Dziwne zaginięcia - kilka przypadków z Austrii i Niemiec.


Nawet bez wielkich poszukiwań szybko okazuje się, że dziwne i tajemnicze zaginięcia ludzi zdarzają się także na własnym podwórku. Niestety u nas w Europie rzadko można rzucić okiem na policyjne akta i jedynym znanym mi przypadkiem jest incydent ze Szwajcarii, kiedy to lokalni badacze próbowali dostać takie dokumenty. Po ponad roku i wielu kłopotach, między innymi musieli posiadać pisemną zgodę rodziny zaginionego, udało im się dostać wyniki policyjnego dochodzenia. To przypadek Mylesa Robinsona, incydent, który został włączony do serii książek "Missing 411" i na pewno kiedyś do niego powrócę.


Tego przypadku Niemki do dziś nie udało się wyjaśnić, wydaje się bardziej zawiły, aniżeli tylko zwykłe zaginięcie.

Suzanna Greiner zaginęła podczas wycieczki na górę Gumpenspitze w Tyrolu w sierpniu 2006 roku. Suzanne, z pochodzenia Niemka pracowała w Austrii jako kelnerka. Po raz ostatni widziano ją 2 sierpnia, wybierającą się w góry. Przez dwa tygodnie szukano ją pieszo, jak i z powietrza, pomimo tego przez 17 dni nie odnaleziono jej ciała. Dopiero 19 sierpnia znaleziono jej nagie zwłoki, 100 metrów poniżej szczytu - 2176 m wysokiej Gumpenspitze. Znaleziono także część ubrań, te znajdowały się u podnóża góry. Dla policji wszystko było jasne, kobieta rozebrała się, a potem weszła na górę gdzie zmarła z wychłodzenia, sprawę szybko zamknięto. Matka zaginionej udała się do Tyrolu między innymi, żeby odebrać ubrania i resztę przedmiotów dziecka, jak i porozmawiać z lekarzem, który dokonał oględzin zwłok. I chyba nigdy nie dowiedzielibyśmy się tych niejasności, gdyby nie ludzie, którzy pogrzebali głębiej. Ów lekarz wyznał matce, że stopy dziewczyny były czyste i bez zadrapań. Jak to możliwe, że weszła na taką górę bez butów? gdzie w fazie końcowej nie ma nawet szlaków, tylko ostre kamienie, powstałe przez erozję. W ustach znaleziono trawę, ta nie rośnie tak wysoko. Sierpień to miesiąc pełen turystów na szlakach, ale nikt nie przypominał sobie, żeby widział wędrującą nagą kobietę. Warto podkreślić tutaj, że od miejsca znalezienia butów, do punktu gdzie znajdowało się ciało, jest ponad 1000 metrów różnicy w wysokości. Szlakiem lub nie, ta odległość jest kilkukrotnie dłuższa. Coś musiało się wydarzyć zaraz na początku wędrówki, ponieważ już 100 m od parkingu gdzie znajdowało się jej auto, znaleziono jej plecak i buty. Następnie musiała iść nie w górę, ale wzdłuż masywu, bo tu zostawiła swój stanik, co wydaje się bez sensu, ponieważ stanik znajduje się zwykle pod koszulą, a tę znaleziono w następnym punkcie. Przebywając następny odcinek, zdjęła / pozostawiła koszulę i sweter — co się stało ze spodniami i resztą garderoby? nie wiadomo, nigdy ich nie odnaleziono. Według policji: od miejsca, gdzie znaleziono sweter, musiała wejść na szczyt góry gdzie zmarła. Jej głowa wykazała niewielką ranę, jednak niegroźna, na pewno niezagrażającą życiu. Wykonano również inne badania — w krwi wykazano niewielką ilość alkoholu - 0,3 promila, konsumpcji narkotyków czy podejrzanych pigułek nie udowodniono. Ten przypadek swoją dziwnością przebija wiele innych. Np.: gdy ubrania zmarłej wydano matce, ta była zaskoczona, ubrań wcale nie znała, nawet rozmiar, jaki nosiła córka, się nie zgadzał. Później udała się do domu, gdzie kelnerka mieszkała. Tutaj miała ciekawą rozmowę z właścicielką. Kobieta ta prała ubrania Suzanny, ponieważ Niemka w swoim pokoju nie posiadała pralki. Także ona ubrania widziała pierwszy raz na oczy. Z powrotem w Niemczech, Gisella G. skontaktowała specjalistę komputerowego, ponieważ Notebook córki, który znajdował się w plecaku, nie dał się załączyć. Okazało się, że twardy dysk został zmanipulowany jakimś profesjonalnym programem, tak że nie było możliwe, aby go odtworzyć. Kto lub co to zrobiło? - nie wiadomo, na pewno nie córka. Suzi nie znała się dobrze na komputerach. To nie koniec dziwności, w pobliskiej wsi odnaleziono inny plecak a w nim telefony komórkowe należące do Suzanny G. Czyżby policja tak niedbale prowadziła dochodzenie i nie interesowała się tymi śladami? Ubrania, które nie należą do zaginionej, zniszczony zapis na twardym dysku — nie są poważnymi poszlakami? Czy to typowy incydent z serii Missing 411 albo może uprowadzenie przez obiekt UFO? Być może wszystko ma bardziej przyziemne wytłumaczenie. Akurat właśnie fenomen UFO nieraz pokazał, że ludzie powracający, mieli na sobie ubrania nienależące do nich. Jednak tutaj nawet nie wiemy, czy owe ubrania Suzanna miała ubrane, a jeśli nie to gdzie jest ich właścicielka? Jakkolwiek nie było, każdy, kto podejmował się tego przypadku, nie potrafił go do końca wyjaśnić.


