Ufo nad Langenargen

 Ufo nad Langenargen - z archiwum MUFON-CES


"Tysiąc razy jaśniejsze niż światło magnezu" miały świecić nieznane obiekty, które widział 52-letni gospodarz karczmy "Waldeck" pan Rudi Grutsch oraz Lothar Schäfler 27-letni pracownik kolei państwowych.





Gmina Langenargen w Bawarii liczy ponad 5000 mieszkańców, leży na północno-wschodnim brzegu jeziora Bodeńskiego i zalicza się do powszechnie uczęszczanego kurortu. Dzielnica Bierkeller-Waldeck leży około 2 km. od centrum miasteczka i była w punkcie niezwykłych wydarzeń z udziałem  niezidentyfikowanych obiektów w lutym 1977 r.

Pierwsza obserwacja: dwa światła nad jeziorem.

W nocy z 23 na 24 lutego 1977 r. niebo było zachmurzone, księżyca nie było już widać, a ze wschodu wiał słaby wiatr. Lothar Schäfler, 27-letni pracownik kolei państwowych z Langenargen odwozi swojego przyjaciela, 52-letniego gospodarza karczmy "Waldeck" Rudiego Grutscha do domu. Oboje spędzili wieczór w klubie "Magg" w Langenargen niedaleko stacji kolejowej, a teraz o 02 00  wracają do domu. Droga zajmuje im parę minut, karczma "Waldeck" leży tylko 2 km. od baru. Podczas gdy pan Grutsch wysiada z samochodu, Schäfler, który został w aucie, zauważa na niebie coś świecącego --Popatrz, co to jest tam u góry?-- zwraca uwagę. Dwa światła, jeszcze dość daleko, ale ostro świecące, zbliżają się bezpośrednio znad jeziora Bodeńskiego. Grutsch, który w czasie II WŚ latał samolotem JU 52, a później jako spadochroniarz brał udział w bitwie o Afrykę, oszacował początkową wysokość na około 100 m. Wkrótce też Schäfler wysiadł z samochodu, zbliżające się światła miały kolor biało-niebieski, wyglądały, że pochodzą z czegoś jak reflektory i były teraz tak mocne, że Grutsch, który nosi okulary, musiał przysłonić oczy ręką. Schäfler stwierdził później, że widział owalne zarysy obiektów. Oba obiekty zbliżają się bardzo szybko aż w odległości około 500 m, zatrzymują się i bez jakiegokolwiek dalszego ruchu, przez 5 minut reflektorami przeczesują okolicę. Każdy z nich wygląda większy niż helikopter typu "Sikorski". Świadkowie są zaskoczeni widowiskiem, -- Tysiąc lamp halogenowych byłyby jak płomyk świeczki w porównaniu z tym silnym światłem -- powiedział później Grutsch. Schäfler ocenił światło jako "jaśniejsze niż słońce, kolorem raczej jak lampa błyskowa albo reflektor halogenowy". Ponadto w czasie służby wojskowej był zaznajomiony z helikopterami -- Helikoptery "Aluette" nie mają tak silnych reflektorów, a te obiekty wydawały odgłos gwizdu. Gdyby to był helikopter, to obudziłby całą okolicę -- dziwił się. Obiekty najpierw stały nieruchomo, by potem powoli zbliżać się do siebie, aż wyglądało, że się dotykają. W tym momencie świadkowie zauważają dwa przejeżdżające samochody, ( późniejsze poszukiwania kierowców nie przyniosły pozytywnego rezultatu). Mężczyznom odebrało dosłownie mowę, nagle obiekty znikają, jakby ktoś wyłączył światło. Grutsch spogląda automatycznie na zegarek, który pokazuje godzinę 2.10. Trudno powiedzieć czy świadkowie nie ulegli halucynacji, także wypity alkohol mógł grać tutaj rolę, Schäfler wypił 4-5 kieliszków wina co później potwierdził test wykonany przez policję. Test wykazał wartość 0,3‰ alkoholu w krwi, co oznacza, że był ogólnie trzeźwy ( dla porównania — wtedy można było prowadzić samochód bez konsekwencji, mając 0,7 promila alkoholu we krwi).

 Druga obserwacja: obiekty nad karczmą "Waldeck"

Krótko po 2.30 Grutsch pożegnał kolegę, gospodarz wchodzi tylnym wejściem do domu, zamyka za sobą drzwi na klucz. W momencie, gdy chciał wejść schodami na piętro, zauważa przez okno na parterze pojawiające się obiekty. Tym razem nadlatują z północnego wschodu i wyglądają, że są już bardzo blisko. Grutsch szacuje, że są nie dalej niż 150 m i na wysokości około 50 do 60 metrów. Obiekty mają po cztery reflektory, które są skierowane w kierunku ogródków sąsiadów, oświetlają je tak mocno, że niektóre ściany domów stają się czarnymi cieniami. Gospodarz podchodzi do okna na parterze. Gdy znajduje się pół metra od okna, czuje nagle, że nie umie się poruszać, chciał zawołać do Schäflera, ale nie zdołał nawet wydobyć głosu. Później powiedział, że potrafił jedynie myśleć " to niemożliwe, to naprawdę niemożliwe....to już po nas" kołatało mu w głowie.

