Dziwne zaginięcia — mówią świadkowie.


   Niektóre tajemnicze zaginięcia ludzi bardzo pobudzają wyobraźnię swoimi dziwacznymi okolicznościami i tajemniczymi wskazówkami. Jednym z bardzo intrygujących faktów są opowieści tych, którzy wrócili ze swojej dziwnej gehenny. To, co czasami opowiadali, można śmiało zaszufladkować jako dziecięca fantazja, ale problem z tym, że dorośli przeżyli podobne przygody. Czasami ludzie po prostu znikają z powierzchni ziemi, aby wrócić nie mając pojęcia, co się z nimi stało lub gdzie byli. W najlepszym przypadku mogą być szczęśliwi, jeśli nic im się nie stało, ponieważ nie jest to takie oczywiste. Tajemnicze zaginięcia ludzi, które David Paulides gromadzi w swoich książkach, nie tylko różnią się od zwykłych zabłądzeń, ale posiadają w sobie niepokojące aspekty, wobec których człowiek jest całkowicie bezsilny.

                                          C. Finnerty Copyright Facebook. 


Skąpe relacje tych, którzy byli w stanie opowiedzieć coś po odnalezieniu, są przynajmniej niewiarygodne, niekiedy tak fantastyczne, że umykają racjonalnym tłumaczeniom. "Widziałem te wielkie coś stojące za drzewem, kołyszące się tam i z powrotem", mówi jeden z nich. Następne co pamięta, to poszukujących ludzi, którzy wołali jego imię. W Arizonie trójka dzieci zaginęła podczas pikniku. Gdy półtora dnia później odnaleziono je w krzakach, próbowały się ukryć przed ratownikami. "Myśleliśmy, że znowu przyszły te małpy", wyjaśniły później. Rodzina Mortimera Curtisa spędziła Dzień Niepodległości w 1955 r. w obozie namiotowym w Lasach Państwowych Kootenai. Wczesnym popołudniem podekscytowane dzieci przybiegły do mamy, wołając, że do namiotu wszedł niedźwiedź, który zabrał małą Idę, a potem uciekł na trzech łapach. Ulewny deszcz zamienił się w śnieżycę, zacierając wszystkie ślady. Pomimo tego, myśliwi i rodzina szukała dziewczynki prawie że bez przerwy na odpoczynek. Następnego popołudnia, Ida została znaleziona na przeciwległym brzegu pobliskiej rzeki — zupełnie w najlepszej kondycji: ani pogoda, ani "Mama Bear" (tak ją nazwała Ida) nie wyrządziła jej najmniejszej krzywdy. Dziewczynka pokazała ratownikom schronienie, którego dwulatka oczywiście nie mogła zbudować sama. Zachowanie "niedźwiedzia" nie mogło być bardziej nietypowe — nie wspominając o opiekuńczym traktowaniu uprowadzonej dziewczyny.

W 1868 roku poszukiwano trzyletniej Katie Flynn. Kiedy mężczyźni usłyszeli słabe wołania o pomoc, raźno pospieszyli w tym kierunku. Ujrzeli "wielkiego czarnego niedźwiedzia" dającego susa do pobliskiej rzeki, który wyraźnie uciekał przed nimi. Katie, która została znaleziona z zaledwie kilkoma zadrapaniami, wyjaśniła zdumionym dorosłym, że "duży pies" (w innym artykule: "duże czarne coś") bawił się z nią, a potem zabrał ją ze sobą. W lesie zbierał dla niej jagody, przygotował obóz z liści, a w nocy ogrzał ją swoim ciałem. Na pytanie, gdzie jest jej drugi but, Katie odpowiedziała, że: "pies go zjadł".

Małe dzieci mają czasem żywą wyobraźnię, ale co z dorosłymi? Kilka lat temu 53-letnia Linda Arteaga i jej brat zgubili się podczas spaceru, przeżywając w lesie kilka strasznych dni. Linda twierdzi, że nie była sama: "Widziałam ludzi. Poprosiłam ich o pomoc, ale zachowywali się tak, jakby mnie nie słyszeli". Pamięta, że patrzyli w jej stronę, ale nie odpowiedzieli ani słowa. Ukrywali się w krzakach. "To byli dziwni ludzie, bardzo dziwni..." Później, po odnalezieniu, lekarz poświadczył jej zdrowie psychiczne. Nie była jedyną osobą, która uważała, że była prześladowana przez "mężczyzn". Na przykład w 1989 roku, 22-letnia Eloise Lindsay odbywała samotnie pierwszy etap swojej 70-kilometrowej trasy. W późniejszej części wędrówki miała się spotkać z przyjaciółką, do tego jednak nie doszło. Trzeciego dnia zauważyła, że jest ścigana przez grupę mężczyzn; nigdy ich nie widziała, ale zawsze wydawało się ich słyszeć. Żyła w ciągłym strachu przed śmiercią, próbując wszystkiego, by się ich pozbyć. Ledwo spała aż w końcu porzuciła plecak i inne gadżety. Po ponad dwóch tygodniach wpadła na wpół szalona i bez sprzętu w ramiona myśliwego, który wyprowadził ją z tego obszaru. W tym czasie już od 9 dni była poszukiwana przez strażników i policję.

