Konfrontacje z nieznanym cz.II

 Od niepamiętnych czasów odległe i dzikie zakątki naszego świata przyciągają wszelkiego rodzaju mity i legendy. Natura ma dla nas pierwotny powab, poczucie tajemnicy, któremu nie możemy się oprzeć. Mroczne lasy i ciemne pustkowia przyciągają wszelkiego rodzaju opowieści o potworach, duchach i imponujących paranormalnych siłach. Czy stoi za tym nasza wyobraźnia? a może istnieje inny czynnik, który powoduje, że zaczynamy widzieć, słyszeć niesamowite istoty? Pozostaje jeszcze możliwość, iż mamy do czynienia z portalami do innych światów a w takich miejscach materializują się częściej niż gdzie indziej. W wielu takich przypadkach często pojawia się uczucie, że coś groźnego i niepojętego czai się wśród drzew, sprawiając wrażenie, że chce wciągnąć ludzi w otchłań nieznanego. Także wiele starych przekazów sugeruje związek między mitem a rzeczywistością, absolutnie nie jest to "nowa moda".

                                                     Niecodzienne drzewo w Bułgarii.


Brent Swancer — autor i badacz opisał w swoim artykule pewną przygodę starszego oficera, ratownika górskiego na obozie szkoleniowym. Było już późno wieczorem, gdy usłyszał, że ktoś chodzi po obozie. Początkowo myślał, że to jeden z żółtodziobów, który wyszedł za potrzebą, ale najwyraźniej ktokolwiek to był, oddalał się coraz głębiej w głuszę.

"Poszedłem do linii drzew i zawołałem, że obóz jest w tę stronę. Ale on nadal szedł głębiej się w las, więc poszedłem za nim. Wiem, że to było głupie, ale byłem półprzytomny i nie chciałem, żeby jakiemuś idiocie stała się krzywda. Podążałem za nim na ślepo przez las, aż zatrzymał się na brzegu strumienia. Mogłem dostrzec jego zarys, ponieważ woda odbijała księżyc, wyglądał jak zwykły facet. Miał na sobie plecak i miałem wrażenie, że był zwrócony w moją stronę. Zapytałem, czy nic mu nie jest, czy nie potrzebuje pomocy, a on pokiwał głową, jakby mnie nie zrozumiał. Zawsze mam przy sobie scyzoryk z małą latarką, więc włączyłem ją i oświetliłem jego klatkę piersiową, żeby go nie oślepić. Oddychał powoli i głęboko, zastanawiałem się, czy nie lunatykuje. Podszedłem bliżej i ponownie zapytałem go, czy wszystko w porządku. Przesunąłem światło wyżej, ale coś mi się tutaj nie zgadzało. Wciąż oddychał dziwnie, naprawdę powoli i głęboko, a ja zorientowałem się, że to właśnie mnie niepokoi. To było tak, jakby udawał, że oddycha, jego oddech były zbyt równomierny i głęboki a wszystkie jego ruchy jakby przesadzone, dziwnie uniesione ramiona i poruszająca się klatka piersiowa. Zapytałem jak się nazywa, a on wydał z siebie gardłowy, stłumiony dźwięk. Przesunąłem światło w górę i w tym momencie mnie zatkało, ten facet nie miał twarzy, tylko gładką skórę. Przestraszyłem się i skierowałem światło ku ziemi, a on w tym momencie ruszył w moją stronę, chociaż tak naprawdę nie widziałem, żeby wykonał jakiś krok. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale w jednej sekundzie był na brzegu rzeki, a w następnej był pięć stóp ode mnie. Potknąłem się i upadłem na tyłek, wtedy na jego gardle pojawiła się linia. Ciągnęła się aż do miejsca uszu, a jego głowa odchyliła się do tyłu, w ten sposób uśmiechnął się do mnie "gardłowo". Nie było żadnej krwi, tylko ta ziejąca ciemna dziura, i przysięgam, że uśmiechał się do mnie tą szparą w gardle. Wstałem i uciekłem tak szybko, jak tylko mogłem, z powrotem do obozu. Nie słyszałem, żeby szedł za mną, ale czułem, że gdzieś tam był, chociaż kiedy oglądałem się za siebie, nie mogłem go zobaczyć. Uspokoiłem się, gdy wróciłem do obozu; ogień wciąż płonął i chyba ta mentalność bycia z innymi ludźmi sprawiła, że trochę odetchnąłem."


