Dziwne zaginięcia, ciąg dalszy. James Foley i Pattie Pendelton.

Przypadki tajemniczych zaginięć często zadziwiają nie tylko czytelnika, ale właśnie ludzi, którzy pomagali w poszukiwaniach. Na dodatek odnalezienie zmarłego wiąże się z wielką konfuzją. Miejsce te zostało przecież przeszukane, więc dlaczego wcześniej nie odkryto zwłok? Albo jak w przypadku małej Judy z Florydy. Gęsta mgła spowiła okolicę, tak że ratownicy musieli utworzyć łańcuch. Ramię w ramię przeszli 2,5 km. w głąb bagien, ale małej zguby nie znaleźli. Gdy mgła opadła poderwano helikopter i o dziwo trzylatka została natychmiast zauważona. Miała ubrany różowy strój, który trudno nie zauważyć. Jednak poszukujący jej nie dostrzegli, a w tym miejscu szukano. Wyglądało to tak, jakby coś ją tam odstawiło — tam w tym bagnistym terenie. Poniższe dwa przypadki także miały swój finał na bagnach. Co ciągnie tych ludzi w takie miejsca? Kiedyś, dawno temu przestrzegano, aby nie chodzić na mokradła, "bo tam straszy", "bo tam żyją utopce" Inne dziwne stworzenia też miały tam "swoje kąty", nie mówiąc już o tym, że las ogólnie był siedzibą różnych zmór. No ale to wszystko tylko bajki, mówią inni. Bajki czy nie, faktem pozostaje, że coś ludzi ciągnie na grzęzawiska, gdzie nieraz umierają w krótkim czasie. Aż za krótkim, biorąc pod uwagę ich wyposażenie i szeroko zakrojone poszukiwania.


                                                          


59-letnia Pattie Pendleton zaginęła w poniedziałek 28 listopada 2016 r. To jest zimny, można śmiało powiedzieć — nieprzyjemny dzień, gdy ze swoimi psami wybiera się na spacer do parku w Exter (Rhode Island). Po drodze spotyka spacerującą parę, ci później zgłosili się, twierdząc, że widzieli ją na ścieżce wraz z dwoma czworonogami. Rodzina zgłasza jej zaginięcie we wtorek, kiedy nie pojawiła się w pracy. Podczas szeroko zakrojonych poszukiwań policja szybko odnalazła jej samochód, zaparkowany w pobliżu szlaku przy Route 165. W poszukiwaniach uczestniczyły załogi policji stanowej, DEM, policji Coventry i kilkuset wolontariuszy. Wykorzystano łodzie, helikoptery, quady, konie i drony. Użyto psów tropiących. Drony przeskanowały ponad 42 000 akrów. To już prawie grudzień, drzewa i krzaki bez liści, wydawało się, że poszukiwanie nie będą długo trwać. O tej porze w lesie dominuje tylko jeden kolor — szarość. Kamizelka odblaskowa zaginionej musi być dobrze widoczna. Nie tylko ona miała ją ubraną, także oba psiaki nosiły pomarańczowe kamizelki, to tylko kwestia godzin, kiedy się znajdą. Niestety pierwszy dzień poszukiwań nie przynosi oczekiwanych wyników. To niemożliwe. Nikt nie wierzy, że Pattie wybrała się gdzieś na dłuższą wycieczkę. Nie oszukujmy się, jej nadwaga nie pozwala na jakieś wyczyny. Zwykle są to tylko krótkie spacery po prostym terenie, nie gdzieś po krzakach gdzie trzeba się schylać albo wysoko dźwigać nogi. Dziesięć zespołów psów tropiących przeszukuje teren, jak to może być, że nie znajdują zapachu? Znaleziono okulary, zwykły model, ale jej syn potwierdza, że taki właśnie nosiła. Tą wiadomością dzieli się na Facebooku. "Nie tracimy nadziei. Nie było długo ani wystarczająco zimno”. Pattie Pandelton znała okolicę, tu się wychowała. Ponadto rodzina opisuje ją jako zapaloną turystkę, która kocha przyrodę, "na pewno wie jak sobie poradzić". (Wiem, że to się trochę gryzie ze stwierdzeniem powyżej, ale cóż, ktoś inny miał swoje zdanie). Mijają kolejne dni, policja wykluczyła zabójstwo, nie ma najmniejszych oznak, bardziej wygląda na to, że kobieta wraz z psami opuściła las. No bo jak inaczej? Specjaliści od poszukiwań nie owijają w bawełnę, nawet gdyby kobieta doznała wypadku, pozostają psy w kamizelkach odblaskowych. Powinno się je znaleźć, terier i pudel to może nie wielkie psy, ale przecież szczekałyby, byłyby w ruchu, co by wpadło w oko operującymi dronami. Byłoby ich słychać. Pozostaje jedyna możliwość — kobiety i psów nie ma w lesie, kropka. Po trzech dniach zawieszono oficjalne poszukiwania, ale rodzina i wielu wolontariuszy kontynuowało poszukiwania. 

