się i poszli w kierunku wyjścia. Całkowicie zdezorientowany tym, co zaszło, pozostałem na miejscu, próbując zastanowić się, co do diabła miało to znaczyć. Tylko chwilę później zdecydowałem się pójść za nimi, zbiegłem po schodach, byłem o wiele szybszy niż oni, odchodząc spokojnym krokiem. Nie spotkałem ich ani w kawiarni, ani nie było ich na zewnątrz, na pewno nie byli tacy szybcy, żeby uciec, to ja byłem młody i wysportowany. Przez wiele lat czytałem artykuły na temat Facetów w czerni, ponieważ ta przygoda do dziś pozostała w mojej pamięci, nie mam pojęcia, o co wtedy chodziło".

                                          Nick Redfern.


Tracie Austin — badaczka fenomenu UFO, miała swój własny przypadek spotkania z czarnym cadillacem w 1997 roku w Anglii. Jej zdaniem wszystko zaczęło się tydzień wcześniej, kiedy na konferencji na temat zjawiska UFO spotkała koleżankę i jakoś zeszli na temat Facetów w czerni. W następny weekend jechała samochodem z przyjacielem zwykłą wiejską drogą. W pewnym momencie z przeciwka zbliżał się do niej czarny cadillac, stary model może z lat 60. ale nie wyglądał wcale staro — przeciwnie jakby dopiero opuścił fabrykę, lśniący lakier, chrom na wysoki połysk. Coś, co się rzuca w oczy, taki samochód to rarytas! Podczas mijania, kobieta nie mogła zobaczyć nikogo w środku, wprawdzie szyby przyciemniane, ale nie czarne. Chciała zobaczyć numery rejestracyjne w lusterku, ale samochód ich nie posiadał. Następna dziwna sprawa to to, że drogą jechały inne samochody, a kierowcy zachowywali się, jakby byli uroczeni , czy w jakimś transie — każdy z nich miał obie ręce na kierownicy i wzrok wbity w szybę, jakby w ogóle nie widzieli tego amerykańskiego cuda. Jej przyjaciel wykrzyknął: "widziałaś to!", nie wiedziała, o co chodzi. Podczas gdy ona próbowała wejrzeć do środka samochodu , mężczyzna obok niej zauważył, że koła cadillaca nie dotykały szosy.

Podobnych opowieści można znaleźć całe mnóstwo, czy to halucynacje? a może to te samo zjawisko co 200 lat temu, kiedy ludzie relacjonowali fantomowe lokomotywy i orszaki pogrzebowe, które rozmywały się w powietrzu, po tym, jak minęły świadka.

Wracając do "niebywałych" wyczynów naszych bohaterów, czy Bender był pierwszym, który zetknął się z Facetami w czerni? On sam nawet początkowo ich tak nie nazwał, mówił o trzech mężczyznach. Relacje o podobnych istotach są o wiele starsze, wierzyć świadkom — ci dziwni mężczyźni mieli się pojawiać także podczas fali fantomowych sterowców w 1902 roku. Inni znaleźli opisy takich postaci już nawet w XVI wieku, czy wtedy Faceci w czerni podróżowali lśniącymi czarnymi dorożkami? Tego nie wiem, ale fantomowe bryczki konne dobrze są znane z literatury folklorystycznej. Wydaje się, że takie dziwne postacie już od zawsze towarzyszą ludzkości, nieważne na jakim kontynencie, wszyscy mają swoje legendy mówiące o tym samym fenomenie. Johannes Fiebag używał pojęcia mimikry, to fenomen towarzyszący nam od zawsze, tylko dopasowuje się do danych wieków, manifestując się odpowiednio do wydarzeń i wierzeń ludzi. Niektórzy badacze są nawet zdania, że dwoje dziwnych postaci, które odwiedziły Lota w Sodomie, należały do tego samego rodzaju fenomenu. Może wydawać się to śmieszne, ale zakładając, że wszechmoc Boga jest tak wielka, wysyłanie posłańców byłoby sprawą zbyteczną. Niewątpliwie Faceci w czerni są w jakiś sposób powiązani ze zjawiskiem UFO, które jest zmienne i zdaje dopasowywać się także do naszych wyobrażeń i wierzeń. Kiedyś jako świetliste kule — rydwany bogów, 120 lat temu fantomowe sterowce, potem widmowe rakiety nad Skandynawią, a od 70 lat jako zaawansowane technicznie spodki. Czy Faceci w czerni nie są nową odsłoną postaci, które znamy jako: kawalarz, trickster? Ich gra jest dla nas dziś tak samo tajemnicą, jak ludziom setki lat temu. Niekiedy wydaje się nam, że to, co robią, nie ma wielkiego sensu, dokładnie tak było i kiedyś, z taką różnicą, że my dziś nazywamy to tak, a kiedyś Kościół lub inna instytucja nazwała ich według własnego uznania. Ich dziwne zachowanie i wygląd sprawił, że badacze tym bardziej łączyli ich ze zjawiskiem UFO i zamiast odstraszyć, co było intencją, jakby jeszcze bardziej napędzali zainteresowanie. Z drugiej strony są tak samo nieuchwytni, jak inne diaboliczne postacie ubiegłych wieków. O facetach w czerni powstało wiele książek, podobnie jak o innych paranormalnych istotach, które od zawsze fascynowały ludzi. Nie sądzę, żeby kiedyś udało się nam rozwiązać zagadkę tych postaci, prawdopodobnie w przyszłości zmienią wygląd, ale nie zaprzestaną interakcji z ludźmi, jak robili to już od zawsze. A jakie jest Wasze zdanie?


