Zaginięcia a folklor.

 Jeśli w różnych częściach naszego globu są takie dziwne moce, które potrafią dezorientować ludzi i sprawiać inne niesamowite dziwności, a nawet zabierać ludzi do innego świata, to nie jest to na pewno nowy wymysł, ponieważ legendy od przynajmniej stuleci opisują właśnie coś takiego. Jedną z takich mocy jest znane u nas zjawisko błędu, na Bawarii mówi się o błędnym korzeniu lub paproci a w Irlandii o "Stray Sod" - jest to zwykle połać trawy o magicznych właściwościach. Zgodnie z legendami, jeśli ktoś nadepnie na tę zaczarowaną trawę, dozna dezorientacji i gubi drogę, niezależnie od tego, jak dobrze zna okolicę. Osoba będąca pod wpływem mocy tego fenomenu będzie błądzić w kółko lub odejdzie w głąb lasu. Ci, którzy wrócili i byli w stanie relacjonować, nieraz opowiadali o zmienionym krajobrazie, jakby przeszli przez niewidzialną zasłonę do innej krainy. Znów w innej definicji możemy wyczytać: "ktokolwiek nastąpił  na magiczną trawę, jest zmuszony przez nieodparty impuls do podróżowania bez odpoczynku. Przez całą noc, majacząc, przez bagna i góry, przez żywopłoty i rowy, aż zmęczony, posiniaczony i pocięty, jego szaty podarte, ręce krwawiące, znajdzie się rano, dwadzieścia lub trzydzieści mil, od swojego domu. Ci, którzy wpadli w ten dziwny urok, mają uczucie latania i są całkowicie niezdolni, aby się zatrzymać, zawrócić lub zakończyć tego."


                                              "Stray Sod"  Copyright: Heidi O'Brien


Cóż, takie bajki. Jednak nawet i dziś mamy przypadki, które dokładnie odpowiadają tym opisom, i nie trzeba mieszkać w Irlandii. Swoją drogą, to bardzo ciekawe jak na całym świecie mówiło się o takich samych symptomach zaginięć, nie wiele wiedząc, że np.: w Afryce doznawano dokładnie to samo.

W 1952 roku dwóch znakomitych traperów udało się na parodniową wędrówkę przez wyżyny parku krajobrazowego Red River w Idaho. Późnym popołudniem pierwszego dnia rozbito obóz, James Metzen poszedł do potoku odległego jakieś 100 metrów od obozu, by przynieść wodę, skąd już nie wrócił. Jego kompan przeszukał najbliższą okolicę, wołając jego imię, oddał strzały z broni, którą mieli ze sobą, ale i to nie pomogło. Wieczorem zrobił duże ognisko, by Metzen w ten sposób znalazł drogę do obozu. Wiedział, że coś się stało, Metzen miał 67 lat, znał okolicę, bywali tutaj nieraz. To był wyśmienity wędrownik, tacy ludzie się nie gubią, odchodząc 100 metrów do potoku, mając obóz w zasięgu wzroku. Następnego dnia pozostawił obóz i wrócił do strażnicy, skąd wyruszyli dobę wcześniej. Przez najbliższe 9 dni przeszukano wielkie połacie lasu, rangersi, zespoły policji z psami, wolontariusze, nawet jednostka lotnicza wysłała samoloty i helikopter do poszukiwań zaginionego. Nie znaleziono żadnych śladów . Trzynaście dni później, grupa wędrowników przemierzała niezurbanizowany teren parku. W tym bardzo odludnym terenie znaleziono ciało Jamesa Metzen, 20 km od obozu dwojga traperów. Jego zwłoki leżały twarzą w dół w sadzawce nie głębszej niż 30 cm, pięć metrów od brzegu. Ubrany był w szorty i podkoszulek, butów, jak i resztę ubrań brakowało. Patolodzy nie znaleźli wody w płucach, ich zdaniem: mężczyzna zmarł z powodu wyczerpania. Najbardziej zdumiały stopy nieboszczyka, brakowało skóry, tkanki i ścięgien. Oszacowano, że nie żył od trzech, może czterech dni. Ten przypadek zawiera kilka elementów, które pasują do katalogu dziwnych zaginięć. Jak można się zgubić na tak krótkim odcinku, mając obóz w zasięgu wzroku? Jeżeli nie żył od 4 dni, a znaleziono go po 13 dobach, gdzie był przez cały czas? Dlaczego nie odnaleziono go, gdy zdezorientowany tułał się przez lasy i wzgórza? Pozbył się ubrań, pozbył się butów, a nadal się przemieszczał. Zdeptał stopy do kości. Nikt, ale to nikt, nie byłby w stanie ustać na nogach, mając tak zranione stopy, na które przecież naciska cała waga człowieka. W jakim odurzonym stanie musiał się znajdować, że pomimo bólu wędrował dalej, dewastując ścięgna i mięśnie? W świadomym stanie nie uszedłby parę metrów, nawet jakby obrażenia były lżejsze, ale w normalnym stanie, wiedziałby jak się zachować, znał teren, wiedział gdzie jest północ i południe, ludzie jak on wiedzą co mają zrobić.