Dwa dni później para wędrowników natknęła się na zaginione psy, tylko milę od drogi. Wezwana policja szybko odnalazła zwłoki zaginionej. Nagle tak. W swoim oświadczeniu szef Wydziału Egzekwowania Prawa RIDEM napisał tak:

Pani Pendleton została znaleziona w gęstych zaroślach, gdzie najwyraźniej w poniedziałek szukała schronienia na noc — po zejściu z oznakowanego, żółtego szlaku w Arkadii. Chociaż poszukiwania zostały zawieszone, nasi funkcjonariusze kontynuowali poszukiwania przez cały weekend i byli w okolicy, gdy wędrowcy zgłosili odnalezienie czworonogów. Nasi funkcjonariusze   szybko zareagowali i podążyli za psami przez gęste zarośla, gdzie znaleziono zaginioną. Zwierzęta zostały zabrane przez DEM do pobliskiej placówki weterynaryjnej.”

Dziwne. Bardzo dziwne. Najpierw przez kilka dni nic, a potem nagle znajdują się psy, które prowadzą do zaginionej. Gdzie były przez te wszystkie dni? W innej rzeczywistości?, w krainie czarów? Szkoda, że nigdy się nie dowiemy, ale nawet gdyby umiały mówić, to może byłyby to tylko "bzdury i bezsens", dokładnie taki sam już nieraz opowiadali ludzie, którzy przeżyli dziwne zaginięcia. Co ciekawe ciało znaleziono w bagnistym terenie zwanym "Cat Swamp," na zachód od Deep Pond (to małe jeziorko — jedyny zbiornik wodny w pobliskiej okolicy). Według policji to obszar trudno dostępny, zauważając, że trzeba było użyć pił łańcuchowych i sprzęt do usuwania zarośli, aby uzyskać dostęp do ciała zaginionej. Dlaczego tam się znalazła? Niedaleko przebiega autostrada, ale i inne szlaki i dróżki. Nie słyszała samochodów? Nawet gdy ktoś się zgubi i gdy natknie się na drogę czy szlak, to trzyma się tego no nie? Ale jak w innych przypadkach, ludzie nawet mają telefony ze sobą i ich nie używają, błądzą, znikają, zachowują się, jakby postradali zmysły, jakby nadepnęli na "błąda", jakby "zapadli się pod ziemię". A potem nagle się pojawiają. Sekcja zwłok także nic nowego nie wniosła. Tak jak w wielu innych przypadka to tylko „ekspozycja na żywioły” (exposure). Czy kluczowym wydarzeniem było zgubienie okularów? Nie wiem. Jednak nawet nie mając okularów, musiałaby zostać znaleziona przez poszukujących, setki ludzi, drony i psy szukały  i nie potrafiły ich znaleźć. To tak jakby całą trójkę tam nie było. Nie było przez wszystkie dni poszukiwań, bo przecież szukano, wołano, tropiono zapach. Zostali w tym czasie uprowadzeni?

James Foley zaginął 10.07.1988 r., miał 21 lat. Dzień wcześniej przybył z przyjaciółmi do Pemigewasst w New Hampshire. James nie był typem wędrownika, nie był także krzepkim atletą, gdyby nie to, że koledzy wyciągnęli go z domu, na pewno sam by nie wpadł na pomysł, żeby włóczyć się po lesie. Ostatnio znów popadł w depresje, to przyjaciele chcieli, żeby pojechał z nimi, może?, ba! na pewno go to odpręży, nowe wrażenia zawitają w głowie. Bliźniacy James i David Skinner dołączają do Jamesa Foley i Thomasa Harissa. 9 lipca parkują samochód i wyruszają szlakiem w kierunku White Mountain, tam będą nocować na polu namiotowym. Wędrówka trwa ponad 3 godziny. Dla słabeusza Jamesa to nie lada wyzwanie. Plecak, namiot, wyposażenie na kemping mają swoją wagę, nic dziwnego, że podróż z postojami trwa kilka godzin. Nie jest łatwo, ale grupa osiąga cel i wszyscy są zadowoleni. Po spokojnej nocy następnego dnia grupa postanawia się rozdzielić. Bracia biorą szlak bardziej zaawansowany. Foley i Harris wyruszają łatwiejszym i jako pierwsi opuszczają obóz. Wędrówka jednak przerasta siły Jamesa, który zostaje w tyle. Jego partner chce kontynuować swoim tempem. Harris nie przejmuje się tym za bardzo, w końcu szlak jest dobrze oznakowany. Tymczasem James traci tempo, jest coraz bardziej zmęczony. Bracia Skinner, którzy szli inną marszrutą, dołączają do Jamesa. To już niedaleko, pozostawiają go w tyle, za niedługo wszyscy spotkają się na parkingu. Tam James Foley nigdy nie dotrze. Mężczyźni czekają przy samochodzie, później idą mu naprzeciw, jednak i tu go nie ma. Tego samego dnia wieczorem zgłaszają zaginięcie.

