Zaginięcia myśliwych.
Wiele przypadków tajemniczych zaginięć dzieje się w dzikich zakątkach lasów, co wydaje się sensowne, bo gdzie można się zgubić jak nie w miejscach oddalonych od cywilizacji, ze zdradliwym terenem i dzikimi zwierzętami. Jednak czasami takie zaginięcia dotyczą ludzi dobrze zorientowanych w lasach, ludzi, którzy niekiedy całe życie spędzili w okolicach i znają je jak własną kieszeń. Z bardzo rzadkich relacji można się dowiedzieć o rzekomej dezorientacji i oszołomieniu, lecz co za tym stoi? lub dlaczego ludzie ci przepadają jak kamień w wodę, tak że nawet psy nie potrafią podjąć tropu — pozostaje zagadką. Trzeba zauważyć, że jest pewna różnica między "niedzielnym" traperem a człowiekiem, który spędza, powiedzmy 6 dni w tygodniu w lesie, polując, pracując czy przemierzając kilometry głuszy w ramach pracy / hobby. Doświadczenie robi swoje, ludzie ci stają się wyborowymi outdoorowcami, potrafią odczytać ślady zwierząt, interpretować odgłosy natury, określić swoją pozycję, a w razie potrzeby zrobić ogień i zdobyć coś do zjedzenia. Co jednak powoduje, że nagle zachowują się tak irracjonalnie? ściągają buty, błądzą — ba! nawet uciekają przed ludźmi. Wprawdzie nie dotyczy to tylko ludzi, którzy większość czasu spędzają na łonie natury, lecz przynajmniej u nich można wykluczyć coś, co mogłoby wywołać jakiś szok ( z przymrużeniem oka — szok spowodowany zbyt dużą ilością świeżego powietrza, również niekiedy nazywany.: brakiem łączności z internetem)
Mapa USA z zaznaczonymi miejscami tajemniczych zaginięć. Copyright David Paulides.31-letni Jeromy Childress wybrał się ze wraz ze swoim współpracownikiem, Shanem Lueyem i jego synem na polowanie na łosie w okolicę góry Trask w hrabstwie Tillamook w Oregonie. 17 października 2004 roku trio spędziło dzień na tropieniu zwierząt i cieszyło się przyrodą. Tego wieczoru wybrali się w dół góry, aby zebrać drewno na opał, jednak w drodze powrotnej napotkali gęstą mgłę, która spowodowała, że nie potrafili odnaleźć obozu. Jechali samochodem, szukając swojego obozu, ale nie mogli go znaleźć. Po kilku godzinach błądzenia Childress powiedział swoim towarzyszom, że jego zdaniem obóz znajduje się za drzewostanem, który właśnie mijali. Luey wraz z synem zostali przy samochodzie, podczas gdy Childress przedzierał się na przełaj przez mgłę, aby sprawdzić, czy rzeczywiście jest tam ich koczowisko, po czym miał wrócić. Nie wiedzieli, że widzą Childressa po raz ostatni, gdy ten ginął we mgle. Minęło następnych kilka godzin, lecz Childress nie wracał. Mężczyźni pojechali w poszukiwaniu swojego zaginionego towarzysza, a tym samym odnaleźli obóz, który faktycznie znajdował się po drugiej stronie drzew, tak jak powiedział Childress. Co dziwne nie znaleźli żadnego śladu po zaginionym myśliwym, poza wyrzuconym papierkiem po gumie do żucia. Kiedy mgła opadła, zaraz następnego dnia przeszukano teren, jednak nie znaleziono nic, co by wskazywało, że Childress był w okolicy. Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań, nie odnaleziono absolutnie nic. Pewien świadek twierdził, że tego wieczoru, kiedy Childress zniknął, słyszał trzy strzały jeden po drugim, co jest postrzegane jako tradycyjne wezwanie pomocy. Nie było jednak jasne, czy miało to związek z Jeromim, ponadto Luey i syn nic takiego nie słyszeli. Ostateczny los Jeromiego Childressa pozostaje do dziś nieznany.