Można sobie zadać pytanie, czy ludzie znajdują się w aż takim stopniu odurzenia, że potrafią pokonać odległości lub po prostu poruszać się, co przedtem nie było im za bardzo możliwe? Ludzie jak Chris Jones, którzy mają trudności w chodzeniu, stają się tak samo ofiarami zaginięć, grupa ta wcale nie znajduje się poza celownikiem fenomenu. Chris w swoim młodym wieku chorował na ostre zapalenie stawów, poruszać mógł się tylko o kulach, z którymi zresztą nigdy się nie rozstawał. 6 kwietnia 2006 roku mężczyzna zaginął, a zamek drzwi wejściowych był otwarty, nic nie zginęło z domu, jego kule ortopedyczne nadal znajdowały się w środku. Szeryf wraz z kilkaset pomocnikami szukali go ponad tydzień. Drużynom z psami nie udało się podjąć tropu. Parę dni później jego córka zginęła w wypadku samochodowym. Gdy Chris nie pojawił się na pogrzebie, uznano, że prawdopodobnie sam nie żyje. Sześć lat później, pewien myśliwy przechodził lasem tylko 182 metry od domu zaginionego, gdy natknął się na ludzką czaszkę. Zawiadomiony szeryf znalazł kości ludzkie, które wysłano do zbadania. Należały do 37-letniego Chrisa Jones. Nie można było ustalić przyczyny śmierci. Gazety prześcigały się w spekulacjach — denat nie mógł tam przebywać od czasu zaginięcia, miejsce to było kilka razy przeszukiwane, a psy nie wykazały najmniejszego zainteresowania. Nikt nie wierzył, że mężczyzna mógł opuścić dom bez swoich kul ortopedycznych, bez nich nie uszedłby 5 metrów, a co dopiero do miejsca, gdzie go znaleziono. Nie został w jakiś oczywisty sposób zamordowany, koroner nie znalazł widocznych uszkodzeń czaszki. Incydent pozostaje niewyjaśniony do dziś.

W fińskim folklorze istnieje coś, co nazywa się Metsänpeitto, co oznacza "leśne poszycie", które podobnie jak "Stray Sod" jest magiczną siłą wytwarzaną przez leśne duchy, która powoduje, że ludzie nie tylko się gubią, ale również stają się niewidzialni dla innych ludzi, którzy ich szukają. W Japonii występuje również podobne zjawisko, zwane Kamikakushi, czyli "uduchowiony" ale też "zaginiony", kiedy ludzie są zwabiani przez duchy, aby zostać porwanymi i przeniesionymi do innej sfery. Jakkolwiek by nie nazwać tego zjawiska, jest to prawie zawsze ten sam rodzaj fenomenu. Ludzie gubią się, nie mogąc znaleźć wyjścia, bardzo często nie mogąc wezwać pomocy, nawet jeśli ktoś inny jest w pobliżu. Często opisują również uczucie bycia w czymś w rodzaju innej rzeczywistości, ze zmienioną scenerią.