Jasne światła zbliżały się coraz bardziej, Grutsch zauważył, że Schäfler biega po podwórzu i próbuje się ukryć za krzewami obok kuchni, potem znów powstaje i szuka innej kryjówki. W pewnym momencie widzi w kierunku, w którym uciekł Schäfler, coś jakby pojawiający się niewyraźny cień, który przypomina małą beczkę, kołyszącą się na boki. Zapytany później o czas trwania obserwacji -- Nie mogłem wcale oszacować czasu, myślałem tylko, o Boże co tu się dzieje --.

Po bliżej nieokreślonym czasie obiekty znów zaczynają się zbliżać do siebie, reflektory jakby łączyły się w całość, aż z dwóch obiektów stał się jeden. -- Najpierw było 8 reflektorów, potem sześć, potem cztery, potem dwa i jeden . Proces złączenia się trwał kilka sekund, tego widowiska nie mogłem pojąć -- powtarzał później Grutsch. Po złączeniu się obiektów w jeden, ten wyglądał teraz większy niż przedtem. Bezpośrednio po tym gospodarz usłyszał brzdęk tłuczonego szkła i wołanie o pomoc, teraz znów umiał się poruszać i pobiegł do okna na pierwszym piętrze z nadzieją, że tam będzie miał lepszy widok. Kilka chwil spędził przed oknem, by cały dygocząc, przejść do sypialni. Pani Grutsch obudziła się, słysząc brzdęk tłuczonej szyby, natychmiast pomyślała o włamaniu. Jej sąsiadka, pani Burkhart, która nie posiada telefonu, woła w tym momencie z sąsiedniego domu przez okno by wezwać policję. Pani Grutsch podchodzi do telefonu i dzwoni na posterunek policji w Friedrichshafen. Widząc męża, który w stanie szoku szepcze, że przeżył coś niemożliwego, zostawia go w sypialni, a sama się ubiera i podąża do sąsiadki.

Nieznane postacie.

Lothar Schäfler w tym czasie przeżył chwile grozy: Chwilę po tym, jak światła na niebie znikły, chciał wsiąść do samochodu, gdy zauważył ponowne pojawienie się reflektorów. Teraz był to tylko jeden obiekt, za to bardzo blisko. Obiekt jest bardzo duży, mężczyzna doznaje strachu. Chce wywołać kolegi i biegnie do tylnych drzwi, ale te są zamknięte na klucz, potem biegnie do głównego wejścia, jednak i te drzwi są zamknięte. Schäfler relacjonuje: -- To były cztery wielkie światła albo reflektory, wyglądały, jakby drżały. Obiekt emitował bardzo wysoki i przenikliwy ton o stałej mocy".

Schäfler biegnie wzdłuż muru domu i rzuca się w niskie krzaki przy płocie, światło zbliża się nadal. Teraz już wszystko dookoła jest jasno oświetlone, mężczyzna nie czuje się pewnie w swojej kryjówce i biegnie do wejścia domu państwa Burkhart. Nagle słyszy krótki gwizd i jednocześnie podmuch powietrza, znikąd pojawiają się za nim dwie nieznajome postacie.

Istoty mierzą 130 i 110 centymetrów wzrostu (jak później pokazało porównanie) i chociaż przypominają ludzi, ich ręce jednak sięgają aż do kolan. Mają wykręcone palce oraz kołnierz jak u harlekina, koloru jasnozielonego, ponadto mężczyzna nie zauważa innego odzienia. Ich kolor skóry jest trochę jaśniejszy niż u człowieka. Głowy łyse i całkowicie okrągłe, usta dobrze widoczne. Uszy i nos niewidoczne, nie posiadają szyi. --Ich oczy wyglądają tak jak u Chińczyków, skośne, a zarazem duże --. Ten większy stoi około metra od mężczyzny, mniejszy tuż obok. Schäfler przypomina sobie --Patrzyłem na nich a oni na mnie, aż wreszcie nie wytrzymałem ze strachu --. I chociaż nie było żadnego wrogiego gestu ze strony istot ani widocznej agresji, Schäfler wpada w panikę i rzuca się w stronę drzwi wejściowych, wrzeszcząc o pomoc. Drzwi są jednak zamknięte, wybija jedną z szyb, otwiera drzwi od środka i wpada na korytarz. Nie ogląda się za siebie, gdy domownicy schodzą z piętra, światło obiektu znika.