W archiwach "Center for UFO Studies" - organizacja, którą założył astronom i badacz J. Allen Hynek można znaleźć relację, którą trudno zakwalifikować do jakiejś grupy. W 2010 roku opowieść została przedstawiona przez Billa M. i potwierdzona przez jego brata. Latem 1968 r. górnik Alex M. i jego partner Veino Heimonenem, pracowali dla firmy górniczej z Vancouver, poszukując złóż rud mineralnych w dość odległym i trudnym terenie na terytoriach Północno-Zachodnich Kanady. Pewnego dnia natknęli się na bardzo dziwny teren jakby pęknięcie w ziemi w płytkim wąwozie, około 15 metrów na 2 metry z dwoma dużymi zaokrąglonymi głazami. Wśród dziwnie ukształtowanych skał i kamieni pokrytymi mchem i porostami, znajdował się lejkowaty obszar zakryty mgłą. Wszystko to było tak anomalne, że postanowili przyjrzeć się bliżej i zbadać ten dziwny wąwóz. Okazało się, że większe skały miały kształt banana i około metra długości, wydawały się sumą mniejszych, srebrzystych kamieni, które były: "półprzezroczyste, tak jakby był to żabi skrzek". Zebrali kilka mniejszych próbek, które miały być gładkie jak szkło i wielkości ziemniaka, ale żaden z nich nie potrafił określić rodzaju minerału. Znaleźli również liczne zaokrąglone kawałki stopionej skały w kształcie łezki, które wyglądały jak szkło, a także żużel, który wydawał się wytworzony przez działalność górniczą, chociaż śladów górnictwa sami nie potwierdzili. Surrealistyczne było bardzo duże wyrwane z korzeniami drzewo leżące nieopodal unoszącej się mgły, z rozłożystymi korzeniami odstającymi we wszystkich kierunkach, było po prostu zbyt duże, by mogły pochodzić ze skalistego wąwozu, w którym się znajdowali. Jak się tam dostało? Nie mieli najmniejszego pojęcia. Alex podkradł się bliżej pulsującego kotłowiska mgły i próbował w nią zajrzeć. Nieodparta chęć dowiedzenia się, co jest po drugiej stronie, zmusiła go do wykonania kilku ostrożnych kroków, spoglądając za zasłonę. Gdy to uczynił, stało się coś bardzo dziwnego, coś, co opisał w liście do swojego brata Billa:

"Już po dwóch krokach w głąb mgły zobaczyłem trawiaste pole, tak daleko, jak pozwalał na to mój wzrok. Na początku trawa była wysoka na około stopę. Im głębiej wchodziłem, tym była ona wyższa. Wiał wiatr, mój widok był ograniczony na lewo i prawo. Posuwałem się naprzód, aż brązowa trawa osiągnęła około trzech stóp wysokości. Wtedy postanowiłem się wycofać, co też uczyniłem. Nie pamiętam, jak wyglądało niebo, chyba miało szary kolor. Jednak coś mnie kusiło i po chwili wróciłem, zanurzając się z powrotem w mgłę, wszystko było tak samo, jak za pierwszym razem. W miarę jak posuwałem się naprzód, trawa stawała się coraz wyższa, teraz około pięciu stóp. Daleko po mojej prawej stronie była jakby jakaś oaza? Średniej wielkości drzewa z dwiema wysokimi palmami rosnącymi w środku okręgu. W tym momencie miałem już dość, mój umysł stał się całkowicie pusty, z wyjątkiem małego kawałka świadomości walczącego z przejęciem władzy nad moim mózgiem. Następne, co pamiętam, to to, że wydostałem się stamtąd na rękach i kolanach w rekordowym czasie."