Wiele dziwnych legend i opowieści sprawia, że człowiek myśli, że to tylko bajki. Na pewno i tak jest. A równocześnie w innych przypadkach często podaje się nazwiska ludzi, o których pisano, albo całe opisy śledztwa wraz z nazwą miejscowości i nazwiskami przesłuchanych. Raporty takie mają nawet kilkaset lat na karku i jak z nich wynika, wtedy ludzie ginęli tak samo w dziwnych okolicznościach, jak i dziś.

Zatrzymując się na chwilę na opisie ludzi powyżej którzy doznali uczucia latania. Nie tylko tam na Północy doświadczano takich przygód, z pogranicza Austrii i Bawarii znam podobne opowieści, pozostaje pytanie: czy ci ludzie przemieszczali się w powietrzu? a może to efekt czegoś w rodzaju teleportacji?

" Syn pewnego kmiecia w Mühlviertel po zapadnięciu zmroku nie mógł wychodzić dalej niż okap chałupy. Coś dziwnego porywało go do góry, po czym szybował po niebie. Całe dnie mijały, zanim wrócił do domu. Jednego dnia wraz z dziewczyną chciał się udać do Rohrbach na wesele. Na własną ochronę ręce związali sobie poświęconym wiankiem. Pomimo tego, ów coś było w stanie rozdzielić parę, a chłopak zaginął. Dopiero po 9 dniach, bardzo poszkodowany, w opłakanym stanie wrócił do domu."

"Młodzi chętnie się wygłupiali, tu i tam coś napsocili, taka trójka łobuziaków. Pewnej nocy zobaczyli na łące 3 źrebaki, sytuacja aż się prosiła, żeby ją wykorzystać. Gdy pierwszy z nich usiadł na grzbiecie, ten wzniósł się w powietrze, tak wysoko i szybko, że chłopakowi brakowało powietrza. Koń poniósł go nad wielką wodą, gdy dotarli nad brzeg, zrzucił go z grzbietu. Okazało się, że młodzieniec potrzebował prawie dwa dni na powrót do domu."

"Rolnik z Innviertel wracał nocą z karczmy, a że droga daleka a nogi trochę słabe, pomyślał sobie, że nawet gdyby kozioł pojawił się na drodze, to nie pogardziłby okazją podwiezienia. Nie trwało długo, gdy sam czort pod postacią kozła pojawił się na drodze. Bezczelnie usadowił się na zwierzęciu, a ten ruszył do przodu. Szczęście miał, że tyłem usiadł, bo zwierz tak gnał, że brakłoby mu powietrza. Gdy nastał dzień, zwierzę znikło, a on znów poczuł ziemię pod stopami. To jednak nie koniec kłopotów — znajdował się w obcym kraju, musiało to być bardzo daleko, bo ludzie nawet o mieście Wiedeń nie słyszeli. Trzy lata potrzebował, żeby wrócić do domu."

Także Cullen Finnerty, przypadek z pierwszego artykułu przeżył coś, co trudno wytłumaczyć. Pomijając dziwne postacie i telefon do żony — coś sprawiło, że w ciągu kilku minut przebył kilka kilometrów w regionie leśnym i bagnistym. Sygnały wysyłane przez komórkę dokładnie określiły współrzędne GPS, jednak tam nie było drogi, czyżby przemieszczał się w powietrzu? Gdyby dr Gerado Vidal i jego żona posiadali w 1968 roku telefony komórkowe, ich zapis wykazałby coś podobnego. Zainteresowani Nieznanym znają dobrze ten przypadek, kiedy para znalazła się w miejscu oddalonym o 4000 mil z nadal pełnym bakiem paliwa. Albo Dan Zamlen, który poszedł naprzeciw swojej dziewczyny, jadącej samochodem, by odebrać go z imprezy; jego ostatnie słowa brzmiały "O mój Boże, Anno... gdzie jesteś... pomóż...", a jego głos zdawał się oddalać od telefonu. Wielu interpretowało nagły szum wiatru usłyszany przez telefon i oddalający się głos jakby coś odciągało go z niewyobrażalną siłą.

Nic tak nie pobudza wyobrażni jak opowieści o tajemniczych miejscach - kiedyś i dziś.