Małżeństwo Burkhart, którzy są bezpośrednimi sąsiadami państwa Grutsch, zeznało później, że około 3.30 nad ranem ktoś przez 15 minut dzwonił do ich drzwi. Było słychać krzyki i wołanie o pomoc, a potem odgłos tłuczonego szkła. Dopiero po wybiciu szyby pani Burkhart powstała z łóżka, ale bała się zejść na dół, minęło 5-8 minut zupełnej ciszy. Ostrożnie doszła do okna i zawołała sąsiadkę (pani Grutsch), by ta zadzwoniła na policję, ponieważ myślała o złodziejach.

W Friedrichshafen komenda policji kontaktuje się z radiowozem, który jest najbliżej miejsca wydarzeń.

W tym czasie małżeństwo schodzi z piętra i widzi leżącego Schäflera na korytarzu ze skaleczoną ręką. Schäfler wskazuje ręką na niebo --tam odlatują --. Małżeństwo jednak niczego na niebie nie potrafi zauważyć, Schäflera uważają albo za kompletnie pijanego, albo że postradał zmysły. Wkrótce pojawia się policja. Około 4.00 poszkodowany trafił do szpitala, gdzie opatrzono pocięte palce. Policjanci zmierzyli zawartość alkoholu w krwi, dziwiąc się, że wynik to tylko 0,3 promila. O 5.00 matka Schäflera dowiedziała się od policji o zdarzeniu i zabiera  go do domu.

Inni świadkowie.

Następnego dnia Schäfler opowiedział swojemu koledze o wydarzeniu, czuł się chory i niezdolny do pracy. Kolega namówił go żeby przeżycie opisać w prasie aby znaleźć innych możliwych świadków wydarzenia. W następnych dniach w gazetach ukazały się dwie notatki o zajściu, zgłosili się także inni świadkowie, dwóch zostało przepytanych osobiście przez MUFON-CES, trzeci swoją relację przekazał telefonicznie.

Niecałe 100 m od karczmy "Waldeck" mieszka rodzina Brielmaier, podczas kiedy pan Brielmaier spał nie słysząc absolutnie nic, jego żona poszła nocą do łazienki. Po powrocie do łóżka usłyszała gwizd, który pochodził z zewnątrz, najpierw myślała o przelatującym samolocie, ale po dwóch minutach gwizd dał się słyszeć ponownie i głośniej, za głośno jak na samolot. Chwilę później słyszała krzyki, podeszła do okna skąd miała dobry widok na szkołę i karczmę. Na lewo od domu państwa Grutsch niebo było jasno oświetlone, dolna część na różowo a górna miała szarofioletowy kolor. Kobieta kładła nacisk na to, że inne budynki leżały w absolutnej ciemności, dziwiła się, że inni sąsiedzi nic tej nocy nie zauważyli. --Najpierw słyszałam krzyki, potem tłuczone szkło, zaraz potem znikło światło, wszystko trwało około dwóch minut --.

Pies Brielmaierów, jak i inne psy w sąsiedztwie zachowywały się tej nocy niezwykle cicho, ciszej niż zwykle. Przepytanie innych sąsiadów nie wniosło nic do sprawy, wszyscy spali, obudziły ich dopiero krzyki Schäflera.

Inny świadek, pan Brugger, który mieszka półtora kilometra od miejsca zdarzenia, poszedł tego wieczoru już o 21.00 do łóżka, rano musiał wcześnie wstać. W środku nocy nagle się obudził, najpierw wystraszony pomyślał, że zaspał do pracy, ponieważ za oknem było tak jasno, jak w ciągu dnia. Wyjrzał z okna: -- Wyglądało, jakby policja włączyła swoje wielkie reflektory. Było jaśniej niż na stadionie podczas meczu piłki nożnej -- Po spojrzeniu na zegarek stwierdził jedynie, że było po północy, ale dokładnej godziny nie zapamiętał.

Pan Wilhelm Mehr, który mieszka 2 km. na wschód od karczmy przypomniał sobie, że owej nocy o 0.45 powrócił samochodem do domu, po zaparkowaniu auta zauważył na niebie jasnobiałe, migające światło. Według jego oceny to nie mógł jednak być samolot, światło migotało co sekundę, odległość oszacował na 15-17 km. Na początku nawet myślał, że to jakaś gwiazda, ponieważ obiekt stał nieruchomo na niebie. Jednak po krótkim czasie światło podniosło się do góry i ruszyło w jego kierunku z szybkością jak przeciętny samolot. --Nagle to coś odleciało w takim zawrotnym tempie, jakby był to meteoryt,  pomyślałem, że to nie do wiary, to niemożliwe --. By nie zostać wyśmianym pan Mehr nikomu wtedy nie wspomniał o swojej obserwacji. Wczesnym wieczorem 23 lutego   zauważył dziwną rzecz: około 19.45, zanim opuścił dom, usłyszał za oknem dźwięk przypominający gwizd, jak gdyby rakieta przeleciała obok domu. Zaraz potem było słychać uderzenie i brzęczące szyby w oknach. Spytał sąsiadów o przyczynę, ci nie mogli mu jednak pomóc w tej zagadce.