Robert Springfield zaginął 19 września 2004 roku w górach stanu Montana. Tego dnia wybrał się na polowanie, planował sprawdzić pewne miejsce, a potem wrócić do obozu gdzie czekali synowie. Gdy o umówionej porze ojciec nie wrócił, postanowili czekać jeszcze do zmroku, a później powiadomili strażników rezerwatu. Nastąpiła wielka akcja poszukiwawcza z udziałem biura szeryfa, członków rezerwatu Indian, jeźdźców konnych, helikoptera ze specjalnymi kamerami, a także psów. Jednak bez skutku, mężczyzna przepadł jak kamień w wodę. Prawie rok później, w październiku 2005, inny myśliwy polował w rejonie, gdzie zaginął Springfield. Jego uwagę przykuła wrona, która krakała — ba! wrzeszczała na całe gardło na jednym z pobliskich drzew. Poszedł w tym kierunku, ponieważ jak później powiedział: czegoś takiego w życiu jeszcze nie widział. Ptak wydzierał się na całego, nawet gdy podszedł pod samo drzewo. Dopiero, teraz gdy spuścił wzrok, zauważył leżące na ziemi ubrania a obok ludzką czaszkę i kości. To były pozostałości po Robercie Springfield. Z artykułu prasowego można było wyczytać, że funkcjonariusze byli dość zdziwieni, ponieważ miejsce to było przeszukane, a obóz ratowników znajdował się trochę poniżej tego miejsca. To nie koniec dziwności, jego buty stały tak, jakby ktoś je starannie odstawił, obok leżał płaszcz, a także jego pasek. Pasek był schludnie pozwijany. Znaleziono portfel z pieniędzmi i dokumentami, jedynie co brakowało to jego broń — łuk i kołczan na strzały. Pozostają te same pytania, co zawsze. Jeżeli miałoby to być morderstwo na tle rabunkowym, ów ktoś zabrałby i portfel. Co powoduje, że w takich momentach człowiek ściąga buty, zwija swój pasek?
Wojciech Grzelak w jednej ze swoich audycji poruszył temat pod tytułem: "Obrońcy zwierząt". Chodziło o bezprawne polowania w Rezerwacie Przyrody w górach Syberii. Tradycja polowań nawet z nagonką za pomocą helikopterów znana jest wśród rosyjskich polityków, a w ostatnich czasach dołączyli do nich nowobogaccy biznesmeni. Śmigłowce z głośną śmietanką towarzyską widuje się nader często i na pewno nie jest to odosobnione zjawisko, podobne wypady znane są nam z Afryki, a na pewno mają miejsce także gdzie indziej. Jednak co wydaje się dziwne to ponad przeciętna ilość wypadków śmigłowców. Można by się spodziewać, iż helikoptery, którymi podróżują "grube ryby" nie należą do przysłownego złomu i zapewne tak jest. Gubernator Irkucka czy generał wojska nie będzie transportowany gorszym sprzętem — wręcz przeciwnie. A jednak podczas lotów doszło do kilku poważnych kolizji i jak się później okazało, zawsze podczas polowań Być może powodem było to, że pilot musiał nieraz w trudnym terenie zejść bardzo nisko, aby gość pokładowy mógł swobodnie celować do zwierzyny. Zdaniem niektórych ludzi, owa inwazja mieszczańskich morderców zwierząt wyzwoliła coś jakby moce przyrody, które pozostają ukryte, ale skutecznie stawiają czoła barbarzyńcom. W ostatnich latach nastąpiło dziwne zagęszczenie przypadków, które wydarzają się pseudomyśliwym. Śmigłowce nie tylko rozbijają się, ale często zacina się nowa i kosztowna broń myśliwska. Bywa i tak, że zwierzę dobrze widoczne w celowniku optycznym, rozpływa się w powietrzu. Takie historie zostały relacjonowane Grzelakowi przez kilku ałtajskich myśliwych. Zwierzę, które wydawało się łatwe do ustrzelenia, po prostu