Archiwa mogą się poszczycić setkami przypadków, kiedy zaginieni przeszli wielkie odległości, w tym szczególnie małe dzieci, pokonując całe pasma górskie, płoty i strumienie. Tak jak dwuletni Keith Parkins, który zginął z gospodarstwa dziadków. Dziewiętnaście godzin później znaleziono go na brzegu potoku — około 20 kilometrów od rodzinnego gospodarstwa. Jego spodnie, jak wyjaśniła matka, były rozdarte na strzępy. Keith musiał przejść przez co najmniej dwie góry i kilka lodowatych strumieni, aby dostać się do miejsca, gdzie go znaleziono. Keith wraz z braćmi poszedł zobaczyć zwierzęta na pastwisku. Kiedy zostali zawołani na obiad, wrócili tylko dwaj starsi bracia, na pytanie o dwulatka, odpowiedzieli "och, on poszedł dookoła stodoły". Czyżby rosła tam owa magiczna trawa? Trawa, która sprawia: "jest zmuszony przez nieodparty impuls do podróżowania bez odpoczynku. Przez całą noc, majacząc, przez bagna i góry, przez żywopłoty i rowy, aż zmęczony, posiniaczony i pocięty, jego szaty podarte, ręce krwawiące, znajdzie się rano dwadzieścia lub trzydzieści mil, od swojego domu." To nie opowieść sprzed 200 lat a realny przypadek z 1952

Jakie tajemnicze zjawiska mogą omamić tych ludzi i zdezorientować ich w ten sposób oraz dlaczego? Nie twierdzę, że powody i wytłumaczenia starych opowieści i legend są właściwe, Jak wtedy tak i dziś człowiek tylko próbuje interpretować, opierając się na własnej wiedzy, przekonaniu i wygląda na to, że na razie tak pozostanie.


Komentarze

  1. Witam ! Jaopisze swoje doswiadczenia z cmetarzyska polozonegow obrebie kilku wiosek .Arheolodzy mowia ze to z sredniowiecza a ja sadze ze z okresu kilku tysiecy lat. 1. Jest tam stare grodzisko ,prawdopodobnie zamieszkale przez kaplanow i czyniono tam ceremonie .Gdy obeszlem ten teren postanowilem wrocic do wioski kilka set metrow od grodziska zauwazylem wawoz chcialem zobaczyc jak daleko siega zaczolem sie wspinac po jego lewym zboczu. Gdy bylem prawie na gorce tego wawozu bylo tak jakby ktos pstryknol palcami i spowrotem znalazlem sie przy grodzisku.Bylem przykucniety i sie rozgladalem gdzie jestem .Przestraszylem sie i postanowilem wrocic przez las . Ale bedac w lesie w momecie gdy przechodzilem przez przesieke znow mnie dopadlo to zjawisko z tym ze bylem kilka set metrow do przodu . 2 .Nastepnym doswiadczeniem bylo spotkanie rycerzy na koniach ale bylo widac galop koni jak sie poruszaja ale nie bylo widac ich nog . Najpierw gdy ochlonolem chcialem zobaczyc gdzie polechali ale zawrocilem by zobaczyc z kad wtedy znalazlem grodzisko.3. Spotkanie z szara kobieta .Zobaczylem dziwne grzyby krztaltem podobne do purchawki i gdy sie nad nimi pochylalem by zrobic im zdjecie wtedy z boku odezwala sie szra kobieta powiedziala bym dalej nie szedl bo tam jest cos zlego ze tam szly dziki.Udajac ze sie nie przestraszylem odpowiedzialem jej ze sienie boje i szlem dalej wtedy przez droge przebiegly czarne jelenie wtedy zawrocilem.A JEDNAK.4.W tym samym miejscu weszlem w inny wymiar .Z poczatkusie nie zorjetowalem sie ze cos jest nie tak dopiero gdy widzialem drzewa za chwile po nich pnie a one lezaly na stosach a po chwili jak w szybkim tepie odrastaja chcialem zawrocic ale na drodze ktora do tego miejsca przyszlem wyrastaly geste drzewa i moglem isc tylko do przodu .Wszystko sie skonczylo gdy poznalem kamienie w drodze ktore prawdopodobnie sa na grobie . Wtedy poczulem tak jakby mi ktos zdjol zaslone z oczu .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podzielenie się. Miałem kiedyś taką przygodę w nadbałtyckim lesie. W przewodniku wyczytałem, że są tam stare kurchany, więc nie trzeba mnie było dwa razy zapraszać. Samochód zaparkowałem na skraju wsi i na przełaj w las. Jednak nie były takie łatwe do znalezienia, kilka razy zmieniałem drogę, no i jeszcze ta pogoda. Deszcz padał , więc wciągnąłem pelerynę i idę. Tak szedłem przez jakiś czas peleryna ocierała się powodując zwykły odgłos jak trze folia, nic zwykłego. W każdym razie ten szum wytworzył coś w rodzaju takiego stanu, nie powiem hipnozy, ale coś podobnego. W pewnym momencie zatrzymałem się, patrzę do tyłu i nie mam najmniejszego pojęcia, jak długo szedłem, ile razy skręcałem i jak daleko teraz będzie do samochodu. Byłem tam pierwszy raz, nie znałem się, więc odechciało mi się kopców, tylko wracałem do samochodu. I rzeczywiście, gdy szedłem z powrotem już baaardzo czujny byłem zdziwiony że, nie pamiętałem za bardzo tej drogi, którą przecież nie tak dawno szedłem.