                                         S. Greiner.

Ostatnie meldunki z Austrii, a zwłaszcza z rejonu Doliny Zillertall przyczyniły się do tego, że gazety zaczęły nazywać to miejsce Austriackim Trójkątem Bermudzkim. W ciągu kilku tygodni — od marca do maja 2021 zaginęły tam 3 osoby, których pomimo intensywnych poszukiwań do dziś (26.5.2021) nie odnaleziono. Dwa przypadki miały miejsce przy wodospadzie Schleier na rzece Haselbach w Hart, ale gdy dołączymy incydent z 2015 roku — zaginięcie 97-latka, miejscowego, który pomimo swego wieku, nadal chętnie spacerował po okolicy, to w sumie mamy 3 przypadki praktycznie dotyczące jednego punktu.


Przypadkiem z kwietnia był 58-latek, miejscowy jegomość, zagorzały wędrownik, znający okolice bardzo dobrze. Poszukiwano go przez następne dni, okolice wodospadu przeczesały załogi z psami poszukiwawczymi, szukano dronem straży pożarnej i z helikoptera — niestety bez powodzenia. Specjaliści z pogotowia górskiego w Kaltenbach zbadali najtrudniejsze tereny, ale i tym razem nie znaleziono najmniejszego śladu. Pod lupę zostały wzięte liczne tamtejsze jaskinie, znaleziono but, jednak wiekiem pasował do czasów II wojny światowej, a odkryte kości okazały się pochodzenia zwierzęcego. W 2015 roku zaginął w tym miejscu inny miejscowy, pomimo 97 lat, mężczyzna nadal był aktywny, codziennie wędrując lub tylko spacerując po okolicy. Do dziś, po 6 latach nie znaleziono jego pozostałości, pomimo użycia psów poszukiwawczych a później specjalnie szkolonych psów szukających zwłok.

Następny punkt Trójkąta jest miejscowość Absam, gdzie inny miejscowy 60-latek wyruszył na wędrówkę do schroniska Buchtaler w Karwendel. Poszukiwania ruszyły dość późno, dopiero gdy sąsiadka zauważyła przebierającą skrzynkę pocztową, wtedy zadzwoniła na policję. Znaleziono jego kijki do wędrówek i chociaż ratownicy byli w 100 procentach przekonani, że musi znajdować się w pobliżu — do dziś nie odnaleziono ciała.

Trzeci przypadek dotyczy Tyrolki z Vomp, wiadomo tylko, że taksówka zawiozła ją do Schwaz, tu ślad się urywa. Być może los będzie na tyle łaskawy, że rodziny zaginionych będą mieć okazję pogrzebać zwłoki, wypadki śmiertelne się zdarzają. Jednak nie wypadki są tutaj dziwne a fakt, że pomimo akcji poszukiwawczych i użycia psów ratowniczych nie odnaleziono zaginionych. To nie jest teren dziki i niedostępny, poprzecinany szlakami turystycznymi i z niegęstym podszyciem nie jest trudny do przeszukania. Nie ma tam przepaści i wąwozów, do których nie szłoby zejść, nie ma terenu, gdzie ratownicy nie mogliby się udać. Jeżeli ktoś zginął lub zaginął, to nie byłoby wielkich problemów, żeby go znaleźć. A jednak. Jak na razie ratownicy są zdziwieni, że nie udało się odnaleźć zaginionych. Zobaczymy, co czas pokaże.


Następne dwa przypadki dotyczą Bawarii, a dokładniej okolice Norymbergii.