MUFON-CES próbował jak najwięcej dowiedzieć się od ludzi mieszkających w sąsiedztwie, jednakże inni zostali obudzeni dopiero przez krzyki i nie zauważyli owych dziwnych świateł. W pobliskich koszarach w Kempten znajdowała się jednostka radarowa, jednak jak wojsko zapewniało, nic podejrzanego nie miało miejsca. Tak samo odpowiedzieli operatorzy z lotniska w Zurychu. Także policyjne koszary, które były wyposażone w radary, jednostka ta nie wniosła nic ważnego w tej sprawie. Kapitan Kotz zapewnił, że owej nocy nie było żadnych zakłóceń ani obserwacji, zapis radaru nie pokazał nic szczególnego.

Kolega, z którym pan Schäfler pracował, opowiadał później badaczom MUFONu CES, że Schäfler zjawił się do pracy "biały jak kreda", zachowywał się, jakby myślami był gdzie indziej, parę razy wymiotował. Także przez następne dni trzeba było parę razy do niego mówić, zanim zareagował, przy prowadzeniu samochodu wydawał się nieobecny. Sześć miesięcy później jeszcze sprawiał wrażenie innego człowieka, nie był taki radosny jak wcześniej, w ogóle dużo mniej mówił niż kiedyś. Przeżycie wywarło na nim duże wrażenie, w pierwszych tygodniach cierpiał na bezsenność, a gdy już udało mu się zasnąć, doznawał koszmarów sennych, niekiedy budził się zlany potem, co mu się prędzej nie zdarzało. Najbardziej zaprzątało mu głowę to, że brakowało całej godziny i nie wiedział, co się wtedy stało. Rudi Grutsch zeznał, że wydarzenia miały miejsce o 2.10 i krótko po 2.30, jednak rodzina Bukhart twierdziła, że do ich drzwi włamano się godzinę później. Schäfler brał pod uwagę, że to, co się przez "zapomnianą" godzinę działo może gdzieś być w jego podświadomości i być może regresja hipnotyczna pomoże mu w uzyskaniu odpowiedzi.

Także   Grutsch w pierwszych dniach był wyczerpany nerwowo, niekiedy czuł się nieprzytomny, aż doszło do pewnego rodzaju halucynacji, siedział wtedy na łóżku, a na meblach znajdowali się "mali muzykanci". Jego sąsiad zauważył, że w swojej gospodzie zachowywał się bardzo nerwowo, chodząc z miejsca na miejsce, albo napełniał wiele kufli piwem, chociaż było tam tylko kilku gości.

Ludziom grupy MUFON-CES, którzy odwiedzili karczmę, ukazał się jednak inny obraz, nie uwierzyli do końca zeznaniom Grutscha. --Ten człowiek za bardzo upiększa całe zeznanie, a siebie podsuwa jako centrum wydarzeń, przesadnie wyróżnia siebie -- . Grutsch twierdził, że pomiędzy pierwszą a drugą obserwacją rozmawiał z dwojgiem ludzi o obserwowanym fenomenie,  jednak nie chciał podać nazwisk rozmówców. Ponadto Grutsch wyraźnie potwierdzał, że widział istoty na podwórzu, czym Schäfler  był zaskoczony, ponieważ przez te dni aż do przyjazdu ludzi MUFONu, Grutsch o tym nie wspomniał. Także wskazał inne miejsce pobytu obcych niż Schäfler, jego wypowiedź w prasie różniła się znacznie od tej, której udzielił badaczom. Grutsch miał szansę poddać się badaniom psychologicznym i w ten sposób uwiarygodnić swoje zeznania, lecz zrezygnował z tej możliwości.

Badanie terenu.

Sześć tygodni po wydarzeniu MUFON-CES próbował doszukać się jakiś fizycznych śladów. Licznik Geigera nie wykazał żadnych anormalnych wartości, metalowe słupki płota badano kompasem, ale też  nie wykryto nic dziwnego. Nie znaleziono też innych fizycznych śladów.

Test psychologiczny  głównego świadka.