      Tak sobie to tłumaczyłem, że ten szum peleryny wytworzył u mnie takie dziwne skołowanie.

      Pozdrówka

      Usuń
    2. Jeśli to możliwe, to poprosze o odpowiedź autora pierwszego komentarza, gdzie jest to zagadkowe miejsce, obok jakiej miejscowości?

      Usuń
  2. Świetny artykuł i cenne relacje! dodaje analogie które mam w swoich zbiorach, a które się zazębiają z Twoimi Arek materiałami:

    "Rzecz dziwna o dziennym i widomym przenoszeniu w miasteczku Waldshut nad rzeką Rhenem w Biskupstwie Konstantyńskim trafiła się. Czarownica niejaka będą w nienawiści u mieszczan miasta onego, na wesele jedno zaproszona nie była, na którym niemal wszyscy obywatele miasta oneg byli. Ona rozniewawszy się, myśląc o pomście, szatana przyzwała, w swojej żałości przyczynę powiedziała, prosząc żeby wzbudził grad, i wszystkich z tańca rozegnał. Zezwolił szatan, i wziąwszy ją przeniósł po powietrzu (na co pewni pastuchowie patrzali) a górę blisko miasta leżącą, i jak się poty przyznała, gdy wody nie miała nalać w dołek, który mały (bo ten sposób jako się pokaże, gdy grady sprawują, zachować zwykły) uczyniła, miasto wody moczu weń napuściła i palcem obyczajem swym przy szatanie zamieszała. Szatan tedy zaraz ku górze wyniósłszy onę wilgotność grad bardzo wielki na kształt kamieni nad tańcującem i masteczkiem onym tylko spuścił.
    "Młot na Czarownice" tłum. Stanisław Ząbkowic

    Kolejna relacja dotyczy "wzięcia" przez tajemne siły, a opisana została w żywocie św. Nila Sorskiego (odnowiciela życia monastycznego w piętnastowiecznej Rosji):
    "Niedługo po śmierci świętego w jego monasterze zamieszkał pewien kapłan ze swoim synem. Pewnego razu, kiedy chłopiec został posłany z jakimś poruczeniem, „nagle napadł go jakiś obcy człowiek, który chwycił go i uniósł, dosłownie na skrzydłach wiatru, w nieprzebyty las, i postawił go naprzeciw okna, na środku olbrzymiej komnaty w swoim domu.
    Gdy ksiądz i bracia modlili się do św. Nila, aby pomógł im znaleźć chłopca, Święty 'przyszedł dziecku z pomocą, stanął naprzeciw komnaty, gdzie postawiono chłopca i uderzył laską w okiennicę, a wtedy cały budynek zatrząsł się i wszystkie duchy nieczyste upadły na ziemię.
    Święty rozkazał diabłu odnieść chłopca na miejsce, z którego ten go porwał, po czym stał się niewidzialny. „Diabły wyły ze złości przez dłuższy czas, a nieznajomy znów pochwycił chłopca i leciał z nim, niby wiatr [...], aż rzucił go w stóg siana i zniknął.”
    Kiedy znaleźli go mnisi, „malec opowiedział im wszystko, co się zdarzyło, co widział i słyszał. Od tej pory chłopiec stał się cichy i pokorny, dosłownie otępiał. Przestraszony ksiądz razem z synem opuścili pustelnię”
    http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/03/zmiennoksztatni-u-swietych.html