Bushcraft, czyli obcowanie z naturą daje nam możliwość poczuć się jak ludzie pierwotni czy dawni traperzy. To hobby jest obecnie bardzo popularne, także wśród kobiet. Las Narodowy Arapaho znajduje się w Górach Skalistych w północnym Kolorado i zajmuje powierzchnię około 2929 km kwadratowych. Obszar ten, już nieraz był opisywany w związku z dziwnymi zaginięciami, a młodej kobiecie o imieniu Tamy pozostał w pamięci do końca życia. Tamy wybrała się na kilkudniowy wypad, z dala od cywilizacji, rozkoszując się przyrodą i usprawniając swoje zdolności przetrwania na łonie natury. Po dwóch dniach wędrówki przemierzała połacie wiekowego lasu z wysokimi, gęstymi drzewami, które niekiedy zdawały się zakryć niebo. Było jeszcze relatywnie wcześnie, jednak z powodu gęstego lasu, o tej porze panował prawie półmrok. Tamy nie była pewna początku, czy najpierw ziemia zaczęła drżeć, czy pojawił się ten niski, tępy dźwięk. Na dodatek miała wrażenie, jakby gdzieś łamano gałęzie — odgłos, który miał się zbliżać w jej kierunku. Kobieta wystraszyła się nie na żarty, zaczęła uciekać — nie miała zamiaru dowiedzieć się, kto mógłby za tym stać. Po kilkudziesięciu metrach coś niewidzialnego, jakby silny podmuch powietrza cisnął ją w ziemię. Kobieta zeznała później, że po powstaniu otrzymała następny niewidzialny cios, który powalił ją z nóg. Zaczęła uciekać w kierunku, z którego przyszła, wtedy niewidzialny napastnik ustąpił. Tamy uciekała nadal, tak szybko, jak las na to pozwolił aż w pewnym momencie zemdlała z wysiłku. Nie pamięta jak długo była nieprzytomna, było jeszcze jasno, może najwyżej 2 godziny. Na mapie znalazła najbliższe schronisko rangerów — tam się też udała. Następnego dnia została przewieziona w kierunku cywilizacji. Przez kilka miesięcy nie miała odwagi zbliżyć się do lasu. Jest przekonana, że coś niewidzialnego nie chciało, żeby szła w zamierzonym kierunku.


Wprawdzie Finnerty nie był w stanie sam opowiedzieć całej historii, ale przynajmniej zdążył jeszcze zadzwonić do domu. Profesjonalny futbolista Cullen Finnerty, 120-kilogramowy gigant i pełen pasji chuligan, pojechał 26 maja 2013 r. wieczorem do lasu na godzinkę na ryby. Około pół dziesiątej zadzwonił do swojej żony Jennifer. Był podenerwowany, uważał, że podążają za nim dwie osoby, z których jedna była w odległości tylko sześciu metrów. Zawołał do nich, lecz ci nie zareagowali. Cullen oddychał bardzo ciężko, powiedział, że zdejmie ubranie i odejdzie trochę od brzegu. Jennifer wyjaśniła później, że Cullen brzmiał paranoicznie, był bardzo przestraszony. Kiedy nie mogła się z nim skontaktować, zadzwoniła na policję. Zlokalizowano go później za pośrednictwem jego operatora komórkowego. Poprzez wysyłanie sygnałów można dokładnie określić współrzędne GPS komórki. Ku ich zdumieniu, wykres sygnałów pokazywał, że Finnerty musiał w ciągu kilku minut przebyć kilka kilometrów — w nieprzejezdnym, bujnym i miejscami bagnistym terenie. Jego ciało zostało znalezione następnego dnia; nie można było ustalić przyczyny śmierci, telefon komórkowy miał ciągle przy sobie. Koledzy Cullena nie wierzyli, że ten mógłby się bać dwóch napastników, "... z dwoma poradziłby sobie bez najmniejszego problemu".


Dwa bardzo podobne przypadki obrazują dziwne przeżycia z nieznanym.

Pierwszy dotyczy młodej kobiety, która wybrała się na krótkie wczasy do rodzinnego kempingu. Pierwszego dnia, po przybyciu poszła na spacer ze swoim psem — Sky, podczas którego natrafiła na zagrodę z końmi. Zatrzymała się, żeby zrobić kilka zdjęć. Jej relacja:

"Robię zdjęcia, a w głowie słyszę głos "Hej, chodź tutaj", najwyraźniej jakby dobiegał z lasu, coś każe mi spojrzeć w tym kierunku. Sky chyba też to usłyszał, bo szarpnął smycz w stronę ścieżki, której prędzej nie widziałam. Była to prosta kamienna dróżka, która dziwnie nie była wcale ani trochę zarośnięta, żadnej trawy ani chwastów. Więc ... Sky i ja idziemy tą ścieżką... dopiero po jakimś czasie zauważyłam skomlenie psa, i nic więcej. To było tak, jakby wszystkie inne dźwięki były… wyciszone, jakby wszystko inne wokół mnie — ptaki, wiatr i drzewa zgasły, a ja byłam w jakiejś dziwnej mgle. Kobiecy głos, najwyraźniej szeptał coś do mnie, nie wiadomo skąd, niekiedy chichocząc. Sky wytrącił mnie z transu, zatrzymał się, pokazując zęby, warczał, patrząc do przodu. Potrząsnęłam głową i nagle moje zmieszanie zniknęło. Wciąż byliśmy na ścieżce, ale poczułam, że zaczął mnie wypełniać dziwny strach. Strach i warczenie sprawiło, że pomyślałam "nie" i wróciliśmy na polanę, z której przyszliśmy. Po powrocie do kempingu podwójnie zamknęłam drzwi i zaciągałam zasłony w oknach. Myślałam, że jesteśmy śledzeni i cokolwiek, lub ktokolwiek tak bardzo chciał, abyśmy szli tą drogą — wróci po nas. Sprawdziłam telefon, zasypały mnie dziesiątki połączeń, SMS-ów i wiadomości. Mnóstwo pytań, gdzie jesteśmy, czy dotarliśmy bezpiecznie, mój chłopak pyta, dlaczego się nie odzywam. Byliśmy na spacerze może tylko jedną godzinę, a teraz zegar pokazywał 21:00. Co się działo przez 10 godzin? nie przypominam sobie nic."


Prawie identyczna opowieść pochodzi z Vermontu z Green Mountain National Forest w USA. Pewien mężczyzna zwiedzał pozostałości toru kolejowego z XIX wieku, kiedy usłyszał niesamowity świszczący dźwięk. Ten natychmiast wzbudził reakcję psa, który pociągnął za smycz, próbując uciec między drzewa.

"Niecałe 10 kroków później usłyszałem kobiecy głos "Halo? Chodź tutaj. Zboczyliśmy ze szlaku?" Wtedy usłyszałem coś, co zabrzmiało jak figlarny śmiech. Ton monologu był figlarny, prawie uwodzicielski. "Cześć, zejdź tutaj, jak masz na imię?" Byłem zaintrygowany, żeby to sprawdzić. Głos był bardzo przyjemny, ale po ułamku sekundy powstrzymałem się od zejścia w las. Patrząc w lewo, skąd dobiegał głos, zobaczyłem ścieżkę biegnącą między drzewami, idealnie prostą linię. Nie było żadnego hałasu, nawet szelestu liści. Zacząłem czuć się oszołomiony i zdezorientowany. Beebe warknął i otrząsnąłem się z tego. Ogarnęło mnie uczucie całkowitego przerażenia, sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem Rugera LC9, który miałem w kieszeni, odpiąłem bezpiecznik pistoletu. Gdy tylko to zrobiłem, powrócił dźwięk otoczenia — znów się odezwały ćwierkające ptaki. Spojrzawszy ponownie w lewo, ścieżka, która przed chwilą tam była, zniknęła. Zdecydowałem zakończyć wędrówkę i bez przeszkód wróciliśmy do samochodu. Najdziwniejsza rzecz miała dopiero nadejść. Kiedy zjechałem z góry, mój telefon prawie że eksplodował nieodebranymi wiadomościami i pytaniami, gdzie jestem i dlaczego jeszcze nie wróciłem. Sprawdziłem na telefonie, była godzina 16:00, wędrówkę rozpocząłem około 8 rano, nie było mnie osiem godzin, ale nigdy w życiu nie mogłem być tam tak długo, maksymalnie 4 godziny. Do dziś nie mam pojęcia, co się stało. Już nie wędruję, zacząłem grać w golfa."


Michael Reel biwakował od kilku dni wraz z matką i siostrą. Pewnego dnia poszedł z wiadrem po wodę, jak robił to już nieraz, nic niezwykłego, lecz tym razem nie wrócił. W dzień po zaginięciu Michaela, dotychczas słoneczna pogoda zmieniła się w deszcz, co utrudniało poszukiwania. Tropiciele od początku nie znaleźli najmniejszych wskazówek, tak jakby chłopaka nigdy nie było w tym miejscu. Artykuł z 8 lipca 1983 roku w "Star News" opisuje jak spadochroniarze z Fortu Bragg za pomocą 4 helikopterów z najnowszym sprzętem, próbowali odnaleźć chłopca. Rodzice a później i szeryf wyrazili obawę, że mogło dojść do uprowadzenia. Cała okolica roiła się od ludzi wołających imię zaginionego. Stu czterdziestu żołnierzy Zielonych Beretów, podzielonych na dwuosobowe zespoły przeszukiwało lasy. To tylko 20 mil od miejsca, gdzie zniknął Dennis Martin — przypadek bardzo znany i często opisywany, kiedy to dziecko na oczach ojca kryło się za krzakiem, a potem zaginęło. Martina też szukała ta elitarna jednostka wojskowa, teraz mogła się wykazać przy incydencie Michela. Ich sprzęt noktowizyjny oraz specjalne umiejętności śledzenia, a także psy poszukiwawcze nie zdały egzaminu, nie znaleziono nic. Z dokładnością co do godziny, po siedmiu dniach od zaginięcia, Michael Reel odnalazł się tylko 2,4 kilometry od kempingu, skąd wyszedł po wodę. Ośmiolatek był w dobrej kondycji jak na kogoś, kto tułał się przez tydzień jako zaginiony i bez jedzenia. Michael opowiedział, że mieszkał w opuszczonej chacie, co było raczej niemożliwe, jak stwierdził inspektor parku — Glen Hatfield. Takie miejsca były wielokrotnie przeszukiwane, tym bardziej, jeżeli znajdowały się w okolicy zaginięcia. Chłopaka odnaleziono w jeżynowym gąszczu, także i ta okolica była nieraz przeszukiwana, jednak najdziwniejsze było to, co opowiedział ratownikom. Jego wypowiedzi, a także rodziców, można znaleźć w kilku notatkach prasowych:

"Chłopak opowiadał, że spędził czas ze swoim dziadkiem, oglądając telewizję, jednak wnioskowano, że to halucynacje wywołane stresem. Po przebadaniu w szpitalu zauważono, że jego postrzeganie i zachowanie są w dobrym stanie. Policja natomiast była innego zdania powołując się na jego wypowiedzi odnośne minionych 7 dni."