Niezwykłe światła zostały zaobserwowane przez 6 świadków, dlatego manifestacja fenomenu nie budzi wątpliwości, jednakże obserwacja obcych dotyczy tylko pana Schäflera, tu można zadać pytanie: w jaki sposób postacie przebyli w tak szybkim czasie 50 metrów? i w jaki sposób pokonali dwumetrowy płot?Czy były to zwidy? albo urojenia spowodowane inną przyczyną? By na te pytania odpowiedzieć należało świadka zbadać na tle psychologicznym.

W przeciwieństwie do  Grutscha pan Schäfler od początku był gotowy swoją wiarygodność podeprzeć takim testom, był chętny do zastosowania wariografu, regresji hipnotycznej, podać się analizie testów psychologicznych. Często powtarzał, że chce wiedzieć, co się naprawdę wydarzyło, i było po nim widać, że jest zainteresowany, a zarazem bał się wydarzeń z zagubionej godziny. Po naradach wybrano regresję hipnotyczną a ponadto psychiatryczną ocenę fachowca. Na początku świadka poddano testom osobowości by ocenić jego ogólną wiarygodność i uzyskać wynik, który decydował czy warto jest przejść do następnego kroku. Do tego celu wybrano test osobowości pod nazwą "Minnesota Multiphasic Personality Inventory (MMPI), który odpowiednio dostosowano dla niemieckich proporcji na Uniwersytecie w Sarbrücken. Test zawiera 566 twierdzeń, na które dana osoba musi odpowiedzieć "tak" lub "nie", test ogólnie jest wypróbowany i wiarygodny, psychiatrzy na podstawie tych pytań umieją doszukać się wewnętrznych konfliktów pacjenta, a także nieraz określić jego osobowość. Naturalnie istnieje też możliwość celowego manipulowania odpowiedziami, ale że w tym przypadku świadek nie jest zawodowym szpiegiem, nie podejrzewano złych intencji. Test zawiera także pytania-pułapki, które mają zniwelować wynik, kiedy testowany chce "prezentować się za dobrze". Takie testy stosuje się w poszukiwaniu odpowiedzi czy osoba badana skłania do kłamstw, czy ma pociąg do nadużywania alkoholu, także określenia paranoi, depresji czy histerii. Pytania są też bardzo osobiste i pokrywają obręby seksualności i wyznań religijnych, tak że można nawet się spodziewać, że testowani będą kłamać żeby pokazać, że są "normalni" i nie odchodzą od normy. Takie możliwe kłamstwa są wyłapywane w innych podobnie wyglądających pytaniach. W sumie psychiatrzy posiadają wiele materiału o testowanym aby wyciągnąć wnioski, oczywiście zdarzają się przy tym i błędy i złe interpretacje.

Trzy miesiące po wydarzeniu pan Schäfler został poddany badaniu MMPI. Bez wchodzenia w szczegóły, można podsumować, że Schäfler nie skłania do odchodzącego od normy zachowania, psycholog zauważył, że badany był spięty podczas testu. Pan Streubl, psycholog, który badał Schäflera wyraził obawę o jego zdrowie: --Schäfler jest w stanie depresji i lęków, jest wskazane by podjąć właściwe kroki w kierunku leczenia, należy także w późniejszym czasie ponowić test by porównać wyniki --.

Regresja hipnotyczna miała na celu dowiedzieć się co się stało w obrębie brakującego czasu, oczywiście, była taka możliwość, że obaj panowie źle odczytali godzinę. Regresję wykonał dr. Bick, lekarz bardzo doświadczony. By nie wpływać podświadomie na pytania i odpowiedzi dr. Bick zrezygnował z zapoznania się ze szczegółami raportu pacjenta. Podczas pierwszego posiedzenia 12 czerwca 1977 r. dr. Bick pozwolił opowiedzieć Schäflerowi przebieg zdarzeń, postawił parę pytań-pułapek i przygotował świadka na następującą regresję. Schäfler opowiadał o sobie, że nigdy do tej pory nie interesował się fenomenem Ufo, na pytanie "czego boi się najbardziej?", odpowiedział " że inni będą myśleć o nim jak o stukniętym". Podczas drugiego posiedzenia Schäfler został wprowadzony w stan głębokiej hipnozy, z zadaniem przypomnienia sobie zapomnianych przeżyć. Początkowa opowieść zgadzała się z tym co  sam pamiętał i raportował, czas spotkania z obcymi istotami warto przedstawić dokładniej:

Dr. Bick:-- Zostańmy na chwilę przy tych postaciach.  Czy widzi pan je przed sobą?--

L. Schäfler:--Tak. Widzę je, jedna stoi bezpośrednio przede mną, druga po lewej--

Dr. B.:--Czy ma pan uczucie, że hipnotyzują pana?--

L.S.:--Może--

Dr.B.:--Czy wykonywał pan coś co panu kazano?--

L.S.--Może, ponieważ brakuje mi czasu i nie potrafię tego wytłumaczyć--

Dr.B.:--Ale nie stał pan tam przez pół godziny?--

L.S.-- Owszem, tak musiało być, ponieważ gdy oni zniknęli ja byłem dalej w tym samym miejscu--