 New Hampshire wysyła strażników leśnych, jak i rybołówstwa. Pierwszego dnia przeszukano 30 mil szlaków i odnóg, wtedy nikt jeszcze nie myślał, żeby coś złego się wydarzyło. Mężczyzna miał ze sobą wszystko, co potrzeba na biwak, teraz w lipcu zimno mu nie będzie. Jedna z możliwości była taka, że zaginiony dotarł do drogi, skąd autostopem mógł pojechać do domu. Tak jednak nie było, miejscowi policjanci sprawdzili miejsce zamieszkania i nie uzyskali pozytywnych informacji. Rozwinięto poszukiwania, wojsko, helikopter, jak i psy tropiące wzmocniły drużyny leśników. 19 lipca, to jest 8 dni po zaginięciu, znaleziono ciało Jamesa Foley. Zaginiony znajdował się na bagnistym terenie, to jakby déjà vu do podobnych tajemniczych zaginięć, które kończyły się śmiercią na bagnach. To niezwykłe, że właśnie tam go znaleziono, major Henry Mock w artykule gazety Telegraph zapewniał, że teren ten przeszukano. Gdyby żył, odezwałby się, gdyby nie żył, znaleziono by jego ciało. Sekcja zwłok nie wykazała żadnych urazów, ran. "Prawdopodobnie zmarł zaraz pierwszej nocy z powodu wyczerpania". Tutaj chciałbym zaznaczyć, że słowo "exposure" tłumaczy się różnie, zetknąłem się z tym, że pisano i byli to Amerykanie — iż zamarzł. Dobrze, w porządku, jeśli chodzi o zimne noce i ciało wykazuje odpowiednie naruszenie tkanki, wtedy nic nie powiem. Mamy jednak lipiec i myślę, że raczej trudno zamarznąć, no chyba, że zmienił czasoprzestrzeń. Nie byłem przy sekcji zwłok i nie mogę powiedzieć, na ile było to zamarznięcie. Słowo "exposure" może być rozumiane mniej dramatycznie i chyba tak było. Lecz zaraz, momencik. Dorosły facet ma namiot, śpiwór, kurtkę, wszystko, co potrzebuje, dlaczego miałby umrzeć z wyczerpania? Bez wody i jedzenia wytrzymałby kilka dni. Szukano, wołano, czy on tego nie słyszał? Czy on tam był? New Hampshire leży na szerokości geograficznej jak południowa Polska i Czechy, latem można nocować nawet bez ciepłych ubrań i ludzie nie umierają z wycieńczenia. Gdyby zwłoki leżałby tam kilka dni, nie tylko psy, ale również ludzie mieliby do czynienia z przykrym zapachem. Przy temperaturach około 30 stopni, rozkład ciała następuje szybko, dlaczego trenowane czworonogi nic nie wyczuły? 

Takich przypadków było już więcej, gdzie przebywają ci ludzie? A potem ich ciała pojawiają się w miejscach wielokrotnie przeszukanych. Nie ma widocznych obrażeń, a człowiek umiera  w tak krótkim czasie. To tak jak w opowiadaniach o wróżkach, kiedy zabierano uprowadzonego do tajemniczej krainy, a po powrocie umierał "bez powodu". Tutaj mamy to samo, tylko bez posmaku folkloru. Co ciekawe, ten fenomen znany jest nie tylko z dawnych czasów, mamy go dokładnie tak samo dziś. Nie widać także granic terytorialnych, Azja, Ameryka Płn. i Południowa, Europa, wszędzie podobne, jak nie identyczne przypadki.



Wykorzystano:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.

Zniknięcia? Dematerializacja?

Tajemnicze zaginięcia - Rosemary Kunst i Carl Landers