Lipiec 2012 r. 82-letni August W. wraz z żoną wybrali się na wycieczkę rowerową. Droga prowadziła do zbiornika wodnego zwanego Eisweiher. Para przebyła trasę w formacji jak już od dziesiątek lat — z przodu pani W. a za nią mąż, tak było już od zawsze. W drodze powrotnej emeryt nagle bez żadnego słowa wyprzedził żonę i nie zważając na jej wołanie, przyspieszał na swoim rowerze, aż zniknął jej z pola widzenia. Kiedy wróciła do domu, nie zastała tam męża, po dwóch godzinach zadzwoniła na policję. Późniejsze dochodzenie wykazało, że świadkowie widzieli go jeszcze około godziny 16.00 jadącego na rowerze wzdłuż jeziorka. Akcja poszukiwawcza, w którą zaangażowana była również lokalna ochotnicza straż pożarna, zawodowa straż pożarna oraz policja, nie przyniosła rezultatu. Użycie śmigłowca nie wykazało nic nowego. Psy poszukiwawcze podjęły trop, ale wiodąc ratowników ku asfaltowej drogi, skapitulowały po pewnym czasie. W jednym z artykułów prasowych cytowana jest wypowiedź rzecznika policji: "To tak jakby w tym miejscu August W. rozpłynął się w powietrzu". Zaiste, to była dziwna reakcja, wycieczka przebiegała bez jakichkolwiek incydentów, nie było kłótni między małżonkami, nie było widocznego powodu, dlaczego staruszek miałby nagle przyspieszyć, pozostawiając żonę w tyle? to było bardzo dziwne zachowanie. Do dziś nie ma śladu po seniorze z Fischbach. Nigdy nie odnaleziono również jego niebiesko-srebrnego roweru.

15 miesięcy później zaginęła Heidi D. która mieszkała na tej samej ulicy co August W. tylko osiem domów dalej. Sprawa wygląda dziwnie, ponieważ zaginiona wybrała się biegać w te samo miejsce, gdzie zaginął emeryt. Policja przeszukała dokładnie cały obszar, a płetwonurkowie wzięli pod lupę jeziorko, jednak oprócz butelek i śmieci nie znaleziono nic pomocnego śledztwu. Tego dnia 50-latka wbrew swojemu nawykowi nie wzięła ze sobą telefonu, czyżby był to przypadek? Wiadomo, że za pomocą telefonu byłoby łatwiej ją namierzyć, a jednak feralnego dnia nie miała go ze sobą. Podczas poszukiwań świadków znalazła się pewna osoba, która twierdziła, że owego dnia słyszała w lesie krzyk kobiety, czy była to zaginiona? Interesujące jest to, że ów krzyk miał pochodzić z bezpośredniego obszaru, z którego kilkanaście miesięcy wcześniej zniknął emeryt. Psy wyszkolone do wyszukiwania zapachów zwłok ludzkich podjęły trop....w ogródku gdzie mieszkała Heidi D. ale było to bardzo dziwne zachowanie czworonogów i chociaż przekopano cały ogródek, zwłok nie odnaleziono.

Tak się zdarzyło, że ostatnio przejeżdżałem w pobliżu, a że ciekawość robi swoje, postanowiłem odwiedzić to miejsce. Chodzi o to, że David Paulides w swoich książkach wskazuje na całą serię czynników i topografii terenu, które bardzo często pojawiają się podczas enigmatycznych zaginięć. W tym przypadku byłby to las, zbiornik wodny, czy znajdują się tam także wielkie głazy, które są inną wskazówką? Nie mogę powiedzieć, teraz w czerwcu roślinność jest tak gęsta, że po bokach dróżki, nie widać nic. W przypadku emeryta widzimy dziwną chęć separację od towarzysza, właśnie to jest także typowe zachowanie, zanim dojdzie do zaginięcia. Można śmiało zapytać, dlaczego Heidi D. nie wzięła ze sobą telefonu, jak to robiła wiele razy wcześniej? Czyżby coś "z góry" było planowane, że tego dnia zaginie? czy tylko zwykły przypadek? Najpierw miałem zamiar przejść dookoła jeziorka, ale brak oznakowania szlaku i pomrukująca burza w pobliżu (nieodpowiednie ubranie na deszcz) wyhamowała moje zapędy. Być może gdzieś tam w tyle głowy kołatała jakaś myśl o przypadkach zaginięć ludzi tuż przed obfitymi opadami, które spowodowały, że psy poszukiwawcze nie mogły podjąć tropu.😊


                     Fotki okolicy Eisweiher







Powracając do folkloru, który mnie bardzo interesuje, dwa tygodnie temu znalazłem taką ciekawostkę w przewodniku po mistycznych miejscach Lasu Bawarskiego. Tutaj możemy wyczytać:

"Niedaleko miejscowości Bischofsmais stoi w lesie niepozorna kapliczka, nazywana kapliczką Schocherta. Tu w okolicy ludzie tracili w lesie orientację. Niekiedy błądzili całą noc, próbując wydostać się z lasu. A wszystko za sprawą błędu (po bawarsku - Irrwurz), który ma sięvtam znajdować w ziemi. Kto na niego nadepnie, traci orientację i dopiero następnego ranka jest w stanie odnaleźć swoją drogę. Aby ów błąd unieszkodliwić, wybudowano kapliczkę dokładnie w tym miejscu, gdzie się znajdował diabelsko korzeń. Tym samym złamano złą moc, a ludzie znów mogli podróżować lasem bez obawy zgubienia drogi."