Dr.B.:-- Ale gdy wybijał pan szybę, czy znajdowały się nadal w tym miejscu?--

L.S.:--Tak, nadal tam byli--

Dr.B.:--Jak wyglądały?, stały nieruchomo?--

L.S.:-- Miałem wrażenie, że się trochę kołyszą, jakby były 2-3 cm nad ziemią--

Dr.B.:--Czy mieli ubrane buty?--

L.S.:--Nie, stopy, nogi całkiem odkryte, stopy bez palców, tylko skóra--

Dr.B.:--Posiadają uszy?--

L.S.:--Nie, nie posiadają. Głowa jest w stosunku do ciała za duża. Okrągłe usta ruszają się jak u ryby, gdy łapie powietrze--

Dr.B.:--A nos?--

L.S.:--Nie całkiem... Nie, to nie nos... To są... Widzę dziurki, ale bardzo małe--

Dr.B.:--Czy te dziurki są bezpośrednio w twarzy?--

L.S.:-- Tak, tak, jak u ludzi, tylko całkiem małe--

Dr.B.:--A oczy?--

L.S.:--Skośne jak u Chińczyków, w środku dość szerokie--

Dr.B.:--Ruszają się, mają źrenice?--

L.S.:--Nie, źrenice są. Oni patrzą na mnie--

Dr.B.:--Jak to wygląda?, jak oni patrzą?--

L.S.:--Oni patrzą na mnie.... Oni patrzą na mnie--

Dr.B.:--Mają dłonie?--

L.S.:--Tak, dłonie i palce, ale nie tak jak u nas. To są palce.....jak płetwy, razem są bardzo krótkie. Ręce bardzo długie, nie ma paznokci. Mają cztery palce--

Dr.B.:--Co się dzieje teraz?--

L.S.:--Patrzę na nich. Nie rozmawiają z sobą, patrzą tylko na mnie. Ja patrzę na nich. Doznaję strachu, wybijam szybę--

Dr.B.:--Jaka była odległość do drzwi?--

L.S.:--Około dwóch metrów--

Dr.B.:--Był pan wystraszony ? dlatego wybił pan szybę?--

L.S.:-- Oni tam zostali, myślę....--

Dr.B.:--Zobaczmy jeszcze raz. Gdy chłopaki się zjawili, jak długo pan tam stał?--

L.S.:--5 minut--

Dr.B.:-- Czy póżniej pana bolały nogi?--

L.S.:--Nie, żadnych dolegliwości--

Dr.B.:--Albo miał pan uczucie, że w międzyczasie coś się stało?--

L.S.:-- na sto procent!--

Dr.B.:--Dzieje się coś z panem?--

L.S.:--Tak--

Dr.B.:--A więc Pan jednak nie został na miejscu?. Oni coś robią z panem?--

L.S.:--Tak--

Dr.B.:--Co oni robią z panem?--

L.S.:--Nie wiem--

Dr.B.:--Tego musimy się dowiedzieć--

L.S.:-- Wiem, to ten czas co mi brakuje--

Dr.B.:-- Tego czasu szukamy, co oni robią z panem w tym czasie?--

L.S.:--Ja tam stałem...--

Dr.B.:--Tak?--

L.S.:--To oni,,,,przychodzą--

Dr.B.:--Tak?--

L.S.:--.....a potem byłem z powrotem....w tym samym miejscu....sam nie wiem.....--

Dr.B.:--Znalazł się pan Z POWROTEM!. Gdzie pan był w międzyczasie?--

L.S.:--Nie....--

Dr.B.:--Ale przecież pan powiedział "a potem byłem z powrotem". Gdzie pan był w międzyczasie?--

L.S.:--W międzyczasie byłem na pewno... Coś musiało się zdarzyć...--

Dr.B.:--Dlaczego? skąd ten wniosek?--

L.S.--Ten czas co brakuje--

Dr.B.:--Pan przecież powiedział "Z powrotem"

L.S.:--Tak--

Dr.B.:--Czy pan był....--

L.S.:--Miałem uczucie że...--

Dr.B.:--Miał pan uczucie że co?--

L.S.:--....że mnie nie było...--

Dr.B.:--Nie było pana tam?--

L.S.:--Tak--

Dr.B.:--Gdzie pan był?--

L.S.:--Tego nie wiem--

Dr.B.:--Właśnie to musimy się dowiedzieć. Teraz potrafi pan sobie wszystko dokładnie przypomnieć!. Niech się pan rozejrzy!. Niech pan wróci do tego miejsca, kiedy się panu wydawało, że traci grunt pod nogami--