znikało. Według szamanki ałtajskiej Dżany Majewnej — gospodrz Ałtaju, czyli Eeze Ałtaj wziął zwierzęta pod swoją opiekę, i tylko ci, którzy okazują szacunek, mogą liczyć na pewien sukces. Polski podróżnik miał okazję widzieć trop, który pokazał mu myśliwy z Łaganu. Były to ślady marala — ałtajskiego jelenia. Racice zostawiły w śniegu wyraźne zagłębienia, lecz trop się urywał. Śnieg dookoła pozostał nienaruszony, nie było mowy o przysypaniu nowymi opadami — wyglądało, jakby jeleń rozpłynął się w powietrzu. Według przewodnika — ów jeleń został wybrany przez gospodarza Ałtaju, a teraz prawdopodobnie spaceruje na łąkach ukrytego przed nami wymiaru. Właśnie z tego niewidocznego wymiaru mają do nas przybywać ałmysy, człekokształtne istoty nazywane ałtajskimi yeti, których wbrew pozorom jest tam tak dużo, że prawie każdy myśliwy spotkał je osobiście. Myśl iż niewidoczne istoty pomagają lub w jakiś sposób ingerują w nasze życie, nie jest nowa, podobne przekonania możemy znaleźć na całym świecie.
Tłem następnego dziwnego przypadku są dość złowieszczo nazwane Crazy Mountains (Szalone Góry) w północnej części Gór Skalistych w stanie Montana. We wrześniu 2014 roku 38-letni myśliwy, Aaron Joseph Hedges wybrał się na polowanie, towarzyszyli mu Greg Leitne i Joe Depew. Przygoda rozpoczęła się 3 września, kiedy grupa w świetnych humorach wyruszyła z Cottonwood, z dwoma końmi i mułem. Niefortunny obrót wydarzeń zaczął się już pierwszego dnia podczas marszu, coś wystraszyło muła, w efekcie czego śpiwór Hedgesa spadł i zgubił się niezauważony. To nie był problem, w okolicy był obóz, z którego korzystali w zeszłym roku, mieli tam zapasy na wypadek, gdyby coś potrzebowali, również zapasowe śpiwory. 5 września, będąc już na miejscu wyznaczonego biwaku, Aaron zdecydował się na wyprawę do zeszłorocznego obozu, by zabrać zapasy — kolegom oświadczył, że wróci przed zapadnięciem nocy. Nie była to szczególnie wielka odległość dla doświadczonego człowieka, miał krótkofalówkę, telefon komórkowy, był uzbrojony w broń palną i łuk. Następnego ranka próbowano się z nim skontaktować, jednak krótkofalówka milczała. Nadajnik posiadał system GPS, który wykazał, że Hedges ominął rozwidlenie szlaku, którym miał dotrzeć do celu, a sygnał oznaczył jego pozycję na dolnym skraju ekranu. Postanowiono odczekać, to przecież doświadczony myśliwy, posiadał broń i wszystko, co trzeba. A jednak telefon milczał. 8 września zgłoszono zaginięcie, a śnieżyca, która uderzyła w okolicę, znacznie pogorszyła sytuację. Helikoptery ze sprzętem na podczerwień, 20 drużyn psów tropiących i policjanci na koniach, pomimo mniej więcej znanej pozycji, nie potrafili odnaleźć zaginionego. Drugiego dnia poszukiwań w końcu udało się znaleźć pewne ślady. Nad strumieniem znaleziono miejsce, w którym ktoś próbował rozpalić ogień za pomocą paczki papierosów. W pobliżu znaleziono pęcherz wodny Hedgesa, paski biodrowe plecaka i buty — wszystko starannie położone obok siebie. Co dziwne, to miejsce zostało przeszukane poprzedniego dnia, nie znajdując niczego. Zagadką było również to, że zdjął buty i po prostu zostawił je, pomimo spadającej temperatury i śniegu. Opiekuni byli zdezorientowani, dlaczego ich psy tropiące nie były w stanie znaleźć śladu zapachowego mężczyzny? To był jedyny ślad, jaki znaleziono podczas poszukiwań w 2014 roku, wyglądało, jakby