Co za wspaniałe miejsce do odwiedzenia! Widocznie musiało w tym rejonie częściej dochodzić do niecodziennych zaginięć, że za pomocą wyświęconej kapliczki postanowiono miejsce "odczarować" Rzadko można znaleźć miejsca, gdzie do zabłąkania się dochodzi nadzwyczajniej często. Na miejscu, las nie wygląda jakoś inaczej, nawet jest dość przejrzysty, ale jak wyglądał kiedyś, tego nie wiemy. Porównując do schematu zaginięć i czynników, jakie opisuje Paulides, także tutaj znajduje się strumień, wprawdzie szeroki tylko na półtora metra, ale jest. W okolicy widać mnóstwo wielkich głazów, prawdę powiedziawszy, nikt nie wie (oprócz legend), dlaczego mogą mieć jakiś wpływ na zaginięcia, ale gwoli ścisłości zaznaczam, że są. No i inny bardzo ciekawy aspekt, w pobliżu znajduje się ciekawa skalna formacja o nazwie Diabelski Stół. To akurat temat, któremu nie można zaprzeczyć. Różne lokalizacje o podobnych nazwach np.: Czarci Dół, Wzgórze Wróżek itp. dużo częściej niż tylko zwykły przypadek związane są z dziwnymi zaginięciami ludzi, jak i innymi fenomenami. Nic dziwnego, że mieszkańcy omijali takie miejsca i odpowiednio je nazywali, nie bardzo pojmując, a raczej będąc przekonani, że za tym wszystkim musi stać jakaś nieczysta siła. Diabelski Stół na pewno był uważany jako Miejsce Mocy, widać tam kilka czar ofiarnych wykutych w kamieniu, jedna nawet posiada odprowadzającą rynnę.





Diabelski Stół:




Historie związane ze zjawiskiem błędu są w Lesie Bawarskim szeroko znane, nawet do dziś. Może dzisiaj nie jest tak łatwo zabłądzić, jak kiedyś, ale z obecnych incydentów z serii "Missing 411" widzimy, że nawet telefony komórkowe i najlepsze gadżety ratowników nie zawsze pomagają, ludzie giną, błądzą i znikają na zawsze.


Wykorzystano:

https://www.nordbayern.de/region/nuernberg/fischbach-mysterioses-verschwinden-von-postbotin-und-rentner-1.3567947

https://www.krone.at/2416247

Komentarze

  1. Też bym poszedł w takie miejsce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, będziesz w pobliżu, pisz na priva. Mnie takie cosik interesuje i chętnie szukam tych miejsc. Od 2 lat policję na możliwość zwiedzania podziemnych tuneli w Styrii w ramach projektu tamtych badaczy, ale jak na razie covid i restrykcje nie pozwalały. To jest na pewno miejsce warte odwiedzenia. W odkopanej sztolni jest urządzone muzeum i cała dokumentacja ich pracy ❤

      Usuń
  2. Najciekawsze przypadki to o małych dzieciach i myśliwych. Czy będzie coś o tym? . Tutaj trudno coś powiedzieć ludzie w górach giną co roku w USA to nawet dziesiątki jak nie setki ofiar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to jest dziwne, że nie są to jakieś niedostępne góry, przepaście czy coś. Wypadki się zdarzają, nawet zwykły zawał serca, ale gdzie są ciała zaginionych? ratownicy albo psy by ich znalazły, a tu nic. Gdy czytam oświadczenia prasowe z USA i pisze tam, że prawdopodobnie ciało zostało zabrane przez większego drapieżnika - czy to puma albo niedźwiedż, nie ważne, ok wierzę. Wierzę, że takie coś ma miejsce, nie wiem ile tam takich zwierząt żyje, ale to teraz nie ważne. Ale w Niemczech ani w Austrii nie ma takich drapieżników, które by atakowały ludzi, i jeszcze jedno, po takim ataku zawsze jest dużo śladów, że w tym miejscu doszło do takiego incydentu..... Hmmmm , tak ja myślę :) Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Świetne te opowiadanie, zawsze czekam na kolejne i często sprawdzam bloga, czy coś jest nowego ;)
    Ja czekam najbardziej na historie z UFO :) Może będzie kolejnym razem :)? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie że się podoba. Następne będzie o UFO :) , pozdrówka

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.