L.S.:--Miałem uczucie...--

Dr.B.:--Miał pan uczucie, że stracił pan grunt pod nogami?--

L.S.:--Tak--

Dr.B.:--A potem nagle pan wrócił?--

L.S.:--Tak zakładam--

Dr.B.:--W czasie gdy pan nagle stracił grunt pod nogami,,, co się wtedy wydarzyło? Dokąd pan się udał? Czy zbliżył się pan do tego latającego obiektu?--

L.S.:-- Jasno, staje się coraz jaśniejsze--

Dr.B.:--Co się dzieje? niech pan wreszcie powie, co się dzieje?--

L.S.:--Nie wiem...później byłem z powrotem!--

Dr.B.:--Czy pan był w tym obiekcie w środku?--

L.S.:--Nie, myślę, że nie--

Dr.B.:--Miał pan uczucie, że był pan w środku?--

L.S.:--Straciłem grunt pod nogami, takie miałem uczucie--

Dr.B.:--Stracił pan grunt pod nogami, gdzie pan był?--

L.S.:--Nie wiem. Wiem tylko, że obiekt stał się coraz jaśniejszy a potem byłem z powrotem a tych dwoje stało tam nadal obok mnie--

Dr.B.:--...nie potrafi pan sobie niczego więcej przypomnieć?--

L.S.:--Nie--

Dr.B.:--Dobrze, myślę że starczy--

Regresja pozwoliła na przypomnienie parę szczegółów przy opisie istot, nos, ilość palców, poruszanie ust, ale niektóre przeżycia nadal pozostają zablokowane. Przy pierwszym spotkaniu z MUFON-CES, Schäfler podał, że widział istoty przez około 5 sekund. Podczas hipnozy potwierdził to, ale małżeństwo Burkhart zeznało, że Schäfler dzwonił do ich drzwi przez 15 minut.

Zrezygnowano z dodatkowej regresji, świadkowi polecono żeby zapisywał wszystkie sny. Analiza snów miała być zrobiona w późniejszym czasie.

Ocena psychiatry

Przypadek Schäflera był dyskutowany z dr. med. H. Bjarsch, który był zdania, że całość nie pasuje do stereotypu, jaki oczekuje psycholog od człowieka, który chce coś ukryć lub zwrócić na siebie specjalną uwagę.

Czy halucynacja albo projekcja obcych zmieniła spostrzeganie u świadka?  czy za tym stał szok albo zaawansowana technologia? trudno odpowiedzieć. Na pewno obie postacie nie mogły się zbliżyć do świadka w konwencjonalny sposób z powodu dwu metrowego płotu, który ich oddzielał. Prawdopodobnie postacie były projekcjami wysłanymi albo z obiektu, albo wytworzone przez psychikę Schäflera, który znajdował się w stanie szoku.

Pół roku później Schäfler nie czuł się o wiele lepiej, nabawił się wrzodów żołądka, był uzależniony od pigułek. Dopiero przez nalegania rodziny, lekarza oraz badaczy MUFONu poddał się leczeniu psychoterapeutycznemu.

                                              Schäfler i dr. Bick

                             


Podsumowanie.

24.2.1977 o 2.30 nad miejscowością Langenargen pojawiają się dwa jasno świecące obiekty, lecą dość nisko. Obiekty zawisły w powietrzu w odległości 100 m od świadków, przy tym zbliżyły się do siebie, że sprawiały wrażenie, że się dotykają tworząc sznur ośmiu świateł. Obiekty posiadały światła, przypominające reflektory, które po paru minutach zgasły. Obiekty ruszyły w kierunku północno-wschodnim, światła zapaliły się na nowo. Teraz zawróciły i zbliżyły się do domostw dzielnicy Bierkeller a także niebezpiecznie blisko miejsca gdzie przebywali świadkowie. Pan Grutsch wyliczył 8 świateł, Schäflera ślepiło światło tak mocno, że był w stanie zobaczyć tylko 4 światła. Będąc oślepionym odwrócił wzrok od obiektów które teraz zlały się w jeden wielki reflektor. Ufo wydawało dźwięk wysokiego gwizdu.

Co nastąpiło - mogło trwać tylko kilka minut, w tym przypadku panowie musieli się pomylić o godzinę patrząc na zegarek, co jednak jest nieprawdopodobne, ponieważ inni goście klubu potwierdzili później tę samą godzinę. W drugim przypadku świadkowie powinni odczuwać tzw.: "missing time", chodzi przecież o całą godzinę. Rzeczywiście obaj świadkowie odczuwali, że w tym czasie coś się stało. Pan Schäfler poddał się regresji hipnotycznej, niestety można tylko tyle powiedzieć, że w tym okresie świadek przeżył bardzo wielkie emocje, prawdopodobnie tracąc przytomność co mogło dać mu uczucie "stracenia gruntu pod nogami". Pojawienie się istot świadek przeżył świadomie, nie byli projekcją podświadomości. Grutsch i pani Bielmeier potwierdzili niezależnie, że światło zgasło w momencie jak Schäfler zaczął krzyczeć.