mężczyzna rozpłynął się w powietrzu. Obrót wydarzeń stał się jeszcze dziwniejszy, gdy po 9 miesiącach po zaginięciu, dokonano następnych odkryć. W czerwcu 2015 roku traper o nazwisku Beslanowitch wędrując górskim grzbietem, natknął się na czyjś sprzęt outdoorowy, w tym plecak, a w nim telefon komórkowy, pomarańczową kamizelkę myśliwską, łuk, ubrania, pozwolenie na polowanie i kilka porozrzucanych opakowań po batonach musli. Na szczycie grzbietu znajdował się również kubek termosu umieszczony na skale wraz z otwartym napojem energetyzującym. Beslanowitch powiedział później, że był pewien, że gdzieś muszą znajdować się zwłoki, ale nie mógł ich znaleźć. Dokumenty należały do Aarona Hedgesa, ponownie wznowiono poszukiwania, lecz i tym razem nie można było znaleźć śladu ludzkich szczątków. Dopiero następnego lata, w końcu odkryto jego pozostałości, około 800 metrów od miejsca, w którym znaleziono sprzęt, a w sumie 24 kilometry od miejsca, w którym go ostatnio widziano. Trzeba podkreślić, że prawie 10 kilometrów przeszedł śnieżną pustynią bez butów, w terenie gdzie nie ma głównych (ubitych) szlaków. Jeszcze dziwniejsze było to, że obszar, w którym znaleziono szczątki, znajdował się w zasięgu wzroku pobliskiego rancza i tuż obok często uczęszczanej drogi. Co tu się mogło wydarzyć? Najwyraźniej zatrzymał się na tej grani, aby się napić, stamtąd widać dokładnie zamieszkałą farmę, więc dlaczego po prostu tam nie poszedł? Całość przesycona jest dziwnymi szczegółami. Rozwidlenie szlaku, którym początkowo miał podążać Hedges do celu, było wyraźnie wytyczone i widoczne, a on wyposażony w system GPS mimo tego wybrał złą drogę. Miejsce, gdzie nocował, było przeszukane 8 września i pomimo tego nie znaleziono nic, dopiero następnego dnia. Zdjął buty w mroźną pogodę i jakimś cudem udało mu się przejść 10 kilometrów w górzystym terenie, w śniegu, co uważa się do dziś za bardzo mało prawdopodobne. Byłby to niesamowity wyczyn nawet dla najbardziej zatwardziałego survivalowca. Dlaczego zaraz na początku zdjął buty? hipotermia nie wchodziła w rachubę, miał ze sobą wszystko, żeby się ogrzać. Do tego dochodzi fakt, że psy nie mogły wychwycić jego zapachu. Jego ciało znaleziono praktycznie w zasięgu wzroku zamieszkanego rancza... Co się stało z Aaronem Hedgesem? Czy po prostu zgubił się i uległ stresowi? Czy jest tak, jak mówi oficjalny raport, że to przypadek psychozy wywołanej hipotermią? Czy on przebywał w tym momencie w naszym tu i teraz?
Świetny temat jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrawiam.
Usuńhttps://demotywatory.pl/4962695/Ta-mapa-pokazuje-czestotliwosc-tajemniczych-zaginiec-w-USA
OdpowiedzUsuńhttps://pl.wikipedia.org/wiki/Jaskinia_Mamucia, USA ma największą sieć jaskin na swiecie, kto wie co się w nich czai
OdpowiedzUsuńWprawdzie mapa wygląda bardzo ciekawie, byłbym bardzo ostrożny. Paulides ma także swoje upodobania jak masywy skalne, głazy lub zaginięcia w pobliżu zbiorników wodnych jak jezioro, rzeka lub ocean. Ale jaskinie, głazy lub woda znajdziemy prawie wszędzie w Parkach Narodowych i terenach zalesionych. Jest jeszcze coś innego, poza miastem jest zawsze mniej świadków, ktorzy mogliby coś zauwaźyć. A jeśli ludzie byli w grupie, dochodziło do rozdzielenia i w sumie znów nie było świadków zajścia. Dzięki za linka, zaraz poczytam sobie o tej jaskini. Pozdrówka.