W późniejszych wypowiedziach matki, dowiadujemy się, że Michael nie może wiele powiedzieć na temat swoich dziadków, ponieważ ich nie pamięta, obaj umarli już jakiś czas temu. Innym razem próbując sobie przypomnieć, oświadczył, że piątkową noc spędził w chacie z kimś, lecz nie wie, kto to był. "Tuscaloosa News" pisała, że według relacji chłopaka; w czwartek znajdował się blisko kempingu, widział matkę i wołał ją, bał się, że znów się zgubi, lecz ona go nie słyszała. Później widział starszego mężczyznę pijącego piwo Budweiser i whiskey, jednak nie szukał pomocy, ponieważ: "nie rozmawia z obcymi". Odnośnie do swojego dziadka, dodał, że razem jedli jajecznicę z boczkiem. Ratownicy zeznali, że jego ubranie było potargane i brudne, lecz włosy wyglądały czyste i uczesane. Dla jednych, ośmiolatek uległ halucynacjom, ale w szpitalu lekarze byli innego zdania, można się kłócić co do racji. Dwa tygodnie później, to już inne zdarzenie, lecz także w Parku Roan Mountain, który jest przedłużeniem pasma górskiego, wywodzącego się z Great Smoky Mountains. Larry Devenport wraz z przyjaciółmi beztrosko biwakował w górach, jak to zwyczajnie robią dwudziestolatkowie. 17 lipca 1983 roku, grupa siedziała na zewnątrz przy stole, gdy Larry bez słowa wstał i poszedł w kierunku lasu. Myślano, że poszedł za potrzebą fizjologiczną, jednak gdy nie wrócił, uznano, że trzeba powiadomić strażników Parku. Przez trzy tygodnie poszukiwań nie znaleziono żadnych śladów mężczyzny, dopiero telefon mieszkańca, który zauważył dziwną osobę, pomógł zidentyfikować Larrego. Ratownicy udali się pod wskazane miejsce, gdzie znaleźli go nagiego, przepasanego czymś w rodzaju prześcieradła. Wyglądał chaotycznie, cały podrapany. Goprowcy zeznali później, że jego stan był bezładny, nie potrafił powiedzieć, gdzie był i co robił. Podczas składania relacji nie umiał usiedzieć na krześle, chodził cały czas tam i z powrotem, widocznie nadal zabłąkany w myślach. Twierdził, że jego okrycie pochodzi z opuszczonej, drewnianej chaty. Larry został zatrzymany w szpitalu z podejrzeniem zaburzenia psychoorganicznego.

                                 

                                                             Artykuł odnośnie do zaginięcia Michaela Reel.