Możliwe, że w późniejszym czasie udałoby się dowiedzieć więcej co pan Schäfler przeżył tej nocy. Być może notatki snów pomogłyby w analizie? może następna regresja hipnotyczna pozwoli na wyłuskanie przeżyć zapomnianego okresu pomiędzy 2.45 a 3.30. Niestety mijający czas nie wniósł nic nowego do sprawy.


Opracował:

Magister inżynier A. Schneider

Magister fizyk I von Ludwiger

Profesor dr.  W Schiebeler

Dr med. H Bick

Magister psychologii S Streubel

Całość znajduje się w  raporcie MUFON-CES:

file:///C:/Users/TRIXI/Downloads/mufon-ces_bericht04_043-130_brand-schneider%20(1).pdf




Komentarze

  1. Świetnie opracowany tekst, bardzo rozległy i szczegółowy :) Plusem jest to, że nigdy o tym incydencie nie czytałam a raczej "chłonę" wszystko na temat UFO :) Jestem zaintrygowana tym przypadkiem i jestem ciekawa co tak na prawdę zdarzyło się i dlaczego podczas hipnozy świadek w pełni się nie "otworzył".. Czyżby blokada obcych lub jego świadomość to wykreowała? Ciekawa sprawa.. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję że się podobało, takie coś zawsze miło czytać :) . Muszę powiedzieć, że i ja przez prawie 30 lat chłonąłem wszystko na temat ufo, a jak dziś są jakieś programy tv, lub w książkach nadal natrafiam na wspaniałe przypadki, o których nigdy nie słyszałem. 3 lata temu ukazała się książka "Ufo nad Rumunią" , nie czytałem jeszcze, ale tak naprawdę o ile przypadkach wiem z Rumunii? - ani o jednym :). Na pewno jest jeszcze o czym pisać, bo nadal jest dużo incydentów, o których jeszcze nie słyszeliśmy.

      Trudno powiedzieć, dlaczego świadek nie potrafił sobie więcej przypomnieć, albo nic więcej się nie zdarzyło i tylko na chwilę zemdlał, albo jeżeli naprawdę brakowało mu godziny, to blokada została tak dobrze zastosowana, że nie był w stanie spojrzeć głębiej.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Mega ciekawy przypadek porwania/uprowadzenia przez UFO 27 lat temu w Szklarskiej Porębie!

      http://czastajemnic.blogspot.com/2021/06/uprowadzenie-w-szklarskiej-porebie.html

      Suziii ten art. czytałaś ,bo widzę Twój koment na blogu Damiana Treli , może tu kogoś zainteresuje, bo
      ten przypadek znów mnie zaskoczył i w pewnym sensie przeraził ...

      Usuń
    3. Tak zaiście!!! , jak gdzieś pod rękę ci wpadnie coś takiego to dawaj linka, chętnie czytamy !!!!. Dzięki i pozdrówka

      Usuń
  2. Oj tak! Zdecydowanie mnie zmroził, tak strasznego przypadku jeszcze nigdy nie czytałam :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpis poprawiony, koledze część literek zjadło : Ten przypadek jest tak samo niesamowity https://eu.clarionledger.com/story/news/2020/07/13/pascagoula-ufo-alien-abduction-case-interview-recording-has-surfaced/3264064001/

      Usuń
    2. Tak Anonimowy. Ten przypadek odżył jakieś 3 lata temu po ukazaniu się książki Parkera, tego młodszego z uprowadzonych, przypadek jak najbardziej ciekawy. To były czasy niesamowitej aktywności UFO i Man in Black, akurat planiję jeden z następnych art. poświęcić fenomenowi MIB, nie wiem czy to temat który się niektórym przejadł? zobaczymy?. Pozdrówka.

      Usuń
  4. Oj nieee, nie przejadł się nic a nic :D ! MIB mnie zaczął niedawno interesować i bardzo mnie intryguje :) Co do tego fenomenu to niektóre spotkania są wręcz absurdalne.. Ja czekam na ten wpis :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej absurdalne i tym chciałbym poświęcić artykuł 😃. Pozdrówko

      Usuń
  5. Znam ten przypadek bo bodaj Arku opisywałem go również na moim blogu fajnie, że go przypomniałeś pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem że go już kiedyś opracowałem, pozostało pytanie dla Ciebie albo dla Infry ? 😊

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.