Roztrzęsiony i zdruzgotany, czuł się całkowicie wyczerpany i zdrenowany, nie mógł nawet wstać. Skulił się, zastanawiając się, co właśnie przeżył i czy to w ogóle było prawdziwe. Później miał powiedzieć, że czuł się zagrożony przez tajemniczą trawę, jakby zaatakowany przez niepokojący strach, który udzielił mu się, będąc wewnątrz mgły, choć nie wiedział, dlaczego tak się czuł. Jego brat po wielu latach nadal pamiętał, że Alex opowiedział mu o tym w rozmowie telefonicznej:

"Było tam dwóch mężczyzn, którzy patrzyli na niego, stali obok siebie na skraju mgły i około trzech stóp nad ziemią. Mieli około 1,80 wzrostu, długie włosy i długie brody. Wyglądali na około 40 lat, mieli takie same rysy twarzy jak my, ale nie widział żadnych gałek ocznych. Wyglądali jak bliźniacy. Mieli na sobie jasne spodnie i szaty, które sięgały do kolan, obaj nosili sandały. Spojrzał w dół a za chwilę znów w ich kierunku. Teraz, jeden mężczyzna z przodu wciąż stał, natomiast ten z tyłu zdawał się siedzieć na krześle, którego nie było, lub trudniej było go dostrzec we mgle. Mężczyzna z tyłu przypominał mu rzeźbę zwaną Myślicielem. Żaden z nich nic nie powiedział, tylko patrzyli na niego. Alex powiedział, że czuł się wtedy dość roztrzęsiony i postanowił wrócić do obozu".

Czym były te byty? Co to wszystko znaczyło? Nie wiemy, czy ktokolwiek kiedyś próbował powrócić do tego miejsca.


A to przypadek z serii Missing 411, jeden z tych, który przynajmniej na mnie wywarł znaczne wrażenie.