Hannah Upp zaginęła w sumie trzy razy, z tego po dwukrotnym odnalezieniu nie mogła sobie wiele przypomnieć. Przypadek warty przyjrzeniu się żeby pokazać dziwaczność zaginięć. Hannah Upp nie robiła wrażenia bycia kimś szczególnie. W 2008 roku była zwykłą nauczycielką w Thurgood Marshall Academy, szkole publicznej w Harlemie. Nigdy nie miała problemów rodzinnych, zaburzeń psychicznych czy behawioralnych, nie nadużywała narkotyków ani alkoholu. Opisywano ją jako inteligentna, żywa, przyjazna i otwarta, kochająca zabawę, osobą, która żyje imprezami. Nie miała żadnych wrogów, więc było bardzo dziwne, gdy pewnego pięknego dnia w sierpniu 2008 roku wyszła ze swojego mieszkania na Manhattanie w Nowym Jorku, aby pobiegać i nie wróciła. Jej zaginięcie zgłoszono następnego dnia, w jej mieszkaniu panował całkowity porządek, policja potwierdziła, że nic z ważnych rzeczy nie zginęło, łącznie z torebką, portfelem, gotówką, paszportem i telefonem komórkowym — wszystko było na swoim miejscu. Nie planowała wyjazdu, a jednak nikt nie wiedział gdzie była. W miarę upływu dni, policja zaczęła podejrzewać, że prawdopodobnie została zamordowana lub porwana, dlatego wszczęto oficjalne dochodzenie. Dziewięć dni po zaginięciu Hannah, pewien klient zauważył w sklepie w centrum Manhattanu kobietę, której twarz wydawała mu się znajoma, ponieważ pojawiała się w wiadomościach i na licznych ulotkach. To była Hannah Upp, był tego pewien. Kiedy jednak podszedł do kobiety, aby zapytać ją, odpowiedziała, że się myli, po czym zignorowała go. Później zeznał, że znajdowała się w jakimś rodzaju obojętnego transu. Widziano ją na całym Manhattanie, w Soho, w różnych sklepach, a nawet w klubie sportowym. Często opisywano ją jako będącą w swego rodzaju oszołomieniu, ale nigdy nie pozostawała w jednym miejscu na tyle długo, aby przybyła policja mogła ją wylegitymować. We wrześniu 2008 roku, trzy tygodnie po zniknięciu Hannah, na południowym Manhattanie dokonano niezwykłego odkrycia. 16 września, dwóch pracowników przystani promowej w pobliżu Statuy Wolności zauważyło coś, co podskakiwało na wodzie. Okazało się, że było to ciało kobiety, pływające twarzą w dół, nieruchome i bezwładne, ale kiedy je wyciągnęli, byli zaskoczeni, widząc, że wciąż żyje. Hannah Upp została przewieziona do szpitala, gdzie stwierdzono u niej lekką hipotermię, odwodnienie i poważne oparzenia słoneczne. Po pewnym czasie gdy doszła do siebie, została przepytana przez policję, wyraziła całkowite zaskoczenie, że minęło tak dużo czasu. Hannah twierdziła, że ostatnią rzeczą, jaką pamięta, było wyjście na jogging, nie przypomina sobie, gdzie była przez cały czas zaginięcia, nie pamięta zakupów na Manhattanie. Myślała, że policja robi sobie z niej żarty, twierdząc, że zaginęła od 3 tygodni, wydawało jej się, że minęło tylko około 10 minut. Dla "The New York Times" powiedziała, że według niej, prosto z biegania znalazła się w karetce ratunkowej. Po intensywnych przesłuchaniach i serii badań neurologicznych, które nie wykazały niczego niezwykłego, lekarze doszli do wniosku, że Hannah cierpiała na coś, co nazywa się "fugą dysocjacyjną". Nazywany również popularnie "syndromem Jasona Bournea", jest to bardzo rzadki i słabo poznany stan zaburzeń dysocjacyjnych (konwersyjnych), które są zaburzeniami o charakterze psychogennym – nerwicowym, i mają ścisły związek czasowy z przeżytymi przez osobę silnymi stresogennymi wydarzeniami życiowymi. Ofiara zazwyczaj jakby "budzi się" w nieznanym miejscu, nie pamiętając nic, bez poczucia czasu co jest dezorientujące, ponieważ może trwać godzinami, dniami, tygodniami, a nawet dłużej. Jednak najdziwniejsze w jej przypadku było to, że ani Hannah, ani jej rodzina nie mogli sobie przypomnieć, by kiedykolwiek doznała silnego traumatycznego przeżycia. Hannah była nawet hipnotyzowana przez psychiatrów, aby sprawdzić, czy nie ma w niej jakiegoś wypartego traumatycznego incydentu, ale nic takiego nie znaleźli. Mimo to, było to wtedy najlepsze wytłumaczenie. Hannah wróciła do swojego zawodu nauczycielki, przeprowadziła się do Maryland, nie wykazywała, żadnych dalszych problemów psychologicznych, i wszystko wydawało się w porządku. We wrześniu 2013 roku, pięć lat po pierwszym zaginięciu, Hannah zniknęła ponownie. Zaczęło się od tego, że w Kensington na środku zalesionej ścieżki znaleziono jej portfel i telefon, ale po samej kobiecie brakowało śladu. Tym razem zaginęła na dwa dni, powróciła do domu o własnych siłach po tym, jak obudziła się, leżąc w płytkim potoku z pustym wózkiem na zakupy obok siebie. I tym razem nie pamiętała, gdzie była ani co robiła podczas zaginięcia. Co ciekawe, oba zaginięcia miały miejsce we wrześniu i oba miały związek z wodą, choć nie jest jasne, co znaczą te powiązania. Rok po tym drugim incydencie Hannah zdecydowała się na odważny krok i przeprowadziła się na Karaibskie Wyspy Dziewicze Stanów Zjednoczonych, gdzie ponownie znalazła pracę jako nauczycielka. Znów wszystko wydawało się wracać do normy i chociaż przeżyła dwa poważne huragany podczas pobytu w tym rajskim miejscu, wydawała się szczęśliwa, i nawet zamierzała tam pozostać. 17 września 2017 roku, Hannah wyszła rano do pracy, pożegnała się ze współlokatorami, nic nie wskazywało na to, że coś jest nie w porządku. Kiedy nie wróciła, okazało się, że nigdy nie dotarła do pracy. Przyjaciele udali się na poszukiwania — na plaży znaleziono jej ubrania, były starannie złożone. W pobliżu znaleziono kluczyki do samochodu, a samochód odkryto na parkingu, z torebką, portfelem, paszportem i telefonem komórkowym w środku. Dlaczego się rozebrała i dokąd poszła nago? Widocznie klucz albo zgubiła, albo wyrzuciła, nie znajdował się razem z ubraniami. W poszukiwaniach wzięły udział łodzie i helikoptery, ale nie znaleziono żadnego śladu. Sprawdzono szpitale, schroniska dla bezdomnych, a nawet kostnice z myślą, że na tak małej wyspie musiałby się pojawić jakiś ślad. Wyglądało na to, że po raz kolejny zniknęła bez śladu. Jednakże, jeśli był to kolejny epizod zapomnienia, to widocznie nadal trwa, ponieważ do tej pory nie powróciła. Podobnie jak w przypadku jej pierwszego zaginięcia, Hannah była kilkakrotnie widziana na wyspie. Widziano ją, jak żebrała na przystani, a także czającą się w pobliżu schroniska dla bezdomnych, w każdym przypadku najwyraźniej w transie przypominającym zombie. Niestety nie wiemy jakie ubrania nosiła w tym czasie. Jej zniknięcie przedstawiono w filmie dokumentalnym zatytułowanym "Zaginiona w Raju", a jej przyjaciele i rodzina nie tracą nadziei, że żyje tam gdzieś swoim nowym życiem, nie pamiętając, kim naprawdę jest. Na wyspie rozwieszono plakaty w nadziei, że jak wyjdzie ze stanu dezorientacji i dotrze do niej, że coś jest nie tak, zwróci się po pomoc. Co się z nią stało? Jak ktoś mógł zaginąć na całe tygodnie, nie pamiętając, gdzie był i co robił w tym czasie? Czy było to zaburzenie psychiczne, czy coś innego? Jakie znaczenie ma fakt, że wszystkie trzy zaginięcia miały miejsce we wrześniu i ich związek z wodą? Starannie poukładane ubrania na plaży przypominają inne opisane tutaj przypadki zagadkowych zaginięć. Czy owe zaburzenia nerwicowe występują zawsze we wrześniu i mają coś wspólnego ze zbiornikami wodnymi? Tego nie wiemy. Może tylko ten miesiąc był przypadkiem, bo reszta pasuje do tysięcy innych dziwnych zaginięć, nawet jej "zgubiony czas". Być może nigdy nie poznamy odpowiedzi na te pytania, ponieważ Hannah Upp pozostaje zaginiona do dziś. Jestem naprawdę ciekawy czy i po tym zaginięciu powróci, jak zrobiła to już dwa razy? Pamiętając, że każdorazowo odnalazła się w wodzie i tylko cudem nie utonęła za pierwszym razem, jej szanse wydają się znikome.