Komentarze

  1. Ooooo jest, jest nowy wpis :) Siadam i czytam :))) Jest to świetny temat i chyba jedyny, na który nie mam opinii, bo do dziś dzień nie mam pojęcia kim są MIB.. Dzięki i pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny będzie o kobietach w czerni i czarnookich dzieciach 🥰

      Usuń
  2. Dzięki :) Tyle jest tych tajemniczych i mrocznych tematów, niestety w większości nieprzyjaznych Ludziom, a chciało by się ,żeby było inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to zasługa ludzi? Przez 20 lat bycia na różnych forach, polskich i zagranicznych, mogę śmiało zauważyć że forumowiczów zawsze bardziej interesowała ta ciemna strona. Większa ilość tematów i postów w porównaniu do postaci przyjaznych, daje mi do myślenia że ludzie więcej czasu poświęcają tematowi tych nieprzyjaznych. A o czym myślimy, to kreuje nasz świat. Pozdrówka.

      Usuń
  3. Fajny blog! Podoba mi się skupienie na tych najdziwniejszych przypadkach, które najtrudniej byłoby samemu wymyślić. Czekam na nowe wpisy:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka. Witam i bardzo się cieszę że się podoba. Pozdrówka

      Usuń
  4. Czytając opisy facetów w czerni na myśl przychodzi Edgar z nomen omen MiB XD
    Jakby byli ubrani w ludzką skórę jak w garnitur o_0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to może tylko my sobie tak wyobrażamy. Z tego, co czytam, to ludzie najpierw tego nie do końca realizują co się stało, dopiero później czym więcej o tym myślą tym bardziej dopasowują wydarzenia i możliwość udziału w tym MIB. Np.: przypadek, który opowiadał Mario Rank — szef GEP — Stowarzyszenia Badań UFO w Austrii. Po tym, jak odwiedził mistyczną górę Untersberg, już z powrotem w domu, miał spotkanie na ulicy z czarnym mercedesem i kierowcą, który nie potrafił dać sobie rady z parkowaniem samochodu, widok był tak komiczny, że aż nieprawdziwy, ale jeszcze wtedy nie myślał o MIB. Jednak zaraz krótko potem dostawał dziwne telefony, jeden z jego współpracowników odmówił wspólny projekt, wszystko zaczęło się jakoś walić. Gdy rozmyślał o tym wszystkim, o przestrogach, żeby nie szedł na tę górę, o telefonach, coraz bardziej wracał myślami do czarnego mercedesa i dziwnego zachowania kierowcy. Dziś nie wie na 100 procent czy incydent miał z tym coś wspólnego, ale wszystko zeszło się w tym samym czasie..... i być może był to tzw. Facet w Czerni, wprawdzie nie można tego w żaden sposób udowodnić, ale właśnie tak to bywa..... Pozdrówka.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.