    "Diabeł obchodził się okrutnie także ze św. Katarzyną Tomŕs (1533 – 1574), która jako dziecko była tak religijna (...) Rozmiar tych ataków ukazuje zdarzenie, w którym demon złapał św. Katarzynę, kiedy szła do refektarza. Na oczach swoich towarzyszek została uniesiona w powietrze i wrzucona do cysterny wypełnionej błotem i wodą, z której z najwyższym trudem udało się ją wyciągnąć.
    Siostra Józefa Menendez (1890 – 1923), której proces beatyfikacyjny już się rozpoczął, doświadczyła wielu objawień diabła. W końcu nie tylko ukazywał się jej, lecz często chwytał ją i zabierał w różne części klasztoru, gdzie ją bez przerwy bił"
    http://www.egzorcyzmy.katolik.pl/czytelnia/fragmenty-ksiazek/416-aniolowie-i-demony.html?showall=&start=3

    OdpowiedzUsuń
  3. I jeszcze druga część:

    Przez skruchę, ten który iuż był od szatanów na powietrze podniesiony, ćiężkich grzechów odpuszczenie otrzymał
    Karczmarz jeden, który wino szynkował, wszystkich tak złych jako i dobrych do domu swego przyjmował, i dopuszczał: grać, tańcować, bluźnić, opijać się, i nierządy wszelakie płodzić.
    Raz w dzień Niedzielny, gdy wino z piwnice niósł dla gości - którzy siedzieli przed domem, bo w domu pełno było gości - oto wicher gwałtowny go porwał i na powietrze zaniósł, przed oczyma wszystkich ludzi.
    Gdy go tedy tak dyabli podnieśli, zawołał skruszonym sercem:
    'O Boże co będzie z duszą moją?'
    Tedy dyabli upuścili go na jednym polu mówiąc:
    'Iżeś zapamiętał wszystkich rzeczy przemijających, i ciała twego; tylkoś Boga za duszą twoją skruszonym sercem prosił, przeto już cię nie możemy dalej zanieść, bo wszechmocny nie chce nam dopuścić nad tobą woli naszej dokazować; boś go skruszonym sercem wzywał. A byś tego był nie uczynił, z duszą i z ciałem do piekła byśmy cię byli zaprowadzili'
    I tak naleziony w polu; zaniesion był do domu.
    Jako mógł, polepszył się; karczmę porzucił. A później nikomu w domu swym grać, bluźnić, tańcować abo co złego czynić nigdy nie dopuścił.
    http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/11/wielkie-zwierciado-przykadow-iv.html

    Sabat strzyg na Halečkovej
    Na Orawie, na Simona Halečkovej przy Tvrdošíne, ponoć z wielkim uwielbieniem schodziły się strzygi i prowadziły tam narady, co by mogli porobić nic nie podejrzewającym ludziom.
    Na Łucję, trzynaście dni przed Bożym Narodzeniem, w jednym wąwozie spotkały się wszystkie strzygi, także ze sąsiednich regionów, i biada śmiertelnikowi który poruszał się w takiej okolicy, i przybliżył się do takiego miejsca. Zabiły go, rozerwały na strzępy i wrzuciły do potoku.
    Pewien chłop pochodzący z Trstenej, spotkał raz w Zadunajsku, blisko Balatonu, starą kobietę, która zapytała go, czy się Halečkova jeszcze zieleni. Kiedy jej to potwierdził, zaraz zerwał się powietrzny wir i kobieta zniknęła.
    Najwyraźniej to była strzyga i leciała na Halečkovu.
    "Povesti z Tater" [= "Podania z Tatr"] Alfred Grosz
    http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2015/08/kolejne-stare-przekazy-ze-sowacji.html