                                                                         

                                                         Hannah Upp

                                                       

Inny mężczyzna przypomina sobie swoje spotkanie z nieznanym, kiedy był jeszcze dzieckiem:

"Bawiłem się z innymi dziećmi na huśtawkach, ale pokłóciliśmy się i postanowiłem wrócić do kempingu. Wybrałem drogę w kształcie litery U, która biegła wokół pola kempingowego, byłem pewny, że zaprowadzi mnie do rodziców. Idę tą polną ścieżką, po obu stronach są trzciny, za kilka minut docieram do stawu. Krystalicznie czysta woda, mam ochotę się napić. Wygląda tak odświeżająco. Klękam i nagle jeżą mi się włosy na głowie, jakbym wskoczył z powrotem do mojego ciała. Co ja robię? Dlaczego mam zamiar pić wodę ze stawu? Dlaczego poszedłem tą ścieżką? Czuję się naprawdę nieswojo. Odwracam się i idę tą samą dróżką, którą przyszedłem, ale ona nie wygląda tak samo, jest taka wąziutka. Nagle pojawiły się owady, cała masa. Idę dalej, ale ścieżka robi się coraz węższa, trzcina i wysoka trawa dotykają moich ramion, a owady nieustannie szumią w uszach. Ścieżka jest teraz tak wąska, że ​​muszę iść bokiem. Krzyczę o pomoc i nagle słyszę pytający głos, czy wszystko w porządku? Odpowiadam, że się zgubiłem, a kobiecy głos mówi, żeby iść prosto, że mnie widzi. Nie mogę nic zobaczyć, tylko wysoką trawę i trzciny. Przechodzę kilka metrów i widzę drogę. Jestem podrapany od stóp do głów, na placu zabaw stoi kobieta. Wyciąga chusteczkę higieniczną i zaczyna wycierać zadrapania, a ja jej opowiadam, co się stało. Patrzę za siebie i nie widzę ścieżki, jestem w tym samym miejscu, skąd wyruszyłem do kempingu. Kobieta patrzy na mnie i mówi, że nie powinienem o tym myśleć, po prostu zapomnieć, że to się stało, a potem powtarza to samo i podkreśla, żeby o tym nie mówić."