5 grudnia 1961 roku James Mc Cromick senior wybiera się na polowanie, towarzyszy mu syn - 16-letni James Mc Cromick junior oraz pies. Pogoda nie rozpieszcza, najpierw deszcz, a gdy temperatura spadła — śnieg i wiatr dają się w znaki. Ojciec jest strażakiem, silny i odważny, umie poradzić sobie z niejednym zadaniem a przy tym zachować zimną krew. Jego syn natomiast jest jego przeciwieństwem, nie uprawia żadnego sportu, waży prawie 100 kilogramów. Celem wspólnego polowania było także zachęcenie nastolatka do spędzania więcej czasu na świeżym powietrzu. Sytuacja staje się coraz bardziej krytyczna, zgubili drogę, noc muszą spędzić w nieznanym im miejscu. Walczą z zimnem. Rankiem, młody skarży się, że jest chory, ma nudności i nie potrafi dalej iść. Ojciec postanawia, że wracają do samochodu, pomaga mu iść, częściowo go wlecze, a później niesie. Po trzech godzinach seniora opuszczają siły, robią przerwę. Ojciec oznajmia, że pójdzie po pomoc, poniżej widział światła, prawdopodobnie turyści lub myśliwi. Chłopak ma się nie ruszać z miejsca. Nie wiadomo co widział, okolica jest bezludna i dzika, nie ma tu żadnej chaty, gdzie mogliby przebywać ludzie. Jakiś czas później wraca do syna, lecz ścieżka, na której go pozostawił, jest pusta. Przez następną godzinę razem z psem szukają chłopaka, bezskutecznie. Biegiem pokonuje dystans do bazy strażników. W ciągu kilku godzin, ratownicy i 200 strażaków z Portlandu przybywa na miejsce, szeryf organizuje przybycie grupy GOPR, śmigłowca i psów ratunkowych. Już wkrótce niedaleko miejsca, gdzie był ostatnio widziany, znajdują jego buty i skarpety, trochę dalej — okulary. Ratownicy wydają się zmieszani znaleziskiem, być może to dobry znak? Człowiek bez okularów i butów daleko nie odejdzie. Jeszcze tego samego dnia odnajdują ciało u stóp urwiska, 300 metrów od miejsca, gdzie powinien czekać. Szesnastolatek latek nie żyje. Jako przyczynę śmierci podano zamarznięcie, gdzie indziej znów, pisano, że spadł z urwiska. Sytuacja przypomina jakiś telewizyjny horror — chłopak, który ma czekać na powrót ojca, oddala się od wyznaczonego miejsca, ściągając buty i skarpety. Dokładnie takie irracjonalne zachowanie cechuje większość przypadków serii Missing 411. Prawdopodobnie zaistniała jakaś sytuacja, która doprowadziła do rozdzielenia ojca i syna, nie była przypadkiem. W innych incydentach widzimy to samo — ofiara w jakiś sposób zostaje oddzielona od reszty towarzystwa. Czy dzieje się to za pomocą obcej siły lub własnej woli, nie ma znaczenia. Wiele wskazuje na to, że ważne jest, aby ofiara była sama, by wyeliminować świadków, lub kogoś, kto mógłby pomóc. Strach i uczucie paniki zawsze jest większe, gdy jesteśmy sami. Mc Cromick senior nie jest jedynym, który widział światła świecące przez gałęzie, takie obserwacje z tego obszaru znane są od dekad. Tak zwane błędne ognie, światełka, które unoszą się nad bagnami, łąkami lub po lasach, znamy głównie z literatury folkloru, zwodziły ludzi, niejeden zgubił przez nie drogę. Czy Mc Cromick senior widział takie światła? W tym, jak i innych przypadkach główne pytanie sunie się na język — co się wydarzyło, że zmarznięty i zmęczony chłopak ściąga buty i skarpety? Jeszcze chwilę wcześniej nie był w stanie kontynuować marszu. Gdyby coś go wystraszyło, np.: zwierzę jak puma lub niedźwiedź, nie ściągałby butów i skarpet, żeby uciekać. Obojętnie, przed czym by uciekał, w leśnym terenie, w śniegu, w takich warunkach nikt nie pozbawia się obuwia! Ów coś, nie tylko nie zostawiło śladów, ale było w stanie sprawić, że pomimo totalnego zmęczenia, zdjął obuwie i boso doszedł do urwiska, skąd spadł, ginąc na miejscu. Jak to nazwać? - odurzenie? hipotermia? albo coś bardziej złowieszczego?


W Słowacji w jednej z kilku opowieści, które dostarczył Krzysztow Dreczkowski, dochodzi także do enigmatycznych zaginięć ludzi. Tam znów krążą opowieści o wilkołakach. Jeden ze świadków opowiada, że już od dziecka był ostrzegany przez babcię, by nie chodził głęboko do lasu, bo tam można spotkać wilkołaka. Słowa te, zamiast go odstraszyć, bardziej go zaciekawiły i skłoniły do badania lasu. W ciągu wielu lat trzykrotnie zetknął się z nieznanym fenomenem. Raz szedł z psem przez las, gdy usłyszał obok siebie kroki. I chociaż nikogo w pobliżu nie mógł zobaczyć, pies trząsł się ze strachu. Miał wrażenie, że coś go obserwuje, dopiero po jakimś czasie uczucie zniknęło. Następnym razem, w lesie pojawiła się tajemnicza mgła, a z niej odezwał się przerażający ryk, który brzmiał jak potężne wycie "psa zmieszanego z lwem" - jak to opisał świadek. Za trzecim razem wracał w nocy z wędkowania, kiedy w światłach samochodu ujrzał stwora bezpośrednio przed sobą. Był dużo większy niż wilk, nie miał ogona, oczy czarne — nie świeciły w świetle reflektorów jak u wilków. Stworzenie przyjrzało się samochodowi, a następnie weszło do lasu.