UsuńDrogi Arkadiuszu, jest taka stara Indiańska legenda o krwiożerczych kamieniach, bodajże w "Debatach ufologicznych" o Paulidesie i zaginięciach w Amerykańskich parkach mówił o niej chyba Chris Miekina, może coś w tym jest? Nie mówię, że akurat kamienie zżerają ludzi (chociaż kto ich wie), ale może jakieś nieznane nam istoty/stworzenia żyjące w tych jaskiniach odpowiadają za zaginięcia ludzi? A ta pierwsza historia opisana powyżej, trzech myśliwych, strzały których ojciec z synem podobno nie słyszeli, może synek zastrzelił przypadkiem kolegę ojca, może ojciec zastrzelił kolegę i pozbyli się ciała ze strachu? Patrząc na przygody polskich myśliwych, którzy polując na dziki potrafią trafić we wszystko tylko nie w dziki, to może być całkiem możliwe wytłumaczenie. Pozdrawiam.
UsuńMax Pain, ja już kiedyś pisałam tutaj, że w USA pod Parkami Narodowymi znajdują się bazy obcych i to oni porywają tych ludzi. A zarządy Parków o tym wiedzą i nic z tym nie robią, bo co mają zrobić?
UsuńSą to oczywiście ci niefajni obcy - reptilianie i szaraki, a może i jakieś inne, pozbawione serca i współczucia istoty. Podobno jednak te porwane Dusze były umówione wcześniej z tymi obcymi, że pozwolą się porwać, dla jakichś wyższych celów... tym niemniej, zaskakuje tutaj ten motyw zdejmowania butów, zostawiania starannie złożonych ubrań czy koloru czerwonego, wspomnianego w poprzednim artykule, w sekcji komentarzy.
Nawet te kamienie pożerające ludzi da się wytłumaczyć jakąś technologią maskującą należącą do obcych, że powstaje wrażenie, że to kamień połyka człowieka, ale buty? Czerwień?
Jeśli pies nie jest w stanie wywąchać zaginionego, to on już jest "pod ziemią", albo w jakiejś innej przestrzeni. Może te istoty biorą sobie, co chcą od tych ludzi, a potem podrzucają niepotrzebne ciało gdzie popadnie... mogą pewnie również pewnie bez problemu sterować pogodą na danym obszarze - mgła, opady deszczu, śniegu, zimno.
Oczywiście czytanie o tych przypadkach jest fascynujące i chyba nigdy mi się nie znudzi, tym niemniej wolałabym, żeby te istoty opuściły ziemię i zostawiły nas wreszcie w spokoju.
To wcale nie muszą być obcy, może to starsza od naszej cywilizacja która poprostu żyje pod ziemią i w głębi oceanów, może to istoty z innego, równoległego wymiaru? A z tą technologią maskującą całkiem ciekawa teoria, ale obstawiałbym również bramy miedzywymiarowe, zważywszy na całkiem pokaźną ilość relacji dotyczących spotkań z diabłami, wróżkami, krasnoludkami, elfami i resztą tzw. żywego folkloru. Do tego trzeba doliczyć wszelkiej maści kryptydy których występowanie jest potwierdzone wieloma relacjami ludzi i to od wielu, wielu lat, a fizycznego śladu występowania tych stworzeń nie mamy do dzisiaj, Ałmys, Yeti, Bigfoot, Chupacabra, Nessi, Mothman, Mokele-Mbembe itp. może to też stworzenia żyjące na granicy wymiarów?
UsuńHejka, witam.