    Staruszka z Samuta
    W Japonii podobnie jak i w innych krainach, w czasie zmierzchu często znikają w tajemniczych okolicznościach kobiety i dzieci, które bawią się na zewnątrz. Jedna młoda dziewczyna z rodziny rolniczej w Samutu w wiosce Macuzaki zniknęła, i zostały po niej tylko jej słomiane sandały pod brzoskwinią.
    Trzydzieści lat później, gdy byli w domu zgromadzeni krewni i sąsiedzi, kobieta pojawiła się znowu, już bardzo postarzała i wynędzniała. Gdy ją pytano, dlaczego powróciła, odpowiedziała:
    "Chciałam tylko wszystkich zobaczyć, więc przyszłam. Teraz już znów odchodzę. Z Bogiem"
    Odwróciła się, i bez śladu zniknęła. Tego dnia wiał bardzo silny wiatr. I dziś, gdy wieje burzowy wiatr, ludzie z rodu Tona mówią, że może przybywa staruszka z Samuta.
    http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2015/01/yokai-i-yurei-czyli-zmiennoksztatni-w_7.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za te przykłady i inne, jakie dałeś mi kilka miesięcy temu, wszystkie wykorzystałem w projekcie. Tak, nieraz widzimy, że dziwne istoty, zaginięcia, niezrozumiałe moce mają wspólne źródło, które towarzyszy nam od wieków, wykorzystując ludzi na swoje sposoby. Nawet gdy czytam te przykłady, które dałeś powyżej widać tam ciągłe powiązania "i wrzuciły do potoku." albo w innym gdzie nastąpiła zmiana pogody...... no cóż za dziwny przypadek :) Pozdrówka przyjacielu.

      Usuń
  4. Super. Bardzo ciekawy artykuł. Oby więcej

    OdpowiedzUsuń
  5. Super historie... Dziekuje.

    I ten komentarz chłopaka który chodził po kurhanie, czarne jelenie...

    Mój racjonalny umysł nie chce w to uwierzyć jednak, w ten komentarz...
    To nie wizje po grzybkach albo z literatury sf ?

    Dołaczam sie do pytania gdzie to było, warto by reportażyk o tym miejscu i podobnych zrobić.

    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli już o jeleniach..... Przypomniała mi się sprawa sprzed kilku lat odnośnie do obserwacji ufo w Knittelfeld w Austrii. Pani Kaliba wraz z partnerem jechali samochodem w kierunku dziwnych świateł nad lasem, które chcieli sprawdzić i na drodze spotkali dwie sarny. Ich oczy były albo niebieskie, albo "ślepe", już teraz nie pamiętam, w każdym razie poruszały się dziwnie, zupełnie tak samo jakby druga była hologramem pierwszej. Skończyło się na tym, że parze w samochodzie urwał się znaczny kawał czasu.

      Powiem ci, że mam to samo, chcąc to jakoś racjonalnie wyjaśnić, umysł wysiada, pozostaje jedynie stwierdzenie, że to bujda. Jednak z wielu źródeł, nawet ludzi, których znam osobiście, wiem, że takie coś się zdarza i nie mają w tym interesu, żeby "zabłysnąć", przeciwnie, nikomu za bardzo się nie chwalą z obawy, że ich wyśmieją.

      Może kolega się jeszcze odezwie? mam nadzieję. Pozdrówko.

      Usuń
  6. Witam.
    Analogicznie jest takie miejsce w lesie iwkowskim nieopodal Lipnicy murowanej mam tam rodzinę i nie raz słyszałem żeby nie wchodzić na grzyby w pewną część lasu bo diabeł pobłądzi czlowieka

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam.
    Analogicznie jest takie miejsce w lesie iwkowskim nieopodal Lipnicy murowanej mam tam rodzinę i nie raz słyszałem żeby nie wchodzić na grzyby w pewną część lasu bo diabeł pobłądzi czlowieka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Czy jest możliwość dowiedzieć się więcej na ten temat?. Sorry że dopiero teraz odpisuję, ale coś z powiadomieniem nie zadziałało. Pozdrówka

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.