Śledząc takie przypadki, które dziś idą już w tysiące widać wspólne podmioty, to zaledwie mały wycinek ogromu spotkań z nieznanym fenomenem, który powoduje, że ludzie gubią się w dziwny sposób lub przeżywają coś, co trudno wytłumaczyć. Wiele przypadków zdaje się powtarzać, jakby były dokładną kopią innego, który wydarzył się parę dekad wcześniej. Ludzie pozbywają się ubrania, co można by tłumaczyć zjawiskiem hipotermii, lecz jeżeli dzieje się to w okresie ciepłych miesięcy, lub mają wystarczająco dużo ciepłej odzieży, hipoteza ta odpada, chociaż byłaby tak kusząca, żeby wyjaśnić dziwne zajście. Na początku XX wieku w Ameryce Północnej zaginęło kilkoro dzieci, które później opowiedziały niesamowite historie. Opowieści dotyczyły niekiedy wysokiego Indianina, pilnującego zaginionych, którzy mieli się znajdować w krainie kwitnących kwiatów gdzie słońce nigdy nie zachodziło. Pomijając dzień, który trwał wiecznie, w trzech przypadkach do zaginięcia doszło późną jesienią lub zimą, wtedy pachnące łąki oczywiście odpadają. To prowadzi badaczy w kierunku równoległych portalów, niewidzialnych wszechświatów, co w sumie bardzo przypomina to o czym mówią ludzie po rzekomym uprowadzeniu przez zjawisko UFO. Potwierdzają to poszukiwania zaginionych, psy poszukiwawcze nie są w stanie ich znaleźć, odmawiają posłuszeństwa lub zachowują się irracjonalnie, tak jakby ludzie ci rozpuścili się w powietrzu. Niekiedy świadkowie obserwują dziwne istoty, których oficjalnie nie ma, jednak przeglądając dawne mity i legendy widzimy, że te postacie zauważano już od zawsze, a czytając te dawne opisy, człowiek szybko widzi analogie do współczesnych wydarzeń. W następnych artykułach mam zamiar przyjrzeć się bliżej poszczególnym aspektom, które łączą dziwne zaginięcia, a takich jest kilka — od dziwnych mgieł poprzez anomalia czasowe, folklor, ludzi, którzy pojawili się znikąd i paru innych.

Jeżeli ktoś chciałby podzielić się swoimi lub zasłyszanymi przygodami, tak samo uwagi i swoje przemyślenia zawsze są miło widziane w komentarzach lub na e-mail czajaarkadius@gmail.com












Komentarze

  1. Arku cieszę, się z masz swojego bloga, a artykuł jest bardzo interesujący chociaż przypadki w nim opisane są bardzo złowieszcze pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno są złowieszcze, znam tylko parę przypadków, kiedy ów fenomen pomógł ludziom w przeżyciu. Reszta z nich tylko cudem się odnalazła, a zwłaszcza myśliwi prawie zawsze przypłacili życiem. Przy tym, myśliwi jako grupa ludzi, którzy znakomicie znają teren i sposoby przeżycia w dzikim terenie zachowywali się tak irracjonalnie, że nie tylko czytelnik się dziwi, ale zawodowi ratownicy, którzy niejedno widzieli. Taką ciekawostką jest, że ich broń prawie za każdym razem znikła, jakby coś zabierała ją w postaci trofeum czy coś. To dyskwalifikuje napaść dzikich zwierząt jak pumy czy niedźwiedzie, oczywiście te mogą napaść człowieka i zdobycz zaciągnąć gdzieś w swoje miejsce, ale zwierzę nie zabierze broni.

      Usuń
  2. Przerażające, nie chciałabym czegoś takiego przeżyć, chociaż kusi z naukowego punktu widzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno przerażające, zwłaszcza przypadki małych dzieci, których nigdy nie odnaleziono, albo znaleziono ich zwłoki, a koroner wydał oświadczenie, że zmarły z wyczerpania. I to nie jest tak, że nikt ich nie szukał, setki wolontariuszy brały udział w akcjach, psy, helikoptery z kamerami wykrywającymi ciepło — nic. A potem okazuje się, że znaleziono je w miejscu, które było kilka razy przeszukane. Szok i smutek, nie tylko dla rodziny. Pozdrówka

      Usuń
    2. Witam Panie Arku, wreszcie doczekalismy się Bloga. Właśnie trafiłem na link do niego, u A.Miazgi. Czy przypadki jakie przytacza Pan w tym poście, pochodzą bezpośrednio z którejś z książek Paulidesa? Jeśli tak to z której? Osobiście już zamówiłem jego dwie pierwsze pozycje, "Western USA" i "East USA", jednak pozostaje mi jeszcze długo poczekać zanim dotrą. Jeśli chodzi zaś o okoliczności, przypadki, i zeznania samych zaginionych opisane przez Pana powyżej chodzi, to jak widzimy są dość zróżnicowane. Zróżnicowane, aczkolwiek analogiczne względem siebie.

      Usuń
    3. Witam.

      Przez książki, które pan zamówił, przewijają się wszystkie incydenty z USA, jest to na pewno najlepszy zbiór przypadków. Na pewno są u mnie przypadki z książki, jak sobie przypominam to incydent z Chrisem Tomkins, ten na sto procent. Inne także przewijają się przez książkę lub konferencje z platformy yt. Tak naprawdę, jeżeli słyszę na jakimś kanale ciekawy przypadek, mając nazwisko i miejsce, wystarczy wpisać do wyszukiwarki wraz z "Paulides" i od razu jesteśmy przy tym samym przypadku, z różnicą, że David P. teraz relacjonuje. Jednak jest on tylko jednym z kilku ludzi, którzy je opisują, nie posiada monopolu, chociaż niekiedy bardzo go to boli ;)

      Tak, zróżnicowane, a jednak mają coś wspólnego. Podobnie było z fenomenem enigmatycznych sterowców 120 lat temu albo z fenomenem UFO, przypadki, które mają wiele wspólnych wątków a z drugiej strony, różnią się...... kto wie czy to nie ten sam trickster?

      Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Postanowiłem być skrupulatny i rzetelny, w zapoznaniu się z publikacjami Davida, totez chcę zachować chronologię. Znamienny jest fakt, który powtarza często David w swoich nagraniach, że codziennie otrzymuje masę maili od ludzi, którym wydaje się że wiedzą i są pewni, co kryje się za tym fenomenem, a nie przeczytali jego ani jednej książki, a już na pewno nie przeczytali wszystkich, by wówczas snuć teorie i hipotezy. Ja do takich osób właśnie nie chciałbym należeć i za cel objąłem zapoznanie się z całym tym materiałem, by wówczas mieć szerszy ogląd.

      Póki co bazuje na podcastach z Davidem, wywiadach, i jego kanale canam na YT. Dziwnym jest fakt, iż strona canammissing.com nie działa na terenie Polski. Nie wiem co jest tego przyczyną.

      I tak jak mówisz Arku, przypadki są zróżnicowane, jednocześnie mają że sobą niepokojący, wspólny mianownik.
      Można przypisać temu, albo wiązać te przypadki z Big Foot, z szeroko pojętym fenomenem UFO, ze swerą duchową, z portalami do paralelenych rzeczywistości, jak i z tym, o czym pisze Arek Miazga "Mgonią"

      Moim zdaniem należy podchodzić do tego inter-dyscyplinarnie i być bardzo otwartym.

      Usuń
    5. Tak jest!. Ludzie niekiedy nawet nie zapoznali się z jego materiałem, a uważają się od razu za takich ekspertów. Inni z powodu swoich przekonań od razu wszystko dyskredytują i ośmieszają, a w życiu nawet tyłka nie podnieśli żeby samemu coś zrobić / sprawdzić. Paulides nie namawia nikogo do jakiegoś wniosku, on tylko prezentuje przypadki. A ludzie sami szufladkują "bo napisał dwie książki na temat Big Foot, to znaczy, że uważa, że owe małpoludy za tym stoją" albo "prezentował wykład na zebraniu MUFON, znaczy uważa, że ufoludki zabierają ludzi". Oczywiście to nie prawda, bo nawet i dziś po tylu latach Paulides nie ma pojęcia ani dowodów, żeby na coś wskazać palcem. Ja też uważam, że trzeba pochodzić do tego z otwartym umysłem i nie bać się przypadków o większej dziwności pochodzących z folkloru. To, że ludzie od zawsze doznawali dziwnych przeżyć nie ulega wątpliwości, że ktoś samemu coś takiego nie przeżył to nie znaczy że inni sobie to wymyślili, raportów jest mnóstwo. Wprawdzie nie uważam, że trzeba ślepo wierzyć wszystkiemu co jest napisane, ale przypadki pokrywają się na całym świecie, i to nie teraz w dobie internetu, myślę o takich ze starych kronik, które mają kilkaset lat i pokazują ten sam dziwny fenomen.

      Tak to dziwne, ja też niekiedy tak mam. Ktoś z Polski podaje mi linka do ciekawego filmu, a u mnie pokazuje że "W twoim kraju niedostępne".

      Usuń
  3. Tutaj jest opisany przypadek 70-letniego mężczyzny-myśliwego ,który został niespodziewanie otoczony przez 5 bardzo agresywnych Dogmanów.Miał broń wycelowaną w nich i to go ocaliło ,gdyż jak sam zauważył,
    że się jej panicznie bali...Mężczyzna uszedł z życiem,ale od tej pory już nie polował.

    http://nowaatlantyda.com/2016/11/13/dogman-nowy-fenomen-amerykanskich-lasow/

    W art. opisujesz ,że odbezpieczenie broni przez mężczyznę spowodowało,ze zniknęla ścieżka wiodąca nie wiadomo dokąd i wabiący go kobiecy głos.
    Napisałeś również ,że jednak giną prawie zawsze zaatakowani przez te nieznane siły- myśliwi,co daje do myślenia,że nie tolerują polowań na nazwijmy to "Ich terenem" ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za linka. Fenomen Dogmanów bardzo mnie interesuje, mam kilka opowieści, które pewnego razu zajmą cały artykuł. Tak, to szalone zjawisko, bo jak wytłumaczyć komuś trzech takich osobników stojących przy drodze i palących papierosy? Jednak cały ten paranormalny światek jest szalony i niesamowity.

      Być może jest tak, że to i owo nie lubi intruzów na swoim terenie. Inne opowieści znów mówią o tym, że coś ludzi wołało, kusiło, żeby tam wejść. Coś, co znamy z tysięcy legend, przeważnie nie kończyło to się dobrze, niekiedy taka osoba była tylko "wystrychnięta na dudka" a niekiedy kończyło się gorzej. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Arek, no niezły zwiastun tego artykułu- "Dogmani palący papierosy"!?Pierwszy raz o takim czymś słyszę ...ale jazda!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Cóż, Nawahowie mają nawet dwóch oficerów którzy zajmują się przypadkami o charakterze paranormalnych. U nich skinwalkerzy to nic niezwykłego. W audycji radiowej też się dziwili ale co zrobić? świadek twierdził że palili . Ale i w innych dziedzinach widzimy to samo, sytuacje absurdalne i bez sensu, co z tym zrobić?. Pozdrówko.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.