Także Arek Miazga na swoim blogu opisuje ciekawy przypadek obserwacji wilkołaka: http://arekmiazga.blogspot.com/2020/02/zywy-folklor-spotkanie-z-wilkoakiem-w.html

Inny z takich incydentów pochodzi od świadka — zapalonego myśliwego i miłośnika outdooru. W dzieciństwie weekendy spędzał w domku swojej rodziny w pobliżu Danbury, w północno-zachodnim Wisconsin, gdzie z kuzynem urządzali bitwy wojenne, strzelając plastikowymi piłeczkami. Pewnego dnia zbliżali się do linii drzew, kiedy odgłosy lasu nagle ustały, jakby ktoś nacisnął przycisk. Nie było słychać ptaków, nie było nic, tylko nagła, niepokojąca cisza:

"Skanując okolicę, zobaczyłem to dziwne coś. Od razu rzuciły mi się w oczy jego zęby, które kontrastowały z tłem. On sam swoją barwą był prawie niewidoczny w stosunku do otoczenia, ale zdradziły go te zęby. Miał ciemne czerwono-brązowe futro. Jeszcze dziwniejsze było to, że stał na dwóch nogach i opierał się o drzewo swym przednim lewym ramieniem. Dyszał i patrzył w naszym kierunku z uniesionymi uszami. Teraz wszystko wydarzyło się w przeciągu może 10 sekund: powiedziałem do kuzyna "musimy iść", zaczęliśmy się wycofywać, nie spuszczając go z oka. Gdy zwierzę zrobiło dobre 3 kroki na dwóch nogach w naszym kierunku, zaczęliśmy uciekać. Odwracając głowę, widziałem go teraz na czworakach. Próbowałem to wytłumaczyć niedźwiedziem lub dużym wilkiem, ale to, co widziałem, po prostu nie pasuje. Wciąż, po wielu latach jestem tym nadal zdumiony, to stało i szło na dwóch nogach, a ruch bardziej przypominał człowieka, ale wygląd miał wilka."


Nadine Smith wraz z mężem i synem Shane'em mieszkała na parkingu dla przyczep w Hopkinsville, w stanie Kentucky, ona także widziała coś, co trudno jej wytłumaczyć. Było to tymczasowe domostwo, dopóki mąż, żołnierz nie dostał mieszkania w bazie. Pewnego dnia Nadine i Shane natknęli się na martwego psa, którego zakopali na skraju lasu. Następnego dnia, gdy poszli odwiedzić grób, okazało się, że został on rozkopany, a pozostałości psa zniknęły. Być może to sprawiło, że Nadine baczniej przyglądała się okolicy, a niedługo później zaczęła zauważać ogromną postać czającą się wśród drzew wokół ich parkingu, opisała ją wysoką na około 210 cm ze świecącymi oczami, ale zawsze gdzieś tam w półmroku, nie będąc w stanie opisać ją dokładniej. Także jej mężowi udało się ją zobaczyć, od tego momentu postać jakby polubiła nowych:

"Pewnego wieczoru spacerowałam po naszym "miasteczku" , tylko w wewnętrznej części, nie miałam zamiaru wyjść poza linię przyczep, było już ciemno, więc lepiej pozostać wśród ludzi. W jednej z opuszczonych i zamkniętych przyczep zauważyłam czerwone oczy wpatrujące się gdzieś w dal przez okno. Cokolwiek to było, znajdowało się wewnątrz. Mniej więcej w tym czasie Shane zaczął miewać powracające koszmary, budził się spanikowany, twierdząc, że jakaś istota patrzyła na niego w nocy przez okno. Próbowaliśmy go uspokoić, mówiąc mu, że to tylko koszmar i nic więcej. Pewnej nocy wbiegł do pokoju krzycząc, wtedy ja i mąż zobaczyliśmy czerwonookiego stwora w oknie, patrzącego do środka. Miał czarnobrązowe futro, stał na dwóch nogach, a jego oczy zdały się koloru czerwonego. Wyglądał jak wyprostowany, chodzący na dwóch nogach wilk. Chwilę później schował się w czeluściach nocy. Zaczęłam czytać w internecie i w ten sposób natknęłam się na opowieści o skinwalkerach, myślę, że to stworzenie mogło być jednym z nich. Podczas gdy mąż przebywał kilka dni poza domem, byłam zbyt przerażona, by spać sama, poprosiłam przyjaciółkę, by została u mnie na noc. Pewnej nocy, usłyszałyśmy dobiegające z zewnątrz gardłowe warczenie oraz hałasy. Patrząc przez szybę w drzwiach, zauważyłyśmy wyprostowanego, chodzącego na dwóch nogach czarnego wilka z czerwonymi oczami, patrzył dokładnie w naszym kierunku. Wyglądał strasznie, może chorował na wściekliznę?, ruszył w kierunku drzwi, tak że aż przyczepa zaczęła się trząść. Chciałyśmy wezwać policję, gdy wszystko ustało. Chwilę później stwora już nie było. Był to kluczowy moment, zaraz potem przeprowadziliśmy się w inne miejsce do solidnego domu, tak się spieszyliśmy, że część swoich mebli pozostała w przyczepie. Nikt mnie nie namówi, żeby kiedykolwiek wracać w to miejsce."