UsuńSzukałem więcej informacji o panu Childress, czy np.: psy go poszukiwały, ale nie mogę wiele powiedzieć, bo i internetowe źródła wiele nie wnoszą o poszukiwaniu. Oczywiście mogłoby i tak być, że towarzysze go zakatrupili — specjalnie lub przez przypadek. Nie mając więcej informacji, trudno coś powiedzieć.
Trudno powiedzieć co za tym stoi, Paulides ma też swoje upodobania, w swojej książce cytuje, co mu przysłano ze Skandynawii, o istotach , które mają żyć w takich skałach, gdzie według legend owe stworzenia widzą te miejsca jako nienaruszalne i nawet był taki przypadek, gdzie planowana droga została przeniesiona z powodu takich wierzeń.
Ponad 30 lat interesowałem się zjawiskiem UFO i muszę powiedzieć, że przy zjawisku tajemniczych zaginięć, nie chciałem tego łączyć, ale niektóre przypadki jak ten, kiedy ośmioletni Östen Engström przeżył zaginięcie i opowiedział, co przeżył, muszę powiedzieć, że być może UFO, jak i cały ten fenomen może za tym stać. Pozostają te same pytania, co oni chcą? i dlaczego to robią?....
Cy był na stronie opisany ten przypadek ośmioletniego Ostena Engstroma?
UsuńJeszcze nie, czeka na odpowiedni temat, ale wkleję go poniżej:
UsuńIncydent miał miejsce w 1922 roku w pobliżu małej wioski Orsta, niedaleko południowo-zachodniej części Kolsvy. Ośmioletni Östen Engström po zajęciach w szkole bawił się w domu kolegi. Kiedy w umówionym czasie nie wrócił do domu, rodzina wysłała starszego brata Gustava, żeby zobaczył, co się stało. Na miejscu okazało się, że Östen postanowił pójść do domu wcześniej, niż było umówione, już o 15:30, czyli przed trzema godzinami i dawno powinien być w domu. Gdy Gustav wrócił do domu, jego młodszy brat znajdował się w ramionach mamy, trzęsąc się z powodu przeżytego szoku. Östen opowiedział o serii dziwnych wydarzeń, gdy wracał przez las. Zaczęło się od tego, że drzewa, krzaki, wszystko dookoła jakby ożyło, wypełzły niezliczone ilości dzikich zwierząt, które nękały chłopca. Niebo pociemniało jakby zakryte przez chmury burzowe, ale jednocześnie było nadal czyste. Wtedy dziwny, ostry zapach zaczął przenikać powietrze, a kiedy spojrzał w górę, zobaczył coś bardzo dziwnego. Trzy szare obiekty, unosiły się bezszelestnie nad jego głową. Były tak blisko, że chłopiec twierdził "mógłby rzucić w nie kamieniem". Obiekty pulsowały, jakby "oddychały", w środku posiadały dwie ciemne linie. Nieco dalej, nad lasem, unosiły się kolejne dwa obiekty, były większe i ciemniejsze. Następną rzeczą, jaką pamięta, jest to, że leżał w ciemności na drodze, niedaleko swojego domu, zmarznięty i zdezorientowany. Pulsujące światło na niebie wycofywało się w ciemność wieczoru, a wszystko wokół niego było śmiertelnie ciche. Rodzice byli szczęśliwi, że Östenowi nic się nie stało, ale nie obeszło się bez reprymendy, resztę zrzucono na wyobraźnię dziecka. Co dziwne, Gustav powiedział, że szedł drogą, na której obudził się jego brat, ale nigdzie go nie widział. Z okresu 4 godzin, które upłynęły od wyjścia z domu przyjaciela, do chwili powrotu, nie pamiętał wiele. Kilka lat później, podczas rozmowy ze szwedzkimi ufologami powiedział:
"Nie mam pojęcia, gdzie byłem przez te kilka godzin. Do domu wróciłem dopiero o wpół do siódmej lub ósmej wieczorem. Rodzice o mało mnie nie pobili, powiedzieli, że kłamię. W łóżku spędziłem cztery dni, prawdopodobnie przeziębiłem się mocno, leżąc na drodze. Wyglądało to tak, jakby wszystkie trzy obiekty pulsowały jednocześnie. Tak jak robi to ośmiornica, gdy porusza się przy wchłanianiu i wydmuchiwaniu wody. Wyglądało to tak, jakby obiekty używały tej samej techniki. Poruszały się w bardzo elegancki sposób, zmieniały kierunek i zdawały się sterować tym pulsowaniem. Nie wiem, gdzie byłem, Gustaw przechodził obok miejsca, gdzie się obudziłem, nie widząc mnie."