Miałem ostatnio wymianę poglądów z pewną osobą, która twierdzi, że takie zwierzęta nie mogą istnieć, ponieważ aby przetrwały populacja musiała być dość znaczna i na pewno zostałaby już odkryta. Tak, to na pewno, temat ten nieraz przerabialiśmy na różnych forach. Moim zdaniem stwory takie wcale nie muszą być tym, na co wyglądają. Obserwowano je przynajmniej od stuleci i jeśli ktoś w średniowieczu powiedział, że widział wilkołaka, znaczy tylko, że widział coś, co mu się skojarzyło z wilkołakiem. Dziś jest to samo, setki opowieści mówią o wilko - podobnych stworach, jednak ponieważ nikt takiego nie złapał i nie zbadał, problem pozostaje ten sam. Ludzie tylko opisują do czego, to coś było podobne i na tym obserwacja się zamyka. Czy to skinwalker?, inna zmiennokształtna postać? trudno powiedzieć, legend i przekonań co za tym stoi jest kilka.

A jakie jest wasze zdanie?

Komentarze

  1. https://www.google.com/search?q=werewolf+stories+dogman&client=ms-android-samsung&biw=360&bih=559&tbm=vid&ei=ye-0YKKvKpaL9u8Pn6y7wAg&oq=werewolf+stories+dogman&gs_lcp=ChBtb2JpbGUtZ3dzLXZpZGVvEAM6BAgAEEM6BggAEAcQHjoECAAQEzoICAAQFhAeEBM6BQghEKABOgYIABANEB46BggAEBYQHlCcRlituQFgir8BaARwAHgAgAG1AYgBtQySAQQwLjEymAEAoAEBqgEQbW9iaWxlLWd3cy12aWRlb8ABAQ&sclient=mobile-gws-video#fpstate=ive&vld=cid:5efa3e84,vid:3mgyYZWdw5c,st:0

    Też ciekawe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchałem tą wypowiedź starszej pani, nawet dwa razy dla lepszego zrozumienia :) , nie wydaje mi się żeby chciała "zabłysnąć" wymyślając opowieść. Cóż , spotkała coś, czego trudno wytłumaczyć i co wyglądało na wilkołaka. I wierzę że się wystraszyła jak to opowiada, spotykając takie coś w półmroku też bym się wystraszył.

      Usuń
  2. Dziesiątki relacji https://tunein.com/podcasts/Paranormal-Podcasts/Dogman-Encounters-Radio-p639972/?topicId=100196266
    To muszą być kreatury które pojawiają się znikąd i w ten sam sposób znikają. Na Mazurach też widziano, napiszę na priva

    OdpowiedzUsuń
  3. OclavidAnord_to Eric Spier Download
    mihostobit

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dogman - spotkania w lesie.

Tajemnicze zaginięcia ludzi - co nam mówią mapy.

Mike Herdman i Alois Krost - dwa dziwne przypadki zaginięć.