Super! Dziękuję bardzo.Ogromnie ciekawy przypadek ......
UsuńPozdrawiam :))))
Drogi Arkadiuszu, ostatnio dużo czytałem o zaginięciach na całym świecie i naszła mnie taka refleksja, skoro spora część z nich ma miejsce w okolicach występowania skał, a co za tym idzie również kryształów, a te jak wiemy emanują dziwną energią i niezbadanym zakresem częstotliwości, to może częstotliwość tu odgrywa rolę klucza do miedzywymiarowych portali. Przecież zarówno Albert Einstein, jak i Nicola Tesla badali wpływ częstotliwości na życie człowieka, kula ziemska posiada własną częstotliwość która nadaje rytm naszemu życiu, a kryształy zawsze przewijają się gdzieś w historii, od Sumeru, przez starożytny Egipt, po "zabawy ezoteryczne" dnia dzisiejszego. Co myślisz Arku o tym, że rozwiązanie zagadki zaginięć, występowania dziwnych zjawisk, kryptydy, czy UFO może mieć tak proste rozwiązanie, jak odpowiednio dobrana częstotliwość która otwiera portal między wymiarami? Bo ja nie jestem w stanie uwierzyć, że jakaś cywilizacja z innej galaktyki leci miliony lat świetlnych na ziemię, tylko po to żeby porwać "Kowalskiego" który się wybrał na wycieczkę do lasu, dla mnie to ewidentne przenikanie się równoległych wymiarów, zniknięcia bez śladu, Yeti, UFO, a nawet duchy .. może to wszystko tylko cień przenikającej naszą innej rzeczywistości. Pozdrawiam.
Usuń
UsuńHejka. Wiesz, Paulides często nawiązuje do skał, głazów - w jego statystykach to jeden z aspektów dziwnych zaginięć. Na pewno coś w tym jest, niektórzy badacze widzą także powiązania, ponieważ w takich skałach została skumulowana wielka ilość energii podczas ich powstawania. Nie w następnym, ale w trzeciej części "Menhir- strażnik podziemi" tam będzie o teleportacjach pod ziemią i przepływem wielkiej ilości energii, coś, co znano już dawno temu. Jeśli chodzi o ufo i różne anomalie, też jestem tego zdania, po prostu ani nie opłacalne, a nawet głupie, żeby lecieć taki szmat drogi a później "pobierać próbki gleby", każda zaawansowana cywilizacja nie musi nawet lądować, żeby zbadać kawałek ziemi, to robią roboty.
Jest wiele relacji, kiedy to bigfooty rozpływają się w powietrzu, znikają bez śladu i tym podobne. Jeden facet opowiadał, że wielki małpolud po prostu zniknął, jedynie było słychać dudnienie kroków, kiedy uciekał. A samo ranczo skinwalkera, tam nawet obserwowano coś w rodzaju portalu, skąd coś wylazło, coś człekokształtnego. Masz rację, jak najbardziej. Pozdrawiam!!!
Witam, czy zna pan relacje tajemniczych zaginięć z kontynentu australijskiego? W australi dzieje się naprawdę niezwykle rzeczy związane z kryptydami, wystarczy napomnieć tu o wielu obserwacjach Yowi czy Dogman w beskresnych buszach australi.
OdpowiedzUsuńOj tak! Jest tam kilka dobrze udokumentowanych przypadków. Paulides odwiedził Australię podczas swoich wykładów i przy okazji zebrał to i owo.
OdpowiedzUsuń